Skocz do zawartości
Nerwica.com

juz

Użytkownik
  • Postów

    325
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez juz

  1. leki powodują trwałą zmianę w mózgu?
  2. juz

    mity w psychologii

    Jest powiedziane że trudne dziecinstwo nie ma wpływu na przyszle problemy. Ja dopowiedzialem reszte. Bo w moim rozumieniu zle traktowanie przez rodziców to tez trudne dziecinstwo i chyba wpływ ma. Moze autorowi chodziło o względy ekonomiczne, spoleczne ... tego nie wiem. "podważę ten mit, bo udowodnione jest że wiara czyni cuda, choć nie zawsze" To jest słabe :). Mocne ale słabe. Co znaczy wiara? Ksiązka wchodzi w styczniu więc można bedzie dokładniej przesledzic co miał autor do powiedzenia. W oparciu o badania wnioskuje jednak, ze nie ma znaczenia czy sie zamartwiasz itd... czy jestes pelen nadziei. Nie ma korelacji,jak twierdzi autor
  3. juz

    mity w psychologii

    Znowu coś z ogródka anty, ale nic na to nie poradze. Właśnie przeglądam sobie newsweeka i jest tam artykół "Nie wierzcie psychologom"... Generalnie autor odnosi się do wypowiedzi specjalistow odnośnie sytuacji z Rybnika. Jakis furiat strzelał do sąsiadów bo żona nie pozwoliła mu urządzic grila... Specjaliści tłumaczyli to tłumiona agresją itd... Autor pisze że to bzdura i badania swiadczą o czyms odwrotnym jesli chodzi o tłumienie emocji... Dalej jednak robi sie ciekawie. Zaczyna pisać o ksiązce "50 wielkich mitów psychologii popularnej". Przytacza słowa autorów " w zadnej innej dziedzinie nie ma tylu domorosłych ekspertów, co w psychologii. W zadnej innej dziedzinie nie ma tylu fałszów, połprawd czy nieporozumien uchodzących za dobrze uzasadnione tezy o świecie" Kilka wymienionych mitów "nastawienie psychiczne nie ma wpływu na skuteczność leczenia raka ... trudne dziecinstwo bynajmniej nie powoduje problemów w dorosłym zyciu... s;uchanie Mozarta nie wpływa na inteligencje dzieci . Co o tym sadzicie? Zwłaszcza o pkt 2? Bo jakos cięzko mi zbagatelizowac wpływ rodziców na dzieci, a chyba jasne że to oni w wielkiej czesci tworza swiat dziecka. Jest tez info o audycji w RMF "O tym czego to jescze psychologia nie wymysli" 29 grudnia o 11
  4. juz

