Witam Was.
Kiedy stworzyłem Forum, byłem w szczytowej fazie nerwicy i depresji. Ostre stany lękowo depresyjne to było chyba delikatne określenie tego co się wtedy ze mną działo. Z jednej strony lęk przed wszystkim, z drugiej niechęć do życia.
Nie byłem w stanie nigdzie wyjść. Siedziałem w domu, i oddawałem się cały temu, co mnie interesowało. Była tylko jedna taka rzecz - internet. Jedyny sposób na rozmowę z ludźmi, jedyna rozrywka z której byłem w stanie korzystać. Tak spędzałem cały czas. Kilkanaście godzin dziennie, czasem i po dwie doby. Nie mogłem spać, nie chciałem się kłaść, bo wiedziałem, że nie usne, a będę tylko myślał. Ja już nie chciałem myśleć. Już miałem dość siebie. Psychotropy, psychologowie, neurolodzy, kardiolodzy, interniści... Po co mi to wszystko ? Nic mi i tak nie pomoże - myślałem - jestem skazany na nieszczęście.
Wysłanie mnie do szpitala psychiatrycznego tylko potwierdziło to w czym się utwierdzałem przez kilka lat (w sumie teraz mija jakieś 6 lat odkąd mam nerwice lękową). Za drugim podejściem pojechałem. Początki był fatalne, ale... Poznałem tam Martę, która wyciagnęła mnie z tego całego bagna. Pokazała mi, że dwie osoby, które mają ostre zaburzenia nie dołują się jeszcze bardziej - wręcz przeciwnie. Pojawiają się siły, które oddajemy sobie bezinteresownie. To nas umacniało. Nie mówię, że od razu było dobrze. To jest długotrwały proces, który w efekcie tworzy wiele dobrego. 22 września minie rok, odkąd znam się z Martusią, a ciągle jesteśmy jeszcze znerwicowany, zdepresjonowani, ale UMIEMY ŻYĆ. Staramy się, przełamujemy. Szukajcie... Szukajcie... Szukajcie...
[ Dodano: 16 Wrz 2006 05:08 pm ]
Nie wiem jak ja napisałem ten temat.
Coś wprowadziło mnie w trans. Pisałem praktycznie bez przerwy. Mam wrażenie, że na jednym wdechu. Nie chcę czytać tego tematu drugi raz, bo mam wrażenie, że go skasuje. Nie miejcie za złe, jeżeli są w temacie jakieś błędy.