Skocz do zawartości
Nerwica.com

juz

Użytkownik
  • Postów

    325
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez juz

  1. Miałem to robione jak mi zabrali prawko za punkty. Jest to badanie na podzielnośc uwagi. Do konca nie pamietam o co tam chodziło, ale chyba nie ma szans na przygotowanie sie. Nic nie bedziesz liczył, bedziesz musiał liczby przyporządkowywać. Siedzisz z katką i długopisem, a na wykonanie masz coś koło 15-20 minut. Lepsze jednak bedzie jak cie zamkną w szafie na 20 minut, bardzo fajne są te badania:)
  2. Chyba jak sam siebie zdiagnozujesz to ciezko podejsc do tego powaznie. Wiec nie koniecznie pani psycholog niemiala pojecia, ale moze nie była gotowa uznac tego czego od niej wymagales. Jesli kazdy kto zdiagnozowal sobie schizofrenie miałby byc leczony to nie byłoby fajnie. Do tego chyba każdy tak ma że troche konfabuluje, co nie oznacza że na cos choruje. Idz do specjalisty, niech to stwierdzi a potem szukaj. Bo jak na razie to troche smiesznie
  3. juz

    Dziwne pytanie

    Nie chodzi o zadne wizje, a już na pewno nikomu nie bede o tym mówił. Tylko ewentualnie psycholog może sie o tym dowiedzieć. Zadałem tu na forum pytanie " Czy dostrzegacie w waszych zaburzeniach coś pozytywnego" . Zadałem to w kontekście mojej osoby i tego co tu pisze. Tzn ja osobiście od zawsze(choć nie wiedziałem co mam na mysli) traktowałem te lęki jako proces. Jest to negatywne, ale na innej płaszczyznie + sa większe niz minusy. Uważam że czuje wewnątrz siebie jakąs siłę którą zacząłem nazywac Bogiem. Uważam że jest ona we wszystkim we wszechswiecie i niejako każdy byt działa w zgodzie z nią, z niej wyratsa itd... Poprzez to doświadczenie czegoś we mnie, paradoksalnie uważam że mam kontakt ze wszystkim wokól, czuje jedność.Dla mnie Boga nie ma jako postaci. Nie ma go jako zewnetrznego bytu. Ja jestem częścią tego Boga i uważam że go czuje. Zupełenie nie potrzebuje mojego starego Boga, który jest postacią patrzaca i oceniająca ... kazdy wie o co chodzi. Uważam że ateisci mają racje, choć tego nie rozstrzygam bo nie jest mi to do nieczego potrzebne. Moje doswiadczenie jest z tąd do tąd i dalej kroku nie zrobie. Tylko tym sie zajmuje. Uważam że do tego przewartościowania świata doszedłem poprzez lęki i problemy czysto emocjonalne. A może leki są tego skutkiem ubocznym. Nie mam jednak zamiaru patrzec na własną osobę jednowymiarowo, czyli pod kątem psychopatologii, definicji itd... Na pewno nie zmienie sie w religijnego kaznodzieje, bo uważam że Jezus nie był bogiem, nie urodził sie z dziewicy, nie chodzil po wodzie w sensie fizycznym, nie