-
Postów
2 857 -
Dołączył
Treść opublikowana przez _asia_
-
grusiu, no właśnie nie! chciałam iść do tramwaju, a tu pan ochroniarz zagrodził mi drogę i powiedział, że nie ma przejścia. no i szłam na piechotę, na szczęście to nie tak daleko od stacji Centrum...
-
Sabaidee, aaaa, to lipa. bo dziś nie mogę. to może kiedyś w końcu przyjdę na takie nieintegracyjne chociaż Wy się znacie, a ja Was nie.
-
a kiedy to spotkanie się szykuje? ;]
-
Agnieszko, a nie brakuje Ci jakichś witamin, minerałów? Z niedoboru snu i zmęczenia takie rzeczy też mogą się przytrafiać. Ja bym na Twoim miejscu dla świętego spokoju zrobiła sobie chociaż kontrolne badania krwi. Co do B12 to zażywanie jej w tabletkach (nawet duże dawki typu prawie 3000% dziennego zapotrzebowania jakie ja zażywałam) nie powoduje raczej takich reakcji. Martwię się o Ciebie - dbaj o siebie, przede wszystkim śpij więcej, kup sobie dobre witaminy, dobrze się odżywiaj. Gdzieś też czytałam, że krew z nosa występuje u niektórych przy skokach ciśnienia i przy wysokim ciśnieniu.
-
grusiu, dzięki śliczne!!! :*
-
super, dziękuję Ci!!! ja muszę wyjść z domu o 18tej.
-
grusiu, dziękuję za odpowiedź, tak, bardzo by mnie urządzało jakbyś o 17.30 dała znać! bo też muszę się dostać na Hożą. Dziękuję! :* Tylko jak - tu na forum będziesz mogła napisać czy na kom.?
-
a orientuje się ktoś z Was czy dziś normalnie będą kursować tramwaje w okolicach Centrum??? bo wszędzie piszą o autobusach, a o tramwajach nic... będę wdzięczna za informację!
-
Kocham rozmowy telefoniczne z moją mamą jak np. dzisiejszą. - a ten P. to jeszcze odzywa się do Ciebie? - czasem się odzywa, ale nie odbieram telefonu. - to i dobrze. jak się popatrzyło na niego to takie to było niemrawe, jak Wy byście tam byli razem, on taka ciemięga, i Ty, byście byli takie dwie niemoty, ciemięgi. - (lekko podniesionym głosem) no dziękuję Ci bardzo, to było bardzo miłe, wiesz? - ale co ja powiedziałam? - że byśmy byli dwie ciemięgi. - (śmiech) ale ja nie chciałam tak powiedzieć, tu rozmawiam z kimś i widzisz jak czasem coś powiem. (do kolegi z pracy:)Sławciu... - dobra mamo, kończę, bo chyba rozmawiasz z kimś innym a mnie nie słuchasz, cześć.
-
o, to mój przypadek. co jakiś czas słyszę ten sam tekst terapeutki, że odrzucam to, co ona mi proponuje. a ja już zaczęłam mówić, że słyszę to od niej setny raz i już mi się znudziło, bo się powtarza. -- 27 maja 2011, 10:27 -- to jest wspaniałe, bo ona podczas ćwiczeń kontroluje co się dzieje ze mną na poziomie emocji, a pomiędzy ćwiczeniami o tym rozmawiamy. ja się ostatnio bardzo niepewnie czuję, jeśli chodzi o ciało, jestem taka "galaretowata" w odczuciu, tak jakby moje wnętrzności i moja skóra się trzęsły i nie miały silnej podstawy, jakbym w każdej chwili się miała rozpłynąć, złamać, albo przewrócić.... pracujemy nad odnalezieniem naturalnej siły w ciele... brzmi fantastycznie... mi też by się coś takiego przydało... mam wrażenie, że moja dusza i ciało nie wspłpracują ze sobą. w każdym razie nie współgrają za bardzo.
