Skocz do zawartości
Nerwica.com

_asia_

Użytkownik
  • Postów

    2 857
  • Dołączył

Treść opublikowana przez _asia_

  1. u mnie było/jest bardzo podobnie... nie mówiło się "kocham Cię". bo to niby było/jest oczywiste. i ja też nie potrafię mówić: "kocham Cię", "zależy mi na Tobie". teraz moja ciocia czasem mi napisze w smsie, że mnie kocha. a mi to się wydaje takie dziwne. i nawet nie umiem jej za bardzo odpisać "ja też Cię kocham" tylko: "ja też", albo ostatecznie "ja Ciebie też". -- 22 maja 2011, 11:44 -- malibu, na terapię chodzę chyba już 20 miesięcy, mam 26 lat. ja siebie nie ogarniam.
  2. Moniko, to jest bardzo dobry znak, przecież temat G. jest dla Ciebie ważny, przyszedł czas na zajęcie się nim z terapeutką, na refleksje, konfrontację ze swoimi uczuciami i przemyśleniami. On mówi tak, jakby wszystko też robił tylko dla Ciebie, bo też może wszedł w taką rolę. Przepraszam, że zapytam, ale czy G. jest typem pantoflarza? Jak o nim pisałaś to często odnosiłam wrażenie, że wszedł w rolę rycerza robiącego wszystko dla damy swojego serca, nie myśląc w ogóle o sobie byle tylko zadowolić Ciebie, żebyś tylko Ty była szczęśliwa, zadowolona, a nie zła czy obrażona. Ale gdzie On w Waszym związku..? To tylko moje wrażenie, Moniko? Bardzo fajnie, że zaczynasz mówić "my" "dla nas", "jak my chcieliśmy". I ważne, żeby G. też tak myślał, zobaczył Was, a nie tylko Ciebie. -- 22 maja 2011, 11:22 -- Ja chyba mam podobnie, może w trochę mniejszym natężeniu, myślę że to kwestia rodziny w jakiej się wychowało, jeżeli rodzina nie rozmawia wprost tylko każe ci się domyślać co jest nie tak, jeżeli nie wiesz jak zareaguje bo reaguje różnie itd. Myślę że to jest taka nadwrażliwość. o tak, w mojej rodzinie nigdy nie mówiło się niczego wprost, i nie mówi w dalszym ciągu. tonęło się zawsze w domysłach. i to czego nienawidzę najbardziej - mówienie za plecami kogoś bez udziału tej osoby.
  3. Moniko, tak zrobię, porozmawiam, a przynajmniej postaram się. To widzę, że u Ciebie też jutro ważna sesja... Jak teraz u Ciebie i G.?
  4. Moniko, może... Tak samo mam, gdy jestem sama. Powiem coś głośno do siebie i ciężko mi jednocześnie oddychać, rozprasza mnie to, jakbym nie umiała jednocześnie oddychać i mówić. Jutro muszę o to też zapytać terapeutkę. Zapiszę sobie i jej przeczytam.
  5. Moniko, empatia empatią, ale ja się czuję wtedy daną osobą! nie wiem czy się kontroluję, bo znikam. nie ma mnie jako mnie, jestem daną osobą... tak - mój głos mnie bardzo rozprasza. nie umiem jednocześnie naprawdę myśleć i mówić. -- 22 maja 2011, 09:57 -- coś jest nie tak, bo jest mi nawet ciężko oddychać i mówić na głos. po prostu nie umiem robić tego jednocześnie. albo jak jestem skupiona i kogoś słucham to jest to samo. często terapeutka mi mówi: "oddychaj". bo zapominam o tym, jak jestem skupiona na przykład na tym co mówi. po prostu wstrzymuję oddychać, bo wtedy łatwiej mi zrozumieć co ona do mnie mówi. tak jakby oddychanie mnie rozpraszało. -- 22 maja 2011, 10:06 -- gdyby tak ktoś miał przypadkiem podobnie do mnie to niech napisze... bo niepokoi mnie to, że to mi nie znika, a nasila się.
