Skocz do zawartości
Nerwica.com

Cała aktywność

Kanał aktualizowany automatycznie

  1. Z ostatniej godziny
  2. Może warto próbować. Ja przyznam szczerze, że mnie w kilku pracach nie chcieli. Powiedzmy, że nie spełniałam ich oczekiwań. Było mi wtedy bardzo przykro i płakałam, ale było minęło. Wszystkie te trudne, sytuację też pewnie miały wpływ na to, że z czasem stawałam się bardziej odporna. Nie dawno miałam okazję postanowić o zmianie pracy. Bezcenne uczucie, gdzie po prostu możesz wybrać twoim zdaniem lepszą ofertę. To, że podejmiesz się danej pracy, nie oznacza, że jesteś na nią skazany, możesz po prostu się zwolnić albo zmienić jedną pracę na inną. Tak naprawdę to, co myślisz o danej pracy to w dużej mierze twoje wyobrażenia i przekonałbyś się, jak będzie, dopiero gdybyś spróbował.
  3. Możliwe bo najpierw były trójpierścieniowe LPD, które są dobre, ale kosztem gorszej tolerancji, następnie czteropierścieniowe LPD jako "odnoga" TLPD, później SSRI, a dopiero na końcu pojawiły się SNRI, które są już lepiej tolerowane niż TLPD.
  4. Około 20 lat miałam. Myślę, że możliwe, że to masz. Przy różnych zaburzeniach ta derealizacja może wyglądać inaczej. Sztuczność .. mam na myśli, że czujesz się taki odcięty. Coś jak faza po marihuanie. Ciężko to opisać Jakieś emocje mam, bo właśnie Przed chwila płakałam. Dawno tego nie robiłam. .trauma? Myślę, że po prostu początek choroby jaką mam czyli ChAD, choroba afektywna dwubiegunowa. Na ten moment czuję, że to wszystko mnie przerosło. Życzę Ci dużo siły.
  5. Chyba mnie w pracy jakimś g*nwem zarazili
  6. Przykro mi, że tak długo się z tym męczysz. Ile miałaś lat jak to się zaczęło? I czy spotkała Ciebie jakaś trauma, czy samo z siebie przyszło? Co do Twojego opisu, wiem, że to ja jestem w lustrze, ale w sumie sie nad tym nie zastanawiam, po prostu u mnie to jest coś oczywistego, ale mimo wszystko jakoś trudno mi się na tym skupić jakbym stanął przed nim. Głos poznaję, a z emocji, to hmm wciąż u mnie występuje złość i potrafię wciąż płakać( to chyba utwierdza, że nie mam derealizacji?). Jak bys określiła, tą sztuczność, posługując się przykładem z życia? U mnie jeszcze jest taki problem, że jak idę lub jadę, samochodem, to w ogóle nie czuję się właśnie, że jestem tu i teraz, wszystko robię automatycznie, z pustką w głowie.
  7. Ja nie miałam wlewów. Ja brałam esketaminę, a nie ketaminę i.v. Znajoma miała wlew w szpitalu to miała jeden. Rzeczywiście jej pomógł, ale też nie na stałe. Efekt utrzymywał się około pół roku. Sam wlew przespała.
  8. Może da ci hydroksyzyne powinna pomóc z lekiem i pozwoli ci zasnąć. Oprócz benzo jest jeszcze propranolol. Powinien złagodzić napięcie. Zobaczysz co ci powie. Umów się na wizytę i zobaczysz co i jak
  9. Raczej nie. Derealizacja to mocne odcięcie od świata. Czujesz, że świat jest dziwny. Jakby sen, jakbyś to nie ty żył. Tylko obserwator. W depersonalizacji możesz Nawet nie poznawać sibie w lustrze albo nie poznajesz swojego głosu. Czujesz się taki nierealny... Wszystko w DD jest nierealne, sztuczne. Nie masz emocji. Ja mam DD od 10 lat. I jest to straszne uczucie.
