Skocz do zawartości
Nerwica.com

Gods Top 10

Użytkownik
  • Postów

    3 342
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Gods Top 10

  1. Witaj, Z jednej strony "sporo" tej mamy w Twoim życiu i decyzjach, które podejmowałaś, a z drugiej są również Twoje starania o wyzwolenie się spod jej wpływu i próby "odnalezienia siebie". Myślałaś o terapii, by jeszcze bardziej ograniczyć wpływ mamy na siebie?
  2. W Twoich wypowiedziach przewijają się porównania: Ciebie z chłopakiem, Ciebie ze znajomymi. Może warto byłoby odszukać na terapii Twoją własną wartość uniezależniając ją od innych ludzi? Może dzięki temu czułabyś się bardziej pewna siebie, a tym samym mniej zależna od innych?
  3. A dlaczego nie mogłabyś spróbować robić sama "coś fajnego" dla siebie?Co prawda zajęcie się własnymi potrzebami raczej nie usunęłoby przyczyn tego, że tak się czujesz, za to mogłoby poprawić Twoje samopoczucie. Natomiast przepracować kwestię "dlaczego wg Ciebie <> jest <> od <>" można na terapii.
  4. Wciąż nie za bardzo rozumiem przyczyny Twojej bezradności. Czujesz się bezradny, gdy sam nie usuniesz usterki - dlaczego? Nie chcesz być od nikogo zależny w naprawie komputera? Jeśli tak, to dlaczego tylko w kwestii sprawności komputera, ale już nie telewizora, zmywarki, kontaktu, kranu, czy jeszcze czegoś innego? Czy może przez pryzmat sprawności komputera (a więc czegoś, co powinno być w zasięgu umiejętności technika informatyka) oceniasz siebie jako osobę? Czym w Twoich wypowiedziach różni się "komputer" od "komputerka"?
  5. Niewątpliwie sama znasz siebie najlepiej i wiesz, jak się czujesz.Spotkania i zloty forumowe mają niesamowitą atmosferę, m.in. dzięki temu, że nie trzeba na nich "wypaść dobrze" i "na twarzy mieć przyklejony uśmiech nr 5", to nie wizyta u teściów czy rozmowa kwalifikacyjna. Nie zdarza się, by rozmówcy robili oczy wielkie jak 5 zł, gdy usłyszą o jakimś problemie czy gorszym nastroju.
  6. Dzięki za fajne spotkanie. Piszę się na kolejne.
  7. Miało być spotkanie, a wyjdzie biczowanie?
  8. Tak, ja jestem w relacjach międzyludzkich skłonna do poświeceń i dawania z siebie więcej niż powinnam. Na terapii zinterpretowano moje opiekowanie się innymi jako zamaskowanie własnej potrzeby otrzymania opieki i pomocy. No ale relacje zawodowe czy kolezanskie potrafie zakończyć jakoś bez zbędnego bólu, natomiast te zwiazkowe to dla mnie dramat. Dostrzegam podobieństwa u siebie, nawet, jeśli w sytuacji u mnie inaczej są rozłożone "akcenty". Poczucie bezpieczeństwa w relacjach czerpię m.in. ze wspólnotowości, "wspólnego przeżywania", "dążenia do celu razem". I o ile jest to realistyczne oczekiwanie w związkach, o tyle w różnego rodzaju grupach już niekoniecznie. A co bardziej paradoksalne, z tych relacji międzyludzkich (nie tylko związków uczuciowych), które dają mi duże poczucie bezpieczeństwa, wycofuję się (tak jakby to miało być dla mnie "podejrzane", że mogę funkcjonować w "zdrowych relacjach"), a inwestuję w te relacje, które są znacznie mniej korzystne dla mnie. Jak najbardziej jest to "odtwarzanie" toksycznych ról pełnionych w rodzinie. @New-Tenuis, zgadzam się, że unikanie bliskości w związkach wpisuje się w pojęcie "uzależnienia od miłości". Moje wątpliwości wzbudza jedynie to, że u mnie unikanie bliskości występuje również w relacjach międzyludzkich, w których nigdy o miłość nie chodziło. Dla mnie powyższe jest niejasne. Można bardzo wiele dawać z siebie - w ocenie drugiej strony - przy nieznacznych kosztach własnych. Można się spruwać, lecz w ocenie drugiej strony będzie to niewiele. Twoja wypowiedź zawiera chyba wyłącznie Twoją ocenę kosztów własnych - jako znaczne, jeśli dobrze zinterpretowałem. Nie zawiera wartościowania osiągniętych skutków. Czyli osoba nieefektywna będzie mieć poczucie wykorzystywania przez otoczenie? Co jest niejasne? Niewątpliwie w moich związkach uczuciowych występował brak zgrania potrzeb obu stron z tym, co obie strony dawały od siebie (gdyby było inaczej, któryś z tych związków by trwał nadal). Zapewne wynikało to m.in. z braku komunikacji na temat tego, jak to, co dajemy przyjmowane jest przez drugą stronę, czy trafia w jej potrzeby. Natomiast w relacjach "nie-miłosnych" (tak to sobie określę) często bywało tak, że kilka osób dostrzegało, że "czegoś" brakowało w funkcjonowaniu grupy (w pracy czy na studiach), ale za takimi stwierdzeniami nie szły żadne działania. Najczęściej to wyglądało na zasadzie "niech ktoś coś zrobi .....". Najczęściej w rolę tego "kogoś" wchodziłem ja. Nawet, jeśli dana sytuacja wymagała niewielkiego działania, to irytował mnie fakt, że "zostaję z tym sam" (przynajmniej tak to odczuwałem). Z perspektywy czasu widzę, że to oczekiwanie "wspólnotowości" było nie zawsze realne, bo grupa rządzi się zdecydowanie innymi prawami, niż para.
