Skocz do zawartości
Nerwica.com

marciatka

Użytkownik
  • Postów

    195
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez marciatka

  1. Blanka08, on Ci się po prostu podoba. Czysto fizycznie, czujesz pożądanie najzwyklejsze na świecie, jak miliony kobiet i facetów. Ile masz lat? Wydaje mi się, że jesteś jeszcze młodziutka. I powiem tak: mylenie miłości z pożądaniem to częsty błąd kobiet. Te objawy, które masz, to po prostu pragnienie i fascynacja. Denerwujesz się, bo nie jesteś pewna, co robić, ani nie wiesz, czego chcesz. Twoje ciało i instynkt działają trochę na innych torach niż rozum To piękne, ale nie można mówić o miłości, kiedy się kogoś naprawdę dobrze nie pozna. Ale wszystko jeszcze przed Tobą Postaraj się nie nakręcać jeszcze bardziej tego, co czujesz, i tak Twoja fascynacja jest silna, skoro boli Cię brzuch itd. Zajmij się czymś, nie analizuj sytuacji. Ciesz się tym, że czujesz coś pozytywnego. Aha, i jeszcze jedno- chyba każda dziewczyna lubi patrzeć na pięknych facetów. Tylko później wiele z nich zaczyna rozumieć, że nie wygląd jest najważniejszy, że piękno to całokształt człowieka. Dlatego nagle kończą się wyobrażenia, że np. chciałabym, żeby taki przystojniak jak ten model z okładki coś do mnie poczuł. Podziwiam jego urodę, ale nie czuję, żebym chciała być w sumie z samą jego twarzą. Proces uczenia się tego trwa długo i powiem Ci, że w sumie jest bardzo przyjemny i miło się go wspomina, z łezką w oku Nie myśl po prostu za dużo o tym, co mogłoby być, nie stresuj się. Ciesz się jego widokiem, tak po prostu.
  2. A ja się martwię, że jestem początkującą sklerotyczką (mam 20 lat) Ciągle mam wrażenie, że nie pamiętam zbyt wiele. We wspomnieniach zanikło mi poczucie czasu- to, co było tydzień temu, odczuwam tak samo, jakby działo się miesiąc czy dwa wcześniej. Teraz to mi się wzmaga, bo od dwóch miesięcy w sumie siedzę w domu, mam wakacje, dni są do siebie bardzo podobne, zlewają się w jedno i nie potrafię sobie przypomnieć za dobrze, co kiedy robiłam. I najbardziej wkurzające dla mnie: jak ktoś mnie prosi, żebym coś zrobiła, to mi to normalnie umyka. Albo w ogóle nie usłyszę (np jak coś czytam, to potrafię przytaknąć, a za parę sekund jakby się "obudzić" i pytać, co ktoś do mnie mówił), albo usłyszę, ale nie dotrze to do mnie. Mogę nawet to powtórzyć na siłę w myślach z pięć razy, np "podlej kwiatki! podlej kwiatki!" i zero rezultatu. Przypominam sobie o tym albo jakoś z przypadku, albo jak mi się za niezrobienie czegoś dostanie. Po prostu mój mózg jakby nie uświadamiał sobie, że ma tę informację zapamiętać. Tak samo z książkami- czytam dużo, ale z trudem przychodzi mi przypomnienie sobie fabuły czy jakichś faktów. Mogę się zachwycać książką, ale za dwa dni, jak chcę komuś o niej opowiedzieć, to mojemu umysłowi trudno pozbierać coś do kupy, jakby każdy fragment książki był na innej półce w mojej głowie. W końcu sobie przypomnę, ale nie tak, żeby być z tych wspomnień usatysfakcjonowaną. Wiecie może, skąd się takie rzeczy biorą? Może to mieć coś wspólnego z nerwicą?
