Nażarłam się xanaxu, zaraz chyba mam zajęcia.
Nie dość, że nastrój tak samo chujowy, to jeszcze łapię... jak zetor na mrozie. Czyli kompletny brak kontaktu.
Boże, nie nadaję się do niczego.
Albo ucieknę z domu, jak nauczyciel przyjdzie, albo się rozpłaczę, albo stłumię strach i osaczenie w sobie i potem wybuchnę.
Mam dość.