  9. Porównując swoje "funkcjonowanie" z tym, co zawarte zostało w artykule podesłanym przez bittersweet, to nie wiem czy można mówić o "uzależnieniu od miłości", czy może mój przypadek jest inny? W swoich związkach częściej wchodziłem w rolę "unikającego bliskości", niż "nałogowca kochania". A w takim układzie "bliskość = ciągłe opiekowanie się kimś", nawet kosztem siebie, własnych potrzeb. Czułem się bardziej opiekunem, niż partnerem. To z kolei zrodziło frustrację i niechęć do związków (czy relacji międzyludzkich w ogóle)... Kilka lat temu przerażające stało się dla mnie odkrycie tego, że wg podobnego schematu funkcjonowałem w pracy czy w grupie na studiach: "jesteś tyle warty, ile dajesz z siebie"... nieważne, że własnym kosztem. Z tego właśnie powodu mam wątpliwości czy można "to" określić "uzależnieniem od miłości"? Zauważacie podobny schemat funkcjonowania również poza związkami "miłosnymi"?
  10. Również się pojawię. Będę we Wrocku tuż przed 18-tą, gdyby ktoś reflektował spotkać się wcześniej.
  11. Możliwe, że błędnie odebrałem Twój wcześniejszy wpis. Jeśli tak się stało, przepraszam.Wobec tego jaką rolę pełni Twój komputer w Twoim życiu, że czujesz się bezradny w razie jego awarii? Dlaczego jego sprawne działanie jest dla Ciebie tak bardzo istotne?
  12. Taki "test" nie musi być rozstrzygający. Bo osoba, która jest uzależniona potrafi zdobyć się na czasową wstrzemięźliwość... przychodzi jej to o tyle "łatwiej", że wie jak długo "ma wytrzymać", a więc po jakim czasie powróci do czynności lub substancji uzależniającej. Odstawienie ma szanse zakończenia się sukcesem, gdy jednocześnie wzmacnia się tzw. zasoby wewnętrzne osoby uzależnionej, czyli pomaga jej radzić sobie z "rzeczywistością", od której ona ucieka w nałóg.
  13. Nikola162, to, co napisałaś wskazuje na toksyczny związek. Tkwisz w relacji, w której czujesz się źle, w której Twoje potrzeby są ignorowane, a mimo to trudno Ci się rozstać. Przypuszczam, że ta huśtawka nastrojów - raz jak w niebie, raz jak w piekle - jest Ci znana z wcześniejszych (rodzinnych?) relacji. Czy w nich również był ktoś emocjonalnie niedostępny, o kogo bezustannie starałaś się zabiegać, a prawie zawsze kończyło się niepowodzeniem? Relacje, które tak wyglądają ogromnie wyniszczają, bo nie oferują poczucia bezpieczeństwa, za to są źródłem niepokoju i stresu. Poszukaj terapii, dzięki której będziesz mogła dostrzec destrukcyjne mechanizmy, które powodują, że tkwisz w takim związku.
