Skocz do zawartości
Nerwica.com

Gods Top 10

Użytkownik
  • Postów

    3 342
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Gods Top 10

  1. Przypuszcam, że jesteś bardzo skrytą osobą, trudno nawiązujesz relacje z innymi osobami, tudno przychodzi Ci komuś zaufać. I chyba dlatego wolisz kobietę, która mimo, że Cię mocno zraniła, to jednak uwarzasz ją za znaną sobie. Nie sądzisz, że ta sytuacja obrazuje dość wyraźnie, że nie da się na tyle mocno poznać drugiej osoby, by nigdy nie być przez nią zaskakiwanym ? Inaczej mówiąc przeświadczenie, że się kogoś zna, nie daje poczucia bezpieczeństwa z tego prostego względu, że można całe życie z kimś spędzić i nie poznać tej osoby do końca. Nie jesteś w stanie być w zyciu przygotowanym na każdą ewentualność, na każdą sytuację. Nikt nie jest. Właśnie sytuacje nieprzewidywalne, zaskakujące uczą nas, jak sobie z nimi radzić lub jak starać się im zapobiegać. Ale nigdy takiej gwarancji nikt nikomu nie da, że więcej się nie powtórzą. Powtórzą się, bo taka jest uroda życia. Reasumując: spróbuj nie zamykać się na możliwość poznania innej kobiety. To, że będzie dla Ciebie "nieznaną" nie powoduje, że będzie "bardziej groźna" od tej kobiety, któą już w pewnym stopniu poznałeś, od Ani. Zasługujesz na wspaniałą kobietę, na którą patrząc nie będziesz odczuwał niepewności co do jej intencji i bólu. Nie gódź się na rolę "chłopca do bicia", na rolę osoby, która pozwala się ranić ! Niesłusznie czujesz się "gorszy". Jeśli dobze pamiętam, napisałeś o sobie, że podjąłeś wyzwanie i prowadziłeś własną firmę, co w polskich realiach ZUS-owsko-US-owskich jest raczej wyczynem, niż powodem do wstydu Nie każdy ma taką odwagę, by podjąć się samodzielnej działalności gospodarczej. Ty ją miałeś. A to tylko jedna z Twoich mocnych stron - chęć podjęcia odpowiedzialności za swoje życie. Przypuszcam, że to dopiero początek takiej listy Trzeba czasu, by zaleczyć Twój ból, ale tzeba tez byś sam nie zamykał przed sobą szansy na to. Staraj się robić to, co sprawia Ci frajdę, a wtedy tempem właściwym sobie "wrócisz do życia". Tym razem będzie ono inne, ale bynajmniej nie oznacza to, że gorsze, niż było
  2. Proszę, nie odbieraj mojego pytania jako zarzutu. Chciałem się tylko dowiedzieć, czy masz mozliwosć przebywania w innym towarzystwie, by załpać nieco oddechu od kłopotów małżeńskich [Mam taką hipotezę (nie wiem na ile jest trafna, bo Was nie znam)] To, co napisałaś wskazywałoby na to, że Twoi teściowie mają wysokie mniemanie o sobie, może też czują, że "zawsze mają rację". Niewykluczone też, że uwarzają, że dla świata (a więc i Was) ich rady są "bezcenne". Jeśliby moje przypuszczenie okazały się prawdziwe, to można się domyslać, że dzieciństwo Twojego męża znaczone było