    Jung

    Mam kilka książek traktujacych o psychologii Junga. staram sie to jakos objąć,ale mam pewne kłopoty. 1.Schizofrenia to zalew świadomości przez tresci archetypowe/nieswiadome 2 Są 4 funkcje psychiki. intuicja percepcja myślenie uczucie. Jesli 3 sa w miare rozwiniete to przyjmuje sie że jednostka na schizofrenie nie zachoruje. Rozumiem że kazdy może doświadczyc zalewu przez tresci archetypowe. Sam Jung w swojej biografii pisze, o kryzysie po rozstaniu z Freudem. Okres ten trwał 10 lat i Jung potrafił sie obronic przed schizofrenią. Nie szukał pomocy u specjalistów choć wiedziął co sie dzieje. Sam sobie poradził i zestawiał w tych opisach siebie z Nietzchem. Pisał że ma rodzinę, dzieci(poczucie tożsamości) i że nie jest listkiem na wietrze(tak Nietzche opisywał siebie). Jak wiadomo Nietzche pod koniec swojego życia był juz mocno zdziwaczały, zwariowany. Jednak nie był chory. Jego świadomośc też była zalewana tresciami archetypowymi. Posiadł wielka wiedze, jednak zdaje sie że nie osiągnał tego co Jung. Kontakt z archetypem jest okrteślany jako dramatyczne zdażenie. Osiągnąć potem równowage miedzy ego, a tresciami zbiorowymi jest strasznie trudno. Czy ten stan zawieszenia mozna ubrać w jakieś jednostki kliniczne? Jakieś zaburzenia osobowosci czy cos podobnego? Jung pisał, że ma kilka dróg. Ze może te tresci stłumić przy pomocy brutalnej siły i zneurotyzować osobowość, lub zapaść na chorobe. Podjał trud asymilacji tych treści i sie obronił. Z tego wynika, że dopiero na bazie tych konfliktów powstaja zaburzenia. Czy można w takim stanie trwać? Czy można prtzejawiać objawy, ale byc w pewnym sensie zdrowym? To samo co jest przyczynkiem rozwoju, może być przyczynkiem upadku. Jak to wychodzi że jedno sonbie radzą inni nie? Wsród tych i tych sa jednostki wybitne.
  5. Presją jest już samo picie przez innych. Nikt nie każe, nikt sie nie obraża jesli nie wypijesz. Jednak jesli towarzystwo pije, to jest jakas tam presja. Jesli nikt nie pije oprócz ciebie, to rzeczywiscie problem. Jednak na litość boską. Koles musi wypić zeby sie wyluzować, to teraz bedzie brał seroxat zeby sie wyluzowac? Nie bede już sie wypowiadał na temat samego leku, który został okreslony w pewnym artykule jako "psychologiczny kaftan bezpieczenstwa".To jest wygaszacz i niczego nie rozwiązuje. Linka. Jesli wiesz jaki jest jego problem to dobrze, bo ja nie mam pojęcia. Nie wiem jak sie to leczy, jakie to grozne, jakie to głebokie, jak bardzo problematyczne. Jestem jeszcze studentem i na studiach miałem jednego alkoholika. Takiego prawdziwego AA . Tylko jeden ... Reszta chlała tygodniami i żyje. Kumpel pił chcąc być wyluzowany przy nowo poznanej lasce(to samo podejcie). Tak sie wyluzował że nazygał pod stół na imprezie. Spią po lasach, kiblach. Piją najgorsze gówno i sie przechwalają jak małe dzieci.Tutaj jest post o 5 piwach i tremie. Normalne rzeczy. To jest powód na branie seroxatu? Nie chodz na imprezy. No chyba że jestes spiety 24h/na dobe+jakieś inne sprawy. Jednak w poscie o tym mowy nie ma.
  6. juz

    "Dr" Gert Postel

    "Równowage zaburzonej biohemii mózgu" Jesli juz tak stawiamy sprawe to chyba warto tez wspomnieć co ta biohemie zaburza. Jest depresja endogenna. Jest też depresja reaktywna, której przyczyną są czynniki psychogenne.
  7. Piekny post. Stare dobre czasy. Nawet niesprawiedliwa nauczycielka sie pojawia. Ja zawsze byłem po tej stronie uciekinierów więc sry, ale mam nadzieje ze pani sie pomyli i dostaną 5 a reszta 1. Wiem że łatwo sie mowi, ale wyluzuj. Czasem tak bywa
  8. juz

