Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wombwell00

Użytkownik
  • Postów

    199
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Wombwell00

  1. Związki, miłosc i wszystko z tym związane to jednak jest mało racjonalne by analizowac to w tej sposób. Każdy człowiek jest inny, kazdy zachowuje się inaczej. Mam 18lat (moja dziewczyna też) , depresji jako-tako nie mam, miewam jedynie często podobne stany, chodze do dwóch psychologów. Zauważyła ona, że czasem dołują mnie proste rzeczy, ze zachowuje się troche inaczej, zamykam się i jestem smutny. Zauważyła, że to coś innego niz zwykłe złe samopoczucie. Zwodziłem ją z początku, nie chciałem jej tym obarczać, tym jaki jestem (nie bylismy zreszta az na tyle długo). W końcu jakoś nie było sensu tego przeciągac, nasuwał się ten temat i jej powiedziałem... o tym co się ze mną działo, ile to już trwa. I tak troche skłamałem, nie powiedziałem wszystkiego, troche zmniejszyłem ten czas i w ogóle, ale najbardziej bałem się tego, że nie zrozumie, nie przejmie się jakos szczególnie a wtedy to byłby już raczej nasz koniec, i wręcz nie widziałem innej opcji... i wtedy spotkało mnie chyba najwieksze zdziwienie w życiu, naprawdę to ją przejeło. Przeprosiła mnie za jej zachowania, głupie problemy z ktorych mi się zaliła, przepraszała, że nie wiedziała. Powiedziała mi też naprawdę wiele dobrych rzeczy, osobiscie nigdy nikt mnie tak nie podbudował jak ona wtedy. Nie myslalem, że ktokolwiek może tak zrobić, raczej zostawialem takie rzeczy dla filmów, a tu coś takiego... nie wiem może miałem farta, że własnie na nią trafiłem, niektórzy mogą nie miec tyle szczęścia i się tylko rozczarowac...
  2. Mam tylko takie pytanie odnośnie depresji. Sądzicie, że warto angazować w to swoich bliskich? Mówie tutaj zarówno o rodzinie, jak i o dziewczynie/chłopaku, przyjaciołach czy znajomych. Czy wiedza tego, że ktos inny im bliski jest w takim stanie może w czymkolwiek pomóc? W mojej rodzinie wie np. tylko mama. Rozmawiała z moim psychologiem osobiście i ma choc minimalny wgląd na to co się ze mną dzieje. Rodzina wie, że chodze do psychologa, mam problem, ale nie wiedzą o tym nic. Zwierzyłem się koleżance raz ze swoich utrapien i troche żałuje, boję się, że może to wykorzystac. Z jednej strony miło by było miec wsparcie ale z drugiej wiem, że ich 'wszystko bedzie dobrze' jest płytkie i raczej tym 'leczą' swoje sumienie bo to nie jest żadna wymierna pomoc z ich strony, i tak zresztą pewnie nie rozumieja z czym naprawde wiąże się ta choroba, jaką jest depresja. Mam problem bo mam aktualnie dziewczynę, czuje pomiędzy nami specjalną więź (dodam, mam dopiero 18lat) i troche to dziwnie wygląda bo czasami widzi, że cos mnie trapi a ja nie moge jej tego powiedziec, boje się, że to i ją i mnie przytłoczy, że to tylko nas jakoś rozdzieli, że strace w jej oczach. I zreszta ona nawet pewnie nie bedzie mogla mi pomoc i sie do niej zraże, konflikt tragiczny. Wiem, że niby 'miłosc wszystko wybaczy' i tak dalej, ale to ja jestem facetem i z definicji powinnienem wspierac ją i nie byc słabym, a tak jest u mnie. Jezeli już jej powiem, to juz nie będzie odwrotu....
  3. A jak to jest z narkotykami? Szczerze wolałbym je brać niż jakies dziwne ogłupiacze, leki przepisywane przez psychiatrów, jakos nie mam do tego zaufania. Jakos podświadomie widze w narkotykach coś więcej, ciągnie mnie do nich w pewien jeszcze rozsadny sposób, narazie skończyłem na marihuanie chociaż nie odrzucam mocniejszych środków w przyszłośc. Czy one moga w tych stanach jakoś pomóc? Wiadomo to nie dla ludzi głupich, ale ja za takowych się nie uwazam, pytam szczerze, nie chce regułek rodem z telewizji.