ma świetych(w potocznym rozumieniu) nie ma cudów(w potocznym rozumieniu). Ta "wiedza" jest rownolegla do tych moich doswiadczen i tylko pozornie sprzeczna. Chodzi o to że te odczucia są takie, że raz sie popłakałem. Jade samochodem przez las i patrząc na słonce drzewa itd czuje jakąs akceptacje, radość że pękam. Innym razem to samo z pinokiem. Nagle jakby dociera do mnie sens tej bajki. Zawieram w obrazie pinokia jakąś częśc moje osoby. Jakaś rzeczywistośc emocjonalna przybiera postać tego ponokia. Drewniany(w sensie emocjonalnym) pinokio szuka wróżki (emocjonalnej afirmacji której mu brakkowało poprzez nieobecnośc matki) i dopiero potem staje sie chłopcem. Ja tutaj zwieram samego siebie . Robi mi sie ciepło i prawie zaczynam ryczeć. Jakby coś we mnie pękało. Czuje autentyczna sympatie do kartek na półce. Oczywiście kupiłem sobie pinokia i czytając go czuje sie emocjonalnie lepiej. Nie potrafie ubrać tego w słowa i klarownie wytłumaczyć. Tylko to czuje i moge ułomnie to okreslac. Tak samo z innymi rzeczami, ale chodzi o to że to nie tylko kwestie religijne. Jakaś cześc wewnątrz mnie znajdując sobie obraz na zewnątrz odrzywa. Nie ma zupełnie znaczenia czy jest to logiczne czy nie. Ktos innym może dostrzec coś innego w tym samym obrazie. Ten pinokio to tylko narzedzie. Nie chce z tego rezygnować. Dla mnie lęk nie ma zniknąć(choć uposledza mnie w niezwykłym stopniu), nie zalezy mi na tym zeby wygasić moje wnetrze zeby powłoka mogla czuc sie lepiej. Ja chce zeby lek przestał byc lekiem. Energia która wedruje w góre i w obręcie mojej swiadomości przyjmuje postac leku, ma wędrowac ale ma byc akceptowana=ma nie przybierac postaci leku.Proste jak 2+2. Psychiatra(choć nie ma na mnie nacisków do brania leków) wygasi moje wnetrze, lęk zniknie i bedzie po wszystkim. Nie pasuje mi to i czy jesli powiem co tu pisze to spojrzy na mnie inaczej i czy pomoże mi zrobić to czego(wewnetrznie) uważam ze potrzebuje? Czy może bedzie miał to w dupie i zrobi to co ON uzna że powienien zrobić? Czu uzna że za swoje dzialania może zrzucic odpowiedzilanośc na wiedze kliniczną, "bo tak go uczono i w myśl posiadanej wiedzy tak jest fajnie" ? Do tego jesli chodzi o odlot. Ja sie przed nim bronie. Tym obrona jest lepsza im bardzie własne wnetrze wystawiam na krytyke, inne zdanie itp... choc jednak samego siebie uznaje za troche wariata. Tzn nie uznaje, ale jest dla mnie oczywiste że musze za takiego uchodzić. Spotykając samego siebie, tez pewnie tak bym sadził. To chyba jednak jest normalne. Wpisy tutaj tez o tym swiadczą i zdziwiłbym sie gdyby ich nie bylo
  4. juz