mnóstwem "dobrych rad". Przypuszczam też, ze Twój mąż ma takich "cennych" rad powyżej dziurek w nosie, a reaguje na nie wycofywaniem się, zamykaniem w sobie, rezygnacją (np. przestaje o siebie zupełnie dbać) lub uciekaniem do tego, w czym czuje się dobrze (pracy zawodowej). Odczytuje je jako brak akceptacji, zrozumienia. Dlatego, jeśli również i Ty nie szczędzisz mu rad, pouczeń, zwracania uwagi - on postrzega Cię jako "drugą matkę", która tak samo jak "pierwsza", nie akceptuje i nie szanuje go, a to może przekładać się na jego coraz wiekszą rezygnację. Chcesz być tak przez niego postrzegana ? Jeśli nie, pokaż mu, że jesteś "po jego stronie", a nie po przeciwnej. Zastanawia mnie również, co spowodowało to, że mąż tak bardzo przestał dbać o siebie ? Co uruchomiło ten "stan" ? Czy to było spowodowane tylko "odprężeniem" po ślubie, gdy zdał sobie sprawę, że teraz już "należycie do siebie", a moze było coś innego ? Druga moja hipoteza dotyczy Ciebie - również nie wiem na ile jest prawdziwa. Napisałaś, że jesteś DDA, a to miało niebagatelny wpływ na Ciebie. Czy na trudności w swoim małżeństwie nie postępujesz wg podobnego wzorca, jak Twoja mama - chcesz odejść ? Jednak pzed tym, starasz się to usprawiedliwić - możliwe, że w podobny sposób jak mama przed Tobą (i sobą) usprawiedliwiała konieczność odejścia od Twojego taty (czy odeszła, czy nie - nie wiem, jednak zwykle takie rozwiązania pojawiają się przy problemach alkoholowych małżonków). Dlatego przypuszczam (może niesłusznie), że w swoim małżeństwie możesz postępować wg podobnego wzorca, jaki zaobserwowałaś u mamy. Rozumiem, że czujesz się zmęczona sytuacja we własnym małżeństwie, jednak jak bardzo te dwie sytuację są do siebie podobne ? Na małżeństwie Twoich rodziców cieniem kładła się choroba alkoholowa, z którą Twoja mama mogła nie mieć już sił walczyć (a jak wiele tych sił trzeba, by taka wlakę podejmować, mogę sobie tylko wyobrażać, Ty natomiast to widziałaś). Czy sytuacja w Twoim małżeństwie jest równie trudna, by stosować takie samo radykalne rozwiązanie ? Wogóle jak odejście lub sam pomysł o odejściu wpłynął na Twojego tatę - czy bardziej się załamał, czy też to było dla niego tak wielkim szokiem, że podjął walkę z chorobą ? Wybacz, że mimo wszystko staram się nakłaniać Cię do podejmowania starań o Twoje małżeństwo. Uważam, że każdy człowiek jest odpowiedzialny za jakość swojego życia - za to, jak bardzo będzie szczęśliwy, szanowany, kochany, rozumiany, akceptowany. Jeśli o to wszystko nie zabiega się, samo raczej nie przyjdzie znikąd. A biorąc pod uwagę, że trudno żyć niezaleznie od innych, to sami jesteśmy też w pewnym stopniu odpowiedzialni za to, czy również inni będą szczęśliwi, szanowani, kochani, rozumiani, akcpetowani...