  4. Miewam podobne stany, od jakiś 7 lat :) Aktualnie lat mam 18, pare wizyt u psychologa i dziś się dowiedziałem, że to jednak za mało, że będę musiał skorzystac z pomocy psychiatry. Moge jedynie powiedziec, że Cię rozumiem, duchowo wspieram, nadal jesteśmy tylko w internecie gdzie rzeczy nie są takie jak w realnym życiu. Psychiatra to twój pomysł? Do jego wizyty masz jeszcze dwa miesiące, to jednak sporo czasu, zgłoś się może chociaz tymczasowo do psychologa bo uwierz... żadna rozmowa na internecie nie umywa się do zwykłej ludzkiej rozmowy twarza w twarz. Sam z siebie nic z tym nie zrobisz? Brak motywacji, sił, wiary? Spróbuj coś, porozmawiaj z kimś, wyjdz na piwo :)
  5. Pamiętaj, że to porażki uczą, nie zwycięstwa. Pomyśl o tych wszystkich wynalazcach, którzy mogli skończyć swoje badania o próbe wcześniej i nigdy nie dojśc do odkrycia. O sportowcach, którzy przy końcu odpuścili i stracili szanse na zwycięstwo. Moze do ciebie przemówią jakoś nasze słowa, chwilowe mądrości, chociaż ze mną to się nie udało ;p Lęk przed porażką to straszny lęk, przez to tracisz wiele wspaniałych chwil w swoim życiu, pewnie sam sobie wyobrażasz co by było gdyby nie on, ja przynajmniej tak robie Dasz rade się przemóc? próbuj.
  6. Wombwell00

    Dobra rada?

    To uczucie gdy wchodzisz w tłum... jak bys je sklasyfikował? Poprostu coś na styl zmartwień, czy coś bardziej jako obsesja, fobia? Wiele o sobie nie napisałes, to samo mogłaby napisac każda osoba na tym forum. Psycholog, tyle moge ci powiedzieć.
  7. Próbuje coś z tym zrobić, staram się. Problem jest taki, że naprawiam to tylko na płytkim poziomie, a deprecha i to wszystko jest zakorzeniona dużo głębiej. Nie mam zielonego pojęcia jak tam dotrzec, jak to zmienić. Czuje, że zaczynam sie w tym pogrążać, widze już u siebie chęć odosobnienia, apatie, bezsilność. Od 3tygodni chodzę na coś na styl terapii. Spotkania raz w tygodniu po 1,5h w poradni psych-ped. Są to spotkania dla uczniów liceów z problemami, ale tam wszystko się opiera na rozmowie, na wyżalaniu się niż na rozwiazaniu problemu.
  8. Pocieszanie się nieszcześciem innych? Dla mnie to raczej czysta arogancja niż sposób na radzenie sobie z czymś takim. Sorrow, napisałeś chyba coś madrego, ale zdaje mi się, że mało z tego wynika. Może to troche wygląda jakbym wręcz wymyslał powody byle by byc zdołowanym, i też po cześci tak jest, ale tez jednak nie do końca... Licze, że ktoś tu jeszcze napisze.
  9. Dręczy mnie straszny dymkomfort niesprawiedliwości, macie tak czasem? Niemalże ciągle myslę, o innych, we wszystkim doszukuje się tego w czym sa lepsi ode mnie, powoli staje się to troche obsesją, widze niesprawiedliwośc świata niemal wszędzie. Ide z kumplami. Oni ida pewnym krokiem, sa wyżsi, pewni siebie, ja zawsze z tyłu z głowa spuszczoną, patrze w ziemie. Jeszcze bardziej mnie to dołuje. Wczoraj cały dzien byłem zdołowany, bo... kolega (z ktorym robilem urodziny, 18) był na więcej zdjęciach niż ja, bo ma ładną twarz, ja zawsze wyglądam jak nawalony, bo siedziały koło niego ładniejsze dziewczyny, bo ludzie staraja się o jego szacunek, bardziej go lubią. Żyje troche w toksycznym, przynajmniej dla mnie, otoczeniu, ale nie moge tego zmienić, nie mam dokąd 'pójść', albo będę sam, albo z nimi nadal znosił to samo, przez cały czas. Bycie samemu to bez niezbyt dobra opcja. Na każdym kroku widze, jak Bóg się ze mnie naśmiewa, chociaż nie jestem zbytnio wierzący.