-
Asiu, ale mówiłaś, że ciężko Ci się otwierać przy osobie, na której Ci zależy. zgadza się, Kasiu, dlatego pomyślę może jednak o tym terapeucie. chociaż w sumie myślałam też o mojej dawnej psycholog, którą traktuję teraz zupełnie neutralnie. albo o mojej lekarce od boreliozy, która jest też psychologiem klinicznym i ostatnio jak u niej byłam to dobrze mi się z nią rozmawiało, doszłam u niej do kilku wniosków, i to sama, "tu i teraz". tak więc zobaczymy jak to będzie. -- 27 maja 2011, 09:59 -- Kasiu, fajnie, że pracujecie też z ciałem, to ważne przy napięciu. zazdroszczę Ci, że Twoja terapeutka jest też instruktorką jogi. -- 27 maja 2011, 10:02 -- dobrze, że szukasz pomocy, kontaktu! tzn. już raz byłaś u tej terapeutki czy dopiero się umówiłaś? jeśli byłąś - to jakie pierwsze wrażenie? dla mnie jest baaardzo ważne.
-
to prawda, na samą myśl, że mam rozmawiać znowu kogoś wprowadzać w moje problemy, od początku mam odruch wymiotny. i pewnie z tego nie skorzystam. Kasiu, jeśli chodzi o emocje związane z Twoją Mamę to w takim razie to widocznie nie czas, póki co, nie ma sensu na siłę, zmuszać się do czegoś. Kiedyś dopuścisz do siebie te emocje. Ważne, żebyś mówiła też o tym na terapii - że się na nie blokujesz, że wypierasz, dlaczego... -- 27 maja 2011, 09:15 -- Hmm... według mnie Rachel wcale nie była szczególnie poważnym przypadkiem, tzn. są gorsze. Nie cięła się, nie podejmowała prób samobójczych, nie miała silnych odjazdów od rzeczywistości, psychotycznych jazd i wcale jakoś wielce nie manipulowała terapeutą. Poza tym potrafiła się związać z kimś na stałe (chodzi mi o męża), skończyć studia. Utrzymywała też kontakty z innymi ludźmi, z trudem, ale jednak, z chóru kościelnego chociażby. Czasem udawało się jej pracować. Ok, miała anoreksję, ale też nie zjechała jakoś szczególnie nisko i mimo wszystko miała zachowany wobec niej krytycyzm. W każdym razie dla mnie jej poziom funkcjonowania w chorobie jest na razie nieosiągalny... zgadzam się. a książka, choć bardzo mnie poruszyła i czytałam ją jednym tchem jest dla mnie trochę niczym bajka, nierealistyczna, ku pokrzepieniu serc. bo ta niesamowita szczerość Rachel w stosunku do terapeuty, jej oddanie, całowity brak zahamowań, wręcz zawierzenie mu całej siebie wydaje mi się niepojęte, wręcz niemożliwe. przynajmniej w moim przypadku, podobnie jak u Ciebie nieosiągalne. co do psychotycznych jazd Rachel to chyba jakieś miała jeśli dobrze pamiętam, manipulować próbowała, ale terapeuta nie dawał jej na to szans. ale też uważam, że są gorsze przypadki. może nie bez znaczenia jest fakt, że ona mogła oprócz tego w każdej chwili liczyć na swojego męża, który bardzo dobrze ją znał, wspierał w każdej sytuacji, znosił jej postępowanie dzielnie. to ją dźwigało do góry. ja i wiele tu osób - jesteśmy samotni.
-
no, w końcu ten temat jest znowu na właściwym miejscu. jakoś mi nie pasował w off topic.
-
no nie wiem, może gdzieś coś znajdziesz... ja mam namiary na kogoś dobrego, ale tak jak Ci pisałam ok. 120 zł.
-
naranja, we wszystkim masz rację... wiesz, ja nie dałam po sobie poznać, że tak mnie zcięło z nóg jak mi powiedziała o pracy od września. ale wcześniej coś tam przebąkałam, że będzie mi trudno, że nie wiem jak bez niej wytrzymam jak ona będzie na urlopie. usłyszałam, że oczywiście nie zostawi mnie bez pomocy - da mi namiary na innego terapeutę, do którego będę mogła się zwracać pod jej nieobecność. a mnie to jeszcze bardziej wyprowadziło z równowagi. powiedziałam coś w tym stylu: "mam mówić obcej osobie o sobie? wprowadzać we wszystko?" Usłyszałam, że mogę z tego skorzystać albo nie. no więc już w ogóle nie chciałam o tym mówić, wolałam przemilczeć a już na pewno nie przyznać się, że byłam w szoku słysząc o tym wrześniu. a tak w ogóle to chcę Ci podziękować - dajesz mi dużo do myślenia, przez swoje trafne wypowiedzi i na swoim przykładzie. :*
-
a ile to jest dla Ciebie w miarę tanio...? wiem, kto bardzo dobrze robi usg tarczycy w Wawie, ale czy tanio... prywatnie chyba to było 120 zł.