  10. Hej, dzięki za odpowiedź, z tego co czytałem w internecie, to wskazuje to na derealizację, nie czuję się w 100% tu i teraz. Mam taka pustkę w głowie, z racji długiego okresu trwania w stresie oraz "zamulania" w domu, tak trochę się odrealniłem. Może to się zmieni jak wrócę na stałe do stacjonarnej pracy, zacznę znowu biegać itp. Może to jest tylko rutyna połączona ze stresem. Często mam takie wrażenie jakby ludzie się dziwnie zachowywali(osoby, które znam od dawna), jak widzę jakiś mem(nawet prosty), czy komentarze w internecie, to często tego nie rozumiem, nie wiem o co chodzi, może jak się dłużej zastanowię, to dojdę, do sensu, ale no nie ma u mnie już tego błysku w oku. Jak piszę lub mówię, to nie wiem dokąd dojdę w swojej wypowiedzi, coraz częściej nie pisze poprawnie językowo, a czasami nawet nie wiem jak niektóre słowa napisać(próba przeliterowania kończy się fiaskiem, albo natężonym wysiłkiem psychicznym). Niby umiem sobie uświadomić co mogłem robić kilka miesięcy temu, rok temu, dwa itd. , ale to jest takie dziwne i jakieś przez mgłę. Bardzo często w rozmowie tracę wątki, szybko się nudzę tym co ktoś mówi, albo mogę z kimś rozmawiać na jeden temat i naglę mam potrzebę zmiany tematu. Brzmi Tobie to na derealizację?
  11. Okropnie. Czuję, że nadchodzi Pani Depresja. Czuję wewnątrz strach i niemoc. Boję się, nie chcę tak żyć.
  12. Dzisiaj
  13. Hej. Przeczytałam całość. Nie mam niestety dla Ciebie rady, chociaż myślę, że warto spróbować zdać się na psychiatrę. To co piszesz nie brzmi dobrze. Masz derealizację?
  14. a ile tych wlewów było? efekty są po pierwszej całej serii 6 wlewów, potem podtrzymujące
  15. Cześć, mam 24 lata i od ponad roku, dziwnie się czuję. Wszystko zaczęło się około czerwca w zeszłym roku. Prowadziłem taki tryb życia, że dużo biegałem, spotykałem się ze znajomymi, chodziłem na randki oraz pracowałem biurowo (ogólnie byłem zadowolony). Nie spożywałem żadnych dziwnych substancji oraz praktycznie nie piłem alkoholu. Nadużywałem nikotynę ( w każdej postaci tj. tradycyjne papierosy, vape oraz snusy) oraz kofeinę, spałem dosyć mało bo zazwyczaj było to około 6 godzin snu. Byłem zestresowany pracą, ale dawałem radę , coś nerwicowego mnie łapało, w kontekście tego, że bałem się odezwać jak następowała cisza i np. musiałem wstać i się pożegnać w ramach pójścia do domu (przerażało mnie to, że cała uwaga się na mnie skupia, ze znajomymi na studiach nigdy tak nie miałem). Uznawałem, że to normalne stresuję się tym aby wywierać dobre wrażenie i tak już mam, bo jednak w momencie gdy już z kimś zacząłem gadać to mój ekstrawertyzm się objawiał i nie miałem żadnych problemów. Mimo wszystko trochę mnie to męczyło i pierwsze od czego zacząłem, to kupiłem melatoninę, aby poprawić swój sen, uznałem, że może jestem przemęczony. brałem ją przez kilka miesięcy w dawkach 5-10 mg, choć jej działanie tak naprawdę poczułem mocne tylko za pierwszym razem. Mimo wszystko dalej funkcjonowałem bardzo dobrze, byłem wygadany, umiałem łączyć szybko fakty itp. Po pewnym czasie te nerwowe kwestie w postaci stresu przy wejściu i pójścia do biura, oraz w momencie gdy w ciszy miałem się odezwać, zaczęły mnie męczyć i irytować. Poszedłem na jedną wizytę psychoterapii, do osoby co posiadała dobre opinie na znanym lekarzu. Jednak byłem bardzo niezadowolony, z tego spotkania, na którym nie wyczułem żadnego zaangażowania ze strony psychoterapeutki, rozmowę tak naprawdę ja prowadziłem, a ona praktycznie nie zadawała pytań. Za namową kolegi postanowiłem więc iść do psychiatry, również kierując się opiniami na wspomnianym portalu, był to równy gość, z którym rozmowa była przyjemna, ostatecznie przepisał