Korba, jak terapia żabko?
Mój dzień... Czuję się taka niekochana. I najgorsze jest to, że chyba będę się tak czuła niezależnie od tego, co on zrobi. Dlaczego?
Pustka, tuliłam się jak głupia i chciałam się schować. Chciałabym się schować w jego ramionach na zawsze, ale lęk mi nie pozwala mi nawet tak pomyśleć. Całą powrotną drogę wyłam. Rano na dworcu też wyłam, autobus nie przyjechał i po godzinie marznięcia i zginającego w pół lęku pojechałam stopem.
Wróciłam wcześniej, bo terapia - miała się na niej zjawić moja mama, żeby podpisać zgodę. Wyszło tak, że przez całą godzinę terapii Sylwia pytała ją o mnie, a ja słuchałam jak opowiada historie niestworzone. Jezu, jaka ja jestem dobra w udawaniu, jaka dobra.
a) nie pogadałam z terapeutką WCALE a czekałam zdychając przez dwa tygodnie
b) moja mama zdała jej relację o mnie, która właściwie była o treści "jest źle, ale nie najgorzej - od 1 do 100 oceniła mój stan na 45-55." Ha ha. Ja bym oceniła go na maks 30 plus myśli samobójcze.
ODSTRZELCIE MNIE BŁAGAM