  6. Moniko, poczytam o tej metodzie Dennisona, dziękuję! wiem, że moja terapeutka się też nią zajmuje. niby przy neurologicznej postaci borelii traci się właśnie różne umiejętności kognitywne, koordynację, orientację przestrzenną, pamięć krótkotrwałą, ale już sama nie wiem od czego to... Co do wychowania to zostałam wychowana przez babcię i ciocię, a mama się raczej nie wcinała... Właściwie to każda z nich często miała inny punkt widzenia, no a ja chciałam zadowolić wszystkich... co do wyrażania uczuć tu na forum - tu też robię to bardzo delikatnie, bo autentycznie czuję to, co ktoś może poczuć, wczuwam się w jego sytuację, jego możliwe emocje - tak jakby były moje. więc nie chcę, żeby zrobiło mu się przykro itd. bo też nie chciałabym, żeby ktoś mi sprawił przykrość. -- 22 maja 2011, 09:33 -- Moniko, nie, to nie to, ja po prostu jak zaczynam mówić na głos to przestaję myśleć. nawet gdy mówię na głos sama do siebie. najlepiej myślę, gdy piszę (więc nawet ucząc się do egzaminów to robię) oraz ewentualnie gdy mówię w myślach.
  7. Basiu, ale ja dawniej nie miałam tego w aż tak nasilonym stopniu. i strasznie mi to przeszkadza, bo już nie wiem co się ze mną dzieje. 8 lat temu robiłam prawo jazdy. i co z tego skoro całkiem utraciłam umiejętność koordynacji rąk i nóg i nie mogę jeździć, to jest dla mnei nie do ogarnięcia. tu w Wawie to nie jest akurat problemem, bo jest komunikacja miejska... gorzej z tym widzeniem czegoś i mówieniem jednocześnie, albo słyszeniem i mówieniem. czasem nawet oddychaniem i mówieniem na głos. tak jakbym nie umiała robić tych dwóch rzeczy na raz. ja w ogóle przestaję myśleć, gdy zaczynam mówić na głos, co to za cholera.
  8. zabolik, nie ma za co. -- 01 gru 2011, 13:45 -- krótki aczkolwiek ciekawy artykuł o toksycznych i alergizujących dodatkach w lekach, np. Rutinoscorbinie: http://partenos.nowyekran.pl/post/41467,rakotworcze-skladniki-w-lekach
  9. dla mnie jest to potworne uczucie, bo wtedy kompletnie przestaję czuć siebie i zastanawiam się czy ja żyję , jak ktoś coś mówi to wydaje mi się, że to ja to mówię, najgorszy jest dialog, rozmowa, bo gdy ktoś mnie o coś pyta to wydaje mi się, że to pytam ja i żeby móc cokolwiek odpowiedzieć to muszę starać się tak jakby wrócić choć trochę do siebie wyobrażając sobie, że jestem sama i oczywiście nie patrząc na daną osobę, bo gdy na nią patrzę to wydaje mi się, że jestem nią. nie mogę znieść tego na dłuższą metę, to jest bardzo męczące - to "przeskakiwanie", więc unikam ludzi. a gdy mam coś ważnego powiedzieć to prowadzę raczej monolog - tylko wtedy jestem sobie w stanie coś przypomnieć. czując kogoś nie bardzo pamiętam nawet co się ze mną działo, wszystko co mnie dotyczy jest dla mnie baaaardzo mgliste. czy ja jestem jakoś poważnie psychicznie chora? bo jakoś nie czytałam tu, żeby ktoś tak miał. -- 22 maja 2011, 06:47 -- Agnieszko, dziękuję Ci za radę. Tylko żeby to było takie proste... Wiesz, ja z moją współlokatorką jestem dość blisko. I to dużo. To naprawdę świetna dziewczyna. Ale tak jak pisałąm - przy kimś czuję tego kogoś, staję się jakby nim i sama znikam. Chyba to jest największy problem w moim izolowaniu sięod ludzi. Ciężko jest mi znieść to uczucie... Miałaś wielkie szczęście znajdując tego przyjaciela... -- 22 maja 2011, 06:50 -- Kasiu, kiedyś wspominałam, ale jakoś się tym nie zajęłyśmy. Powiem jej jutro, że chcę się tym zająć. -- 22 maja 2011, 06:57 -- mam do Was jeszcze pytanie, bo wydaje mi się, że mój mózg jest całkiem pochrzaniony. tak jak mam problem z koordynacją i nie potrafię już np. robić dwóch rzeczy jednocześnie (nogi i ręce - prowadzenie samochodu,jednoczesne słyszenie czegoś i mówienie, widzenie i mówienie) tak nie bardzo potrafię logicznie myśleć nie pisząc. kiedyś naranja pisała, że ona myśli pisząc. to ja chyba mam tak samo tylko jeszcze bardziej zaostrzone, bo faktycznie ja myślę, gdy piszę. a gdy mówię to nie bardzo. tzn. to jedst dokładnie tak - jeśli mówię sobie w duchu to jest ok, myślę logicznie. ale nie potrafię myśleć logicznie mówiąc na głos. ja nie mogę, czy to ta borelioza spowodowała, że mój mózg szwankuje w swoim funkcjonowaniu?