  3. marciatka

    Pająki

    Ja nie mogę znieść myśli, że któryś z nich mógłby na mnie wejść... Mam wstręt do owadów z cienkimi nóżkami. Te nóżki im odpadają, np jak ktoś im przyłoży i mi się niedobrze robi od widoku tych kończyn oddzielnie od reszty. Brrr... Co ciekawe, te zwykłe komary, które są małe i mają małe nóżki, nie przerażają mnie tak. Najgorsze pająki, pasikoniki, świerszcze i te bydlackie komary z nogami w wersji extralong.
  4. Ja, odkąd niedawno w końcu sobie uświadomiłam, że mam ze sobą problemy, niezbyt sobie ufam. I pewnie wcześniej też nie ufałam. Jestem często roztrzepana i zapominam o czymś, a później jest mi wstyd, że zawiodłam. No i nie wiem, na ile moje emocje to nerwica, a na ile są naprawdę adekwatne do sytuacji. To może trochę zaufanie do siebie kopać. Mało rzeczy sprawdzam, ale sprawdzanie, czy mam portfel z przejazdówką mpk to u mnie standard. Stojąc na przystanku, mogę sprawdzić, czy go mam ze trzy razy. A później jeszcze w autobusie. Wkurzające, bo przecież wiem, że on tam jest.
  5. marciatka

    zdrada

    Kobietki, spokojnie! Oglądajcie komedie romantyczne, słuchajcie ulubionej muzyki, czytajcie mądre książki, rozmawiajcie z psiapsiółami. Od tego jest ciąża Żeby się zrelaksować, porozpieszczać siebie. Głaszczcie Wasze brzuszki, to uspokoi i Was, i dzieciątka. Tulcie się do swoich facetów, nawet, jak myślicie o nich niewiadomo co, to i tak ich kochacie. Uwierzcie w końcu, że jesteście dobrymi ludźmi i ciepłymi kobietami, tylko po prostu za dużo myślicie. Tak naprawdę to kochacie swoich facetów bardzo mocno i aż macie nerwicowe obawy z tego powodu. Poradzicie sobie, laski :) naprawdę, tu wszyscy w Was wierzą. :)
  6. Mnie okropnie stresowała religia w szkole. Moi rodzice nie chodzą za często do kościoła, jest raczej wolność w myśleniu na temat Boga w naszym domu. Ale na religii w podstawówce były wymogi, że nie wystarczy wiara i chęć przystąpienia do pierwszej Komunii, ksiądz zawsze wypytywał, czy byliśmy w kościele itp. A ja miałam osiem lat i niezbyt to ode mnie zależało. Ale Ksiądz wystraszył się mojej mamy, najpierw zaprosił ją na pogadankę, a później, jak ją zobaczył, to zwiał (nie skojarzył, że uczą w tej samej szkole i że mama to dość mocna osobowość). Później w klasach 4-6 miałam ciągłe problemy z religijnością- fopa było niezbieranie jakichś obrazków, dostawanych za uczestnictwo o milionie nabożeństw ("zbierało się" różańce, majówki, drogi krzyżowe). A w kościele ciągle się słyszało, że wiele rzeczy, które robię, robię nie tak, że wszystko jest złe i ogólnie brałam strasznie wszystko do siebie. Aż uznałam, że nie potrafię w ogóle sprostać tym wymaganiom, że jestem zbyt grzeszna, żeby Bóg w ogóle chciał na mnie spojrzeć, że Go zawiodłam. I popadłam w wieku 11 lat w stan bardzo podobny do depresji. W gimnazjum nadal się miotałam, ale już tylko ze spowiedzią i tym, że nie znajduję w kościele nic, co mogłoby mnie tam przyciągnąć. Ale starałam się chodzić na msze, jakoś to łatać. A trzecia klasa to bierzmowanie. Trzeba było kupić sobie indeks i uczestnictwo w każdym nabożeństwie stało się obowiązkowe i musiało zostać potwierdzone podpisem księdza lub zakonnicy. Latałam do tego kościoła, miałam extra indeks. Przeszłam bierzmowanie i miałam serdecznie dość kościoła na najbliższy rok. W pierwszej klasie liceum religię miałam z olewczym księdzem, który brał kasę za uczenie, a albo nie przychodził, albo nas wypuszczał do domu. Zatem zaczęłam powątpiewać w ogóle w Kościół jako instytucję, skoro ma takich przedstawicieli. Ciągle bałam się spowiedzi, stresowało mnie, że muszę mówić obcemu facetowi w strasznej atmosferze o rzeczach, o