  14. Witaj Ghoust, Z tego, co napisałeś wynika, że ta sytuacja jest dla Ciebie niepokojąca i dokuczliwa. Twój stres spowodowany awariami komputera może wskazywać na uzależnienie. Wywiązywanie się z obowiązków szkolnych i ograniczenie czasu spędzanego przed komputerem może to potwierdzać (paradoksalnie). Pomoc w kwestii uzależnień oferują ośrodki leczenia uzależnień. Nawet, jeśli w pobliżu Twojego miejsca zamieszkania nie byłoby ośrodka zajmującego się uzależnieniami od komputera, to w każdym takim miejscu powinieneś uzyskać jakieś namiary na placówki, w których uzyskasz fachową diagnozę i pomoc.
  15. Nastawienie psychiczne matki jak najbardziej ma wpływ zarówno na jej organizm, jak i na niemowlę, które "chłonie" emocje osób wokół niego. Zastanawiałaś się, co jest przyczyną dystansu wobec dziecka? Czy chodzi o to, że dziecko jest "wymagające" (często niespokojne, płacze, krótko śpi itp.), czy może obawiasz się popełnienia jakiegoś błędu opiekując się dzieckiem, czy może masz blokady przed bliskością, czy może chodzi o dystans wobec kwestii higienicznych (przewijanie czy ulewanie), czy może jeszcze jakieś inne przyczyny? Myślę, że uzmysłowienie sobie przyczyny tego dystansu bardzo może pomóc w rozprawieniu się z nim.
  16. Dziękuję za kolejny wspaniały Zlot. Świetnie się bawiłem z Wami. slow motion, Dark Passenger - dzięki za to, że podjęliście się organizacji.
  17. ZmartwionaŻona, myślę, że oczywiste jest, że Twój mąż nie radzi sobie z silnymi emocjami, które się w nim pojawiają (a w tym wypadku co byś nie zrobiła Ty, czy ktokolwiek inny, to wybuchów złości trudno uniknąć). Pytanie, co je wywołuje? Napisałaś, że mniej więcej pół roku temu nastąpiła zmiana zachowania Twojego męża. Co się wtedy wydarzyło? Wtedy zaczął pracę u rodziny? A może wtedy całotygodniowe wyjazdy stały się dla niego tak frustrujące? Jak mąż zachowuje się wobec swoich rodziców i rodzeństwa? Może wobec nich jest uległy, a później niestety odreagowuje na Tobie? A może ta konkretna praca jest dla niego frustrująca? Jakby nie było: bez zaangażowania z jego strony, niewiele da się zrobić. A to oznacza dla ciebie, że tylko do pewnego stopnia jesteś w stanie mu pomóc.
  18. erykka89, jak dla mnie to wygląda na wylewanie frustracji siostry na Ciebie. Jeśli wkurza ją to, że nie otrzymuje pomocy, dlaczego nie porozmawia o tym przede wszystkim ze swoim partnerem/mężem - ojcem dziecka? Do pewnego stopnia rozumiałbym zakłopotanie (i dystans) ojca przy opiece nad noworodkiem, ale trudniej to zrozumieć przy opiece nad dwulatkiem. Wg mnie dla siostry jesteś (przepraszam za określenie) "łatwiejszym celem na pretensje" (pomijam już zasadność pretensji wobec Ciebie), niż jej partner/mąż (lub teściowie). Proponuję spokojną rozmowę, w której mogłabyś wykazać, że w pierwszej kolejności Twoja siostra powinna oczekiwać pomocy od osób, które "powinny" bardziej poczuwać się do tej pomocy. A jeśli się nie poczuwają, to warto o tym z nimi porozmawiać, a nie winić kogokolwiek.
  19. Wyrwałem z kontekstu ten zwrot, bo przypuszczam, że trafnie określa to, jak się czujesz. A tym kontekstem jest Wasz związek...Tak, jak radzi Inga_beta, daj sobie spokój z takim związkiem. Nie musisz wciąż udowadniać, kim nie jesteś, czego nie miałaś na myśli... nie na tym powinien polegać związek dwojga ludzi!
  20. brum, może w Twoim związku odżywają obawy, które spełniły się w dzieciństwie? "Przyjdzie jakaś kobieta i zabierze mi mojego ukochanego mężczyznę, jak kiedyś kochanka ojca". Jeśli by ta hipoteza okazała się prawdziwą, wtedy nie byłoby dziwne, że nie dowierzasz w możliwość zaspokojenia tak podstawowych potrzeb, jak potrzeba bycia kochaną. Bez względu na to, jaka jest tego przyczyna, wg mnie "wyjście między ludzi", samo w sobie nie będzie "lekarstwem" (za to może wspierać proces odbudowy zaufania do innych kobiet). Należałoby to przepracować na terapii.