  10. Zmień klase, w ostateczności może i szkołę. Nie można się z takimi ludzmi dogadać, wasze stosunki się nie polepszą, źle się to bedzie toczyć dla ciebie. Mówię, z własnego doświadczenia. Sam byłem (wciąż jestem) podobny do ciebie. Też musiałem znosić takie rzeczy, jako chłopak nie jest to łatwe. Tu nie ma miejsca na jakies mediacje, a troche późno tez i na działania (koniec szkoły za 3 miesiące). Takim ludziom się nic nie wytłumaczy. Polecam ci również zapisac się do jakiegoś psychologa, może masz w mieście poradnie psychologiczno-pedagogiczna, dostaniesz tam psychologa, za darmo, myslę, że powinno to choć ciut pomóc. Musisz to przeżyć chłopie, doskonale cię rozumiem.
  11. Mam ten sam problem. Ktoś coś powie złego na mój temat - dół na pare dobrych godzin gwarantowany. Stale zamartwianie się, szukanie wyjścia, myslenie o konsekwencjach... to wszystko powoli mnie zabija. Właśnie ten czynnik tak naprawde zaczął u mnie depresje. I po 7 latach (mam 18), nadal nie mogę tego odpuścić. Udajac ze cie to nie obchodzi oszukujesz innych i co gorsze samego siebie. Ludzie nie poprzestaną dlatego, że cię to NIBY nie obchodzi. Będa się cieszyc, że moga kogoś 'pojezdzic' bez żadnych konsekwencji. Jedynym wyjściem jest tu reakcja. Wiem, że nie jest to łatwe, mi się prawdziwie udało w sumie tylko raz, pod wpływem alkoholu uderzyłem 'kumpla' za wysmiewanie mojej osoby. A w rzeczywistosci to te obelgi tak mi obniżają pewnośc siebie (to ONA jest tu chyba głównym powodem), że nie potrafie racjonalnie zareagowac, i daje 'oprawcy' jeszcze wieksze pole do popisu. Próbuje z tym walczyć, narazie bez wiekszego efektu. Przepraszam, że nie potrafię ci naprawde pomóc.
  12. Może kiedys tego doświadczyliście, strach, który paraliżuje ciało, umysł, nie pozwala myslec logicznie i skladnie. Strach przed samym strachem, że coś moze się stać. Mam z tym poważny problem. Nabawiłem się przed to troche problemów, jąkam się, cały czas się zamartwiam, mam coś na styl depresji. To po prostu 'psuje' mi życie, na wielu płaszczyznach. Nie wiem skąd, domyślam się, że to z metody wychowawczej rodziców (zastraszanie, że cośtam zrobią zamiast robienia tego) wszystko się zaczeło. Chcąc nie chcąc 'fizycznośc', agresja dotyczy każdego z nas, i gdy czuje choć krztę strachu, że może coś mi się stac, trace całkowicie pewnośc siebie, co tylko motywuje prowodyra. W głowie moge sobie ułożyc jakiś plan, ale ma nic się on zda gdy opanuje mnie strach, sam siebie wystawiam na 'odstrzał'. Potrzebuje pomocy
  13. Może pobawie sie chwile w archeologa i odkopie ten temat... Myslę, że doświadczyłem już w życiu tyle przykrości, niepowodzeń, że naprawdę, przy odrobinie szczęście, wcale nie tak diametralnej zmianie mógłbym sie czuć szczęśliwy, chociaż w powierzchownym tego słowa znaczeniu. Tak naprawde wszystko zaczeło sie od jednego: bycie 'kozłem' w towarzystwie. Od tego zaczeła mi sie depresja i to najcześciej powoduje jej nagle przypływy. Nie jestem wysoki, grozny czy silny to niestety skutkuje brakiem wiekszego szacunku w grupie. Mam z tym taki sam problem jak wtedy gdy miałem 11lat jak i teraz, gdy mam 17 ;/
  14. Wombwell00

    Poniżenie

    Długo by wymieniac Starszy brat czesto się troche ze mną 'bawił'. Odbierałem to najczesciej jedynie jako zabawe, ale czasem mnie to strasznie dobijało. Jestem najmłodszy z 4 rodzenstwa, pewnie to dlatego ;p Rodzice nigdy się mną specjalnie nie interesowali, matka parę razy mi powiedziała, że jestem jej najgorszym dzieckiem. Dzięki, mamo. Dla kolegów zawsze byłem małym fajnym ziomkiem z którym można bezcelowo sobie pogadać, jednak zawsze też byłem tym, na którym można się wyżyć. Zawsze byłem poniżany w grupach. Dokładniej, to nadal jestem.