mi depralin, który określił jako bardzo łagodny lek, co mnie uspokoi. Z natury jestem taki, że muszę być wszystkiego w 100% pewny, więc przed zastosowaniem tego leku, poczytałem o nim w internecie. Wtedy się dowiedziałem, że leki ssri mogą powodować mnóstwo skutków ubocznych, w tym niektóre trwałe tak jak PSSD(post seretonin sexual disorder), oraz otępienie emocjonalne. Przestraszony tym co przeczytałem w internecie, uznałem, że ich nie wezmę, i tak leżą u mnie nieotwarte do dnia dzisiejszego(receptę na nie dostałem we wrześniu tamtego roku). Zacząłem więc czytać o sposobach obniżenia kortyzolu w bardziej naturalny sposób, bez ingerencji leków. Natrafiłem na dwa "suplementy"- olejek cbd oraz ashwagandę. Olejek kupiłem w stężeniu 15% i stosowałem go max 10 razy. Czułem na pewno różnicę, ale też jakby coś "siedziało" mi na głowie. Odstawiłem więc go, i po pewnym czasie postanowiłem zastosować drugi adaptogen jakim jest ashwaganda. Nie pamiętam ile ją brałem pewnie gdzieś od sierpnia do listopada. W tym okresie złapała mnie jakaś taka dziwna zamuła, podobna do tego uczucia przy stosowaniu olejku cbd, że jakby coś naciskało mi na głowę i nie mogłem się w pełni skupić na otoczeniu oraz zebrać myśli. W międzyczasie pamiętam, że przez jakieś 2 tygodnie miałem odrętwiałe genitalia(Minęło to z czasem, ale już nie pamiętam, czy po tym jak zaprzestałem stosowania ashwagandy, czy jeszcze w trakcie). Tak jak napisałem, w listopadzie odstawiłem ją. Jednak zamulenie ze mną pozostało. Dodatkowo naświetlę kwestię problemów z trądzikiem na twarzy, z którym zmagałem się od ponad roku wtedy, stosowałem różne żele, maście, oraz codziennie przyjmowałem zestaw witamin b1,b2,b6 oraz cynk, kwasy omega i witamina d3. W tym zamuleniu dotrwałem do końcówki grudnia, gdzie w sylwestra mocno się przeziębiłem, i miałem olbrzymi katar. W kolejnych dniach zacząłem czuć jakiś dziwny płyn w uszach i ból(szczególnie w prawym uchu-nie byłem w pobliżu żadnych fajerwerków, ani nie byłem narażony na hałas). Jedną głupią rzecz zrobiłem tylko, którą polecił mi brat, czyli postanowiłem mocno się zaciągać papierosem i zatrzymywałem dym coś w stylu efektu valsavy, miało to jego zdaniem trochę uspokoić uciążliwość kataru(wiem, że ktoś może mnie zwyzywać od idiotów, ale musiałem to opisać, aby był zarysowany całokształt sprawy). Dodatkowo miałem postanowienie noworoczne, że od 1 stycznia przestanę palić, więc kilka dni przed postanowiłem stosować z powrotem ashwagandę, aby skutki odstawienia kilkuletniego nałogu były jak najmniej uciążliwe. Pewnie niejedna osoba zada sobie pytanie, po co zacząłem stosować z powrotem coś co mi wcześniej mogło zaszkodzić. Uznałem wtedy, że może to nie od wcześniejszego korzystania z olejku cbd oraz ashwagandy może, tylko od nadużywania nikotyny (w tamtym okresie głównie snusów) w końcu być może przeciążyłem układ nerwowy i to ona powoduje u mnie to uczucie mgły mózgowej. Wracając, przez pierwsze dni stycznia byłem dalej chory na katar, ale gdzieś 3-4-ego wyzdrowałem , jednak miałem właśnie to dziwne uczucie płynu w uszach i jakiś dziwny kłujący ból. Poszedłem do laryngolog, zbadała mnie otoskopem i powiedziała, że fizycznie nic mi nie dolega, i doradziła abym udał się na badanie słuchu w jednym ze sklepów z aparatami słuchowymi. Wykonałem tam audiometrię tonalną i mowy, obydwa badania określiły mój słuch w granicy 8khz jako bardzo dobry i w normie. Mimo wszystko, z czasem zaczęły występować u mnie szumy uszne, nie były to takie szumy jak nieraz można usłyszeć w przykładach na yt. Bardziej taki statyczny dźwięk, bardzo cichy dźwięk włączonego wzmacniacza, telewizora kineskopowego, czy listwy zasilającej. W