których nie chcę mówić nawet przyjaciołom. Nie potrafię się zwierzać, a co dopiero takiemu komuś. Niby nie chciałam chodzić do kościoła, ale miałam jeszcze wyrzuty sumienia, że to złe, że nie chodzę i miałam dużo problemów ze sobą przez to wszystko. Druga i trzecia klasa to powrót do kościoła, bo miałam religię z księdzem, który potrafił powiedzieć, że Bóg mnie kocha, że każdy jest stworzony po to, by starać się być jak najlepszym, że upadamy, by się podnosić, że mamy w sobie dobro. Wtedy było jakby lepiej. Jednak ciągle nie odpowiadały mi pewne rzeczy w kościele katolickim, w obrządku (ta nieszczęsna spowiedź), politykowanie księży, pieniążki itd. Odkąd jestem z chłopakiem, który jest ewangelikiem, zobaczyłam, że można być dobrym człowiekiem, nie będąc katolikiem. Odkryłam, że mam pełne prawo myśleć o Bogu po swojemu, bo to moja osobista sprawa. Gdyby katecheci i cały Kościół byli bardziej ludzcy, potrafili powiedzieć trochę o Bogu, a nie tylko o pieniądzach, tym, że wszyscy chcą skrzywdzić Polaków-katolików, myślę, że nie miałabym tak beznadziejnych wspomnień związanych i z kościołem, i z religią w szkole. Dodam, że bardzo sobie cenię tego księdza, który nie bał się mówić, że Bóg kocha ludzi. Nadal utrzymuję kontakt z tym człowiekiem, ponieważ stać go na rzeczową dyskusję i cenię sobie jego zdanie, jako człowieka mądrego, który nie jest zaślepiony całą tą machiną.
  7. Mam i nerwicę, i chłopaka. Kocha mnie bardzo i widzę, że w większości umie sobie radzić z moimi atakami lęku i przejmowaniem się wszystkim. Najczęściej po prostu jest. Jak się boję, czuję niepewnie, przytula mnie, głaszcze, uspokaja. To bardzo koi nerwy. Czyta mi na głos, to zajmuje moje myśli. Jest zawsze, kiedy potrzebuję jego pomocy, ale jaki zauważy, że robię coś irracjonalnego ze zdenerwowania, wtedy stara się odwrócić moją uwagę. Myślę, że nie powinnaś ze swoim chłopakiem rozmawiać za dużo o kościele. Sama o tym nie wspominaj, tylko kiedy on zacznie rozmowę, rozmawiaj rzeczowo i racjonalnie, ale bez upierania się przy swoich racjach i tłumaczeniu. On powinien znać Twoje zdanie, ale przekonywanie go na zmianę tego, jak myśli, tylko go poddenerwuje. Zajmuj go czymś. Powiem jeszcze jedno- jeżeli czujesz, że nie chcesz tak żyć, że on Cię w jakiś sposób ogranicza... Dobrze, że martwisz się o swoją przyszłość. Bo jeżeli Twój chłopak ma dość silną nerwicę i wchodzi ona w wiele aspektów jego życia, to jest trudne. A jeżeli wchodzi tak mocno w Wasz związek... Ja bym nie umiała z kimś takim być. Przyjaźnić się- tak. Ale związek to wzajemne wspieranie się, powinnaś czuć się przy mężczyźnie bezpiecznie, tak, jak on przy Tobie. A Ty starasz się chyba być dla niego jednocześnie terapeutką, matkującą opiekunką i jego kobietą. On nigdy nie będzie całkiem wyleczony. Bierze leki, ale całe życie ma łykać pigułki, które będą go stopniowo zmieniać w farmakologiczny twór? On sam pewnie będzie chciał przestać je brać. Psychoterapia pomoże na tyle, żeby mógł jako tako funkcjonować, ale jak sama widzisz, nie daje to zbyt dobrych rezultatów. Z tego, co zauważyłam, on nie chce się zmienić. Jemu jest dobrze z jego nerwicą. A jeżeli tak jest, to on nie da sobie pomóc ani sam się nie będzie starał. Przemyśl, jak będzie wyglądało Wasze życie za rok, dwa. Czy chciałabyś mieć z nim dziecko? Czy czułabyś się z nim komfortowo, będąc w ciąży? Że on o Ciebie zadba, że zarobi na Ciebie i rodzinę? Wiem, że to myślenie hop do przodu, ale teraz powinnaś o tym pomyśleć, żeby być może przestać wchodzić w coś, co być może już nie jest związkiem opartym na miłości i bliskości, tylko nastawionym na wspólną walkę ze sobą i nerwicą.