  15. Żal do innych... jakbym siebie widział. Mam żal do rodzicow, w szczególności do matki. Ojciec jak to ojciec, nigdy się wielce nie przykładał, ale też nie udawał, że się stara. Ledwo wie, do której klasy chodze, nie wie kiedy mam urodziny, ale przynajmniej nade mną nie wisi, tylko czasem jak się zdenerwuje. Do niego wiekszego żalu nie czuje, może to przez właśnie przez matkę, do której zwrócilem sie w chwili niemocy (może to głupie, ale była to sprawa gnębienia mnie w szkole, z tego zresztą zrodziła się pierwotnie moja depresja) a ona ani nie pomogła, ani nawet tego nie olała, a powiedziała coś (nie wiem już co, mam taki mechanizm obronny, że zapominam o takich rzeczach) co wskazywało na mnie nie jako na OFIARE, ale jako na SPRAWCE własnego nieszczęścia. Cały czas nade mną wisi, każe się uczyć (nienawidze tego), steruje mną. Nie potrafie z nią już nawet normalnie rozmawiać, wszystko co mówi przepełnia mnie złością, kiedyś miałem plan nastraszyć ją nożem byle by tylko sie ode mnie odpierdoliła (przepraszam za doniosłość). A ogólnie rodziców odwiniam tez za swoja nieporadnośc, bezużyteczność, braku radzenia sobie... kogoś musze obwiniać, czesto tez zwalam na Boga, ale w sumie jestem raczej niewierzacy. Inna sprawa... kumpel. Mam jednego 'wpływowego' kumpla, jest on przez każdego lubiany, odnosi sukcesy na kazdej plaszczyznie życia, każdy się stara o jego szacunek. Ale jest tez zwyklym ziomkiem, z ktorym mozna pogadac o wszystkim, jest naprawde spoko. Mam do niego żal, że nie wstawiał się za mną w konfliktach w grupie, zawsze udawał neutralnego, chociaz jedno jego słowo a wszystko by sie rozwiązało. Mam do niego troche o to żal, ale co mam zrobic? Potrzebuje go bardziej niż on mnie.
  16. Miałem kiedyś mysli samobojcze, co dziwniejsze, miałem wtedy z 12lat (teraz mam 17) i nigdy nie podchodziłem do tego, jak do czegoś odrzydliwego, tchórzliwego. Powiem wam, że śmierc jako tako mnie fascynuje, zresztą jak wiele innych 'wyzszych' przeżyć, uczuć (zapomniałem fachowego słówka) jak Bóg (chociaz jestem niewierzący), swiadomy sen, medytacja itp. Wiele myslałem o śmierci, nawet w temacie samobójstwa i jakos doszedłem do wniosku, że to całkiem dobra opcja na opuszczenie świata, może jako środkowy palec w kierunku postaci Śmierci z czarnym kapturem i kosą, a może po prostu jako władza nad samym soba, nad własnym życiem i własną śmiercią. Jestem ścisłowcem (zaraz wyjasnie po co to ;p), mysle ekonomicznie, czasem może nawet troche nieludzko z tego powodu i uznałem, że lepiej nie ciągnąc czegoś co tylko przyniesie ból Tobie i bliskim i gdy będe już stary, to nie chcę by mnie pchano na wózku, zmieniano mi pieluchy i opiekowano się 24h dziennie, blokując życie bliskim i zakończe sam własne życie. Myślę, że koniec końców ta decyzja będzie najlepsza.
