Skocz do zawartości
Nerwica.com

Cała aktywność

Kanał aktualizowany automatycznie

  1. Z ostatniej godziny
  2. Prince of darkness

    Przegrywy

    25 lat to rzeczywiście młody wiek, pełen potencjału i możliwości, a takie słowa jak „niby dlaczego nic się nie zmieni?” brzmią na pierwszy rzut oka jak rozsądne przypomnienie, które ma rozbudzić nadzieję. Ale rzeczywistość często okazuje się mniej linearna i bardziej złożona. Młodość nie jest magiczną gwarancją szybkich zmian, ani przepustką do łatwego odnalezienia się w świecie. Czasem to, co wydaje się naturalne i proste dla innych, dla jednej osoby może być górą nie do przebycia. Nie chodzi tu tylko o wiek — to raczej kwestia tego, jak na własnej drodze napotykamy przeszkody i ile sił potrzeba, żeby dalej iść, kiedy najprostsze kroki stają się wyzwaniem. Czasem nosimy w sobie bagaż doświadczeń, które wbrew temu, co by się chciało, nie ulatują z wiekiem, lecz wręcz utrwalają pewne wzorce, kształtują sposób, w jaki postrzegamy siebie i świat. Możesz mieć 25 lat i jednocześnie czuć się, jakbyś toczył walkę trwającą już całe dekady. Zmiana nie pojawia się zazwyczaj z dnia na dzień, jak jakaś olśniewająca błyskawica. To często długi, mozolny proces, pełen potknięć i chwil zwątpienia. Młodość nie zawsze chroni przed tymi momentami — czasem wręcz przeciwnie, bo im większe oczekiwania, tym bardziej bolesne rozczarowania. Być może prawdziwą siłą nie jest szybka przemiana, ale wytrwałość, żeby trwać pomimo wszystkiego, mimo że nie widać jeszcze jasnego światełka na końcu tunelu. Twoja „zazdrość” jest dla mnie też przypomnieniem, że są ludzie, którzy potrafią dostrzec, że życie to nie tylko ciężar, ale i możliwość, nawet jeśli czasem ta możliwość jest ukryta za mgłą codziennych trudności. Może to właśnie ta perspektywa jest potrzebna — nie po to, by przyspieszyć zmiany, których nie da się wymusić, ale by pamiętać, że one są możliwe. I że warto trzymać się tej myśli, nawet gdy trudno ją poczuć, nawet gdy dotychczasowe próby nie przyniosły efektu. Dziękuję za ten impuls, bo to właśnie rozmowy i otwartość dają szansę na powolne przesuwanie się z miejsca, gdzie czujemy się uwięzieni, ku czemuś, co może jeszcze mieć kształt nowego początku. Dziękuję za Twoją odpowiedź. Czytałem ją kilkukrotnie – i za każdym razem miałem wrażenie, że ktoś próbuje do mnie dotrzeć przez warstwy ciszy, w które przez lata owijałem samego siebie. To nie jest łatwe – nie dlatego, że jestem zamknięty, ale dlatego, że nie wiem już, czy którakolwiek z tych warstw daje się naprawdę rozchylić. Ale fakt, że próbujesz – że mówisz nie tylko z troski, ale też z wysiłkiem zrozumienia – to ma znaczenie. I chcę Ci za to podziękować. Napisałeś, że to nie moje życie jest przegrane, tylko sposób, w jaki o nim myślę. Chyba rozumiem, co masz na myśli. W teorii zmiana wewnętrznej narracji może zmienić trajektorię losu, ale spróbuję wyjaśnić, dlaczego w moim przypadku to nie jest takie proste. Ta historia zaczyna się nie od myśli, ale od doświadczeń, które je ukształtowały. Przez długi czas miałem nadzieję. A może lepiej: upór. Wewnętrzne przekonanie, że jeśli tylko będę wystarczająco się starał, coś się przesunie, coś się otworzy, coś zacznie zazębiać. Wierzyłem, że nawet jeśli nie mam naturalnej łatwości w relacjach, w przebijaniu się, w oswajaniu rzeczywistości, to dzięki cierpliwości i wysiłkowi mogę zbudować coś własnego, coś mojego. Próbowałem. Rzeczywiście próbowałem. Zmieniałem