    "Dr" Gert Postel

    Kilka cytatów z R.D. Laing. Jeden z bardziej cenionych psychiatrów ostatnich lat. 1 " Jako psychiatra już w początkach pracy napotkałem na powazne problemy:jak osiagnac bezpośredni kontakt z pacjętem, skoro moje fachowe, psychiatryczne słownictwo oddala nas od siebie? W jaki sposób wyrazić człowieczeństwo i faktyczne znaczenie stanu pacjeta za pomoca słów, które zostały utworzone własnie po to, by go wyizolować i zredukowac znaczenie jego istnienia do okreslonej jednostki klinicznej? Niezadowolenie ze stosowanej terminologi psychiatrycznej i psychoanalitycznej jest dosyć zozpowszechnione, nawet wśród tych, którzy korzystaja z niej najczęściej." 2 "Oto dalszy ciąg charakterystyki żargonu współczesnej psychiatrii. Mówi on o psychozie jako o społecznym lub biologicznym zaburzeniu przystosowania lub adaptacji i o niemożności wejrzenia w samego siebie. Jak formulował to van den Berg, żargon ten jest autentycznym słownikiem zniewag. Istotnie, język ten pod wieloma względami jest wynikiem wysiłków zmierzających do uniknięcia myślenia w kategoriach wolności wyboru i odpowiedzialności. Narzuca on pewna standardową miarę człowieczeństwa, której psychotyk nie może sprostać." 3 "Muszę przyznać się w tym miejscu do pewnego osobistego problemu, z którym łączy sie dla mnie uprawianie zawodu psychiatry, a który miał niebagatelny wpływ na kształt niniejszej książki. Polega on na tym ,że z wyjątkiem chronicznej schizofrenii mam trudności w stwierdzeniu "oznak i symptomów" psychoz u osób, a którymi przeprowadzam wywiad lekarski." 4 " R.D. Laing to jeden najbardziej znanych współczesnych psychiatrów.W latach sześćdziesiątych rozwinął tezę, według której pozostawienie rozwoju ostrych zaburzeń umysłowych i emocjonalnych własnemu biegowi może dac pozytywne rezultaty, po czym ją praktycznie zweryfikował" To jest zdanie nieszeregowego przedstawiciela dziedziny. Z osób mowiących o tych kwestiach dzisiaj robii sie szarlatanów, chcących z powodów egoistycznych odciągnąc ludzi od tego czego strasznie potrzebują. Nie chodzi mi o dewaluację psychoterapii. Jednak mam jasne wrażenie, że sprawa jest przedstawiana strasznie jednostronnie. Wszystko czego sie dowiadywałem o terapii, psychologii było cókierkową, w najlepszym razie półprawdą, która sie rozmyła w momencie kiedy na terapię poszedłem. Nie ma wcale ksiązek mówiących o zagrożeniach, niedoskonałościach,problemach itd... Nie ma za grosz chęci wytworzenia atmosfery intelektualnej, w której potencjalny klient psychologa może podjać dojrzałą świadoma decyzje na temat ewentualnej terapii. Wszystko do czego dostep jest powszechny, to cos w rodzaju marketingu/reklamy. W temacie o terapii nawet pani psycholog nie była w stanie nic konkretnego napisać. Oczywiście wspomniała o tym, że to forum ma ludzi do terapii namawiać(może w zasadzie tak jest). Druga kwestia. Nawet nie bardzo jestem zainteresowany sama psychiatrią. Bardziej interesuje mnie kwestia tego że my sami strasznie potrzebujemy tych słówek. Na forum sa pytania co mi jest i prośba o nazwe? Kilkustronowe tematy w którcyh ktos podaje objawy i dopytauje "czy to to"? Sam czesto szukam informacji na temat przeróżnych definicji,objawów. Wiem że w takiej formie można sobie to wsadzić, ale jednak jakos tego potrzebuje. Na forum sa osoby które mają kilka zaburzeń osobowości i diagnozuja sobie kolejne. Sa osoby obrażające sie na terapetów kiedy ci nie chcą ich okreslić. Czy to nie jest troche dziwne w świetle tych cytatów? Ta chęc zamknięcia sie w jakiejś teoretycznej szyfladzie?
  9. juz