  17. Ja mam dziwne problemy może nie dokładnie związane z tematem depresji, ale na pewno pośrednio. Chodzi o pewnośc siebie. Gdy jestem w otoczeniu ludzi, których nie uznaje za 'groznych' (nie wiem jak to lepiej ujać, po prostu ludzi nad którymi moge mieć psychiczną przewagę, przy których nie czuje zagrożenia, którzy są po prostu spoko wobec mnie, dzazwyczaj są to nowe poznane osoby chociaż inne też) to jestem totalnie wyluzowany, mało się jąkam (mam z tym mały problem), mogę rozmawiać swobodnie, dyskutowac, być w towarzystwie, ŻYĆ. A gdy są w grupie osoby konfliktowe, szukające własnie sporów, wywyzszające się, mające nade mną przewagę, czy to fizyczną (osoby silniejsze, wyższe, lepiej zdubowane, grozniej wyglądający) czy to psychiczną (zazwyczaj pierwsza prowadzi do drugiej) to jestem całkowicie stłumiony. Nie wiem co mówić, czuje się zagrożony, odrzucony, długo myslę nad każdym działaniem/mówieniem czegoś. Zaczynam wtedy rozmyslać, nad tym czemu tak jest, co sie dzieje, dlaczego jestem taki nieporadny/bezużyteczny i sam praktycznie siebie wpędzam w stany depresyjne. Może nie mam 'pełnej' depresji, ale naprawdę czasem potrafię się (nawet w samotności, rozmyslając) sie w taki stan wpędzić mimo iż chwile wczesniej byłbym całkowicie wyluzowanym, szczęsliwym człowieczkiem. Nawet nie wiem czy to sie zalicza do wizyty u psychologa...
  18. Ja mam do niego pretensje cały czas, mimo iż nawet nie uważam się na wierzącego. Próbowałem znalezc jakis powód, dlaczego właśnie ja, dlaczego nie ci źli ludzie, których jest pełno a ja, ktoś kto krzywdy nikomu nigdy bez powodu nie zrobił, dlaczego tak to działa. Naukowo się tego nie da wytłumaczyć, a odpowiedz, że to wszystko genetyczne losowanie mnie nie przekonało. Wiec zostało tylko jedno, inne rozwiazanie. Bóg i fakt, że mnie nienawidzi, że nie jest miłosierny, że nie jest wszechmocny, że nie jest tym za kogo wielu go uważa.
  19. Widać, czuć to, że wszystko i wszyscy którzy się otaczają działają tylko na destrukcje twojej psychiki, nikt by tego nie wytrzymał, nikt, nieważne jak silny psychicznie by był. Nie było ci w życiu łatwo, zdarzyło się wiele złych rzeczy, ale chyba nie powiesz, że nie było też dobrych? Odstaw na chwile depresje, otrząśnij się i powiedz szczerze, że nic cię dobrego w życiu nie spotkało, nic nie dawało ci radości, nic nie powodowało twojego uśmiechu. Drastyczne i radykalne kroki są zawsze ciężkie, niezależnie od sytuacji ale w twoim położeniu tylko takie moga coś zdziałać. Rzuć wszystko. Odetnij się od tego. Zacznij od nowa. Tak zrobiłbym ja. Wiele ludzi chciało by tak zrobić, mało który ma odwagę. Spróbuj. Powodzenia.