  8. ...nie mają nic do tego. Wyjdź może wtedy, kiedy reszta chce. Mi się nigdy nie chce iść na imprezę, ale później zawsze jestem zadowolona, że poszłam, bo było fajnie. To poprawia nastrój, o ile nie jest się w takim zamuleniu, że aż ma się ochotę psuć nastroju innym. Albo jak wydzwaniają, żeby się spotkać, to powiedz, że później byś się chętnie spotkał i wtedy się umawiaj na wieczór.
  9. Sean1, to jeden z moich problemów- bardzo nie chcę robić problemów innym ludziom.
  10. detektywmonk, tak właśnie trzeba się uśmiechać
  11. Ja nie chcę mówić o swoim problemie rodzicom. Czuję, że bardzo by się obwiniali. Poza tym, nie mam na razie żadnych dowodów (nie byłam jeszcze u psychiatry), zatem na pewno by nie uwierzyli. Jeżeli nic nie zauważyli przez ostatnie 11 lat, nie czuję się w obowiązku ich czymś takim na razie szokować. Nie chcę, żeby czuli się winni, przecież chcieli mnie wychować dobrze. I macie rację- żeby zrozumieć nerwicę, trzeba ją mieć. Nie da się tego do końca pojąć, jeżeli nie przeszło się czegoś podobnego. ダニエル, Adriana, myślę, że po prostu Waszym rodzicom trudno się zmierzyć z czymś trochę niezrozumiałym, trochę dla nich ciągle niemożliwym. Pewnie też siebie obwiniają trochę. A napady złości wynikają z ich bezsilności i strachu.
  12. detektywmonk, będziesz mógł martwić się o takie rzeczy, jak Ci dziewięćdziesiątka stuknie. 33 to młody wiek, ludzie znajdują swoje połówki nawet po 40 i po 60. :* nie zamartwiaj się
  13. Na pewno ktoś powie. Tylko trzeba jakoś, na ile to możliwe, spokojnie przetrwać ciężki czas ;*
  14. Każdy ma wady. A my jesteśmy naszych bardziej świadomi.
  15. Mój chłopak też patrzy na ładne pupy i nie widzę w tym nic złego, dopóki nie przestanie mnie kochać z powodu właścicielki owej pięknej części ciała. Sama lubię popodziwiać ładne ciałka kobiece (pewnie dlatego, że jestem artystką i takie już zboczenie zawodowe ) Na ładnych chłopaczków też lubię sobie popatrzeć i to tylko patrzenie, nie chciałabym zaraz rzucić się na żadnego i go zgwałcić. Wolę swojego mężczyznę. A polukać sobie można, bo po to mamy oczy.