środowiska, szukałem ludzi, podejmowałem terapie, przekraczałem siebie, tłumiłem lęki, uczyłem się komunikacji, wytrwałości, pracy. To nie była pasywność. To nie był brak inicjatywy. Wręcz przeciwnie – wiele z tych prób wymagało ode mnie więcej niż od tych, którym takie działania przychodzą naturalnie. Jednak im więcej prób kończyło się ciszą, rozczarowaniem, brakiem odpowiedzi – tym trudniej było zrozumieć, co robię źle. A może to właśnie pytanie „co robię źle?” zaczęło budować we mnie to, co dziś nazywam utratą wiary w samego siebie. I nie jest to figura retoryczna, tylko surowa świadomość, że powtarzające się niepowodzenia zaczynają nadpisywać moje poczucie wartości. Z czasem pojawił się jeszcze ból – bardziej fizyczny, pierwotny, nieustępliwy. Początkowo epizodyczny, potem codzienny, teraz stały. To nie jest metafora ani cień psychosomatyczny. To realny ból mięśni, głowy, karku, który zmienia ciało w napięcie, którego nie da się rozluźnić. Przeszedłem badania neurologiczne. Diagnoza – nadwrażliwość neuronów. Układ nerwowy, który nie potrafi się wyciszyć, ciało reagujące na codzienne bodźce jak na zagrożenie. Codzienne funkcjonowanie w stanie gotowości, choć nic się nie dzieje, poza bólem, który powraca. Trudno w takim stanie myśleć o zmianie „sposobu myślenia”. Myślenie jest skutkiem przeżycia, produktem codzienności – chaotycznej, męczącej i pozbawionej punktów odniesienia. Gdy dominuje ból, samotność i napięcie, trudno, by umysł był lekki, otwarty i wolny. Kiedy słyszę „masz podstawy – mieszkanie, znajomych, wykształcenie” – nie zaprzeczam, ale to są rzeczywistości strukturalne, nie egzystencjalne. To jak powiedzieć tonącemu, że ma buty – prawda, ale buty nie pomagają oddychać. Praca bez sensu, mieszkanie bez domu, znajomości bez kontaktu – to nie życie, to powierzchowne trwanie. Z każdą godziną coraz trudniej powiedzieć, dlaczego jeszcze się unoszę. Ta praca… jest dla mnie rodzajem męki, codzienną udręką, w której nie przesuwam się do przodu, lecz jedynie staram się nie zatonąć w bezkresnym labiryncie monotonnego istnienia. Nie jest to walka o lepsze jutro, lecz przetrwanie kolejnego popołudnia. To wymaga ode mnie wysiłku, którego często nie jestem w stanie dać, zwłaszcza gdy silne leki – czasem nawet opioidowe – ograniczają nie tylko samopoczucie, ale i możliwości, takie jak prowadzenie samochodu, które przecież od mnie się wymaga. To wszystko pozostawia poczucie utknięcia. Wiem też dobrze, że inni mają swoje ciężary, często znacznie bardziej dotkliwe, ich historie są trudniejsze, a ból – głębszy. Nie oceniam, nie uskarżam się – po prostu mówię, jak jest z mojej perspektywy, subiektywnie i szczerze. To nie lament, lecz próba nazwania własnej prawdy, bez upiększeń i ucieczki w iluzje. Moja egzystencja, napakowana farmakologią, by tylko przetrwać kolejny dzień, nie jest tym, czym chciałbym, aby było życie. To nie jest cel sam w sobie, lecz cichy alarm – znak, że ta opowieść wymaga zmiany, choć dziś jeszcze nie wiem, jak się do niej zabrać. Jeszcze raz dziękuję za uwagę i cierpliwość – czasem to wszystko, czego potrzeba, by poczuć się choć trochę mniej niewidzialnym
  3. Dzisiaj
  4. Ja jestem nadwrazliwa na dźwięk szlochania, jest to dla mnie irytujące obrzydliwe. Aż mnie wzdryga ten dźwięk, może nie tyle co jak pisanie po tablicy, są gorsze dźwięki, ciężko mi teraz porównać, ale nie znoszę szlochania zwłaszcza kobiecego. Męskiego też nie.
  5. Wczoraj
  6. Dalja

    Ezoteryka- dyskusja.