  3. Sam siebie znasz najlepiej. Wiesz, w jak duzym stopni ta niepewność mogłaby się kłaść cieniem nad Waszym ewentualnym powrotem do związku. Choć z drugiej strony widzę, że za cały swój ból winisz nadal tamtego łachudrę. Tak jakbyś starał się w znaczącym stopniu "uniewinniać" Anię, by nie zamykać przed nią możliwości powrotu. Tak bardzo brak Ci wiary w siebie, że obawiasz się, że nie jesteś w stanie znaleść innej kobiety, która by Cię pokochała ? Prawda jest jednak taka: to co Cię spotkało tak badzo boli, że pojawiają sie takie mysli, które skłaniają Cię do takiego postrzegania siebie jako osoby niewiele wartej. A to nie ma nic wspólnego z tym, kim na prawdę jesteś. Staraj się nie pozwalać na to, by takie myśli nad Tobą panowały ! Szukaj swoich mocnych stron, pielęgnuj je. Rób to, co lubisz, co sprawia Ci frajdę, a sam się przekonasz jak wiele masz mocnych stron
  4. Dawno, dawno temu, rola mężczyzny w rodzinie polegała na tym, by upolować mamuta. Im większego upolował, był tym lepszym kandydatem na żywiciela rodziny. Mimo, że mamuty wyginęły jakiś czas temu, to jednak podejscie do roli mężczyzny w rodzinie jako "myśliwego, który upoluje dość, by zapewnić rodzinie środki do życia", oparło się ewolucji. Piszę o tym dlatego, że całkiem możliwe jest , że mąż w taki właśnie sposób wyraża swoją miłość do Ciebie - stara się, by niczego Wam nie brakowało. I może stąd wynika jego nieumyślne zaniedbanie bezpieczeństwa emocjonalnego w Waszym małżeństwie. A z drugiej strony jesteś Ty - kobieta. Kobiety poprzez wypowiedzenie tego, co "im leży na sercu", rozładowują stres, zdenerwowanie, starając się znaleść zrozumienie i wsparcie (nie ma się co obrażać - tak już jest i lepiej szukać rozwiązania tego, niż toczyć boje na stereotypy). Biorąc pod uwagę, że chyba nie ma wielu mężczyzn, którzy na dłuższą metę potrafią wszystkie słowa swoich partnerek zapamiętać, to sytuacja zdaje się bardzo skomplikowana. Ale to tylko pozory Wzajemne starania, doba wola obu stron mogą doprowadzić do kompromisu zadowalającego obie strony. Najskuteczniejszą metodą do wypacowania takiego kompromisu jest szczera, choć na pewno nie łatwa rozmowa. Spróbujcie zadać sobie np. takie pytania: czy konieczne jest, by Twój mąż poświęcał aż tyle czasu pracy - może udałoby się oganiczyć ten czas (nawet i kosztem jego zarobków, ale z zyskiem dla jakości małżeństwa); co mężowi pzeszkadza w Waszym małżeństwie (poza pracą), co powoduje, że zaniedbuje sferę emocjonalną między Wami (może coś go blokuje ?); (jak domyślam się, tylko on pracuje zawodowo, ale mogę się mylić) - czy nie pomogłoby również, byś Ty pracowała zawodowo - nie tyle dla zarobków, ile dla kontaktu z innymi ludźmi, rozmową z nimi itd. Czy on rownież to postzega jako problem ? A co wg Ciebie zmienia w elacjach między Wami otyłość ? Pytam, by dowiedzieć się, czy czasem nie ulegasz zbytnio "tyranii szczupłych ciał" lansowanej w mediach - czy to na pewno wada, czy coś "niezgodnego z modą" ? A niewykluczone też, że ta otyłość nie jest skutkiem np. złego odżywiania, ale spowodowana jest "zajadaniem stresu", wynikającego z Waszego oddalania się od siebie ? Kobiety bardziej, niż mężczyźni do odczuwania satysfakcji w pożyciu potrzebują poczucia szerzej rozumianego bezpieczeństwa (w tym i poczucia zrozumienia). Dlatego tak długo, jak nie uda Wam się ułozyć relacji między Wami, tak długo tej satysfakcji możesz nie odczuwać. Tak, jak napisał namiestnik, terapia bardzo może pomóc, ale pod tym warunkiem, że oboje chętnie, bez presji będziecie w niej uczestniczyli. Czy bedziesz musiała wyznać na niej o tamtej osobie, nie wiem. Odradzałbym również stawiania sprawy "na ostrzu noża", a więc ranienia sugestią o tym, że moze byś wybrała kogos innego, jeśli on nie spełnia Twoich oczekiwań. Bo jeśli jego otyłość to symptom "zajadania stresu", to go ogromnie zranisz takimi słowami. W każdym razie namawiam, nie dawaj za wygraną - powalczcie o Wasze małżeństwo.