  16. Mój chłopak, kiedy go poznałam, wcale nie był rozhahany i wyluzowany. Po prostu ma w sobie to coś. Nie ma schematu, jaki mężczyzna się podoba. Nie posługujmy się stereotypami. Kobiety "lecą" na interesujące spojrzenie, inteligentną wypowiedź, a są i takie, które na maxa zaintryguje i nakręci rzemyk na nadgarstku. Tu nie ma reguły. Nerwicowcy potrafią być szczęśliwi, ale na taki impulsywny sposób... Trudno to określić, ja np mam tak, że potrafię się ot tak rozpłakać ze szczęścia, bo piękno jakiejś chwili mnie tak wzruszy (motylek usiądzie mi na dłoni, wróbelek popatrzy na mnie czarnym oczkiem i ćwierknie, w radio będzie leciała jakaś wzruszająca piosenka, a powietrze zapachnie wspomnieniami). A za godzinę może mi być okropnie smutno nagle, bo mi się coś ubzdura, namyśli, i zacznie urastać do rangi ogromnego problemu. Nie chowajmy się, kurcze. Miejmy przyjaciół, znajomych. Kiedy inni zaczynają nas jakoś absorbować, przestajemy choć na chwilę myśleć o sobie.
  17. Zaznacze, że są to moje ososbiste spostrzeżenia i nie widziałam badań psychiatrów na ten temat ;p Mamy dużo empatii, umiemy słuchać i obserwować (może dlatego, że siebie ciągle obserwujemy ), potrafimy często szybko zauważyć, że np komuś jest smutno. Kiedy komuś jest źle, od razu uruchamia nam się mechanizm "ojej, muszę mu pomóc". Jesteśmy sumienni, dokładni i delikatni.
  18. mikamika, e tam ;p ja sobie myślę, że trochę też możemy dać innym. Osoby z nerwicą mają pewne cechy charakteru, które są bardzo przydatne :)
  19. wrazliwy, ech, jestem trochę idealistką. Ale wielu osobom jest trudno spotkać odpowiednią połówkę. Niezależnie od tego, czy mają ze sobą problemy, czy nie. Ja swojego chłopaka spotkałam w takim momencie mojego życia, że już zdążyłam pogodzić się z samotnością. A tu nagle pach. I głupio przyznać, zastanawiałam się, czy przypadkiem nie lepiej żyje mi się samej. Jednak zaryzykowałam i jestem zadowolona. A już straciłam wszelką nadzieję na miłość. Trzeba po prostu czekać i nie unikać ludzi.
  20. Dlatego każda połówka jabłka powinna mieć wrażliwość nieco inaczej rozwiniętą i w inną stronę. Wtedy wszystko się ładnie zazębia, bo tam, gdzie jedno jest słabe, drugie jest mocne.
  21. E tam. Są kobiety, które uwielbiają być tą mocniejszą stroną. A chłopak z nerwicą też może być wsparciem. Na kobiece problemy najlepszy jest facet, a taki wrażliwy jak nerwicowiec, to już w ogóle, bo i wysłucha porządnie, i wyprzytula i tez czasem razem popłacze. To jest piękne.
  22. Jak tak będziesz tęsknić, automatycznie tęsknota za seksem trochę straci na wartości. Chociaż czasem będzie dawać o sobie mocniej znać, to przecież normalne hormony też mają niestety prawo głosu
  23. To, że rzadziej będziecie się widywać, nie stanie się wielkim problemem pod tym względem. Powoli zaczniesz pragnąć tylko tego, żeby po prostu Cię przytulił. Wiem z własnego doświadczenia dłuższej rozłąki więcej napisałam Ci na priv
  24. alibabka wyrzuty sumienia masz, bo czujesz, że przez to, co robisz, nie jest Ci tak naj naj jak robisz to ze swoim mężczyzną. Nie obwiniaj się. Po prostu trzeba tu cierpliwości w budowaniu Waszej wspólnej intymności. Im więcej będziesz o tym kminić, tym bardziej Ci się będzie chciało Tak to niestety działa. Postaraj się nie mieć tych wyrzutów sumienia, to bardzo wyniszcza i stresuje. Nie robisz nic złego, po prostu otwierają się przed Tobą nowe drzwi, teraz Twój facet chce Cię rozpieszczać pod tym względem na maxa i trzeba czasu, żeby się na to otworzyć
  25. alibabka każda kobietka ma czasem takie coś, ja też. Po prostu chce się seksić i już Potem może przyjść czas posuchy i przez miesiąc nie będziesz miała za bardzo ochoty na nic. To się ciągle zmienia i jest normalne.
×