    A co im daje szukanie sensu? Łagodzą ból? Możliwe że jesteś jak skorpion, spytaj najlepiej kogoś znajomego Czekaj sprawdzę jaki jest skorpion i sama ocenie Xdd
  7. Nie nazywałbym tego reagowaniem kobieco. Po prostu jesteś wrażliwy. Możesz to ignorować, dusić, i być nieszczęśliwy, albo docenić i żyć bardziej w zgodzie ze sobą – to i tak w tobie będzie i tak, i nie ma w tym nic złego. Stereotypy w tym obszarze są wyjątkowo szkodliwe. Potem faceci się zabijają, bo sobie nie radzą i nikomu o tym nie mówią, bo nie chcą być uznani za niemęskich.
  8. Umiem się czegoś nauczyć A to ciekawe nie mam pojęcia o co chodzi xd
  9. Mic43

    Ezoteryka- dyskusja.

    A ja jestem skorpion i co? Jestem jak skorpion? To się do wszystkiego da dopasować. Ludzie chcą szukać sensu i znaczenia tam, gdzie go nie ma. Tak jesteśmy ewolucyjnie ukształtowani, ale ewolucja nie jest procesem, który "śledzi prawdę", w rozumieniu Nozicka.
  10. @AntiSocialButterfly, > Ogarnę na luzie, tylko jakby ja też tak musze robić? Wygodniej mi cytować. Nieee, jest OK >> Już się na ciebie na priv rzucili? > Najak Czemu mnie to nie dziwi? > To u mnie to wychodziło z ludźmi, których wydawało się , że znam. Nie wiem jak to wyjaśnić. A jak już z kimś odnawiam to z reguły jest ok. Może na tym polega mój problem. Czasem mam wrażenie, że sam siebie nie znam, a co dopiero kogoś innego. > Niezbyt, nie dostałam się na wymarzony kierunek studiów, więc wchodzi plan b ale jak się tam nie dostanę, to chrzanię to i szukam pracy. Na historię sztuki? Jaki masz plan B? > No pewnie Minta lubię, myślę też o kubuntu (na starym laptopie, kto tak nie zaczynał?) bo aktualnie mam na nim ubuntu ale zbyt obiąża. Też czasem coś oglądam. Szczerze? Tylko patrzę distro, które mi uciągnie poe, Alice: Madness Returns i Borderlands i mogę pakować manatki. W sumie dziś ludzie zaczynają raczej od wirtualek Czemu Ubuntu obciąża? > Bez scenariuszy, to ja tu jestem starsza. I mimo tego traktują cię jak dziecko? Młodsze rodzeństwo też tak traktują? Czy jednak nie, bo np. to bracia? > Tak. A jak już wyjdę, to zaraz mam z nimi robić inne rzeczy. No tak, niezależnie czy tego chcesz czy nie… > The White Stripes - Seven Nation Army, a i na keyboardzie pamiętam tylko "Damani's dance" czy jakoś tak. Uwielbiam Seven Nation Army > Uppermost może Ci się spodobać, ja tworzę hobbystycznie mix industrialny, ale póki co faza testów. Pokażesz coś? Jak byłem dzieckiem i grałem na keyboardzie, to się mamie podobało. Potem, jak dorosłem i poszedłem bardziej w stronę muzyki elektronicznej, to było tylko „ścisz to łupanie!”. No to przestałem się z nią czymkolwiek dzielić. Cóż. > Nie mam, mało czytam ostatnio. Brak czasu, siły? > Otóż to. To jest dosłownie zagłaskiwanie na śmierć. W zasadzie to też jest forma przemocy. Tylko bardziej zakamuflowana. Łatwo jest ocenić np. ojca, który bije swoje dziecko, że robi mu krzywdę, ale dużo trudniej jest zobaczyć to w z pozoru troskliwej matce, która dorosłe dziecko traktuje jakby to miało 5 lat. Nawet taki prosty przykład. Jakiś czas przed