  10. Moniko, nie mam pojęcia, ale przypuszczam, że raczej w aptece nie kupisz, w ogóle jakoś u nas nie spotkałam pustych kapsułek, ja zamawiam zioła w Stanach, więc przy okazji i kapsułki... możesz też zamówić np. tu, przesyłka kosztuje tylko 4 dolary przy zakupie do 80 dolarów: http://www.iherb.com/search?kw=capsules%20empty
  11. Moniko, jak zawsze zadziwiają mnie Twoje trafne wypowiedzi... Ja chcę wyrażać przy niej swoje uczucia, chcę coś zmienić, a nie być wciąż odgrodzona. Tylko uwierz mi, że nie potrafię, siadam przed nią i odlatuję, tj. przestaję czuć siebie a czuję ją, wyczuwam co chce, nawet jak mam się zachować, tak jakbym się rozpływała... ciężko to wytłumaczyć... ale to jest koszmarne uczucie. i do tego stopnia uciążliwe, że odgrodziłam się od ludzi i przebywam z nimi tak mało jak to możliwe. dzięki temu odgrodzeniu choć trochę siebie czuję. tak, przy innych nie mam swojego zdania, nie wiem co mi się podoba, co lubię. przejmuję to od nich. Czuję, że poniedziałkowa sesja może być bardzo ważna. Dziękuję Ci. :*
  12. Moniko, tak, rozumiem... Problem z wyrzuceniem emocji jest jeszcze taki, że ja przy ludziach naprawdę nie czuję siebie. czuję się jakbym była nimi, przejmowała ich tożsamość, i jak napisała kiedyś naranja, jakbym była odpowiedzią na ich oczekiwania, automatycznie dostosowuję się - przejmuję ich sposób myślenia, postrzegania. siebie czuję tylko gdy jestem sama, a i wtedy niewiele. w ogóle mam wrażenie, jakby mnie wszystko przenikało, nawet naturę, pogodę, wszystko czuję całą sobą. jakbym się tym stawała. czy ja jestem jakoś poważnie chora psychicznie? Moja mama mnie nie pocieszała, nie zwierzałam się jej, nie ma między nami silnej więzi. I ona to wie. -- 21 maja 2011, 13:58 -- Moniko, o w życiu bym tego wprost nie powiedziała! bo kojarzy mi się to z poniżeniem siebie. zaraz wydaje mi się, że ten ktoś (czyli terapeutka) i tak ma mnie naprawdę gdzieś (choć wiem, że nie), że ma milion innych pacjentów. i wtedy nie mogę jej powiedzieć, że mi jej będzie brakować itd. -- 21 maja 2011, 13:59 -- jak sobie próbuję wyobrazić, że to mówię to chce mi się wymiotować, normalnie mnie zebrało na wymioty. im bardziej mi na kimś zależy, tym bardziej staram się mu pokazać, że świetnie sobie radzę bez niego.