    "Dr" Gert Postel

    Nie dawno pojawiła sie informacja o przeciwniku terapii. Tu jest przeciwnik psychiatri, który jednak na mieszał duzo bardziej http://www.ithink.pl/artykuly/styl-zycia/zdrowie-i-uroda/psychiatria-oszustwo-za-parawanem-uzdrawiania/
  10. Rozumiem że nie było tak, że zachorowałeś i po 2 mies wydałes kase. Tylko chorowałeś i w trakcie manii straciłeś te pieniądze. Nie wiem jaka jest teraz twoja sytuacja. Piszesz że wyszedłeś ze szpitala. Mam nadzieje że na chodzie i wszystko z pkt widzenia psychiki od strony klinicznej juz ok. Jesli masz pracę i do tego znajmych którzy sie tobą opiekują, to jest to dobra pozycja startowa. Pewnie czasu szkoda, majątek przepadł, ale wiek 40 latka jest bardzo bobrym momentem na przewartosciowaniem świata i zmianę życia. Jesli chodzi o chad to jesli bedziesz chciał, z pewnością znajdziesz społeczność intenetową( i nie tylko) która posłóży ci informacja i radą. Pewnie bedziesz musiał zawsze mieć gdzieś na uwadze, że z czyms takim masz problem. Jednak wszystko jest jaknajbardziej do ogarnięcia. Czytałem o schizofrenikach prowadzących jaknajbardziej normalne zycie. Autor ksiązki pisał o swiadomości choroby jako waznej kwestii. Schizofrenik czując że cos sie złego dzieje, konsultował sie i jesli była taka konieczność brał sobie wolne od codzienności. Jednak intelektualnie widział że coś sie może dziać. Radził sobie w życiu rodzinnym lepiej niż niejeden zdrowy. Myśle że jaknajbardziej możesz sobie poradzić, a kto wie czy zycie nie ułoży sie tak że bedziesz tylko zaskoczony na +. Jednak swojego problemu zaniedbywać nie warto
  11. Wydawanie pieniędzy to nie jest automatycznie okres manii. Nie opisał nic co mozna jednoznacznie tak ocenić. Faza manii to także zachowania psychotyczne, brak snu itd... Nie ma o tym mowy. Smiałem sie na wykladzie jak profesor opowiadał o pigmejach. Upoluja słonia i jedzą aż sie pożygają, a reszte zostawiają. Okazało sie że w naszej kulturze jest zastraszajaco duzo podonie funkcjonujących ludzi. Pracowałem troche w handlu i do dziś fascynuje mnie sposób myslenia niektórych osobników. Ludzie mają ręte kilkaset złoty, 4 dzieci i długi. Jak powiesz że mogą kupic komputer którego nie potrzebują kilkaset zł taniej to biora bo okazja. Oczywiscie kredytu nie dostają. Są osoby które prosto z mostu oświadczają, że mają zamiar przeżreć ile sie da a przyszłoscią sie nie martwić" bo zycie jest takie krótkie". Jerzdzą na wycieczki kredyt spłacając kredytem i nie myslą o jutrze. Ile było przypadków że ludzie zapetlili sie kredytowo? Nie zawsze jest to świadomie podjęte ryzyko na rozkręcenie interesu, który nie wypalił. Czesto jest to huraoptymizm i wydawanie na co popadnie. Gram trochę w pokera. Czytam blogi itd... Są jednostki które wygrywają bardzo duże pieniądze, które ich niszczą. Na jednym z blogów gracz opisuje swoje wydatki. Impreza to 600 zł. Zegarek 18 tyś. . Studia rzucone. Potem okazuje sie że coś tam w zyciu nie poszło, pieniądze sie skonczyły i gra nie idzie jak szła, dziewczyna go chce rzucić(bardzo podobny przykład)... Znajomy dorobił sie handlując jakims gównem z Chin. Samochody, wycieczki itd... Nie mówie że akurat on jest nierozsądny. Mowie że sa ludzie myślacy chwilą. Wszytsko sie układa i człowiek nie myśli, że coś tam może sie zmienić. Jak ktoś był w Angli to wie jak co niektórzy podchodza do zarobionych pieniędzy. Ma kilkaset funtów i może wszystko. Jeden koleś oszczedzał na jedzeniu, a kupił sobie 8 różnych perfum bo ładne. To nie jest mania. Ludzie tak mają. "Ze względu na wpływ jaki może mieć ta choroba na wszystkie aspekty życia wczesne wykrywanie i leczenie jej jest bardzo ważne". Na pewno autor to wie. Jesli jest poważnie zdiagnozowany, na pewno specjalista powiedział mu co trzeba. Jesli jest swiadomy choroby, rozumie jakie szkody wyrzadziła(inna sprawa gdyby tej świadomosci nie miał) to nie wiem jak można pisać że życie sie ułoży jak kogoś pozna. Nie wiam jak można nie znać dokładnej nazwy i jak można podchodzić do kwestii lekceważaco. Autor pisze że zniszczył sobie życie. Jednak pisze że jest to "cos tam". Nawet nie jest w stanie sie zorientować co sieje takie spustoszenie? To jest nie logiczne. To sie nie trzyma kupy.
