Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wombwell00

Użytkownik
  • Postów

    199
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Wombwell00

  1. Nie podwazam twojej kompetencji, nic z tych rzeczy, tylko akurat w moim osobistym przypadku przesadna empatia przeszkadza niźli pomaga. Uwazam się za rozsądnego człowieka, sam wiem co jest dla mnie dobre, nie sądzę, żebym sprawił sobie krzywde, napewno nie w tym aspekcie. Czekam na kolejne posty.
  2. Z całym szacunkiem do psychoterapii i podobnych, ale nie wierze w takie rzeczy. Napewno wielu ludziom one pomagaja, ja narazie nie znalazłem nikogo kto potrafiłby do mnie głębiej trafić. Tłumacze to sobie bardzo nieskromnie, ze jestem za mądry żeby móc przyjmować jakieś banały od takich ludzi. Zresztą nie mam pieniędzy na takie rzeczy, wole już kupić książkę o podobnej tematyce i ją przeanalizować, myslę, że samemu mogę z niej sie dużo więcej nauczyć. Nie jestem DDD ani DDA, jestem po prostu wrazliwy, w nie swoim świecie, tak poetycko ujmując. Gonitwę mysli miałem od zawsze, czyt. od poczatku deprechy, to ona była zawsze głównym czynnikiem tego stanu, reszta się z niej jakoby rozwineła. Z tymi znajomymi to troche inaczej. To znajomi, nie przyjaciele, to własnie sa ludzie na dobre a nie na złe. Po prostu nie wyobrazam sobie dalszej znajomości z takimi ludzmi, ktorymi się brzydze, przy których wiem, że nie mam szans na wyjscie z tego, poddałbym się ich destrukcji. To sa tylko jednostki, w całęj grupie jest więcej naprawdę życzliwych osób, ale sam/a pewnie dobrze wiesz jak to w grupie wygląda. !!!!! CZYTAJCIE TU !!!!!! Jak mówiłem, zagłębilismy sie w problem i to tylko oddalilo mnie od rozwiązania. Spójrzmy może czysto teoretycznie, jako chłodny obserwator, człowiek niezaangazowany. Gonitwa myśli - jak zatrzymać?
  3. Konsekwencje? Po niej juz nie, boli mnie tylko jak ludzie ktorych jednak pare lat znam mogli tak sie w stosunku do swojego znajomego (czyt. mnie) zachowac, boli mnie to ludzie sa cholernie glupi, nic nie rozumieja, i wiem, ze nie bede mogl na nich w zaden sposob wplynac. Boli mnie bo wiem, ze nie jestem taki jakim powinnienem byc w realiach dzisiejszego świata, nie jestem silny, agresywny, jestem niekiedy idealna ofiara i wiem, ze ludzie beda to wykorzystywac. Nie moge przejsc obok sytuacji obojetnie, bylbym jak zona ktora bije maz a ona boi sie obejsc, nie wybaczylbym tego sobie, a z drugiej strony wiem, ze opor to tylko kolejne konflikty i wyrzeczenia, strata znajomych i podobne, nie ma tu dobrego wyjscia. Boje sie, ze ze swoja wrazliwoscia nie mam szans znalezc miejsca na tym swiecie, a co za tym idzie rozwiazaniem sie izolacja/samobojstwo a nie chcialbym zadnej z tej rzeczy.
