Skocz do zawartości
Nerwica.com

_asia_

Użytkownik
  • Postów

    2 857
  • Dołączył

Treść opublikowana przez _asia_

  1. No to Haniu mój obecny facet nie jest prawdziwym facetem w takim razie. I wcale nie chcę prawdziwego faceta.
  2. dla mnie dobrze wychowany facet, który zna dobre maniery i troszczy się o kobietę nie jest równoznaczny z wymuskanym lalusiem przesadnie dbającym o każdy szczegół. chodziło mi tak jak Hania napisała właśnie o troskę, pomoc, wsparcie i przy tym kulturalność oraz znajomość savoir vivre'u.
  3. Bura, to już poprawiam: PRAWIE każda. To mnie wkurza odwrotna sytuacja - idę z torbą/plecakiem, a facet mi jej nie weźmie ani nawet nie zaproponuje, że mi pomoże. Swojego pierwszego faceta musiałam nauczyć takich zachowań. Częściowo mi się to udało, ale często się wściekałam...
  4. milano, to duży plus dla Ciebie. Bo niestety, ale nie wszyscy faceci zostali tak wychowani. A myślę, że każda kobieta chciałaby, żeby jej mężczyzna był prawdziwym dżentelmenem.
  5. _asia_

    zadajesz pytanie

    kiedyś paliłam, ale rzuciłam, nie palę już rok i 8 miesięcy jakie plany na dzisiejszy dzień?
  6. Mój obecny chłopak, P., też bardzo dba o takie szczegóły, co niesamowicie doceniam.
  7. _asia_

    czego aktualnie słuchasz?

    [videoyoutube=Hole0ejhfGE][/videoyoutube]
  8. Moniko, nawet nie wiesz, jak ja Cię dobrze rozumiem!!!!!!!!!! Bo mój ex, z którym byłam 5 lat był właśnie taki jak G. ... I też muszę przyznać, że bardzo mi przeszkadzało, że był niedomyślny, nie dbał o pierdoły typu otwieranie drzwi w budynku i w samochodzie, pomoc przy zakładaniu i zdejmowaniu płaszcza i tysiące innych drobiazgów... Gdy go nie było przy mnie to tęskniłam, a kiedy już ze mną był to wkurzało mnie w nim wszystko, każdy szczegół, chciałam, żeby był inny... Jedno Ci poradzę – zastanów się poważnie co do niego czujesz i spróbuj wyobrazić sobie Wasze wspólne życie... Czy jest możliwe, jakby wyglądało... Może wspólne zamieszkanie jest dobrym pomysłem, bo zobaczyłabyś w praktyce jak to jest być z G. Bo co innego spotykać się od czasu do czasu, a co innego być razem dzień po dniu... Może dobrze byłoby, gdybyście się spotykali jak najczęściej. Wtedy masz szansę poczuć jak to jest z nim być naprawdę.
  9. _asia_

    zadajesz pytanie

    na Święta Bożego Narodzenia książka, do której wracasz?
  10. kasiątko, bardzo bardzo dziękuję!!! :*
  11. Kasiu, no właśnie jeszcze na ten temat z nią nie rozmawiałam tak konkretnie co do osoby Pawła, zamierzam to zrobić w poniedziałek... W tym cały problem – że ja się nie potrafię do końca określić. Nie wiem czy jestem less, bi czy hetero. :/
  12. _asia_

    czego aktualnie słuchasz?