  12. Nie wiem co masz na mysli pisząc że brał swoja emocjonalna wypłatę
  13. Musze powiedzieć że moj podziw do forum rosnie i rosnie. Gram sobie i czasem zajrze, czasem coś napiszę. Nauczony wczesniejszymi doswiadczeniami tylko zapytam... Chyba cos ze mną jest nie tak. Ja chyba pojde do piekła... pytam: Jesli piszesz o szaleństwie wydawania pieniedzy w czasie przeszłym to zakładam że czas manii juz minął. Czemu twoje posty sa radosne? Nie ma w nich negatyznych emocji. Choroba to błachostka "cos tam"..? Czy nie powinieneś być przygnebiony z powodów czysto klinicznych? Czy nie powinieneś być przygnebiony z powodów czysto życiowych? Przecież choroba powinna byc "gównem", "czyms najgorszym w życiu". Czymś co chesz pokonać. Czemu ją zupełnie lekceważysz? Rozumiem że leczony nie byłes i za bardzo nie chcesz isc w tym kierunku. Liczysz że ktoś kogo poznasz ułoży ci życie? Czy może jednak bedziesz sie leczył(moze juz sie leczysz)? Bo jednak swiadomy jestes, wiec to chyba naturalna kolej rzeczy. Jednak po sposobie w jaki traktujesz swoją chorobę, nie jestem taki pewny. Od razu sie tez wytłumacze. Ludzie maja tendencje do pomagania. Rozumiem to. Chcą wierzyć innym. Jesli ktoś pisze o swoich przerzyciach, budzi sie współczucie i chec pomocy... To jest jasne Ja robie to samo. Nie pisze tego bo mam zły dzień. Nie mam zamiaru sie wyładowywać. Wydaje mi sie w tej i także w kilku innych sytuacjach, że sprawa może być bardziej skomplikowana. Nie mam powodów żeby nie ufać swojej intuicji i osądowi. Powiem nawet że jest on mniej szkodliwy dla osoby po drugie stronie(bardziej dla mnie). Jesli sytuacja jest taka, że to wszystko sie stało przez głupotę to jest możliwę że teraz masz depresje. Jesli chcesz samego siebie wytłumaczyć choroba to ok. Nie moja sprawa. Ale jesli chcesz ułożyc sobie życie to jest jaknajmniej ok. Zaczynasz żyż problemem emocjonalnie łatwiejszym do zaakceptowania. Tez nie moja sprawa, ale jednak jesli chcesz cos zmienić to musisz wiedziec co. Ja chyba nie moge pisać inaczej niz to, że poważnie uważam że mogłeś nabroic przez głupotę. Wyjde na idiotę i tyle.
  14. No może i "trzeba" brac leki, ale akurat taki "problem" z alkoholem maja wszyscy. Przecież lęk to nie tylko patologia. Lek może być zdrowym objawem.Nie wiem w jakim towarzystwie sie bawisz, ale jesli wszyscy pija to trudno jest trzezwemu czuc sie swobodnie wsród samych małpich głów. Do tego dochodzi presja itd... Nie kojaże nikogo kto by chodził na imprezy i nie pił. Oczywiście jesli musisz sobie walnąc, to może to swiadczyc o jakims problemie, ale chyba ciezko okreslić jakim. Jesli pijesz na imprezach to ciężko jest potem sie cofnąć i bawic sie podobnie bez alkoholu. Dobrze bedzie jesli nie bedzie robił zbyt drastycznych kroków do przodu. Rozmawiałem raz z kumplem o tej kwestii. Kiedyś szumiało po 3 piwach. Potem piwem to już sie upic cięzko. Potem walisz 0,5 na głowe w 2 godzinki i zalewasz 5 piwami w klubie. Jeden znajomy musi sobie walnąc w nos, bo inaczej sie nie bawi. To juz jest tragedia. Jesli jesteś w liceum to pewnie podobny problem ma połowa, jesli nie wiekszośc twoich rówiesnikow. Nie wiem też co znaczy bawić sie jak normalny człowiek i co z toba te 5 piw robi. Jesli wymagasz od siebie bycia dusza towarzystwa+królem parkietu na trzezwo to chyba ciezko. W Polsce 90% facetów do 30 nie tanczy na trzezwo, bo sie wstydzą
  15. juz