    Dziwne pytanie

    No dobra, ale co jeśli zapytam oczysto kliniczną interpretacje tego wszystkiego? Czy to może miec jakis wpływ? Czy objaw to objaw i reszta sie nie liczy?
  5. juz

    Dziwne pytanie

    Przemyślałem sprawe i doszedłem do jedynego słusznego wniosku. Nie jestem wariatem, powiedziałbym nawet że wręcz przeciwnie. Jest tu może jakis ksiądz? Albo ktos podobny?
  6. juz

    Dziwne pytanie

    Jestem w stanie to tak na sucho zaakceptować. Nie zmienia to jednak nic w moim podejsciu do tego co pisałem. Tak czy siak rzeczywistośc tych spraw jest dla mnie w pewnym stopniu namacalna. Nie mam pojęcia jaka ich natura, bo ciężko jest byc własnym psychiatrą. Oczywiscie nikomu o tym nie powiem, bo tak czy siak bedzie kiepsko.
  7. juz

    Dziwne pytanie

    Czy myślicie że jest mozliwe, że wiem gdzie jest Bóg? Tzn wydaje mi sie że tak, ale czy nie odlatuje? Czy to nie jest tylko próba nadania sensu własnemu cierpieniu i problemom? Taki emocjonalny supeł? Prawda jest taka, że od samego poczatku moich problemów miałem idiotyczne ... najścia "myślowe". Zupełenie nie umiem tego określić. Na poczatku byłem pewny że Bóg mnie każe i że nie wolno mi przejawiać żadnych emocji, ekspresji bo doznam kary. Jestem zły i mam siedzieć we własnej wewnetrznej klatce z lęku. Naprawde nienawidziłem tego Boga. Czułem wyraznie nienawiść do niego i jego do mnie. Oczywiście na poziomie intelektualnym cieżko mi było ten bełkot znieśc, ale jednak tylko tak potrafiłem sobie tłumaczyc własną sytuacje. Jednak towarzyszyły temu emocje, z których wyciskałem obrazy. Byłem w jakims stanie lękowego napięcia, z którego zupełnie spontanicznie wyobrażałem i wizualizowałem sobie tą sytuacje. Widziałem siebie przykutego do ściany w jakiś podziemiach, Bóg miał postać psychopatycznego mordercy z tanuch horrorów. Czułem jego nienawiść... Ten Bóg juz umarł i zastąpił go inny. Taki którego czuje, ale nie wydaje mi sie że potrafię go opisać czy uchwycić. Oktresliłbym go jako ocean i siebie jako fale. Nawet pamietam ulge kiedy sobie go uswiadomiłem(???) czy jak go odkryłem, nie potrafie tego nazwać. Takich około religijnych spraw jest pełno i płynęły one równolegle do moich czysto psychicznych problemów. Problem w tym, że nie chodze do kościoła, nigdy mnie to nie interesowało. Nie jestem religijny, uważam księzy za głupców. Cały system moralny świata w którym sie wychowałem i nauczycieli którcyh poznałem jest prymitywny i błędny. Przeraża mnie to wszystko, ale chyba jednak wolałbym zostac uznany za wariata. Czułbym wielka ulge, gdyby sie okazało że to tylko takie wymysły. Mam jednak wrażenie że jest to ważne jeśli chodzi o diagnoze mojego stanu, ale nigdy nie miałem odwagi nikomu o tym syfie powiedzieć. W podstawówce byłem królem puszczania baków, na studiach jestem uznawany za alkoholika. Nie moge tego pogodzić. Nie wiem co napisać i nie wiem co z tym zrobić. Bo jest to coś, a ajka tego natura to już inna sprawa. Mam jednak coraz większą potrzbe komuś o tym powiedzieć
  8. Ja pamietam w przedszkolu kolesia co miał erekcje. Bynajmiej sie z tym nie krył, a wrecz przeciwnie. Zapieprzał po całym przedszkolu z gaciami na kostkach, za nim przedszkolanaka. Potem miał przesrane, twoje krycie to jakby dorosła rozumnośc a niekrycie to jakby te dzieciece ... nie wiem co tak mi sie skojazylo.
  9. No napisał że tak. Lepiej idz gzies gdzie ktos bedzie miał pojecie jak mozna pomodz. Ja wogole nie wiem o co chodzi, w zasadzie nie uwazam że to cos zlego czy strasznego. Jest to troche pop*******ne i nie znajduje jakiegoś dojrzalego, madrego okreslenia. Bardziej mnie inreresuje jak mozna do takiego pomyslu dojsc, to jest niesamowite. Kazdego przylapano kiedys na masturbacji, ale chyba kazdy jednak sie z tym kryl. Ciebie nie przylapano chociaż sie nie za bardzo kryjesz. Może miales przedszkolna traume zwiazaną z erekcja/masturbacją. Wiadomo że to norma i wiadomo że normą były nienormalne kary za coś takiego.
  10. juz