  4. Pytanie moze i banalne, ale wciaz nie moge znalezc odpowiedzi. Jak zasnąć?! W przetlumaczeniu co powinnismy robic, myslec, żeby móc zasnąć jak najszybciej i najlepiej. Probuje wielu rzeczy, wciaz nie moge znalezc zlotego srodka. Są noce, w których w ogóle nie śpie albo zasypiam dopiero nad ranem, majac 2-3 godziny snu i caly dzien z glowy. Kłade się spac gdy jestem zmęczony, zmieniam pozycję, staram sie równo oddychac, trzymam czysty umysł, wyobrazam sobie jakies mile dla oka obrazy, dzwieki natury. Bywa, że popadam w paraliz senny, gdzie czuje sie zastygniety, mimo to, umysl jest wciaz trzezwy, i czuje sie niekomfortowo. Nie wiem co moge wiecej napisac, postaram sie odpowiedziec na kazde wasze pytanie. CZEKAM bo i tak pewnie nie zasne
  5. Nie będe się duzo rozpisywał, bo uwazam, ze to tylko oddali od znalezienia rozwiazania. Poradziłem sobie z wiele aspektami swojej depresji, wciąż pozostał mi jeden, chyba najwazniejszy - wlasnie gonitwa myśli. Przez ostatni czas czułem się lepiej niż dobrze, czułem się całkowicie zdrowy, szczęśliwy, i nagle przyszedł pierwszy kryzys - miałem powazne spięcie ze znajomymi, tak powazne, ze doszło to naprawde powaznych oszczerstw, obelg i równiez i przemocy, w lzejszej formie, oczywiscie nic z tego nie z mojej strony. Było mi cholernie przykro, poplakalem sie (1szy raz od bardzo bardzo dawna), jednak myslalem, ze poradze sobie z tym. Przeanalizowalem sytuacje, wyciagnalem wnioski, rozlozylem sytuacje na czynniki i myslalem, ze to juz mi starczy i to zrozumienie pozwoli mi o tym zapomniec. Jednak tak nie było. Jak tylko o tym pomyslę, wchodzę w głęboką gonitwe myśli, wyobrazam sobie jak ich zabijam czy krzywdze, uzalam sie nad soba, znow wraca to wszystko tak jak było, czuje znów to samo, jakbym nigdy z tego nie wyszedł. I tak po 3 miesiacach niejakiej 'wolnosci' jestem juz 3ci dzien w totalnej depresji, jak wczesniej. Nawet alkohol nie pomaga. Wystarczy przeblysk tego, ulamek sekundy i w chwili wracam. Nie wiem jak sobie poradzic. Medytuje na swój sposób, staram się trzymac czysty umysł, staram sie wychodzic jak najczesciej z domu a mimo to ciagle to wraca, juz mi sie śni nawet. Pomozcie.
  6. Nie wiem czy ktoś pisał o tej książce, serdecznie polecam tytuł "Potęga Teraźniejszości" aut. Eckhart Tolle. Książka porusza kwestie z pogranicza psychologii, duchowosci, religii, i mimo poruszania tak skomplikowanych dziedzin, opisuje je wyjatkowo przystepnie, każdy rozumny człowiek jest w stanie to zrozumiec. Książka wydaje się banalna, ale nie głupia, upraszcza niejako nasze myślenie, pozwala się 'cofnac' do stanu czystego, nieskazitelnego, tak jak nowo narodzony człowiek. Ten tytuł pozwolił mi naprawde ruszyć z depresją, z moimi wlasnymi problemami to tez jej zawdzięczam praktycznie wszystko jezeli chodzi o moje dotychczasowe wyleczenie, wprowadzila mnie w piekny stan, gdzie czujesz się żywy, gdzie wydaje się, że świat sprzyja twojej osobie, gdzie szczęście mozna znalezc wszędzie. Polecam, ze szczerego serca.
