-
Postów
12 850 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Korba
-
bo jest napisane JESZCZE nie dostarczono. nieprawdaż?
-
fak. ja też nie. jutro idę po stilnox. tzn dziś. fak.
-
nici. nici ze spokojnego snu. najpierw poleciał cloranxen. chwilę jest dobrze. ale nie.... rzucam się na łóżku. wstaję na papierosa. nie smakuje. robię parę łyków ciemnego bacardi prosto z butelki. wykrzywia, ale na chwilę jest błogo. kładę się. kicia przychodzi na pieszczoty. jakiś czas leżę i się nawet uśmiecham. myślę o W. i nagle - trzask - myślę, głupia. opanuj się. dostaję cholernego nerwa. zaczynam płakać w poduchę. wstaję.
-
nie ma to jak sobie pospać...
-
paradoksy, tak. chcesz sobie udowodnić, że to nie może się udać. że nie możesz być szczęśliwa. ale skoro już masz tą wiedzę, co z nią zrobisz?
-
martwię się o Hanię.
-
Vi., ta śmierć była potrzebna? a wszystkie kolejne? w sumie straciłam w swoim 34letnim życiu 5 osób z najbliższej rodziny! nie, przepraszam - sześciu! byłam świadkiem 3 z nich. sorry, ale dla mnie cierpienie nie jest wyróżnieniem. nie dam sobie tego kitu wcisnąć, że Bóg chce, abyśmy cierpieli. zostawmy ten temat, to nie miejsce na takie rozmowy :) [Dodane po edycji:] paradoksy, Basieńko płacz. to oczyszcza. nie wiem, czy lubisz przytulasy, ale przytulam Cię tak mocno jak wtedy gdy się żegnałyśmy, choć miałyśmy się nie żegnać.
-
Vi., no słabo. nie zaznałam ukojenia kiedy bardzo tego potrzebowałam. nie otrzymałam pomocy, kiedy o nią błagałam. jako 13 letnie dziecko na kolanach wyłam do Boga, żeby nie zabierał mi Ojca, a po kilku godzinach dowiedziałam się, że już Go nie ma. nie nawrócę się już. wiara nie daje mi ukojenia. wierzę w jakiś absolut, nazwijmy go Bogiem, ale nie wierzę w kościół. paradoksy, Basiu, jak ja Cię rozumiem. dlatego nigdy nie chciałam mieć zwierzątka. nie chcę, aby ktoś mnie znowu opuścił.
-
[videoyoutube=pa14VNsdSYM][/videoyoutube]
-
namiestnik, nie dołuj mnie
-
wiola173, rozpłakać się...., myślałam o tym..... ale jakoś się nie złożyło.... ale dużo dał mi jego zmartwiony wyraz twarzy jak zaczęłam mówić. ja ostatnio często płaczę, więc myślę, że jeszcze będzie okazja.... wiesz Wiolu... ja jestem i tak niesamowicie zaskoczona, że on pamiętał o tym, że chcę z nim porozmawiać... ja wiem, ile on ma na głowie. sama nie wiem. jedna część mi mówi, że wiele przemawia za tym, że jestem dla niego ważna. druga część to wszystko podważa. dlatego w jednym momencie jestem szczęśliwa, a w drugim chce mi się płakać.
-
_asia_, ja wiem jak to jest przybrać maskę silnej i niezniszczalnej. długie lata na tym bazowałam. owszem, pomogło mi to przetrwać, ale też sprawiło, że inni uwierzyli, że mnie się nie da zranić, bo nic nie czuję. i mnie nieświadomie ranili. wypierałam z siebie wszystkie uczucia i emocje. ten mur ochronny prędzej czy później musi runąć... paradoksy, Basiu, a miałaś się przecież zapisać do psychiatry. Rozejrzeć się za psychoterapią. Nie zaniedbaj tego. Im dłużej to będziesz odkładać, tym trudniej Ci się będzie za to zabrać. [Dodane po edycji:] Wiolu..., ja mam nadzieję, że to nie jest jeszcze koniec....
-
namiestnik,
-
paradoksy, ech.... też uwielbiam, ale boję się, że potem mnie mocno je bnie w drugą stronę
-
linka, w danym momencie nie... jak desperacko pragniesz zasnąć po kolejnej bezsennej nocy albo tak mocno chcesz uciec przed silnymi emocjami, z którymi sobie nie radzisz... nie myślisz o tym. parę razy się wystraszyłam - ale później. lecz wyciąganie nauczek ciężko mi idzie. raz - mam skłonności do uzależnień, 2 - do ryzyka, 3 - do autoagresji, a to wszystko wynika z mojego zaburzenia - bynajmniej nie tłumaczę się nim. wiem, że trzeba nad tym pracować i robię to na psychoterapii, ale ta praca to umysłowy kamieniołom.... staram się to kontrolować. już jedną dziedzinę niebezpieczną dla zdrowia wyeliminowałam. zostało mi jeszcze kilka....