    Do schizofreników

    Za to ja go świetnie rozumiem. Rozumiem choć ciężko mi sie zgodzić. Rozumiem= chyba w pewnym sensie potrafie się wczuć w twoj pkt widzenia Nie zgadzam= Moj punkt widzenia ciebie jest czymś zupelnie innym Twoje chalucynacje to z pewnością rzeczywistośc(w pewnym sensie). Są nią jako wynik pewnych zajść. Jako metafora przeróżnych niepoznanych przez ciebie stanów, emocji, popędów, namiętności. Ich "niedostępność" + dzika siła sprawia że przybieraja formę chalucynacji i w tym sensie te chalucynacje są "prawdziwe". Jak dzwięk jest prawdziwy, choc jako wynik uderzenia ręki o ściane. Są one poezją życia wewnętrznego/psychicznego. Zamaskowaną przerysowaną rzeczywistością(wewnętrzych stanów). "płuca miasta" "rzucać mięsem" "rzeka ludzi" to wszystko nie jest rzeczywiste, dodatkowo nikt tego nie ocenia jako rzeczywsitośc materialna. Jednak patrząc z pkt widzenia poety wypowiadającego te słowa, nie zaprzeczymy że skłoniła go do jej wypowiedzenia jakas forma jego osobistej rzeczywistości. Coś co istnieje, choć nie koniecznie w namacalny sposób. Chalucynacje to chęć zmierzenia temperatury linijką. Wychodzi bęłkot, co nie oznacza że temperatura nie istnieje. Choc wynik tego mierzenia jest błędny i rzeczywsity tylko przez swoją nierzeczywistość. Tak jak 2+2=6 jest rzeczywiste i nie jest. Nie jest bo 2+2=4 i jest, bo ktoś może sie mylic i myśleć ze jednak 6. 2+2- to twoje wnętrze 6- to twoje chalucynacje 4-to zdanie twojego psychiatry. 4 i 6 jest wynikiem różncyh procesów myślowych. Ty mówisz że ...jak to było?, a było bardzo zabawne : "myśle że nie ma niczego poza świadomością, nie ma rzadnej zewnętrznej materii" Piekny cyrk, aż sie wzruszyłem lol. Chyba jednak nie logiczny i do tego bedący kuriozalnym nadużyciem, w kontekście na powoływane madrosci fizyki. Ja na przykład uważam że materia jak najbardziej istnieje, a fizycy mówiący o subiektywizmie mieli coś zupelnie innego na myśli(choc nie mam pojęcia o fizyce). Mówiąc o subiektywizmie mieli chyba na myśli nasz stosunek do czegoś, co na najprymitywniejszym poziomie intelektualnym musi współwystepować, a któremu współwystępowaniu zaprzeczasz. Subiektywizm wobez CZEGOS, jak może wystepować sybiektywizm bez pkt odniesienia? Mój subiektywizm, twoj subiektywizm, jego subiektywizm, ich subiektywizm itd... jak na polskim, ale zawsze wobez JEDNEGO(mam nadziej że sie zlitujesz i nie wyskoczyć że wszystko sie zmienia i nie jest takie samo) pkt odniesienia/poznania. To sie nazywa rzeczysiwstość. A jej subiektywna nierzeczywstość/ rzeczywsitość polega na roznym postrzeganiu. Nietoperz powie że