    Nie przepadam za Karolakiem, ale tę piosenkę lubię:
  13. Kasiu, dziękuję za piękne życzenia.......!!! :* Co do tych uczuć... Kasiu, ja zupełnie nie wiem, co mam zrobić. Zależy mi na P. i to bardzo, emocjonalnie jest to jakieś bardzo silne uczucie. Za to fizycznie... nic nie czuję. Wiecie, że mam problem z fizycznością, że się jakby trochę brzydzę, boję... Ale teraz chodzi o to, że ja nie czuję nic. Nawet wstrętu. Gdy mnie całował, dotykał, gdy tańczyliśmy do romantycznej muzyki to nie czułam żadnego dreszczyku itd. ... Ja po prostu mężczyzn kocham inaczej niż kobiety. Zakochuję się w nich tylko emocjonalnie (ale bardzo silnie), a sexualnie że tak nie ładnie powiem nie widzę w nich obiektu. Za to kobiety kocham i emocjonalnie i pociągają mnie fizycznie, czuję wtedy zdecydowanie podniecenie. Dlatego już zupełnie nic nie wiem. Czy to oznacza, że jestem less, bi czy co...? Naprawdę mi zależy na P., spędziliśmy miło czas...
  14. Basiu, dzięki Kochana... :* Skończyłam 26 lat i od rana myślałam, że nic nie osiągnęłam, że jestem nadal na utrzymaniu rodziny, choruję i w ogóle jest beznadziejnie, ech.
  15. Moniko, ja już sama nie wiem dlaczego tak mam, ale jestem cięta zwłaszcza na terapeutów i psychiatrów i to im najbardziej chcę udowodnić, że ich przechytrzę, przejrzę i terapeutyczne gierki, był okres kiedy nawet siedziałam z nosem w internecie na stronach poświęconych różnych nurtom terapii i metodom terapeutycznym, żeby rozgryźć, co terapeutka w danym momencie może na mnie stosować. Nie potrafię się po prostu czemuś poddać wiedząc, że to dla mojego dobra. Niech bodaj źle na tym wyjdę, ale się nie dam. Wczoraj był przełom na terapii... Pierwszy raz odkryłam karty tak po prostu... Super, że odrzuciłaś słodycze, gratuluję!!! To kolejny krok do zdrowia. :) Jak zwykle dużo pracujesz, ech... Czy to tylko moje wrażenie czy Ty jakoś nie emanujesz zapałem do wizji wprowadzenia się potem G. do Ciebie..? Bo zauważyłam dokładnie to samo co Kasia. Tak jakbyś mówiła: no jeśli musi to już niech się wprowadzi... Ale nie widać w tym radości... Kasiu, to idź do fryzjera, kup sobie fajny ciuszek, zrób to dla siebie... I myśl o nadchodzącym spotkaniu z W.!!! :) Daj się ponieść dobremu nastrojowi... Ja też podobnie jak Dziewczyny będę trzymać mocno kciuki za spotkanie. :) Basiu, jestem, świętowałam dziś urodziny... Tzn. przyjechał do mnie P. ... A świętowanie skończyło się tak, że jak pojechał to musiałam wziąć nóż i potraktować nim palec. Za duże napięcie mam w uczuciach, totalny mętlik.
  16. aree1987, no właśnie ja też tak mam niestety... tyle, że tak jak pisałam, moja terapeutka się na nie nie za bardzo nabiera, o czym często się przekonuję. i choć mnie to totalnie wku*wia, bo to dla mnie coś nowego to wiem, że to dobrze... jak długo chodzisz na terapię i jak często?
  17. Co do Radka .. to w jakimś stopniu jestem w stanie zrozumieć jego postawę do terapeutów, gdyż odczuwam coś... trochę podobnego. Jestem ogólnie rzecz biorąc cięta na psychiatrów, psychologów i psychoterapeutów, zawsze byłam, sama nie wiem dlaczego, po prostu chcę im za wszelką cenę udowodnić, że i tak mnie nie rozgryzą, że nie będzie tak, jak chcą, że ja i tak ich zmanipuluję i moje będzie „na wierzchu”, próbuję się z nimi bawić w kotka i myszkę. Mam tak również w stosunku do mojej terapeutki choć muszę przyznać, że ona jako pierwsza osoba nie bardzo się temu poddaje co mnie niesamowicie wkurza, i wciąż próbuję rozgryźć jej działania... To mnie strasznie denerwuje – że nie poddaje się tak łatwo moim gierkom i manipulacjom jak poprzednia psycholog i psychiatra, u której raz byłam, że mnie bierze na przetrzymanie i pod włos, aż w końcu ja nie wytrzymuję i odkrywam karty. Powiedziałam jej o tym wszystkim na wczorajszej sesji. Nie była zdziwiona, powiedziała, że jest to spowodowane permanentnym manipulowaniem mną przez wiele lat. Teraz ja chcę pokazać, że nie dość, że się nie dam to jeszcze inni będą tańćzyć tak, jak ja im zagram, doszukuję się u wszystkich próby manipulowania mną. Uczyłam się manipulacji od mistrzów (moja babcia i ciocia), a przez to, że przez całe życie silnie mną manipulowano mam teraz swojego świra na tym punkcie i mam wrażenie, że ona (terapeutka) także chce dołączyć do grona osób, które to robią w stosunku do mnie. Próbuję temu przeszkodzić i sama manipulować, udowodnić wszystkim, że i tak będzie zawsze jak ja chcę, że ona nie jest mądrzejsza ode mnie, rozgryzę ją i na nic jej zamiary. Choćby to nie było dla mnie dobre... Chcę mieć nad wszystkim kontrolę, nie ufam nikomu w 100%. Mówiła też, że co z tego, że sobie owinęłam poprzednią psycholog wokół palca skoro mi nie pomogła... Często się "ścieramy", bo nie idzie mi z nią tak łatwo. Tak więc Radek powinien z jednej strony pracować nad sobą, starać się zawierzyć ludziom opiekującym się nim, a z drugiej trafić na naprawdę dobrego terapeutę z niesamowitą intuicją, którego nie mógłby tak łatwo kiwać, który potrafiłby go trochę przejrzeć. Kasiu, przeczytałam o Twoim szefie... Ale się ucieszyłam, że się umówiliście prywatnie. :) Może to szansa na...? Moniko, co u Ciebie, jak się masz?
  18. _asia_