-
paradoksy, jakby to powiedzieć... ja jestem skrajnościowa dziewczyna, więc nie tyle jestem spokojniejsza, co rozanielona
-
no i właśnie o to chodzi..... a ja nie umiem wyjść z inicjatywą.... ja w tych sprawach jestem jak dziecko we mgle.... ale będę próbować jakoś.... Moniko, dziękuję.... kurcze, aż mi się też łezka w oku kręci, że tak mi kibicowaliście. jesteście kochani [Dodane po edycji:] Vi., mam 34 lata. jestem wierząca niepraktykująca. jedyna praktyka, której się trzymam to przyjmowanie kolędy w domu, bo lubię, jak mój dom jest poświęcony..... no i raz na rok lub 2 chodzę do spowiedzi..., ale do zaprzyjaźnionego księdza, który przyjmuje mnie u siebie, nie w konfesjonale, poświęca mi 1,5 godziny i dużo ze mną rozmawia. innej formy spowiedzi nie akceptuję. a czemu pytasz?
-
acha i jeszcze jedno. na koniec oczywiście mój wewnętrzny tyran wziął górę i zaczęłam go zapewniać, że dam sobie radę, że wybrnę z tego, że to pokonam, bo jestem twarda - przerwał mi i powiedział, że te deklaracje są zupełnie niepotrzebne i że nie muszę się przed nim zgrywać... paradoksy, Basiu... nie wiem, czas pokaże... Wiem, że on mnie lubi bardzo. Czuję, że mu się podobam. Wiem, że jest wolny. Ale wiesz, facet ma 45 lat, dorosłą córkę, ma za sobą nieudane małżeństwo. Wiadomo to, czy chce jeszcze się w coś angażować? Jest tak pochłonięty pracą i zajęty, może mu tego nie trzeba? Choć na moje oko trzeba... i to bardzo. No ale nie zapominajmy, że jestem jego podwładną.
-
paradoksy, Basia... bo on jest wspaniały..... Mówił, że się o mnie martwił... [Dodane po edycji:] Panna_Modliszka, Iza, dzięki W ogóle dziękuje Wam bardzo, że czekaliście podczas gdy ja "zdawałam egzamin"...., nie zapomnieliście o mnie..... :***
-
chojrakowa, Aniu, a rozmawiałaś ze swoim chłopakiem o Twoim pobycie w szpitalu? Jak on do tego podchodzi? Czy on sobie zdaje sprawę z tego, co się z Tobą dzieje?
-
_asia_, Asiu..., jest to dla mnie niewyobrażalne, ile przeszłaś.... Tak jak napisała Basia, jesteś niesamowicie dzielna. Masz bardzo wysoki poziom samoświadomości, chodzisz na terapię, wyprowadziłaś się z domu... Poczyniłaś wielkie kroki. Poza tym mam wrażenie, że zaczęłaś i przed nami się bardziej otwierać, co mnie niezmiernie cieszy. A ja jestem po rozmowie z W. Czuję się jak po wyjściu z egzaminu, który zdałam.... Zaczęłam od tego, że chcę wyjaśnić mu, co się ze mną działo przez ostatnie miesiące i że jest to dla mnie bardzo trudna rozmowa. Powiedziałam jak bardzo doceniam jego wyrozumiałość. On odparł, że wie, że to są kwestie zdrowotne i że nie mam żadnego obowiązku się z tego tłumaczyć, jeżeli nie chcę. Ja zaznaczyłam, że właśnie mi na tym zależy, bo bardzo go szanuję i darzę zaufaniem. On odparł, że jest to odwzajemnione, że w tym wszystkim nigdy go nie zawiodłam i byłam uczciwa. No i opowiedziałam, to co wcześniej sobie przemyślałam, że należy mu powiedzieć. Całkowicie mnie zaskoczył, gdy powiedział, że potrafi to zrozumieć, bo sam kiedyś zemdlał z nadmiaru stresu. Nie jest mu obcy xanax.... Nie jest mu obcy problem bezsenności. Opowiedziałam mu, co się dzieje ze mną rano, że czasem przyjście do pracy jest dla mnie nadludzkim wysiłkiem. Powiedział, że mogę przesunąć sobie godziny pracy, tak aby mi było dobrze (żeby pracować np. od 10.00). Abym nie musiała tego wszystkiego rano przeżywać. Mówił, żebym zadbała o siebie, że to jest bardzo ważne i żebym rozważyła urlop albo L4. Powiedziałam mu, że nie chcę, że bardzo zależy mi, żeby być wśród nich, że praca mnie motywuje. Dodałam, że świadomość, że on wie, co mi jest, dodaje mi poczucia bezpieczeństwa. Nawet powiedziałam, że chodzę na psychoterapię. Pytał się czy cokolwiek jeszcze od niego potrzebuję w związku z tym wszystkim..., przyszło mi do głowy parę pomysłów, ale póki co je przemilczałam Potem zaczął mi podsuwać pomysły, jak się wyciszać, uspokajać (typu joga, którą też ćwiczył). A potem rozmowa zeszła na inne tematy i pokazywał mi swoje dyplomy z karate Mam wielkie poczucie ulgi, chce mi się płakać (schodzą emocje) i jest mi mało, bo mam ochotę go wyściskać....