śmiercią odnowiłem kontakt z ojcem, miałem go na FB (matki nigdy nie dodałem, pisałaby mi takie komentarze że bym się wstydził przed ludźmi). Wrzuciłem fotę jakiegoś palanta, który zaparkował zastawiając dwa miejsca i pół chodnika, z podpisem mniej więcej „no i stanie taki ch…j i stoi”. Ojciec zalajkował. Matka pewnie zrobiłaby tyradę, że jak ty się odzywasz, itd. Jest taka książka, „Running On Empty”. Warto przeczytać, pokazuje właśnie taką zakamuflowaną, trudną do uchwycenia przemoc. > Oglądałam ją kiedyś. Znam wprost idealny przykład. Już nie żyje, zapił się. Całe życie z matką, zero własnego życia, matka zrobiła z niego drugiego męża, oczywiście nastawiając go przeciwko ojcu. Facet zmarł będąc po 60-ce, całe życie mieszkając z rodzicami, chodząc z mamusią na zakupy, nosząc za nią wszystko, generalnie mały syneczek, a jednocześnie jakieś dziwne, chore, mega toksyczne uwikłanie emocjonalne. On niestety tego nie widział. Zresztą to nie moje pokolenie, więc wiesz, tak sobie obserwowałem to z boku. > Tak, radio w głowie totalne. Jak to dokładnie wygląda? Gonitwa myśli, kompletne rozkojarzenie, miliony myśli na sekundę a każda o czym innym? Czy np. głosy, szepty? > Zbyt daleko. Jest mi tak wygodnie Jasne, po prostu spotkałem się z czymś takim właśnie w tym kontekście, u osoby, która miała ADHD (i dodatkowo była w spektrum autyzmu, choć stwierdzili jej to dość późno). > Wow chwali Ci się. Osoba z mojej rodziny robiła coś podobnego. Też nie udało jej się uratować jednego kociątka (za bardzo wygłodzony był) no tak, ale warto chociaż na chwilę można zapewnić im lepsze życie. Życie, i tak naprawdę godną śmierć. Długo nad tym myślałem i doszedłem do wniosku, że nie chodzi o przedłużanie życia za wszelką cenę, dla własnej egoistycznej zachcianki, tylko o przedłużanie go tak długo, jak kot ma jeszcze coś z tego życia, chce żyć, ma jakieś przyjemności, ma radość z życia. Jeśli jedyne, co pozostało, to tylko cierpienie, to dalsze trzymanie kota przy życiu byłoby okrucieństwem i tak naprawdę niepotrzebnym upodleniem go. Oczywiście czasem ciężko jest podjąć decyzję, że to już i że trzeba pomóc godnie odejść… Jak się nazywa twój kot? Ile ma lat? > Nie jest tak źle, jedzenie robię sobie sama w 99,9% przypadków. To bardziej na psychikę działa. No tak, chodzi mi o to, co było kiedyś, wcześniej, gdy byłaś młodsza. Bo to się przecież nie zaczęło nagle. > Też nie lubię marnować jedzenia. Ale nie dało się inaczej, na serio źle się wtedy czułam. No wierzę. W normalnej sytuacji mogłabyś powiedzieć – nie czuję się najlepiej, nie zjem teraz. Albo po prostu „dziękuję, zjem później”, bez tłumaczenia się dlaczego. I spoko. Generalnie głód i sytość to takie dosyć podstawowe potrzeby, nawet małe dzieci potrafią je rozpoznawać. A duże dzieci, czy tym bardziej dorośli, już w ogóle. Jest jedzenie, będziesz głodna to sobie weźmiesz, zjesz. Nie będziesz miała apetytu, to nie zjesz. Nie umrzesz od tego. Jasne, że są sytuacje, gdy ktoś ma np. anoreksję (która też nie bierze się z powietrza) i trzeba tak naprawdę walczyć o