  7. Wiesz co, czytajac temat miałem wrażenie jakby ktos opisywał moje własne przeżycia, ciekawa sprawa. Od wieku młodzieńczego zmagałem się z depresją, zacząłem ją leczyc duzo duzo pozniej niz powinnienem (w wieku prawie 18lat, kiedy deprecha zaczela sie przy 11) i objawy miałem podobne: apatia, derealizacja, brak uczucia wlasnej tozsamosci, brak uczucia kontroli nad swoim zyciem i otoczeniem, doslownie jakbym byl jedynie kamera w swoich oczach, jakby to sie rozgrywalo jakos poza mną, ciezko to wyjasnic, jednak wiem, ze pewnie dobrze to rozumiesz. U mnie żadni psychologowie, psychiatry czy leki w duzym stopniu nie pomogly, co najdziwniejsze, pomogly mi lektury. Tłumaczylem to sobie tak, ze inne rzeczy (psychologowie, leki itp.) dzialaly na mnie zewnetrznie kiedy ja potrzebowalem kopa od wewnatrz. Wlasnie lektury pozwolily mi osiagnac taki stan, stan pewnej ekstazy, gdy czujesz sie zywy, gdy czujesz, ze jestes tego czescia i centrum swoich zachowan, odczuc, tak jakby swiat ci sprzyjal a nie kladl klody pod nogi. U mnie olbrzymia zmiane zdeterminowala lektura "Potęga Teraźniejszości" aut. Eckhart Tolle. Książka z pogranicza psychologii i duchowosci, napisana bardzo przystepnym jezykiem, pozwolila mi zrozumiec wiele rzeczy, i to ja Tobie, ba, kazdemu najbardziej polecam. Nie czekaj, nie mysl, nie zastanawiaj sie, kup ksiazke i sam sprawdz, powodzenia :)
  8. Psycholog - jak najbardziej. Pewnie masz obawy przez taką wizytą, wiedz, że każdy z nas tak miał. Ja przez pół roku przechodziłem obok ośrodka psychologii z gotowym wnioskiem o wizytę i zawsze wmawiałem sobie, że sam sobie poradze ze swoim problemem lub, że go w ogóle nie ma. Uwierz mi, pójdz do psychologa, napisz sobie na kartce o czym chcesz powiedzieć, co chcesz poruszyć. Naprawde, im szybciej to zrobisz tym szybciej z tego wyjdziesz. A tak ode mnie, po pierwsze - nie przejmuj się ludzmi. Zazwyczaj są niereformowalnymi idiotami. Nie jest ważne co pomyslą, powiedzą, ważne jest tylko to JAK to odczujesz. Tylko TY się tu liczysz, twoje uczucia i twoja psychika. Staraj się podchodzic do rzeczy bardziej na luzie, cokolwiek ktoś powie nie bierz tego do siebie, ludzie sami nie wiedza czesto co mówią. Dziewczyny? Miałem ten sam problem. Zawsze uwazalem dziewczyny za 'jakies inne' troche jak inna rasa ludzka ;d Nic bardziej mylnego, z dziewczyną mozesz pogadac tak samo jak z chłopakiem, o sporcie, problemach czy innych dziewczynach, uwierz mi, to mozliwe. Potraktuj ich jak kumpla, sam zobaczysz jak łatwo to przychodzi. Równiez mam 19lat i przechodziłem przez podobne rzeczy, nie martw sie ;d Teraz sie z nich smieje, wychodze na prosta po tylu latach. Ty tez masz szanse. Ale pamietaj, bez psychologa daleko nie zajdziesz. Zrób to jak najszybciej, to nie powinno czekac. No chyba, ze masz cos wazniejszego niz wlasna przyszlosc, diablo III przeciez wychodzi ;D Powodzenia.