  5. namiestnik, czy nie uwazasz, że niszczyłaby Cie niepewność przy każdej chwili, gdy zastanawiałaby się nad czymś, gdy patrzyłaby "inaczej". Czy w takich momentach nie zadawałabyś sam sobie pytań w stylu "czy ona jednak teraz mysli o nim", "czy jednak porównuje mnie z nim", "czy jednak nie tęskni za tamtym czasem" ? Każdy z nas ma wady i zalety. Jednak czy Ty w tym momencie nie starasz się przekonać sam siebie do ultimatum "albo z nią, albo już na zawsze sam, bo przecież <>" ?
  6. To chyba najlepiej oddaje powód Waszego oddalenia. Macie oboje dwa odrębne światy, które przenikają się w minimalnym stopniu. Ty masz swoje sprawy, zmartwienia, radości i on swoje. Prawda jest taka, że zapracowaliście na to sobie oboje. Nie ma znaczenia które z Was przestało pytać "jak było w pracy/jak minął dzień" - efekty dosięgają Was oboje. A tak samo, jak oboje to zaniedbaliście, tak samo od Was obojga zależy, czy znów nawiążecie wspólny jezyk i czy Wasze światy będą wspólne w wiekszym stopniu. Czy nie mogłoby Was zmotywować do tego wyobrażenie jakby to było czuć swego rodzaju jedność - obustronne zrozumienie, wsparcie, akceptację itd. ? Droga to niełatwa i wyboista, ale osiągalna dla każdego małżeństwa, każdego związku. Myślę, że przeraża Cię coraz większa świadomość nieuniknionego wzięcia odpowiedzialnosci za siebie i drugiego człowieka. W końcu od Ciebie zależeć będzie to, jak wygląda Twoje życie. Czy jednak mylę się (na szczęscie nie mam patentu na nieomylność ) ?
  7. Myślę, że każda osoba, która bierze pod uwagę odejście od aktualnego partnera/partnerki, ulega iluzji. Iluzję taką kreujemy my wszyscy w momencie, gdy poznajemy nowe osoby - wtedy staramy się zapezentować (niezależnie od płci) siebie w jak najlepszym świetle. A gdy pojawia się taki sygnał w trakcie związku jak np. ślub (czy trwała deklaracja uczuć), wtedy nastepuje poczucie ulgi - "nie trzeba się starać, nie trzeba kontynuować tejże iluzji, bo klamka już zapadła - juz ta osoba jest <>". Inaczej mówiąc niemal każda nowopoznana osoba będzie zdawała się atrakcyjną, bo będzie znana wyłącznie od strony zalet. A to będzie znaczącym kontrastem dla tej osoby, którą zna się (również wady) od dłuższego czasu. Trzeba pewnej dojrzałości i odpowiedzialności, by starać się zwłaszcza wtedy, gdy pojawiają się trudności, a nie tylko wtedy, gdy to jest proste, bo jest miło i słodko. Inaczej zawsze będzie się ganiało za iluzjami atrakcyjności.
  8. Aniu77, Twoja odpowiedź rzuca inne światło na całą sytuację. Mianowicie przedkładasz własną potrzebę szczęścia (takiego, jak je pojmujesz) nad potrzebę męża, by być szanowanym (a więc może i nad jego inne potrzeby). Bierzesz pod uwagę możliwość tego, że on zna Cię z tej strony i ta wiedza może być przyczyną do przestania "starania się" ? Inną znamienna rzecz: nie piszesz o swoich przypuszczeniach (poza jednym przypadkiem) dlaczego mąż zachowuje się w ten sposób. Aż tak słabo znasz swojego męża ? Czy to tylko specyfika forum powoduje, że o tym nie piszesz ? Zaszufladkowałaś męża jako "klasycznego zdobywcę", tym samym stawiając go w roli "czarnego charakteru". A swoje postępowanie usprawiedliwiasz (najbardziej przed samą sobą) jego rzekomym "korzystaniu na całej sytuacji". Prawda zdaje się być jednak zupełnie inna.