tym momencie mocno zacząłem przejmować się moim słuchem, czułem bardzo duże napięcie na skroniach, uszach i byłem mega wyczulony na dźwięki(cały czas sprawdzałem, czy dobrze słyszę), wydawało mi się, że nie słyszę czasami końcówek wyrazów. Dzień w dzień myślałem tylko o tym słuchu. Pojechałem następnie do ośrodka w Kajetanach, gdzie również po wszelkich badaniach wyszło, mi że słuch mam niby sprawny, nawet miałem badanie przetwarzania mowy(myślałem, że je zwaliłem, ale okazało się, że wszystko wyszło ku mojemu zdumieniu w normie), . Sprawa słuchu bardzo mocno zawładnęła moim życiem, Przychodziłem na zajęcia na uczelni rozbity, byle podbić sobie obecność i zaliczyć przedmioty, z jednym okazało się, że był problem, co dowaliło mi jeszcze mocniej na psychice, okazało się, że w lutym po poprawce, nie uda mi się go zaliczyć i musiałem podejść do niego w czerwcu, a z racji, że byłem na ostatnim roku to magisterki, to wiedziałem, że to mocno mi utrudnia pisanie pracy. Praca dyplomowa również dużo przysporzyła mi zmartwień, totalnie nie miałem do niej głowy, aby cokolwiek napisać, cały czas żyłem tym, że coś u mnie jest ze słuchem. Pracę zawodową wykonywałem coraz to mniej efektywnie w warunkach domowych(praca zdalna), koniec końców wychodziłem gdzieś 2 razy w tygodniu na uczelnię gdzieś na 3 godziny, aby odhaczać obecność na zajęciach, natomiast zrezygnowałem z wyjazdów, spotkań towarzyskich i z każdym co gadałem, tylko narzekałem, na moje problemy ze zdrowiem. To był u mnie temat nr 1, uzależniłem się od niego. Posiadałem coraz większe problemy z cerą, po których pozostały lekkie blizny potrądzikowe oraz przebarwienia. To oprócz słuchu, totalnie ukształtowało u mnie poczucie bezsilności w stosunku do rzeczy, które się wokół mnie działy. Przestałem o siebie dbać, chodzić na siłownię, kupować ładne ubrania, słuchać muzyki(bo tylko się denerwowałem, że subiektywnie gorzej ona dla mnie brzmi, pomimo dobrych wyników słuchu). Zaczęła mi się sypać jeszcze bardziej pamięć i koncentracja. Wydarzenia sprzed kilku miesięcy wydawały i wydają się dalej dla mnie bardzo odległe. Czuję się taki wyprany z życia, w ogóle nie jestem bystry, nie wiem, czy przez zasiedzenie w domu, ale nic mnie nie obchodzi, mam odczucie derealizacji i coraz mniej czuje się sobą. Nie pamiętam już jak to było się nie przejmować zdrowiem. W pracy gdzie dużą częścią moich obowiązków jest czytanie ze zrozumieniem, nie mogłem się w ogóle skupić na treści, którą miałem przeczytać, każdy dzień zaczął być do siebie podobny, straciłem poczucie czasu, dopadła mnie rutyna. Wykonałem dziesiątki badań, a to podstawowe badania krwi, witaminy tj. b12, d3( wynik mam na pograniczu normy). Potem udałem się do neurologa, który skierował mnie na rezonans magnetyczny głowy. Ogólnie większość rzeczy wyszła prawidłowo, jedynie, zaobserwowano "pojedyńcze punktowe ogniska hiperintensywne w obrazach t2- zal i sekwencji flair w istocie białej podkorowej płatów czołowych na sklepistości - najprawdopodobniej bardzo drobne zmiany naczyniopochodne oraz prześcienne zgrubienia śluzówki w zatokach szczękowych). Jak otrzymałem dany wynik, to przeraziłem się, że wykryto jakiekolwiek zmiany u mnie w mózgu i przez kilka tygodni żyłem, tym, że już coś trwale zostało u mnie uszkodzone. Na wizycie neurolog powiedziała, że nie ma czym się przejmować i takie zmiany nie są czymś poważnym. Musiałem jednak zasięgnąć opinii jeszcze jednego specjalisty, aby mieć pewność, który potwierdził przywołaną przez poprzedniego lekarza tezę. Uznałem więc, że może, ta pamięć i koncentracja, a nawet sam słuch jest powiązany, z tym wielomiesięcznym stresem. W między czasie zrobiłem jeszcze