  9. Wszyscy tutaj sie z czyms zmagamy: przygnębienia, depresje, nerwice, trudne dzieciństwo i nasze własne lęki. Próbujemy sobie pomóc rozmową czy lekami, licząc, że nam się poprawi. Ale przecież... nasze problemy nie sa nawet prawdziwe! Sama sytuacja nic nie tworzy, dopiero po zanalizowaniu sytuacji przez umysł powstaje problem. Dla niektórych sam wzrok ludzi jest nie do przejścia, boimy się ich, boimy się ich reakcji, myśli na nasz temat, ale przecież to tylko spojrzenie, w prawdzie rzeczy nic dziwnego, nic niezwykłego. Nasz umysł dopiero 'zglębnia' sytuacje, nasze odczucia, uwarunkowania itp. prowadząc do zmiany naszego nastroju: zazwyczaj wypełniając go lękiem, gniewem, smutkiem. A my w tym tkwimy. Rozpamiętujemy, budujemy naszą własną fortecę własnej tożsamości, która raz za razem sie zawala, tworząc błędne koło. Pomyślmy chwilę: czy jest jakiś problem w TEJ chwili? DOKŁADNIE w tym momencie? Siedzicie sobie przed komputerami, we własnych pokojach, nic wam nie przeszkadza... i tak naprawdę problemy w chwili TERAŹNIEJSZEJ zdarzają się rzadko, dopiero nasze własne myslenie, nasze własne działanie, 'przedłuża' jego działanie, karmi go. Więc w czym tkwi problem? Można zrobić wszystko, iśc samemu do lasu, posłuchać go, chwile odetchnąć, tutaj nic złego się nie stanie, tylko w naszych głowach. A sam proces myślenia nie jest pernamentny, można go wyłączyć, 'ściszyć go' (mysli można porównac do metaforycznego hałasu w naszej głowie), i zobaczyc/usłyszeć/posmakować/dotknąć, POCZUĆ otaczający nas świat, jego tętniące życiem twory i ich piękno. Jeśli wszystko się uda - doznacie czegoś na styl mini-oświecenia, moge to zagwarantować. Nie wierzycie? Rozumiem, ale przynajmniej spróbujcie, zresztą co macie do stracenia ? Temat nie miał mieć roli motywującej, bardziej naukowej, chciałbym się dowiedzieć co stoi na waszych drogach do wyjścia z choroby.
  10. Może rzuć wszystko i wyjedz za granice, skoro tak ci się wszystko podobało. Zmiana środowiska wydaje się być dobrym rozwiązaniem. Masz odwagę na samobójstwo, myslę, że na to też byś znalazla :) Nie jest tak?
  11. Mogłby by się ktos odniesc do mojego przed-poprzedniego postu? Czekam na jakies odpowiedzi
  12. Totalnie mineliscie sie z moim problemem. To tak jakby poradzic osobie z depresja zeby 'wziela sie w garsc i nie uzalala jak soba'. To nie jest takie proste. Pytanie do modów: mozna gdzies ten temat przeniesc (np. do dzialu depresja) zeby mogla sie z tego wywiazac jakas sensowna dyskusja?
  13. Uwazasz, ze powinnienem sie zmienic, tak? Mam nadzieje, że nie. W duzej czesci podoba mi sie moje aktualne postrzeganie, mysle, ze jest to moja siła. Nawet gdybym jakims trafem zmienil swoj styl i np. poszedl do pracy to przeciez nigdy nie bedzie tak pieknie jak bym sobie tego zyczyl. Trafie na dziwnych ludzi, bede mial wscieklego szefa, ciagle bede narzekal na bezsensownosc mojej pracy i pewnie tez na pensje, wpadajac w ten sam 'tryb' jak wiekszosc ludzi zyjacych w takim systemie. Nie chce tego, starczy mi, ze widze co zrobilo to np. z moimi rodzicami. Jak sądzisz?