    Zamkniete emocje

    Tylko że ja tez nie uważam, że zamknąłem swoje emocje i już. Ja chce je odczuwac, ale nie mogę. Nie podłąłem takiej decyzji sam z siebie i już. Mam to dziwaczne poczucie, że lek jest jakby ingerencją zewnętrzną. Cięzko jest mi mówić że czuje lęk. Mam poczucie że jest on jakby ciosem z zewnątrz.Ja sie dostosowałem najlepiej jak potrafię. Odczuwam lęk , ale raczej widze go jako cos co nie jest mną . Jakbym chcial sie od niego odciąć. Oczywiście na poziomie sucho intelektualnym widze to inaczej. Z poziomu czystej logiki, nie jestem gotów uznać że lek jest atakiem z zewnątrz. Tzn można tak powiedzieć, ale i tak poruszamy się w obrębie mojej istoty. Tutaj jest problem. Bo to jestem ja i ja moge mieć wpływ na moją sytuację. Jednak na poziomie emocjonalnym strasznie sie bronie przed wzięciem odpowiedzialności za siebie. Przecież to co ci "wmawiali" psychiatrzy to musi byc prawda. Nie ma innego wyjscia. Nawet jesli jest to spowodowane czynnikami zewnętrznymi, to utrwalił sie na ich podstawie wewwnętrzny mechanizm. Może z punktu widzenia ja społecznego, cięzko uznać to działanie przeciw nam samym za nasze działanie. Jednak tak musi być. Ty czujesz z pewnego pkt widzenia, jednak to co jestes w stanie swiadomie ogarnąć nie jest cała twoją istotą . Nie wiem jak rozbroić ten myslowo-emocjonalny bastion. Przeciez teraz pisze i mam przeswiadczenie że to co czuje w tej kwestii jest samooszustwem. Czuje to i jednoczesnie czuje to co napisałem wczesniej. Uważam że powinienem czuć inaczej, że to jest sedno problemu. Czuje jednak tak jak czuje. Lek jest karą. Kara która jest na mnie nakładana kiedy czuje emocje. Kiedy jestem i odczuwam. Jesli bede miał poczucie zewnętrzności tego wszystkiego to jestem bezsilny. To zostaje własnie zamknąć sie i czekać.
  16. Jest kilka tematów o braku uczuć, braku emocji. Zawsze przewija sie w nich zwiazany z tym dyskomfort. Autorzy piszą o tym jak o czyms negatywnym. Ja czuje wyraznie że zamknąłem swoje uczucia w klatce i trzymam pod kluczem. Problem jednak w tym że uważam to za swietne posuniecie. Uważam że musiałem tak zrobić uginając sie pod presja jakiejś wiekszej siły. Strasznie mnie dziwi i irytuje fakt, że inni nie podzielają mojego punktu widzenia. Psycholog mnie pytał, czy chce życ w takim zamknięciu? Pyta czy nadal mam zamiar traktować samego siebie w tak okrutny sposób itd... Problem w tym że ja na prawde miałem wrażenie bycia atakowanym przez wieksze siły. Paradoksalnie nie chodzi tutaj o magiczne myślenie. Czując normalnie i okazując uczucia doznawałem miazdzącego lęku. Lęku połączonego ze wstydem, który zupelnie mnie dezorganizował. Nie mogłem byc sobą. Przejawy emocjonalne konczyły sie takim lekiem. Odczuwanie seksualności mnie dezorganizowało(wystarczyło że ktoś wspomniał o seksie), tam gdzie powinna byc złość pojawiał sie lęk ... w takich sytuacjach strasznie sie martwiłem o twarz. POaranoicznie starałem sie ją ukryć za wszelką cene. Lęk był związany z obawą że na mojej twarzy widać "coś"... wstyd lek itd... Uznawałem ten lęk paraliżujący moje emocje, co za tym idzie mnie samego za karę Boga. W sensie intelektualnym to nie ma sensu(Jesli rozważymy standardową postać Boga), ale to nic nie zmienia. Czuje sie tak jakbym siedział w domu głodny, a na zewnątrz ktoś czeka zeby do mnie strzelić. Czy można mi zarzucać że trzymam siebie w zamknieciu głodnym? Przeciez to jest logiczne rozwiązanie. Mój Bóg jest już zupelnie inny, ale problem nie zniknął. W zamknięciu przed lękiem trzymam wszystkie swoje uczucia w zamknieciu. W zasadzie jedna sprawa mi przeszkadza w tym wszystkim. Są to sprawy damsko meskie. Lubie dziewczyny itd... jednak czuje sie zrozpaczony tym że poniekąd nie wolno mi sie do żadnej zbliżyć. Czuje że musze sie ukrywać, że jest we mnie coś czarnego i strasznego co musze trzymac z dala od innych. Poznalem madrą, ładną dziewczyne która była mną zainteresowana. W zasadzie to ona wykonywała wszystkie ruchy, a ja byłem jakby nieobecny. Jakbym robił wszystko zeby nie zdawać sobie sprawy z własnych uczuć, chęci planów... Oczywiście spieprzyłem i sprawa sie rozmyła, ale co gorsze ja dopiero teraz zaczynam czuć. Snią mi sie uczucia do niej. Podczas snu, rok po ostatnim spotkaniu ja czuje coraz mocniej. Czuje zawód miłosny jakbym został odrzucony czy coś w tym stylu. Zaczynam tęsknić. To co chciałem stłumić dopiero teraz wychodzi i to jest przerażające. Czemu mam taką popieprzona wizje własnej sytuacji? Czemu uważam że coś zewnętrznego mnie atakuje? Jesli miałoby sie okazać że to ja jestem w pełni odpowiedzialny za własny stan to tragedia. Tragedia, ale jesli miałbym juz wyjśc z własnego wnetrza to byłoby ekstra. Wiązałoby sie to z ogromna ulgą i czysto fizyczną przyjemnością, a przynajmniej z brakiem bólu. Czy ktoś ma podobnie?
  17. juz