  13. Moniko, Kasiu, moja terapeutka nie idzie jeszcze na urlop, ale nie będzie jej przez dwa tygodnie na początku czerwca. W wakacje idzie, pewnie na 6tygodniowy jak w ubiegłym roku (który okazał się dla mnie 4tygodniowym), zresztą nie wiem. W ubiegłym roku baaaardzo przeżywałam jej urlop. W tym jakoś nie. Może dlatego, że sama nastawiam się na przerwę. Tak, dobrze doczytałaś Moniko, to jest ucieczka, bo terapia dodatkowo mnie wykańcza. Skąd wiem, że będę jej bardziej potrzebować? Bo tak się dzieje. Gdy zbliżę się do niej choćby o milimetr, pokażę choć odrobinę swoich słabości to nagle nie mogę się bez niej obyć, poradzić. Tak mam - albo nie potrzebuję, jakoś sobie radzę trzymając dystans, albo przestaję go trzymać i wtedy najchętniej oddychałabym tą osobą, tak bardzo jej potrzebuję. I nie mogę znieść, że muszę sobie iść po każdej sesji. Męczy mnie to. Wolę jej wcale nie widzieć. -- 21 maja 2011, 13:48 -- a teraz sobie coś uświadomiłam. przez poruszenie tematu urlopu terapeutki. może ja jednak podświadomie przeżywam te jej urlopy i chcę ją ubiec, opuścić ją pierwsza zanim ona opuści mnie na tak długo, bo wtedy będzie mi to łatwiej znieść? kurcze, nie wiem, ale strasznie mnie nakręciło na tę przerwę w terapii i to od ostatniej sesji, kiedy dowiedziałam się, że wkrótce nie będzie jej 2 tyg.
  14. dokładnie tak, Kasiu... Mam wsparcie w Tobie, w Was, i to dużo... :* Tyle, że mi brakuje bardzo, żeby ktoś przy mnie był w ciężkich chwilach, i żeby mnie np. mocno przytulił, tak jak to zrobiła Twoja terapeutka jak pisałaś... więc trzymam się za wszelką cenę, żeby jakoś skończyć uczelnię, leczyć się, szukać pracy... i mam wrażenie, że gdybym sobie pozwoliła na puszczenie tego wszystkiego to nie byłabym w stanie nic robić, ciągnąć jakoś tego wszystkiego. moja terapeutka mówiła, że to moja decyzja czy zaryzykuję. i że nie dziwi się, że jestem tym wszystkim taka zmęczona skoro tak bardzo to mnie trzyma, a ja nie daję temu wyjść. nie potrafię.
  15. Kasiu, tak. Nie ma w tym żadnej winy mojej terapeutki. Po prostu ja nie umiem pójść dalej. Nie wiem dlaczego. Może boję się, że się rozsypię, pomiędzy sesjami jestem całkiem sama i nie umiem sobie poradzić ze swoimi stanami, a nie jest tak u mnie jak np. w "Uratuj mnie", nie mam tak jak Rachel wspierającego męża czy dzieci, ba, nie mam nawet przyjaciółki, która mogłaby realnie być naprawdę przy mnie w trudnch momentach. Może tego podświadomie się boję - że jak wszystko puszczę to się rozsypię całkowicie, zostanę z tym sama, a muszę się teraz trzymać, żeby obronić magisterkę, mieć siłę na leczenie borelii, na jak najszybsze wyzdrowienie i znalezienie pracy... Sama już nie wiem, dlaczego nie mogę iść dalej, głębiej. Chciałabym teraz odwrócić się i wrócić do momentu zanim zaczęłam terapię. Wtedy było mi lżej. Teraz nie mogę wytrzymać sama ze sobą. Chyba boję się też mojego przywiązania do terapeutki. Boję się, że będę jej za bardzo potrzebować i sama sobie zupełnie nie poradzę, stanę się zależna. Więc chcę się wycofać, zwiększyć dystans, stąd chyba myśli o dłuższej przerwie.