  14. Temat troche nietypowy, nie chodzi tutaj konkretnie o zagadnienie depresji, ale mysle, ze sa ze sobą ściśle powiązane. Zaczne tak. Mam 19lat, depresje od 11 roku życia, uwazam, ze wyleczylem sie z wiekszosci objawów, nie mam juz gonitwy mysli, kompleksów, przygnebienie przychodzi duzo rzadziej, mam energie na życie, śpie dobrze, czuje sie 'wzglednie' szczesliwy. Problem w tym, że moja aktualna egzystencja nie przynosi mi całkowicie ukojenia, kazda mysl o przyszlosci przynosi dla mnie tylko kolejne zmartwienia, żal, smutek. Aktualnie moje życie jest pozbawione wyższego celu. Chodze do szkoły, bo chodzę, nie z zalem, ale sam nie wiem po co. Matura za 2 miesiace, chyba najwazniejsza rzecz dotychczas w moim życiu, klucz do jakiejkolwiek przeszłosci, ja jestem na nia zupelnie obojetny, ucze się tyle co nic, zeby dostac sie na wymarzone studia (akustyka) musze miec w miare dobre wyniki, oprócz tego podstawowa wiedze muzyczna (na kierunku jest jeszcze test wewnetrzny muzyczny). Uczyc sie nie ucze praktycznie nic, nie czuje, ze przyniesie mi to szczescie, całe dnie spedzam przed komputerem, duzo czasu staram sie spedzac ze swoja dziewczyna (bardzo sie kochamy), do tego gram na gitarze, dosyc czesto i spotykam sie z kumplami, do tego czytam sobie jakies psychologiczne czy duchowe ksiazki (buddyzm, zen) Jednym slowem - czysty hedonizm, nic nie robie z przymusu, chociaz tez nie czuje sie szczesliwy. Nawet gdybym sie dostac jakims cudem na te studia, jakbym sobie na nich poradzil? Uczyc sie trzeba, a ja nie jestem takim typem czlowieka, ktory jest zdolny do tego. Gadki o przyszlosci, pieniadzach, dobrym zawodzie nie nastawiaja mnie motywujaco, musial bym sie 'meczyc' kolejne lata tylko w oparciu o iluzje szczesliwej przyszlosci ktora sobie stworzylem, a dobrze wiem, ze tak kolorowo nie bedzie. Mam straszna pokrecona filozofie życia. Nie interesuja mnie pieniadze, nie chce byc czescia korporacyjnego systemu, staram sie unikac wszystkiego co wiaze sie z bolem, smutkiem, przygnebieniem - nie czytam gazet, nie rozczulam sie nad wypadkami, unikam konfrontacji, boje sie walki co przynosi wiadomo porazki. Jestem minimalista, nie chce wielkiego domu z basenem, nie chce wypasionego samochodu, najchetniej poszedlbym w swiat z plecakiem, i zyl zyciem odrzutka spolecznego. Zawsze mi się wydawało, że jak 'wyzdrowieje' checi na wszystko przyjdzie sama, na nauke, samorealizacje, na samo życie. Nie czuje sie źle, depresji nie mam, czuje czesto raczej apatie. Chcialbym nie myslec o przyszlosci, ale nie potrafie siebie widziec bez niej. Nie mozna zyc z dnia na dzien, nieprzejmujac sie niczym, trzeba skads wziac pieniadze, utrzymac rodzine. Ale to wiaze sie z kolejnymi wyrzeczeniami, zmiana stylu zycia na konformistyczny, a ja nie chce sie zmianiac. Nie wiem co robic. Staram się jak moge, ale swoim umyslem nie moge tego wszystkiego objac, zrozumiec, znalezc rozwiazanie. Licze na waszą pomoc.
  15. Nie bede przedłużał. Mam problem, chce go rozwiązać, nie wiem już jak. Mam 19lat, od 11 roku życia zacząłem miec depresje, NIELECZONĄ az do roku poprzedniego gdy zglosilem sie do grupy terapeutycznej. Przez te 8lat wyksztalcilem w sobie takie mechanizmy, taki pancerz, który nie pozwala mi na zmianę, na przełamania. Oprocz depresji, narasta tez fobia spoleczna, mysle, ze moge miec tez poczatek jakis nerwic. Mam strasznie zawyzone superego, a bardzo male ego, czuje sie slabym. Od pół roku regularnie chodze do psychologa, który sam(a) mi ostatnio powiedział, że wykorzystał juz wszystkie swoje techniki, nie wie juz sam co ma ze mną zrobić. Planuje odeslanie mnie do innych kolegow po fachu. Od 4 miesiecy lecze sie tez farmakologicznie, zaliczylem juz 2 psychiatrów, nie czuje zadnego dzialania lekow. NIE WIDZE JUZ ZADNYCH SZANS NA POPRAWE MOJEGO STANU.