  21. Jak mogło by być inaczej, skoro taki wzorzec męskości jest wpajany ludziom od tysiącleci? Również kobiety nakładają na mężczyzn takie oczekiwania. Nie trzeba daleko szukać, wystarczy poczytać któryś z wątków na forum, by znaleźć kobiece stwierdzenia, których większość brzmi mniej więcej tak "niezaradnym mężczyznom dziękujemy". Cóż słyszy mały chłopiec, który płacze z bezsilności czy bólu? "Nie maż się, nie bądź baba!" Nic zatem dziwnego, że mężczyźni są "uczeni" ukrywania swoich problemów, poczucia bezsilności i bólu, bo często nie mają co liczyć na zrozumienie. Analogicznie, kobiety mają niepisany "zakaz" na wyrażanie złości... "mają być" posłuszne i uległe... a nie buntownicze czy wojownicze.
  22. Wygląda na to, że mąż na swój sposób próbuje Cię chronić... jednak tym samym sprawia, że czujesz się odsunięta o jego spraw. Trudno o taką sytuację, w której małżonkowie będą wiedzieli o sobie wszystko - by to osiągnąć musieli by spędzać ze sobą 24h/dobę, co jest praktycznie niemożliwe, gdy jest praca, znajomi, dzieci, obowiązki... Jednocześnie trudniej o udany związek, gdy nie rozmawia się o problemach i uczuciach. Jeśli odpowiednio (konstruktywnie) podejść do takich rozmów, to (wbrew pozorom) mogą bardzo silnie spajać, a nie rozbijać więź dwojga ludzi. Myślę, że punktem wyjścia z tej sytuacji byłaby rozmowa o tym, czego wzajemnie od siebie oczekujecie. Jak Ty powinnaś się zachowywać, by mąż mówił Ci o tym, co go gnębi. I jak on powinien postępować, byś nie czuła się odsunięta. Wspólnie ustalcie, co każde z Was powinno zrobić, byście oboje czuli się wspierani i rozumiani w Waszym małżeństwie. Starajcie się realizować te wspólne ustalenia. A jeśli trzeba, wspólnie korygujcie je.
  23. W jakim sensie jej potrzebuje? Chodzi o wspólne pasje, zainteresowania, tematy rozmów innych niż te związane z codziennością (rachunki, wywiadówki dzieci, listy zakupów... itd.)? Czy może czuje się dowartościowany, gdy "błyszczy" w towarzystwie kobiet? A może istnieje jeszcze inna opcja?Myślę, że przede wszystkim warto ustalić, czego poszukuje Twój mąż. Wtedy oboje możecie spróbować poszukać tego wspólnie.
  24. Co prawda nie mam zbyt wielkiej wiedzy na temat tej kwestii, jednak poprzez analogię do innych nałogów, generalnie raczej jest tak, że osoba uzależniona powinna doświadczyć konsekwencji swoich czynów (czasem taki "wstrząs" bywa podstawą do uznania, że problem istnieje i może być źródłem motywacji do zmian). Natomiast, jeśli Ty chcesz za mamę załatwiać tę kwestię, to w pewnym stopniu "kryjesz ją", pomagasz jej w trwaniu w nałogu (jak rozumiem, podobnie przyczynia się do tego Twój ojciec). Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, jak destrukcyjne mogłoby być nie robienie nic (mnóstwo długów dla rodziny).To, co wg mnie warto zrobić, to chronić siebie, czyli ograniczyć skutki decyzji mamy dla swojego życia. Może rozdzielność majątkowa dla ojca? A dla Ciebie (i taty?) wizyta u prawnika, by dowiedzieć się co zrobić, by uniknąć spłaty długów mamy? Ponadto może warto rozważyć Twoją (i taty) wizytę u terapeuty uzależnień... jako osoby współuzależnionej? Bo jak widać, Ty przejawiasz większą inicjatywę w rozwiązaniu tej sprawy, niż osoba, której najbardziej to dotyczy - mama.
  25. Przede wszystkim, lepiej nie pisać całego tekstu wielkimi literami, bo to w sieci odbierane jest jako krzyk. Co powoduje agresję u bratanka (to Twój bratanek, jeśli dobrze zrozumiałem)? Czy w taki sposób odreagowuje ból po śmierci taty? Czy wcześniej miewał jakieś problemy w szkole, z nauczycielami, w sprawach sercowych, w relacjach w domu? Za co była ta kara i ile powinna była trwać (wg szwagierki)? Jak wcześniej była rozwiązywana kwestia nieodpowiedniego zachowania bratanka?
×