    zadajesz pytanie

    tak, zdaję sobie z tego sprawę. i właśnie ta świadomość często przesuwa w czasie moje odejście. robię to, gdy już naprawdę nie mogę znieść natłoku uczuć związanych z daną osobą. jak wygląda teraz u Ciebie niebo?
  19. _asia_

    zadajesz pytanie

    Haniu,takich sytuacji było w moim życiu baardzo wiele... z tych ostatnich może być np. wczorajsza sytuacja z moją terapeutką, która zadzwoniła do mnie, że źle się czuje i jednak musi odwołać naszą sesję, przełożyć ją na jutro, czyli na dziś. Przecież to nie była jej wina, że źle się czuła, ale ja się poczułam opuszczona. I jeszcze się zaczęłam zastanawiać czy mnie czasem nie wkręciła, tzn. że może wzięła zamiast tego jakiegoś pilnego acjenta czy z jakiegoś innego powodu, że mnie oszukała, że jak to możliwe, że jednego dnia jest chora a drugiego już nie itd. jak radzisz sobie z uczuciem opuszczenia?
  20. _asia_

    zadajesz pytanie

    nie bardzo, wolę deszcz o której się dziś obudziłaś/-eś?
  21. Haniu, moja mama była traktowana w rodzinie zawsze jak ktoś gorszy. Jako jedyna najmniej wykształcona, panna z dzieckiem, do najcięższych prac domowych, w tym na roli, harowała całe życie jak wół, po pracy biurowej na pole i w podwórku, gdy jeszcze miałyśmy gospodarstwo. Po śmierci dziadka wszystkie prace przejęła ona i babcia. Na pewno było jej też przykro, gdy pytano mnie jako małą dziewczynkę kogo kocham bardziej, ją mamę czy ciocię, a ja odpowiadałam, że ciocię. Mama nie potrafiła się mną zająć, gdyż sama była zawsze jak dziecko. Do tej pory ma silne lęki, jakieś urojenia, wciąż zmienne nastroje, wybuchy agresji. Jest pod opieką mojej babci. Mama nie umiała i nie miała czasu się mną naprawdę zaopiekować, więc tę rolę przejęła ciocia, jako, że nie ma dzieci. A że jakiś sku*wysyn oszukał i wykorzystał mamę to nie jej wina. Ile się potem musiała nacierpieć to na pewno tylko ona wie. W babci też nie miała wsparcia, była wściekła, że mama jest w ciąży bez ślubu, takie wtedy były czasy. Mama się jeszcze poniżyła przed rodziną ojca, pojechała do jego matki, powiedziała, że jest w ciąży. Cóż, niestety w tym samym mniej więcej czasie zrobił dziecko też innej kobiecie i pod wpływem swojej matki wybrał tamtą. Wyobrażam sobie, co musiała przeżyć. Do tej pory inni członkowie rodziny uważają mamę jak kogoś gorszego, prostego – do pomocy, do gotowania, do sprzątania. Jak popychadło. I nawet nie kryją się z okazywaniem tego. Współczuję mojej mamie.
  22. Tak, Haniu, pogodziłam się i nie powiem, że mi z tym źle. Jest mi dobrze tak, jak jest teraz. Nie ma między nami silnej więzi. Jest jakimś członkiem mojej rodziny, ale nie traktuję jej tak, jak córka matkę. Terapeutka próbuje wzbudzić we mnie do niej uczucia, bo mówi, że są i to silne, bo bronię mamy i tłumaczę ją, gdy ona mówi, że zostałam przez nią skrzywdzona itd. A ja robię to dlatego, bo uważam, że mama sama została po prostu bardzo skrzywdzona przez los.
  23. I tu mnie masz Haniu. Nie piszę o niej, nie wspominam, bo często mi się wydaje, że nic do niej już nie czuję oprócz współczucia. To straszne. A może sama nie wiem co do niej czuję? A może uciekam przed tymi uczuciami, nie chcę się z nimi konfrontować? Nie potrafię Ci jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, dlaczego o niej nie wspominam... Po prostu chcę, żeby jej było dobrze, żeby była zdrowa itd., ale nie chcę mieć z nią do czynienia. Sama tego nie rozumiem. Moją mamą jest jakby moja ciocia... One się jakby zamieniły rolami. To z ciocią byłam i jestem najbardziej związana. Od maleńkości. Jestem przekonana, że moja mama ma neuroboreliozę i przez to ma dziwne zaburzenia psychiczne, ale ona nie chce zrobić jak na razie badań. Może również dlatego jej profil psychologiczny jest dziwny, sama nie mogę tego rozgryźć. Krzysiu, porozmawiam o P. na terapii, zobaczymy co powie na to moja terapeutka... Jestem niestety cholernie dumna w związku i nie chcę się narzucać. Źle na tym wychodzę, ale nie potrafię przyznać wprost, że mi kogoś bardzo brakuje i że czuję się nieważna.
×