jego przeżycie. Ale to promil sytuacji. Podobnie jak np. matki ubierają swoje dzieci, bo im (matkom) jest zimno (tzn. nie mówię o takich zupełnych maluchach, ale nawet o nastolatkach). I jak takie dziecko, będące tak naprawdę na progu dorosłości, ma się nauczyć rozpoznawania swoich potrzeb, skoro mamusia wie lepiej, czy jest mu zimno czy nie? > Good to know. Na szczęście jak tylko wyjeżdżam czuje się lepiej. A dom powinien być azylem… > Mógłbyś to rozwinąć? Często gdy dorastamy w takiej zaburzonej dynamice, to podświadomie przyciągamy do siebie to, co jest znane. Podobnych ludzi. Do tego ci ludzie widząc, jak traktują nas nasi rodzice, sami zaczynają nas tak traktować, też podświadomie. I cykl się powtarza. Taka samospełniająca się przepowiednia. Mówi się, że ofiara zawsze znajdzie swojego kata. Czasem, gdy zastanawiam się, czy coś jest normalne (bo w sumie nie mając zdrowych wzorców nie mamy też punktu odniesienia), odwracam sobie w głowie sytuację, wyobrażam sobie, że to ja zachowuję się w ten sposób do kogoś, z rodziny czy nie. Albo że ktoś inny, znajomy, zachowuje się w ten sposób wobec mnie. I wtedy widzę bardzo wyraźnie, jak chore jest dane zachowanie. Nawet wracając do przykładu z Facebookiem wyżej – przecież jakby mi ktoś pisał takie patronizujące i tak naprawdę poniżające komentarze, jakie zapewne pisałaby moja matka, gdybym miał ją w znajomych, to wyleciałby z hukiem nawet bez słowa wyjaśnienia. Normalny, zdrowy znajomy, traktuje cię po prostu z szacunkiem. Nie chcesz czegoś, to nie chcesz – nie zmusza cię ani nie musisz się z tego tłumaczyć, nie musisz bronić swoich granic. Przecież prawo do posiadania własnego zdania, własnych opinii, preferencji, jest takie… podstawowe. To nie znaczy, że musi się z tobą we wszystkim zgadzać, ale musi uszanować to, że jesteś odrębną jednostką. Niektórzy rodzice niestety mylą akt urodzenia z aktem własności Też przykład z życia – miałem takiego znajomego, wyjątkowy narcyz, generalnie kopia mojej matki. Wytrzymywałem z nim bardzo długo, za długo. I ten znajomy miał dziewczynę. Dziewczyna była, nie bójmy się tego słowa, paskudnie gruba – ale w końcu wzięła się za siebie, poszła na siłownię, schudła 40 kg. Zaczęła naprawdę fajnie wyglądać. Chciała się pochwalić wyglądem, wrzuciła fotę na fejsa, a on co jej napisał? Że z filtrami to każdy ładnie wygląda. Nawet jej znajomi zaczęli jej bronić, a on jeszcze napisał, że „to ja widzę ją codziennie”. No i czy to nie było toksyczne? Dziewczyna wykonała naprawdę super pracę, była z tego dumna bo było z czego, a on ją zgasił nawet nie jak peta, a po prostu tak, jak gasi się świeczkę, jak gasi się iskrę samooceny i chęć do robienia czegokolwiek. Na jej miejscu, będąc tu, gdzie jestem teraz, wywaliłbym taką osobę z życiorysu na kopach. I jego też w końcu na kopach wywaliłem, za całokształt zachowań wobec mnie. > Tak od siebie jeszcze chciałam dodać, że otwarłeś mi totalnie nową perspektywę, nie wiedziałam, że to sięga aż tak głęboko. Wiele rzeczy sięga dużo głębiej niż nam się z pozoru wydaje.
  11. Dalja