-
Oczywiście..? Ty widzisz sens w terapii, w której się nie mówi o takich rzeczach? to miała być ironia... przecież wiem, że powinnam powiedzieć. ale jak mnie coś zamuruje i nieprzyjemnie zaskoczy to w życiu z siebie tego nie wyduszę choćbym chciała. no dobra, jeszcze tu czegoś nie napisałam o ostatniej sesji. usłyszałam od terapeutki, że będziemy znów pracować od września. jako że na urlop idzie w lipcu, więc sobie wyliczyłam, że to 2 miesiące, i dosłownie mnie wbiło w fotel z rozpaczy, nie miałam już w ogóle ochoty współpracować choć starałam się być obecna i nie dałam po sobie poznać mojego zawiedzenia, zdziwienia, złości na nią i przerażenia. ale wciąż miałam w głowie "2 miesiące bez niej" i jak ja to przeżyję. i we wszystkim widziałam atak. już czułam się odtrącona, opuszczona, zapomniana. choć jeszcze ten jej długi urlop się nie zaczął i chciałam się na niej odegrać.
-
naranja, eee, z mamą nie... szczerze mówiąc jestem słabo związana moją mamą, nie ma między nami silnej więzi. tu chodzi o moją ciocię. wiesz, mnie wychowywał taki trójkąt - ciocia, babcia, mama. z ciocią na czele, ewentualnie jeszcze z babcią. ojca brak. to ja bez cioci świata nigdy nie widziałam. i w dalszym ciągu jestem od niej bardzo zależna. to ciocię traktowałam zawsze jak mamę i tak też do niej czasem mówiłam. i to raczej z ciocią kojarzy mi się moja terapeutka. ostatnio jak zanim wspomniała o swojej córce to powiedziała, że się zachowuję jak nastolatka a mi się wtedy przypomniały słowa mojej cioci, których zawsze nienawidziłam: "zachowujesz się jak dziecko/przedszkolak/pięciolatek", co powodowało u mnie zawstydzenie, upokorzenie, bo miało trochę ironiczny i prześmiewczy charakter i ton. i tak to skojarzyłam ostatnio na sesji. oczywiście nie pisnęłam ani słowa o tym, bo mnie w takich sytuacjach zamurowuje, jakbym była w innym świecie, bardzo daleko od wszystkiego. -- 26 maja 2011, 13:29 -- Kasiu, no wiem... W takim razie pozwól sobie również na te złe emocje, nie spychaj ich, nie wypieraj, zatrzymaj się przy nich. One też są potrzebne. Zastanów się co dokładnie czujesz, dlaczego, z jakich konkretnie powodów, co w zachowaniu Twojej Mamy było złego, niewłaściwego w stosunku do Ciebie. Chociaż wiem, że trudne. Ale może być bardzo konstruktywne i oczyszczające. A myślałaś, żeby kiedyś iść do Niej na cmentarz i Jej powiedzieć szczerze, co Ci leży na sercu, co w związku z Nią czujesz?
-
ooo, to nie ładnie, jak to ona zadecydowała? moja terapeutka mówi mi, że mogę do niej przychodzić dopóki będę tego potrzebować. hmmm, to w sumie ja trochę podobnie mam, prawie cały pierwszy rok dobrze szło, a teraz coś stanęło i ni cholery dalej nie chce iść. a może mi się tylko tak wydaje? sama nie wiem. myślę, że zawsze tak jest - w pewnym momencie zawsze jest jakaś duża górka. i najważniejsze co z nią zrobimy - wspólnie z terapeutą. no w takim razie to faktycznie nie ma sensu do niej wracać... a z drugiej strony może jednak jest? bo widzisz już wiele rzeczy, dostrzegasz co było nie tak. i można by z tym coś zrobić.