  16. Moniko, dzięki, że pytasz... Słońce, więc mam kosmiczną migrenę... Zresztą czuję w powietrzu, że będzie deszcz/burza, tak więc nic dziwnego, że migrena znów mi dowala. W czwartek miałam koszmarny nastrój, myśli samobójcze, poczucie beznadziejności... Ale jakoś przetrwałam. Znowu. Staram się przygotowywać do obrony pracy mgr., i mimo złego samopoczucia fizycznego wychodzić rano i wieczorem na długi godzinny spacer wśród kabackiej zieleni. Dobrze mi to robi psychicznie, zawsze uwielbiałam kontakt z naturą. Fizycznie też dobrze robią takie spacery, bo człowiek się dotlenia. Dużo też myślę o terapii. Utknęłam w pewnym punkcie i nie mogę iść dalej, nijak nie potrafię, męczę się, każdą sesję bardzo odchorowuję, bo moje emocje wciąż siedzą w środku, nie umiem ich puścić na sesji, za to puszczają, gdy jestem sama. Jestem jakby zawekowana przy ludziach i nie wiem co mam zrobić, jak mnie "odkręcić". Nie potrafię być sobą, przy nikim, czuję tylko tego kogoś. Pojawiła się myśl - ucieczka. Wkrótce będę mieć dwutygodniową przerwę w terapii, więc zastanawiam się czy jej nie przedłużyć, bo jestem naprawdę bardzo zmęczona. -- 21 maja 2011, 10:26 -- a jak Ty się czujesz? czytałam, że coś Cię gryzie i zamierzasz zająć się tym na poniedziałkowej terapii..
  17. Basiu, bardzo się cieszę, że u Ciebie lepiej!!! W ogóle już samo rzadsze bywanie na forum jest bardzo pozytywnym i zdrowym objawem. Mam nadzieję, że teraz będzie u Ciebie już tylko lepiej, piękniej, szczęśliwiej!!! A nawet jeśli pojawią się czasem jakieś problemy to sobie z nimi poradzisz.
  18. zabolik, bardzo dużo wit. C jest w natce pietruszki. Może sobie posadź chociaż w doniczce? Są witaminy, które są bardziej przyswajalne, na bazie naturalnej, z bioflawonoidami itd., np. Hy-C Solgara. Dużo wit. zawiera np. papryka, brokuły, ogólnie rzecz biorąc zielone warzywa. Dobre są warzywa kapustne. Jeśli ma się gdzie to można wyhodować wiele warzyw zawierających dużo wit. C. Klimat nie jest tu akurat problemem. Gorzej, jeśli nie ma się gdzie... Wtedy trzeba szukać na jakichś małych straganikach, od tzw. "chłopa". Podobnie owoce – czarne i czerwone porzeczki są skarbnicą wit. C, jak również truskawki, maliny.
  19. naranja, dokładnie tak - dostosowywanie się! tak jakbym przyjmowała wolę ludzi jako własną, i spełniam ich oczekiwania. z drugiej strony, tak jak piszesz, ja również mam w sobie ten mechanizm robienia odwrotnie. przez to wszystko unikam bardzo ludzi, gdyż jest to męczące - to czucie innych a nie siebie, dostosowywanie się do otoczenia bądź też robienie zupełnie na odwrót. wykańcza mnie to. więc jestem samotna, choć tak też jest źle. co do terapeuty to musi być on empatyczny i prawdziwy - dla mnie to bezwzględna podstawa, żebym mogła pokazać mu choć odrobinę siebie, cokolwiek o sobie powiedzieć. może mieć nie wiem ile szkoleń, dyplomów, baaardzo rozległą wiedzę w dziedzinie psychoterapii, ale jeśli nie będzie przede wszystkim ludzki i ja nie będę czuć, że mu na mnie w jakiś sposób zależy, że naprawdę obchodzi go mój los - u mnie, że tak powiem, nie ma szans (żebym się otworzyła). jak to mówi moja terapeutka... - najpierw się jest przede wszystkim człowiekiem, a dopiero potem psychoterapeutą. -- 20 maja 2011, 14:50 -- Agnieszko, może zastanów się czego tak naprawdę się boisz? A może zrób sobie wizualizację? Zamknij oczy i wyobraź sobie krok po kroku jak idziesz na tę domówkę, jak tam jest, co może się wydarzyć - i zobacz to w wyobraźni. Przeżycie czegoś w wyobraźni sprawia, że później lęk przy przeżywaniu realnej sytuacji jest mniejszy, przynajmniej częściowo...
  20. to zupełnie nie tak. i też, w moim przypadku, te poczynania i działania są raczej skutkiem jakiejś podświadomej potrzeby przeżycia intensywnych uczuć, cierpienia, a nie odwrotnie tak jak napisałeś. poza tym to nie tylko pociąg i w pewnym sensie lubienie tego, ale także wręcz odwrotne odczucia. u mnie, podobnie jak u Kasi, przeważają te drugie. dlatego czuję się uwikłana - chcę się uwolnić od cierpienia, ale i nie chcę, bo te krótkie momenty dobijania się, dołowania, przeżywania powodują, że czuję, że żyję i nie jestem robotem, który odczuwa tylko pustkę.