  20. @MMonika Na początek chcę ci po prostu powiedzieć... dziękuje. Ten post spośród tysięcy które przeczytałem na tym forum chyba jako nieliczny dał mi jakąs motywacje do ostatecznego rozwiązania tego problemu. mimo iż wiedziałem to wszystko co napisałaś to naprawdę... potrzebowałem tego. W ostatnią sobotę wydarzyło się coś dziwnego, sądziłem, że nigdy tego nie zrobie, nie odważe się. Będąc bardzo rozdrażniony, znosząc kolejne opryskliwości rzuciłem się na człowieka. Pierwszy raz, nie licząc podstawówkowych bójek. Nic się nie stało, skonczylo sie po minucie, ale sam nie wiem czy to dobrze, że nastąpiłem ten efekt 'przełamania' czy nie. Tak czy siak... przynajmniej od czegoś zacząłem. Jako niepełnoletni i nie wypłacalny narazie (nie bede wciagac w ta sprawe rodzicow) mogę skorzystac z psychologa z miejskiej poradni psychologiczno-pedagogicznej, ale nawet nie wiem czy taki 'darmowy' psycholog się w ogóle postara. Obiecuje sobie, że przynajmniej spróbuje.
  21. Tyle to ja już sam wiem. Naprawdę niewiele potrzeba mi do szczęścia, potrafie się cieszyć naprawdę małymi pierdołami, ale to mi naprawdę uprzakrza całe życie. Nie moge tego olać, po prostu taki jestem, a z tym ludzmi widuje się często: w szkole i w weekendy. Nie moge nic z tym zrobic. Banalny problem wiem - ale z tego przerodziło się już wiele innego złego, a będzie pewnie jeszcze gorzej.
  22. W tym temacie chciałbym poruszyć tylko jedną kwestie: kwestie szacunku, nietykalności w grupie młodzieżowej. Od tego tak naprawde zaczęła się moja przygoda z depresją. Zostałem uznany za dobry obiekt do kpin, żartów wśród koleżeńskim gronie, miałem wtedy 11lat. Teraz mam 17, za pare miesięcy osiągnę pełnoletność i widze jak mało się w tej kwestii zmieniło. Mimo iż jestem w dobrym Liceum, ludzie się wielce intelektualnie nie zmienili. Postanowiłem, że musze coś z tym zrobić, ale nie mam pojęcia jak. Często w takich 'grupach' są ludzie z jakiegoś powodu 'nietykalni'. Ludzie, o których inni staraja się szacunek, takich, który nikt nigdy nie wyzywa/obraża itp. Czasem (naprawde rzadko) wynika to z charakteru, ale nie władczego, tylko po prostu bycia 'spoko'. Częściej wynika to jedynie ze strachu. Niektórzy ludzie albo sa wysocy, silni albo utalentowani, coś na czymś moga 'stanac' w budowaniu tego szacunku. Niestety ja nigdy czegoś takiego nie miałem. Zawsze byłem jednym z tych nizszych (aktualnie mam 173cm), nigdy nie byłem wielce w czyms utalentowany, zawsze byłem cichy, nieśmiały, wrażliwy, zakompleksiony. Nie miałem tego 'zaplecza'. Ale zawsze byłem spoko wobec innych: nigdy nikogo nie wyzywałem, nie biłem, nikomu nie dokazywałem. Zawsze byłem postrzegany jako 'dobry kumpel', a mimo to przytrafiało mi się sporo przykrości. Po prostu nie wiem jak reagować. W 2 kl. podstawówki pamiętam jeden koleś zawsze mnie kopnął gdy mnie spotkał: no, ale wtedy wystarczyło powiedziec pani i problem zniknął. Chce tylko byście to zrozumieli. Np. przypuścmy taką sytuacje. Rozmawiam sobie w gronie paru osób, nagle ktoś mnie wyzwie (nie mam problemu jeżeli ma to forme żartobliwa, ale czesciej jest to niestety inna forma, byle by dokopac). Nagle trace całą pewnośc siebie, nic nie mówie, a jeśli już coś powiem, to jedynie coś czym się 'pogrążę' jeszcze bardziej. Nie widze wad innej osoby, by powiedziec cos na jej temat, ale widze tylko swoje. Nagle czuje jakby wszyscy byli przeciw mnie. Tak to wygląda