nie ma przedemną zielonej góry, są fale radiowe. Ja powiem że nie ma fal i jest zielona góra. Cos jest(punkt odniesienia) czyli rzeczywistość istnieje, a jej poszczególne odbiory mogą nieistnieć, choć dla każdego z osobna są jaknajbardziej rzeczywiste. To jest subiektywnośc poznania a nie to co ty piszesz i do puki sobie na nią nie pozwolisz( a nie pozwalasz zaprzeczając jej istnieniu) jestes najwiekszym z debili. Oczywsicie te przyklady i rownania to taka zabawa, ja i twoj psychiatra nie wiemy co jest w tobie, choć wiemy. Wiemy na zasadzie standaryzacji, na zasadzie założenia że w kazdym jest zlośc znudzenie itd...
  11. Najwieksza dwiacja jest walic konia po autobusach przez 20 lat i ...chyba traktowac to za norme. Mam nadzieje że ci sie nie wydaje, że nikt tego nie dostrzega. Przecież chociaż same emocje na twarzy musza sie pojawiac. Moja kolezanka jadac do szkoly miala taki przypadek, tylko że koles sie nie krył.
  12. :) A czemu jak buc? Mi sie wydaje że to normalne i ta cisza tez
  13. Ten bełkot jest tak denerwujący, że aż uroczy. Na litość boską, piszesz o sobie Jesteś przyszłoscią świata? Czy ty wogóle widzisz w jakim kierunku świat zmierza? Dostrzegasz deprecjacje siły itp... na kożyść umiejętności psychospołecznych. Oczywiście zero merytoryki bo w odniesieniu do czego? . Napisze tylko Houston tu ziemia, można lądować. "Ludzie patrzą na psychopatów z pogardą i obrzydzeniem, niektórzy z zaciekawieniem, a nieliczni z podziwem. Dla tych ostatnich dwóch grup, dla ludzi z otwartym umysłem piszę właśnie ten artykuł. Zechciejcie spojrzeć na nas z innej strony." Co to jest?! "dla ludzi z otwartym umysłem" Houston ... "artykuł" Houston... Czy ostatnie zdanie sprawia że całośc jest sprzecznością logiczną samą w sobie, czy mi sie wydaje? Następny akapit to aż ciężko uwierzyć. Napisałeś : Czemu uważacie że psychopatia to coś złego? Przecież mogę was wszystkich roz******lic i mieć to w dupie. Uwazasz że to jest dobry argument? Czy może wręcz przeciwnie? Tzn Piszesz do nas i chcesz NAS przekonać. Czemu piszesz biorąc pod uwage tylko własny punkt widzenia? Bycie psychopatą to jeden, ale uważać że świat jest dla ciebie to dwa. No chyba że to to samo. Jak już wylądujesz, to może uda ci sie zrozumieć że świat nie należy do was. Bo w zasadzie nie ma "was". Nie jesteś doskonalszy od kogokolwiek. Jesteś na pewno inny i tyle. Kazdy powinien wykorzystywać swoje mocne strony. Psychopaci nadaja sie świetnie do przeroznych zawodow, mają swoje zalety ale i wady. Na koniec powiedz mi jakim cudem doszedles do wiedzy o sobie? Kto cie diagnozował i czemu?
  14. juz