-
o, to ja tak właśnie mam - uważam, że nie mam nic do powiedzenia chociaż też się we mnie często gotuje. i jestem też często wściekła na sesji a nie pisnę ani słowa, i będę to trzymać w sobie choćbym miała pęknąć. tak jakbym nie chciała dać terapeutce satysfakcji, że udało jej się mnie wyprowadzić z równowagi czy spowodować, że się odsłonię. i żeby pożałowała tego w jaki sposób chce wpłynąć na moje zachowanie, żeby dostała za swoje. wyczuwam co chce osiągnąć i albo robię zupełnie odwrotnie, ale podejmuję grę i zachowuję się zgodnie z jej oczekiwaniem... i za nic w świecie nie mogę tego przezwyciężyć. im ktoś jest mi bliższy, tym bardziej mnie wkurza i tym mniej mogę z nim współpracować, bo drażni mnie coraz bardziej. zazwyczaj to się końćzy w końcu na moim odejściu. a tu jakoś nie i się miotam. może spróbowałabyś terapii u kogoś innego? albo wróciła do dawnej terapeutki i powiedziała o swoich wnioskach, że nie uważasz, żeby terapia była naprawdę zakończona? długo do niej chodziłaś?
-
halenore, nie ma w tym nic dziwnego, że nie potrafiłaś tego na początku. ja z terapeutką wyznaczałam cele na koniec pierwszego spotkania i szło mi to baaardzo nieudolnie, potem jej jeszcze napisałam w smsie trochę precyzyjniej. i właściwie to trafiłam do niej z zupełnie innego powodu, nie wiedząc, że mam zaburzenia osobowości. dlatego właśnie ważna jest ich weryfikacja co jakiś czas i moja terapeutka tak właśnie ze mną robi choć gdy ona podejmuje ten temat to ja się na początku oczywiście zawsze wkurzam i odmawiam współpracy, bo nie cierpię, gdy mam robić coś akurat w tej chwili jak mi ktoś powie. czyli jak ona próbowała mnie namówić do ich określenia ostatnio to ja się zapierałam całą sesję i jeszcze jej przez telefon powiedziałam, że jak na następną mam do niej przyjść po to, żeby jej je wymienić to niech mi powie to odwołam sesję. no ale jak już się uspokoiłam to stwierdziłam, że chyba z nią o nich porozmawiam... może sama powiedz terapeutce, że warto by było porozmawiać znów o celach - które zostały osiągnięte, co Ci dała terapia, a czego Ci w niej brakuje, jakie cele teraz widzisz przed Tobą...
-
halenore, Badziak, no cieszę się bardzo, że mogłam Wam w ten sposób jakkolwiek pomóc, choć nie sądziłam, że może to być komuś pomocne. halenore, a Ty na swojej terapii wyznaczałaś cele do osiągnięcia i omawiałaś je z terapeutką? moja robi to ze mną co jakiś czas. Badziak, spoko, nie posądzę Cię o plagiat. każdy z nas ma nieco inne cele, ale dużo faktycznie może być zbieżnych, warto wziąć kartkę, długopis i spróbować je nazwać, określić. to ułatwia przebieg terapii, uświadamia, po co naprawdę na nią chodzimy i czym chcemy się zajmować. -- 26 maja 2011, 08:23 -- Kasiu, Basiu, przykro mi..., wyobrażam sobie, że dzisiejszy dzień może być dla Was melancholijny, trudny... Ale pomyślcie, że Wasze Mamy są przy Was duchem, może pogadajcie z Nimi w myślach, powspominajcie te lepsze chwile... Ściskam Was. :*
-
Kasiu, wyobrażam sobie i bardzo Ci współczuję. :* ale wytrzymaj jeszcze, jeszcze trochę...
-
Kasiu, no spróbuj się zrelaksować, ciepła kąpiel może pomóc, rozkurczy mięśnie i przyniesie ulgę stawom. Wiesz, ja z boreliozową fibromialgią jestem przyzwyczajona do bólu... Boli całe ciało, codziennie, w mniejszym bądź większym stopniu. Właściwie to nie pamiętam już jak to jest żyć bez bólu. ale mam nadzieję, że kiedyś sobie przypomnę. długo jeszcze masz brać ten metronidazol? kiedy zrobisz pcr?