  21. ja chyba rozumiem o co Ci chodzi, bo sama odnajduję podobieństwo u siebie, choć faktycznie nie łatwo jest się do tego przyznać, bo przecież chcę się właśnie tego pozbyć, na zdrowy rozum przecież nikt nie chce cierpieć, i ja także. ALE nawet moja terapeutka powiedziała mi, że w pewnym sensie lubię cierpienie psychiczne i fizyczne i stanowi ono dla mnie pewnego rodzaju błogosławieństwo - ono utrzymuje mnie przy życiu, napędza do życia, funkcjonowania. bez niego nie czuję, że żyję, tak jakbym była w stanie niebytu, w jakimś letargu, nie żyła, nie czuję, że istnieję, jest tylko pustka. sama się często w to cierpienie wpędzam i się w nim zatapiam. oczywiście zapieram się przed terapeutką, nawet przed samą sobą. bo jak to - przecież nie chcę cierpieć! a prawda jest taka, że i nie chcę, i chcę, bo cierpienie mimo wszystko stanowi dla mnie pewnego rodzaju pomoc - utrzymuje mnie przy życiu. cierpiąc czuje właśnie te intensywne emocje, które przypominają mi, że żyję... i w pewnym sensie jestem od nich uzależniona. intensywny strach, tęsknota, złość i inne emocje to niesamowita adrenalina. już nie raz się na tym złapałam, że sama automatycznie się nakręcam, że przeżywam coś nieadekatnie do sytuacji, sama coś prowokuję. bo czerpię pewnego rodzaju przyjemność. i miotam się. bo i chcę się tego pozbyć, i nie chcę. i nienawidzę cierpienia, chciałabym uciec jak najdalej od niego, i ciągnie mnie do niego.
  22. Agnieszko, no wiem, że jesteś cięta na psychoterapeutów. i bardzo bronisz swojej Mamy.
  23. w moim przypadku to też by się nie sprawdzało. jak mi ktoś coś mówi co powinnam zrobić to chcę zrobić zupełnie odwrotnie. i nie cierpię właśnie, gdy terapeuta zachowuje się tak jakby był jakimś mentorem i zawsze wiedział lepiej. naranja, piszesz, że masz problem z tożsamością. a masz też tak, że będąc z kimś przejmujesz jakby jego tożsamość, wydaje Ci się, że jesteś tym kimś, albo ten ktoś Tobą, czujesz to, co on? ja tak mam... i to bardzo męczące. a terapię utrudnia. bo nie wiem co czuję, myślę przy terapeutce. tak jakby nią oddycham, czuję ją całą sobą, a siebie przestaję czuć. i tak mam z każdym człowiekiem. tak jakbym pożyczała sobie tożsamość od ludzi.
  24. Paranoja, bo on jest też doświadczonym zielarzem i psychoterapeutą, może dlatego tak wygląda. a już całkiem na serio to sama nie porwałabym się na te zioła, nawiązałam wcześniej kontakt z ludźmi, którzy je zażywali, dzwoniłam też do Stowarzyszenia Chorych na Boreliozę w Polsce i rozmawiałam tam z przemiłą panią, która też choruje i również stosuje te zioła, poza tym aktualnie jestem znów pod opieką lekarki, która mi pomaga monitorować leczenie, dobierać dawki itd. Jemu to nie nabijam kasy dolarami, bo nie u niego się przecież leczę a zioła nie są jego własnością. Jakbyś przeczytała tę jego książkę to byś zmieniła zdanie - oszałamia wynikami naukowymi, danymi, szczegółowymi badaniami i konkretami. Nie jest to pitolenie o dupie Maryni i krążenie opłotkami. -- 20 maja 2011, 06:12 -- poza tym to nie są jakieś tam tajemnicze zioła tylko zioła ogólnie dobrze znane w środowisku zielarzy i naturoterapeutów... dwa z nich można nabyć w Polsce - koci pazur i rdest japoński. i chyba jeszcze żeńszeń syberyjski. zioła kupuję standardyzowane - sproszkowane w kapsułkach.
×