  9. Aniu77, myślę, że fascynacja innym facetem w czasie, gdy jest sie zamężną, wynika z braku "czegoś" w małżeństwie. A gdy czegoś brak, to mimowolnie szuka się tego gdziekolwiek. Przypuszczalnie miło Ci było poczuć się atrakcyjną, gdy ktoś o Ciebie zabiega, stara się, w przeciwieństwie do męża. Tak wygląda jedna strona medalu. Druga wygląda tak, że mąż przestał się starać. Na pewno po części dlatego, że niestety zadziałał u niego "syndrom zdobywcy" (to co nie "zdobyte" wymaga więcej starań, niż to, co już się "zdobyło") - u kobiet też ten syndrom występuje Ale też może i jemu czegoś brak w Waszym małżeństwie, skoro "nie warto" już mu się starać ? Zasadniczo są trzy wyjścia z sytuacji: rzucić męża, by gonić za drugim facetem (jednak nie ma gwarancji, że po tym, gdy już będziecie ze sobą, że i tym któreś z Was lub oboje osiądziecie na laurach i pzestaniecie się starać). Wyjście drugie: odbyć niełatwą rozmowę ("zwracanie uwagi" jest bardziej oskarżaniem, niż rozmową) z mężem o tym, czego Wam brak, by "chciało się" Wam pielęgnować (wg mnie słowo idealnie oddające kwintesencję udanych związków) Wasze małżeństwo. Trzecim wyjściem jest trwanie w stanie obecnym, czyli niczego nieświadomy mąż plus uwodziciel kosztem poczucia odpowiedzialności za drugiego człowieka, jego uczuć, własnego honoru, godności itd.
  10. Dziwię sie: skoro wszyscy wypowiadający się tutaj zgodnie stwierdzili, że oprawcy Alberta Stexa postąpili źle, to dlaczego część z nich chętnie sama zostałaby oprawcami poprzez mszczenie się w ten sam sposób ? Nie czulibyście wtedy, że nadal ci oprawcy wygywają nad Wami, bo postąpiliście tak jak oni ? Nie sądzicie, że to zdumiewające, że po tylu latach oprawcy nadal mają władzę nad "ofiarami", pomimo tego, że od dawna nie mają ze sobą najmniejszego kontaktu ? A mają taka władzę wyłącznie w umysłach osób poszkodowanych, a skoro w umysłach, to jak najbardziej można ich jak najbardziej stamtąd przegonić Rozumiem, że dla wielu byłoby bardzo trudne wybaczenie, jednak sądzę, że to jedyna droga, by poczuć ulgę, by czuć się wreszcie wolnym/wolną od przeszłości i od własnych oprawców. Bethi, gratuluję tego, że potrafiłaś wybaczyć
  11. Nie przypuszcałbym, że można mieć taki tupet: spotykać się z kobietą i jeszcze wymyślać wady jej syna (które żeby było śmieszniej, gość chyba zna doskonale z własnego charakteru). Jak by na to nie patrzeć, to on stara się dołączyć do Waszej, już istniejącej rodziny. Jeszcze do niej nie dołączył, a już się szarogęsi jak u siebie Bomuk, po tym, co napisałeś, to myślę, że tu już nie chodzi tylko o Waszą wzajemną niechęć, ale również o szczęście Twojej mamy. Wiadomo co takiemu pajacowi może do łba strzelić, jak może ją skrzywdzić ? Pozostaje mieć tylko nadzieję, że Twoja mama przejrzy na oczy i sama stwierdzi, że ten gość nie jest jej wart.