badanie związane ze słuchem, które miało określić w sposób obiektywny, bez mojego udziału, czy zaszły jakieś u mnie uszkodzenia funkcji ślimaka w uchu- otoemisje akustyczne. Wynik ponownie był prawidłowy. Mimo wszystko stres z tym, że kiedyś słyszałem(przetwarzałem) lepiej dźwięki, muzykę wciąż mi nie dawały spokoju. Do szumów usznych w sumie już się praktycznie przyzwyczaiłem. Jedna laryngolog, poleciał mi również, aby wykonać tomografię ucha środkowego i stawu skroniowo-żuchowego. W uchu nie zauważono żadnych zmian, a w stawie skroniowo żuchwowym, otrzymałem taki opis:"CBCT stawów skroniowo-żuchwowych w zwarciu W maksymalnym zaguzkowaniu głowa prawego i lewego wyrostka kłykciowego w projekcji strzałkowej są ustawione symetrycznie w dołku stawowym. Głowa prawego wyrostka kłykciowego w projekcji czołowej jest przesunięta bocznie. Głowa lewego wyrostka kłykciowego w projekcji czołowej jest ustawiona symetrycznie w dołku stawowym. Kształt i struktura kostna głowy prawego i lewego wyrostka kłykciowego są prawidłowe" W gabinecie, gdzie badano mi słuch, polecono mi abym zbadał trąbki eustiacha oraz zatoki, bo może to jest problem przewodzeniowy, a nie z samym narządem słuchu. W między czasie wciąż występował i występuje stres związany z pisaniem pracy dyplomowej. Czuję sie ogłupiały, w normalnych sytuacjach życiowych, brakuje mi słownictwa, jąkam się, jak z kimś rozmawiam, to czuję jakbym leciał z automatu, nie czuję w ogóle wypowiadanych słów(jednak każdy ze znajomych mówi, że zachowuję się normalnie), mam spore problemy z pamięcią-ledwo pamiętam co robiłem poprzedniego dnia, a rzeczy np. z początku roku, albo z tamtego roku, wydają mi się jakby nie były niedawno, a z 5 lat temu. Cały czas siedzę w przeszłości zamartwiam się tym, że około rok życia zmarnowałem. Próbuje sobie jakoś odtworzyć po kolei oś czasu, niby wydarzenia pamiętam, ale wszystko to jest takie mgliste, bez emocji. Czuję się mocno otępiały. Brakuje mi coraz częściej podstawowych słów. Udałem sie kilka razy do uczelnianego psychologa, ale w sumie to była tylko taka gadka, która pozwalała mi odczuć, że w jakikolwiek sposób specjalista jest w stanie być przy tym moim "załamaniu" w ostatnich miesiącach. Nie jestem w stanie zacząć, nic zmieniać, jak np. pójść na siłownię, czy też znowu się umawiać na randki, bo przez to, że naczytałem się o tym (głównie na reddicie oraz poprzez korzystanie z chatu gpt), o tym, że ashwaganda serio może powodować zmiany w chemii mózgu(podobny wpływ serotoninowy na receptor 5ht1a jak leki ssri), to wydaje mi się, że nie mam na nic wpływu i nie powrócę do wcześniejszej sprawności. Wykażę się jeszcze ignorancją na koniec, wiem, że prawdopodobnie moje przeświadczenie jest błędne, ale takie mam wewnętrzne uczucie, że psychiatra i jego leki, ani lata chodzenia na psychoterapię mi nie pomogą. Samych leków boję się panicznie, a korzystanie długookresowe z psychologa jakoś nie kojarzy mi się dobrze. Szczególnie, że byłem całkowicie kontent z życia jeszcze z ponad rok temu, przed tym jak zacząłem siedzieć dużo w domu, stosować ashwagandę, sporadycznie olejek cbd, czy też w dużych ilościach nikotynę. Jest to bardzo długi wpis, zdaję sobie sprawę z jego chaotyczności, ale lepiej ująć nie umiałem swoich problemów. Jeśli ktokolwiek, kiedyś miał podobne objawy i chciałby udzielić mi rad, co mu pomogło, to byłbym bardzo wdzięczny.
  16. xD No wszystko mogę, ale chyba nie jestem aż tak napalony na nią, żeby tracić mnóstwo czasu i energii.
  17. Mój może być. Narzeczonego też możesz próbować, możesz na ceremonię ślubną nawet wejść ; ) Po ślubie może sama przyjdzie, nie przejmuj się.
  1. Pokaż więcej elementów aktywności
×