nie umiem tego opisać.
w miejsce agresji pojawił się okropny smutek, rezygnacja, ból, potworny ból, rozdzierający mnie od środka.
weekend był koszmarny w całości, ale wczorajszy dzień był naprawdę nie-do-zniesienia.
to, co czułam, było nie-do-zniesienia.
i było to coś, na co nie pomógłmy żaden zatłumiacz, ani alkohol, ani benzo, ani nic....
stan beznadziei, kiedy naprawdę tylko śmierć wydaje się być wyjściem.
źle spałam w nocy i rano miałam lęki, wyjście do pracy wiele mnie kosztowało - dotarłam przed 11.00.
stan wczorajszy, stan nie-do-zniesienia się utrzymuje.
depresja + bezsenność to połączenie, które mnie przerasta. i na które już mi nic nie pomaga.