  12. Wg mnie takie pytanie nie doprowadzi do niczego. Prawdopodobnie odpowiedź będzie brzmiała w stylu "seks jest ważny, ale w życiu ważniejsza jest np. miłość". I pewnie taka odpowiedź będzie uznana za obłudną, kłamliwą itd. Tymczasem wg mnie będzie to odpowiedź prawdziwa - ona poprzez seks poszukuje szczęścia, trwałego uczucia. Łudzi się przy tym, że to jedyna droga. Przypuszczalnie miała to nieszczęscie, że zbyt wcześnie poznała mężczyzn od "lubieżnej" strony. Być moze utrwaliło się w niej, że tylko seksem zyskiwała uwagę, zainteresowanie mężczyzn (choćby na chwilę, ale i tak lepszą niż jej zupełny brak). Może się mylę, jednak postrzegam tę dziewczynę jako nieszczęśliwą, zagubioną. "Wyprostowanie" takiego życia wymagałoby sporo sił, dobrej woli, cierpliwości i wyrozumiałości, a i tak taka droga byłaby bardzo wyboista. Czy confused ma tych zalet na tyle dużo, by nimi obdarzać tą dziewczynę ?
  13. To oznacza, że będziesz mnie witała wałkiem do ciasta, czy czymś cięższym ?
  14. boczas, z tego, co napisałeś wynika, że Twoja żona jest pod wielkim wpływem własnych rodziców. Całkiem możliwe, że relacje Twojej żony z jej rodzicami, są relacjami toksycznymi. O ile przed ślubem brała pod uwagę Wasze wspólne zamieszkanie, to teraz, gdy została matką czuje się coraz bardziej zależna od ich pomocy przy Waszym dziecku (niewykluczone, że sami jej wmawiają, jakoby bez nich nie dałaby sobie sama rady ). Sądzę, że najlepiej przekonałbyś ją do wyprowadzenia się z rodzinnego domu, poprzez pokazanie jej, że może liczyć na Ciebie przy dziecku i w obowiązkach domowych, a jednocześnie to nie będzie oznaczało definitywnego odcięcia się od rodziców. tak jak radzili poprzednicy - dąż do tego, by mieć przysłowiowe "własne gniazdko" (choćby wynajmowane), gdzie najpierw będziesz mógł pokazać żonie jak sobie radzisz bez rodziców, a jednocześnie jak bardzo brak Ci jej i Waszego dziecka. Tym masz szansę zachęcić ją do tego, by "zaryzykowała" zerwanie tych toksycznych więzi.
  15. Mi również brakowało forum, dlatego nabrawszy sił, wróciłem :)
  16. Chorobliwa zazdrość o bliską osobę wynika z niskiego poczucia wlasnej wartości. Osoby z niską samooceną starają się kontrolować, sprawdzać bliską osobę, czy czasem nie ma okazji do poznawania osób pozornie bardziej wartościowych od nas. Jednak w swojej zazdrości nie dostrzega się tego, że bliska osoba jest przy nas, z nami. I to nie dlatego, że nie zna kogoś "bardziej wartościowego", a właśnie dlatego, że dostrzega zalety, których samodzielnie się nie zauważa. Jak sobie radzić z taką zazdrością ? Najlepiej odkryć swoje zalety, uwierzyć w to, że również jest się ważnym filarem związku, przyjaźni, znajomości.
  17. Forum pozwala wymieniać doświadczenia ze zmagań z chorobami, pozwala poczuć się zrozumianym/ą przez osoby, które cierpią na to samo,pozwala również poczuć się potrzebnym/ą, gdy opisując własne doświadczenia, dając rady, przeczyta się później "dziękuję". Sądzę, że wielu forumowiczów również z forum czerpie motywację, gdy czyta jak sobie z tym radzić, a co ważniejsze, gdy czyta o skuteczności tych rad w życiu codziennym, a nie tylko na stronach "mądrych" książek. A z drugiej strony forum oparte na dobrowolności rejestracji i logowania daje możliwość "zrobienia sobie przerwy", gdy się jej potrzebuje. Różnica w tym, czy to forum pomaga, czy szkodzi, zależy raczej od tego, czy trafi się akurat na temat i/lub osobę, która opisuje dokładnie to, co czuje osoba czytająca. Jeśli trafi się, wtedy nawiązuje się rozmowa, a później nierzadko trwalsza znajomość Natomiast, gdy takiego tematu i/lub osoby szuka się zbyt długo... wtedy można odczuć jak rozległe są skutki chorób.