    Cechy ludzkie które...

    :) Przecież to jest ćwiczenie dla 5 latka z przedszkola. Wymien zalety i wady. Odpychają was złe cechy, a przeciagają dobre. Jakie to niezwykle Może ciekawiej bedzie, jeśli bedzie pytanie. 1. Jakie cechy cie w innych odpychają, ale jednoczesnie ich innym zazdrościsz? 2. Jakich cech nie chesz widzieć u siebie, ale jak je widzisz u innych to ci tak bardzo nie przeszkadzają? Ja na razie nie mam zamiaru na te pytanie odpowiadać.
  15. juz

    Trening autogenny Schultza

    Tego treningu uczymy sie pół roku?!?!!?
  16. A co to jest kontrola snu? O czym to swiadczy lub czemu służy? Ja osobiście pamiatam pelno snów, ale niektore są zupelnie wyjątkowe. Mianowicie pojawiam sie w nich ja. W sensie ten co teraz pisze i intelektualnie jest w stanie pisać, oceniać, dyskutować. Np sniło mi sie że stoje po kolana w morzu. Mam zacząć płynąć przez w miare spokojne morze, ale nachodzu mnie lęk i chce zrezygnować. W tym momencie jakbym sie pojawił i zaczął kombinowac, że jeśli uciekne to już nigdy nie stane przed tą szansą. Zaczynam płynąć... generalnie ciężko to określić i oddać charakter snu i całes sytuacji. Było kilka innych snów w których sie pojawiałem i o czyms decydowałem, choc nie do końca jestem w stanie intelektualnie napisać o czym. Bardziej to były "decyzje" intuicyjne, choć doskonale czułem co robie i nie miałem wątpliwosci. Ogólnie jednak określiłbym sie jako obsrewatora tych snów, ale na bierząco. Jakbym sie przebudził, ale nie otworzył oczy, nie przerwał snu, tylko zaczął go obserwować z emocjonalnym stosunkiem do pewnych spraw sie w nim pojawiających. Kakby dwa stany były rownolegle. Ten w ktorym jestesmy sniąc i ten w ktorym jestesmy w dzien. Dodam że moj osobisty stosunek do LD(czy jak to sie nazywa) i ingerencji w sen jest negatywny. Uważam że to nieuzasadniona inwazja, przeciw samemu sobie. To o czym pisze jednak mi nie przeszkadza. Tylko napominam ż4e niczego sie nie uczyłem i nie mam takiego zamiaru.Uwzam to za głupote
  17. Nie wiedziałem że to wątek przeklety. Byl na gorze to podbilem
  18. Przeczytałem pierwszy post i w zasadzie nie wiem o co chodzi. Na jakiej podstawie doszłas do takich wniosków? Czemu objawiasz te wnioski jak jakąś oczywista oczywistość? Jak można nazywać psychologie i psychiatrie paranauka w kontekście teologii? Teologia to teoria, tam nie ma nic przyziemnie o życiu(mogę oczywiście błędnie zawęzac jej ramy). Przecież jest pełno, mnustwo pozycjo poważnych psychologów psychiatrów mówiących o duchowości. Cały Jung. Studia psychologiczne Gandhiego, Lutra autorstwa Ericksona. Pozycje Jamesa dotyczące mistycyzmu, ich typów itd... Do tego mało kto o tym wspomina, ale psychologia nie jest uważana za naukę skonczoną. Teoria dezintegracjo pozytywnej Dąbrowskiego, w której autor zdrowia psychicznego zupełnie nie uzależnia od wystepowania objawów klinicznych. Teoria integralna Wilbera. Są dziesiątki nazwisk współczesnych psychologów/psychiatrów poruszających ten temat. Popełniasz bląd. To nie psychologia coś ignoruje. Przecież psychologia behawioralna ignoruje to czym sie zajmują inne nurty i na odwrót. Najnormalniej w świecie ludzie sie szkolą w czymś i ci to oferują. W tych ramach czesto nie ma miejsca na nic innego. Co nie znaczy że jakieś konkretne podejście temu przeczy. Najnormalniej sie tym nie zajmuje. Są koncepcje powstawania schizofrenii : czysto dziedziczne, czynnik rodzinny, wpływ matki, mikroby itd... Kazda z nich jest swoistym zawężeniem problemu.
  19. juz

    Trening autogenny Schultza

    Gram sobie w pokera. Jest to gra dośc skomplikowana jeśli sie wezmie pod uwage kwestie emocjonalne. Można powiedzieć że jest swego rodzaju barometrem. To raz Dwa. Od strony emocjonalnejzawsze lepiej czuś sie lepiej niż gorzej i jeśli pozwoli mi zredukowac to napięcie w klatce to bedzie rewelacja. Rozumiem że jest 6 kroków. Jeśli można to niech ktoś wklei link z całą instrukcją, bo jak dotąd znalazłem tylko krok pierwszy.
  20. juz

    Trening autogenny Schultza

    Tylko że ja nie bardzo chce to stosowac pod katem... leczenia nerwicy, czy lęków.Choć oczywiście ogólne lepsze samopoczucie nie zaszkodzi. Mam pewne zajęcie i podczas jego wykonywania zalecane jest odprężenie. Im jestem mniej nerwowy, bardziej odprężony tym lepiej. Chciałbym to stosować 2 razy dziennie. Teraz własnienie nie wiem ile to trwa i czy sa jakies przeciwskazania itd... Czy cięzko sie tego nauczyć? Można powiedzieć że chce to stosowac ze względów sportowo zarobkowych [Dodane po edycji:] Zapytam o coś innego. Cze to sie kupuje? Czy można to zciągnąć? Albo jesli masz to może mi pożyczysz :)? Albo porzyczysz?
  21. Czy ktoś to stosował? Jakieskutki?
×