    Nasze sny

    Tak jak @hopefully.00. Nie wiem może bierzecie inna dawkę mniejsza. Moje były epickie, na ulotce nazywa się to niezwykłymi snami
  12. To nawet gorzej niż jakby nic nie powiedziała. Tylko jeszcze mówi że góra tak każe z jakiegoś powodu istniejącego Ale tobie go nie powiemy bo idź się bujaj........ jeszcze człowiek się ma zamartwiac co z nim nie w porządku pf
  13. Mic43

    Nasze sny

    Biorę I nie mam żadnych ciekawych
  14. Haha bycie na siłę Ale one tego nie wybierają tej dojrzałości fizycznej Ale rozumiem co chciałaś powiedzieć
  15. Ty już pewnie umiesz, przynajmniej w pewnych aspektach
  16. Od tamtego czasu, gdy napisałam nie pamiętam wyraźnie snów. Jedynie jakieś przebłyski, których nawet nie jestem w stanie opisać. Śpi mi się dobrze, ale nic po przebudzeniu nie pamiętam.
  17. Dalja

    Nasze sny

    Hihihi Tęsknię za snami na początku wenli<3
  18. Haha kupić obroże z pradem:D udało Ci się tak czegoś nauczyć ? Spróbuję zastospwac Łzy są sexi
  19. Bałam sertlaline przez pewien czas i dobrze to wspominam. Wenlafaksynę brałam tylko od wizyty do wizyty chyba, w każdym razie bardzo krótko bo cieżko mi było na niej wstać z łóżka. Sertlalina dodawała mi odwagi i energi do działania. Zauważyłam też zmniejszenie bakteriofobi więc na OCD również dobrze zadziałała. Nie pamiętam czy mnie zamulała w jakiejś części dnia, ale ogólnie nie kojarze ją z tym. Co do wpływu na, libido to nie potrafię ocenić.
  20. Dalja

    Ezoteryka- dyskusja.

    Prawda że takie ufanie że ktoś zna przyszłość jest głupie. Ale ja się dobrze bawiłam podczas tej wróżby, ciekawe doświadczenie, mimo że ja zadaje pytanie to otrzymałam odpowiedzi niejasne szerokie pole do interpretacji. Horoskop jak jednak się czyta to jest to o czymś konkretnym. Mówię na przykładzie tego jak mi koleżanka wrozyla, bo jak kojarzę te wrozace babki z telewizji to nie wiem jak odpowiadają, nie słuchałam. Dryagan ma rację bo jak się ktoś zafiksuje to czarne myśli z nerwica są mocno powiązane. Ale to też nie sama czynność jest szkodliwa. Grunt podatny i można popłynąć podobnie jak z nalogami. wszystko jest trucizna w jakiejś dawce Ale Ale czytaliście kiedyś o znakach zodiaku? Np ja mam znak ryby i jestem jak ryba. I tak ma większość ludzi ale niektórzy twierdzą że nie zgadza się to XD wiem że to taka fantastyka Ale wszyscy ludzie jakich znam to im się to zgadza. Może jednak rodzimy się w konkretnej chwili na tym świecie i jesteśmy polaczeni w jakiś sposób z energią tego świata, dusza, Bóg, niektórzy twierdzą że Bog to tak naprawdę jest krążąca w materii energią. I chyba to jest najbardziej przekonujące dla mnie wytłumaczenie Boga i wszystkich zjawisk
  21. A mi się kojarzy, że oba są oryginalne z tym, że Zyban jest zarejestrowany do rzucenia palenia a Wellbutrin do leczenia depresji
  22. Mic43

    Spam

    Haha xdd idź tarota se postaw. Sprułaś się jak stare gacie.
  23. Mic43

    Spam

    Ja mam wyhamowac? Typiara mnie zwyzywała, pluje na mnie, a to ja mam wyhamować? Ona ma jakieś znajomości w moderacji? A jesz może kupę?
  24. mrNobody07

    NOWE Skojarzenia

    Lot nad kukułczym gniazdem
  25. Każda karta Tarota czy to Dziesiątka Mieczy, Wieża czy Śmierć ma swoje jasne i ciemne strony, w każdej karcie można zobaczyć coś pozytywnego jeśli chce się to zobaczyć i na odwrót. Czasem Słońce np. bardzo pozytywna karta w niektórych rozkładach może symbolizować coś złego. Niektóre karty właśnie wręcz przeciwnie mimo odstraszającego wyglądu w rozkładach bywają często pozytywne, to zależy od pytania i od tego jak tarocista do tego pytania podejdzie. Jak podejdzie do danej osoby. Prawdziwy dobry tarocista, powinien mieć w sobie duszę psychologa, On wie jak na pytanie odpowiedzieć by nikogo nie przestraszyć, nie zrobić mu tym krzywdy, w jakiś delikatny sposób go ostrzec. Nie powinien kłamać, jeśli coś złego widzi, wyczuwa to tak jest i swoich widzeń się nie wyprze. Nie każdy musi w to wierzyć, już wcześniej pisałam, że jednak do magii należy podchodzić z dystansem mimo wszystko. Czasem karty potrafią zwariować też za bardzo naenergetyzowane czyjąś energią, wchodzą w nie różne ludzkie duszę i taki rozkład dla pewności powinno się powtórzyć. Ale tak jak napisałam najważniejszy jest stosunek do odbiorcy.
  26. Melodiaa

    Spam

    Nie prowokuj. Nie życzymy nikomu źle. Opamiętaj się....
  1. Pokaż więcej elementów aktywności
×