  16. Nie wiem czy ktoś już to poradził, myślę, że moge miec pomocna rade. Mianowicie... zapuśc włosy ;d Sam miałem problemy ze swoim wyglądem w wieku młodzieńczym, zainteresowałem się muzyka rockową, zapuscilem dłuzsze włosy, odrazu poprawiła mi się samoocena, pewnośc siebie co za tym idzie równiez powodzenie u kobiet. Jak patrze na swoje zdjecia z poprzedniego okresu doslownie nie moge na siebie patrzec, rowniez czulem sie pokrzywdzony w tej sposob przez los. O fryzure sam mozesz zadbac, tu operacja nie jest potrzebna. Zreszta widze jestes w podobnych klimatach, polecam ;d
  17. Jak dla mnie sprawa jest juz skonczona. Skoro chlopak nie ma krzty klasy i lekzewazy Cię przy wlasnych kumplach... no sorry, nie mozna na sile sie starać. Musisz to zobaczyc, tesknisz za nim bo laczy was juz 3ci rok wiec przywiazanie jest ogromne. Ale moze stac cię na cos lepszego skoro on z ciebie zrezygnowal? Nie staraj się tego robic za wszelka cenę, chlopak nie wyglada na takiego który by to zrozumial a jedynie bardziej wykorzystal.
  18. Gdyby to był twój cel, nie moglbys napisac tego posta Nie chcesz umrzec, chcesz wydrowiec, ale nie potrafisz dopuscic takiej mysli. Sprobuj, napisz jak poszlo :)
  19. Myslę, że nie powinnas w takim razie byc z taką osobą, która przynajmniej nie stara się ci pomóc, której nie mozesz sie poradzic/nawet czegos przekazać. Kochasz go, czy nie, twoja sprawa, ale my przez to mozemy obiektywnie ocenić. Ja sam mam depresje, kilku juz letnią, moja dziewczyna jest tez po nerwicy, pomaga nam to niesamowicie, razem się wspieramy a przez to kochamy jeszcze bardziej. Zadaj sobie pytanie czy bedziesz z nim mogła być np. jeszcze przez 5lat skoro nie potrafi (moze nie chce?) zrozumiec co ci dolega, a depresja to nie jest przeziębienie, ale cos co dotyka kazdej sfery twojego życia. On ci w tym nie pomoze. Zastanów się...
  20. Miec w koncu jakis poważny cel w życiu, miec po co rano wstawac z tego pieprzonego łóżka - o tym marze najbardziej :) Pobocznie: zdac dobrze maturę, dostac się na wymarzony kierunek studiów (myslę nad reżyserią dzwięku), ustabilizowac się finansowo... zobaczymy co wyjdzie :)
  21. Wieczorno-nocne przemyslania, nienawidze ich. Nagle do kazdego i do wszystkiego mam żal, praktycznie bez powodu. Ciezkie serce, brak zrozumienia, złosc. Przez ten 'ciezar' nie mogę spać, a nie mam nawet siły ani pojęcia co z tym zrobić i tak prawie co noc choc dzien mnie tez nie oszczedza... juz sam nie wiem co robic.