niemal zawsze. Nie wiem czemu tak się dzieje, ani co z tym zrobić. Gdzies w podswiadomosci wiem, ze oni moga isc i miec innych koleżków i że mnie nie potrzebują, a ja ich niestety tak. Zawsze jakies zarciki itp. zdarzaly sie mnie, nie potrafie powiedziec czemu. Naprawde sam nie potrafie tego wytłumaczyć. Tak to długo już wszystko 'tłumie', że czasem sam nie wiem co robie, myslę, czuje. Jestem bardzo wrażliwy na tym punkcie i mimo iż próbuje o tym nie myśleć, lub udawać, że mnie to nie rusza to rozrywa mnie to od środka. Powiecie 'zmien kolegow' ale i tak kolejni będą tacy sami, albo i gorsi, to nie w nich jest problem. Może to błaha kwestia, ale naprawe powoduje ona znacznie więcej niż się wydaje. Pomijając dawne mysli samobójcze i pogłębiony stan depresji, sam mogę powiedziec co się zmieniło na przełomie chociaby ostatniego roku. Straciłem cały zapał do nauki czekogolwiek, jestem zagrozony z dwóch przedmiotów, mimo iż poprzedni rok skonczylem ze średnią ponad 4. Straciłem pewność siebie, często mam ochotę się jedynie odizolowac, a to znów pogłębia depresje itp. i się kółko kręci. Trace zainteresowanie ludzmi, ambicje już straciłem, celów nigdy nie miałem, każdy dzień spędzam niemal w tej samej rutyne, jedynie by dotrwac do nastepnego dnia i znów się godzić na kolejne upokorzenia.
  23. Ja się nie tyle jąkam (tylko lekko) co po prostu zapier... z mówieniem. Mówie czasem bardzo szybko i tego nie kontroluje. Jakoś udało mi się to zniwelować samemu, ale to i tak znów wróćiło, czuje się zbyt skrępowany i zestresowany. Mam czytac coś na forum klasy - spoko przeczytam, może nawet poprawnie, ale po skonczeniu jestem cały rozdrazniony i oglądam się przez parę minut czy ktos na mnie nie patrzy/smieje sie ze mnie. Co dziwne, w podstawówce czytałem bardzo ładnie, nigdy z tym problemu nie miałem. Wiem, że ci za bardzo nie pomogłem, ale przynajmniej wiesz, że to nie tylko twój problem
  24. Wiem, że ideałów nie ma, wiem, że wieczne szczęście jest niemożliwe i naprawdę chcę żyć, ale nie w taki sposób jak ostatnio. Naprawde jak na swój stan trzymam się bardzo dobrze, ukrywam depreche długo, staram się być normalny. Inni może uwazaja mnie za normalnego, ale ja szczesliwym sie nie czuje. Po prostu... widziałem siebie w LO jako rozrywkowego, WARTOSCIOWEGO człowieka, często wyobrażałem sobie sytuacje jak się w nich zachowam itp., kim będę, co zrobie i nagle doszło do mnie... jak butem w ryj. Patrze na swoich kolegów, nienarzekających na brak zainteresowania drugą płcią, mądrych, mających własne zdanie, wyrobione opinie, do tego mój najlepszy kumpel z LO (jeszcze z gima znajomy) jest niemalże ideałem, naprawde, ciężko mu coś zarzucić, sami byście nie uwierzyli. Nigdy nie zrobiłem nic spontanicznego, zawsze wszystko obmyślałem co pomyślą inni, jakie będą konsekwencje, a gdy próbowałem być nieco spontaniczny wychodziło zazwyczaj na moją niekorzyść. Mam 17lat a już stałem się starym nudziarzem. Po prostu nie mogę być inny gdy jestem w towarzystwie ludzi 'wyzszych' Co do zmiany tej klasy. W drugiej klasie mam naprawde wielu znajomych, z paroma utrzymuje ścisłe, regularne kontakty (razem spędzone ferie, majówka, wakacje, wyjazd na woodstock) a z resztą mam bardzo serdeczne kontakty. Z początku wydawała się to dla mnie klasa marzeń. Naprawdę zastanawiam się nad zmianą już ROK i żałuje cały czas... to chyba czas by cos zmienic co? Ale sam nie dam rady.
×