    Zamkniete emocje

    Jest kilka tematów o braku uczuć, braku emocji. Zawsze przewija sie w nich zwiazany z tym dyskomfort. Autorzy piszą o tym jak o czyms negatywnym. Ja czuje wyraznie że zamknąłem swoje uczucia w klatce i trzymam pod kluczem. Problem jednak w tym że uważam to za swietne posuniecie. Uważam że musiałem tak zrobić uginając sie pod presja jakiejś wiekszej siły. Strasznie mnie dziwi i irytuje fakt, że inni nie podzielają mojego punktu widzenia. Psycholog mnie pytał, czy chce życ w takim zamknięciu? Pyta czy nadal mam zamiar traktować samego siebie w tak okrutny sposób itd... Problem w tym że ja na prawde miałem wrażenie bycia atakowanym przez wieksze siły. Paradoksalnie nie chodzi tutaj o magiczne myślenie. Czując normalnie i okazując uczucia doznawałem miazdzącego lęku. Lęku połączonego ze wstydem, który zupelnie mnie dezorganizował. Nie mogłem byc sobą. Przejawy emocjonalne konczyły sie takim lekiem. Odczuwanie seksualności mnie dezorganizowało(wystarczyło że ktoś wspomniał o seksie), tam gdzie powinna byc złość pojawiał sie lęk ... w takich sytuacjach strasznie sie martwiłem o twarz. POaranoicznie starałem sie ją ukryć za wszelką cene. Lęk był związany z obawą że na mojej twarzy widać "coś"... wstyd lek itd... Uznawałem ten lęk paraliżujący moje emocje, co za tym idzie mnie samego za karę Boga. W sensie intelektualnym to nie ma sensu(Jesli rozważymy standardową postać Boga), ale to nic nie zmienia. Czuje sie tak jakbym siedział w domu głodny, a na zewnątrz ktoś czeka zeby do mnie strzelić. Czy można mi zarzucać że trzymam siebie w zamknieciu głodnym? Przeciez to jest logiczne rozwiązanie. Mój Bóg jest już zupelnie inny, ale problem nie zniknął. W zamknięciu przed lękiem trzymam wszystkie swoje uczucia w zamknieciu. W zasadzie jedna sprawa mi przeszkadza w tym wszystkim. Są to sprawy damsko meskie. Lubie dziewczyny itd... jednak czuje sie zrozpaczony tym że poniekąd nie wolno mi sie do żadnej zbliżyć. Czuje że musze sie ukrywać, że jest we mnie coś czarnego i strasznego co musze trzymac z dala od innych. Poznalem madrą, ładną dziewczyne która była mną zainteresowana. W zasadzie to ona wykonywała wszystkie ruchy, a ja byłem jakby nieobecny. Jakbym robił wszystko zeby nie zdawać sobie sprawy z własnych uczuć, chęci planów... Oczywiście spieprzyłem i sprawa sie rozmyła, ale co gorsze ja dopiero teraz zaczynam czuć. Snią mi sie uczucia do niej. Podczas snu, rok po ostatnim spotkaniu ja czuje coraz mocniej. Czuje