  22. Moze ja tez cos opowiem. Mam 18lat, aktualnie klasa maturalna profil mat-fiz. Myslalem, ze do tego czasu zrozumiem jak wazna jest dla mnie nauka, moja przyszlosc i zaczne sie po prostu uczyc jak powinnienem by zdac dobrze mature. W szkole jako-tako problemow nie mam, średnia w LO ponad 3.5 z minimalnym poziomem uczenia. Mysle, ze jestem bystry, ogarniam wiele rzeczy ale wiem, ze stac mnie na wiele wiele wiecej. Problem w tym, ze... nie moge. Strasznie ciezko jest mi zmusic sie do uczenia sie, zwlaszcza w domu, gdy zaczynam o tym w ogole myslec zaraz lapie dola, wiekszosc mojej nauki to okienka/przerwy w szkole na 'ostatnia chwile'. Czesto opuszczam lekcje, w tamtym roku mi nawet czyms grozili, dokladnie nie wiem, ale nic nie wyszlo. Po prostu, sam nie wiem czemu czesto to robie. Mimo ze wiekszosc rzeczy w szkole moglbym latwo zalatwic (chwila nauki, chwila poswieconego czasu a potem swiety spokoj) to ja marnuje pare godzin na zamartwianie sie, co bedzie, czy zostane 1, jak zareaguje nauczyciel, jak ja szkole skoncze, gdzie na studia ple ple ple Problemem moze tez byc to ze nadal nie wiem co chce w zyciu robic. Moja jedyna pasja jest tylko muzyka (gitara od 4lat) ale nie mam zadnego wyksztalcenia w ta strone, a bez tego chyba nic nie zrobie. Moglbym z latwoscia isc na jakis kierunek na politechnike czy cos, mam takie predyspozycje, ale to raczej nie jest to co chce w zyciu robic, boje sie ze skoncze robiac cos czego nie chce, a tak przezylem ostatnie pare lat szkoly. Co rano się WRĘCZ zmuszam by wstac z lozka do tej szkoly, po drodze juz milion mysli po co, na co, i tak dalej, nie wiem jak dlugo to jeszcze zniose, caly czas tylko sie zamartwiam, nie potrafie wyluzowac... Co byście mogli mi poradzic?
  23. Średnio. Jedynym rozwiązaniem (jezeli chodzi o rodzine) jest babcia (od strony ojca) mieszkająca 40km od mojego miasta, w miare czeste autobusy i w ogole, to jedynie sie moze udac. Planowalem jakies pierwsze 3 dni przekoczowac gdzies u kolegi, liczac na zmiane podejscia rodzicow... czy sie uda? nie wiem.
  24. Witam, mam na imie Wojciech, mam 18lat, depresje (jako-tako, poczatek) zacząłem mieć w wieku 11. Jakiekolwiek 'leczenie' podjąłem dopiero w marcu br. chodze na bezpłatną terapie grupową dla młodzieży oraz prywatnie tez (niestety tylko czasem) do kobiety-psycholog. Zaczątkiem do tego wszystkiego były moje relacje z rodzicami, których nigdy jednak nie było, nie okazali (nie potrafili?) mi nigdy swojego uczucia, miłości, choc w domu nigdy niczego nie brakowało, ranili mnie jednak swoim zachowaniem, słowami, które wg nich miały byc niby motywujące, a działały w przeciwną stronę. Chodzi tu głównie o matkę, która nigdy nie potrafiła przyjąc czegokolwiek ponad swoją kobiecą-dumę, ojciec zawsze miał wszystko w dupie, cały czas pracuje, ale sie tez duzo nigdy nie wtrącał. Mentalnie, czuje się sierota, jakbym nigdy rodziców nie miał, zreszta oni nie są dla mnie nikim specjalnym na codzien. Rodzice o moim stanie dowiedzieli się dopiero w kwietniu tego roku równiez, gdy zadzwonił (za moją zgodą) do nich psycholog z grupy odnajmiajac im co i jak. Chwile wszystko było dobrze, troche się ułożyło. Jednak oni nie rozumieli, ze moje zachowania (unikanie ich, rozmów, siedzenie w jednym pokoju, rozmowy, pomocy, czegokolwiek) wynikają własnie z mojej depresji, z mojego żalu do nich i tym podobnym a nie z mojego niby 'młodzieńczego chamstwa' (cytat matki). Dzisiaj, matka w złości (chyba nie chwilowej) kazala mi się spakowac, wyniesc sie z domu, skoro mi się nie podoba mój dom a ni moi rodzice. Nie pozwolila mi nawet zjesc obiadu ('to nie bar') i nie widzi w tym zadnej swojej winy, niby jestem tu winny ja... Zadam proste pytanie: co mam zrobic? Do nich juz nic nie dotrze, a ja nie mam zamiaru dac sie wciaz pomiatac przez nich, ale sobie nie poradze bo przez ich traktowanie jestem totalnie niezaradny zyciowo i wszystko mnie dołuje...
×