  18. marta25, sądzę, że to jest mechanizm obronny. Pewnie jesteś dla niego tak bliską osobą, że boi się Ciebie stracić, boi się podjąć ryzyko związku, gdy wokół słyszy o tym, jak współczesne związki są nietrwałe i jak zwykle kończą się definitywnym zerwaniem wszelkich kontaktów. Myśle, że on stoi na rozdrożu: potrzebuje Cię bardzo, ale jednocześnie boi się zrazić Cię tym, jak bardzo Cię potrzebuje. I przypuszczalnie stąd te wachania i zmienianie zdania.
  19. Może się mylę, a może nie, jednak z Twoich wypowiedzi wyselekcjonowałem te cytaty, które wg mnie wskazują na to, że imponowało Ci to, że był silnym mężczyzną, przypuszczalnie i on starał się jak najlepiej wpisywać w tę rolę, jaką (jak sam sądził) powinien spełniać. Teraz, gdy jego siły uległy wyczerpaniu, prawdopodobnie zaczął obwiniać się, poczuł się upokorzony tym, że nie jest takim mężczyzną, za jakiego go miałaś. Jak rozmawiać w takiej sytuacji ? Może niezłym pomysłem byłoby znalezienie w pamięci sytuacji z Waszego wspólnego życia, w której to z powodu jakiejś Twojej niemocy czy niedyspozycji, on przejmował Twoje role i świetnie się z nich wywiązywał ? Albo też sytauacje, gdzie oboje sobie swietnie poradziliście ? Może właśnie powspominanie takich Waszych wspólnych chwil uzmysłowi Wam obojgu, jak świetnie sobie radziliście, jak świetnie się uzupełnialiście we dwoje mimo przeciwności ?
  20. Karierę ? To stanowczo za dużo powiedziane
  21. Cieszę się, że to co piszę dodaje otuchy. Dlatego nawet o tym nie myśl, by dać za wygraną Skoro Asia jest dla Ciebie wspaniałą kobietą, to walcz o to, by być z nią i jej synem szczęśliwy. Szczęście jest w Twoim zasięgu. Asia już dostrzegła Twoja wartość, teraz dostrzeż ją Ty Powodzenia
  22. Masz rację, kierunek w jakim świat zmierza nie wydaje się być najlepszy. Ale na świat nasz wpływ jest niewielki, a na nas samych i osoby nam najbliższe mamy spory wpływ Takimi wstrząsami w życiu pojedyńczych ludzi są np. choroby, z którymi przychodzi im się zmierzyć. Wygrana z poważniejszą chorobą nieraz przewartościowuje w życiu to, co ważne Najważniejsze, by w życiu odnaleść takie miejsce, gdzie da się żyć własnym tempem wg wyznawanych wartości. Możliwe, że dla Ciebie takie miejsce jest przy Asi i jej dziecku
  23. Myślę, że przyjaźń i szacunek to najlepsze fundamenty dla związku. To prawda, to typowe dla neurotyków, że obawiają się uczuć. Ale wynika to z faktu, że nerwica wzbudza w nich wątpliwości we wszystkim, czego się podejmują. Dlatego tak bardzo staram sie namówić Cię do tego, byś zaczął dostrzegać swoje zalety. Gdy przekonasz się o swojej wartości, wtedy zanikną obawy pojawiające się we wszystkich kwestiach Twojego życia, w tym i w uczuciach. Myślę, że taka świadomość swoich zalet i wad, a więc i własnych możliwości we wszystkim, jest znacznie lepszym budulcem pełnego życia, niż życie reklamami (jak kupię sobie to czy tamto, to zaraz pojawi się obok śliczna dziewczyna ), a wiele osób żyje takimi złudzeniami. Dlatego może spójrz na swoją chorobę jako szansę na zrozumienie tego ?