zawód miłosny jakbym został odrzucony czy coś w tym stylu. Zaczynam tęsknić. To co chciałem stłumić dopiero teraz wychodzi i to jest przerażające. Czemu mam taką popieprzona wizje własnej sytuacji? Czemu uważam że coś zewnętrznego mnie atakuje? Jesli miałoby sie okazać że to ja jestem w pełni odpowiedzialny za własny stan to tragedia. Tragedia, ale jesli miałbym juz wyjśc z własnego wnetrza to byłoby ekstra. Wiązałoby sie to z ogromna ulgą i czysto fizyczną przyjemnością, a przynajmniej z brakiem bólu. Czy ktoś ma podobnie?
  18. Ale to nie jest choroba. Przecież tak to można wszystko tłumaczyć. Wiekszosc seryjnych morderców jest motywowanych przezyciami z dziecinstwa, ale to nie ma nic wspolnego z chorobą!! Ta czesc o homoseksualizmie jako chorobie to zwykły bełkot. Rozumiem że każdy sie rodzi heteroseksualny, a potem coś idzie nie tak. Zgadza sie?
  19. Daj spokój. Ja nie mam zamiaru niczego drzec. To sa fakty naukowe, zweryfikowane przez ludzi, którzy otrzymali ortodoksyjne katolickie wychowanie. Tłumacze nie byli doskonali .Autor odnosi sie do faktów naukowych. Biblia nie jest swieta w magiczny sposób. Nergal nie jest chory z powodu podarcia bibli
  20. No tak. Moze cos w tym jest. Jednak nie w ta kwestie juz nie wchodzę. Czytałem książke na temat przekładów i zmieniania tresci biblijnych. Nie wiem czy pismo swiete jest takie swiete
  21. No i chyba dokładnie tak jest:). Nie traktujesz chyba homoseksualizmu jako sprzeciwianie sie Bogu, lub jako odstepstwo od Boskiego porządku? ps. Dowiem sie co to za choroba?
  22. Nie. Uważam że nie powinno absolutnie być slubów kościelnych(to kwestia koscioła). Jestem tez przeciw wychowywaniu dzieci przez pary homoseksualne. Uważam jednak że powinni mieć prawna możliwość legalizacji związków. Nadal nie wiem jaką chorobą może być WYTŁUMACZONA pedofilia. W zasadzie kładłem nacisk w swoim pytaniu na chorobę którą masz na myśli, a nie słowo usprawiedliwione. Nie miałem zamiaru sie wyzłośliwiać. Po prostu nie wiem co to za choroba. Ale cóż... ktoś zinterpretował inaczej
  23. Nie tyle usprawiedliwione, co wytlumaczone - prosimy Pana Trola o nieczepianie sie slówek Znalazłeś pretekst do wyrazenia opini. To dobrze, ale jednak malo inteligentnie [Dodane po edycji:] No sam nie wiem po co, jakos tak mnie naszło. Chciałem napisac że homoseksualizm bedzie zagarniał coraz wieksze dziedziny. To o czym teraz sie dyskutuje, pewnie za 10/20 lat bedzie normą.
  24. A jaka to choroba usprawiedliwia pedofilie?
×