  24. Może to nawet i lepiej, że nie miałeś większego kontaktu z dziećmi wcześniej ? A to dlatego, że masz szansę uniknąć roli moralizatora, "człowieka wszystko wiedzącego lepiej". Za to możesz zostać kimś bardzo ważnm w jego życiu - przyjacielem. Taki mały chłopiec nie jest inną istotą, potrzebuje tego samo, co i dorosły człowiek - wysłuchania, akceptacji, pomocy, doradzenia, pochwalenia gdy coś robi dobrze i wskazania mu, gdzie popelnił błąd i jak może go naprawić. A skoro świetnie sobie radzisz w przyjaźniach, to czy można sobie wyobrazić lepszego kandydata od Ciebie na jego przyjaciela ? Jak pisałem wcześniej, nie staraj się być jego ojcem, bo ojca ma, ale przyjaciół nigdy za wiele Poznaj go, zaintersuj się jego światem, dowiedz się, jak spędza czas, co go cieszy, co wzbudza w nim obawy, przekonuj go i pomagaj mu je przełamywać, jednocześnie chwal go za to, co mu się udaje. Taki mały człowiek na prawdę nie wymaga diametralnie różnych zachowań, niż osoba dorosła. Co do związków. Myslę, że przy odpowiednim nastawieniu obojga, związek może być takim samopodsycającym się płomieniem. Pisząc o nastwieniu mam na myśli to, żeby cieszyć sie każda chwilą spedzoną razem, zamiast wyznaczać sobie cele typu "będziemy szczęśliwi, gdy będziemy na wycieczce" - można znaleść szczęście również w czasie drogi na takie wycieczki To może wydawać się trudne na początku, ale z czasem tak potrafi wejść w nawyk, że staje się drugą naturą Myślę, że u Ciebie to jest tak, że te obawy wyglądają tak ogromnie, a gdy zmierzysz sie z nimi, sam przekonasz się, że "strach ma tylko wielkie oczy". Postaraj się sam dostrzegać swoje zalety, uwierzysz w siebie, a wtedy okaże się, jak doskonale się sprawdzasz zarówno w roli partnera czy ojczyma
  25. Wg mnie związki/małżeństwa rozpadają się, gdy obie storny dają za wygraną i przestają dbać o związek/małżeństwo. Chyba obecnie zbyt łatwo ulega się złudzeniu, że związki są takim "towarem" łatwym do zdobycia i na który jest "gwarancja", a w najgorszym razie "wymieni się". Nic bardziej mylnego. Związek to bogactwo, o które trzeba dbać, trzeba je "pucować" by nie straciło blasku. Myślę, że gdy będziesz świadomy wad i zalet Twoich i Asi, tym łatwiej będzie Wam zbudować trwały związek oparty na wzajemnym zrozumieniu. Gdy oboje będziecie świadomi siebie i partnera/ki, łatwiej będzie Wam dbać o związek, bo każde z Was będzie wiedziało wcześniej z czym kto sobie jak radzi, w czym potrzebuje wsparcia itd. Najwidoczniej Asia już przekonała się do tego, że macie szansę stworzyć taki związek. Daj się przekonać i Ty do tego Nie wiem, czy się nie mylę co do tego, jednak podejrzewam, że obawiasz się, czy spełnisz się w roli ojczyma. Chyba nie w tym rzecz, byś dla tego chłopca był ojcem (bo ojca już ma), ale byś był jego przyjacielem. A jako przyjaciel sprawdzasz się przecież jak mało kto Daj sobie i jemu czas na wzajemne poznawanie się. Może kiedyś ten chłopiec sam tego zechce, byś był dla niego również autorytetem, przewodnikiem po świecie
×