
Alexandra
Użytkownik-
Postów
610 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Alexandra
-
brak pracy - depresja sie poglebia...
Alexandra odpowiedział(a) na jaskolka83 temat w Depresja i CHAD
Linka z tą utrata uprawnien nauczycielskich- to mit. Nie ma czegos takiego - dowiadywalam się w kuratorium. Co do braku pracy dla anglistów- Jaskółka skąd jestes? Nie chce mi się w to wierzyć. Może z etatem w szkole trudno, ale można mieć mnóstwo korepetycji, kursów itd. Wiem, że moje koleżanki anglistki wyciągaja po 3-4 tyś miesięcznie -
Czasem już tracę nadzieję, że kogoś poznam. Muszę się wygadać. Mam 28 lat i nie mam nikogo bliskiego (w sensie związku) i nigdy nie miałam. Chodzę od 2 lat na psychoterapię, przerabiam moje problemy, dużo się o sobie dowiedziałam i podczas terapii przechodziłam trudne chwile, ale przynajmniej wiem, że coś robię, wzięłam się za siebie, wiem dlaczego tych relacji z płcią przeciwną nie budowałam. Teraz mimo, że bardzo pragnę kogoś bliskiego, kochać i być kochaną, to nikogo poznać nie mogę. Nie mam ku temu okazji: zawód mam sfeminizowany, większość mam koleżanek i tych mężczyzn nie poznaję. Nie przebywam w towarzystwie mieszanym, a nie tak łatwo je nagle stworzyć. Zwłaszcza, że dużo już par, ludzie pracują, nie mają czasu i nie jest tak jak na studiach. Mimo, że jestem aktywna, wychodzę, podróżuję- ciągle nic. Coraz częściej łapią mnie myśli depresyjne. Ostatni chłopak, z którym się spotykałam, nagle wyznał mi ze zakochał się w kimś innym. I ciągle jakies komplikacje Marzę o tym, żeby mieć kogoś bliskiego, już mam dosyć, że ciągle sama i sama...
-
Ja też filolog i też praca w szkolach... w wakacje mam kursy, więc trochę pracuję, a zapisałam się na kurs językowy (kolejny język nie zaszkodzi) i regularnie chodzę i się uczę. żeby nie siedzieć w domu. Wyjadę może w sierpniu gdzieś, nawet sama- muszę się gdzies ruszyć, zmienić miejsce i naładować akumulatory. Jak się gdzieś wyjedzie, chociaż na tydzień, zupełnie inaczej wraca się do pracy, nauki itd. Nie wyobrazam sobie bez wyjazdu. Teraz nie mogę, bo bliską mi osobę czeka operacja
-
uwielbiam Twoje komentarze
-
Doskonale wiem, jaki to ma wpływ na psychikę i przekonanie, że wszyscy tacy są i tak się zachowają. Jednak mimo wszystko trzeba wierzyć, że gdzies jest ktoś, kto nas zrozumie
-
Nie sądziłam, że ten wątek aż tak się rozwinie. Nie sądziłam, że są ludzie, którzy też wielkich doświadczeń w relacjach nie mają. Wokół mnie same pary,małżeństwa, koleżanki, które miały min. 2 partnerów seksualnych, więc zastanawiałam się, czy coś jest ze mną nie tak? I zaczęłam sobie myśleć, czy muszę być taka jak wszyscy? Miro, jeśli powiesz mądrej dziewczynie o depresji, nerwicy czy lekach- zrozumie. Podkreślam mądrej. Wiem, że łatwo mi pisać- sama mam lęki jeśli chodzi o mężczyzn. Jednak wiem, że jakby mnie chlopak o tym powiedział, a by mi zależało- zrozumiałabym. Bez względu na to, czy ma 30, 33 czy 38 lat bez doświadczenia. Czasami denerwuje mnie to, że ludzie, którzy nie wiedzą jakie mam opory, stany depresyjne, myślą, że nikogo nie mam , bo jestem taka wybredna i przebieram. Do ich głowy nie dociera inna opcja. Wiem, że tak mówią o mnie koledzy (powiedziała mi to znajoma). Na pewno z wymaganiami, bo podobno nie wyglądam na osobę z problemami i taką blokadą. Gdyby wiedzieli o mojej terapii, problemach, spadli by pewnie z krzesła.
-
Miro, dlaczego masz zostać sam? Dziekuję za pozytywne odpowiedzi mądrych mężczyzna na forum Myślę, że ten lęk uniemozliwia nam poznanie kogoś i zaufanie. Dobrze, że zdecydowałam się na terapię, bez niej nic bym nie zdziałała.
-
ja często sama dzwonię, piszę do ludzi, żeby wpadli. Wpadają i mówią : "Jak dobrze, że napisałaś". Sami by na to nie wpadli, nie dlatego, że nie chcą... jakoś tak. Może tak spróbuj? nie oczekuję ani nie mam im za złe, że sami się nie odezwali
-
Carlosbueno, ja tam nie uważam i nie uznałabym, że mężćzyzna 30 lat i bez doświadczenia, to coś z nim nie tak. Wręcz przeciwnie, potraktowałabym to jako to, że nie zależało mu, aby sypiac z pierwszą lepszą lub że ma inne opory. Ale na pewno nie pomyślałabym negatywnie. DetektywMonk, widzę, że na luzie to traktujesz, i dobrze
-
Dziekuję Wam bardzo, szczególnie za męskie wypowiedzi. Staram się myśleć pozytywnie i wierzyć, że spotkam kogoś, z kim mi się ułoży.
-
Rozumiem Cię doskonale. Też przez pracę,tylko w korporacji, dostałam takiej depresji, że hej. Presja, ocenianie, niezadowolenie, wytykanie bledów- byłam klebkiem nerwów. Ja nie jestem po polibudzie i mowili, że nigdzie nie znajdę pracy. Odeszłam i to byłam najlepsza w zyciu decyzja. Teraz sobie radzę, a w tej pracy myślałam, że jestem tak slaba i nie nadaję się.
-
Bardzo Wam dziękuję, nawet nie wiecie co to dla mnie znaczy przed snem. Postaram się myśleć optymistycznie. Dobranoc, kochani!
-
Dzięki. Chyba naczytałam się na forach za dużo, że każdy facet tego będzie oczekiwał i to norma teraz oraz, ze nie zaakceptuje kobiety, która tego (czyt. seksu oralnego) nie chce.
-
Dziekuję za pocieszenie, z tym że u mnie lęk nie polega na tym, że niemozliwe jest znaleźć, tylko że psychicznie nie przeżyję jak mnie zostawi z powodów seksualnych, o których pisałam wyżej
-
Dzisiaj sobie uświadomiłam, że będę już sama, nie mam nawet ochoty z kimś próbować. Ale od początku. od 1,5 roku jestem na terapii psychodynamicznej. Zdecydowałam się na nią ze względu na różne lęki, depresję jakie przechodziłam. Inny powód był też taki, że nigdy z nikim nie byłam ( w sensie z mężczyzną), a do 26 roku życia kompletnie nie interesowałam się mężczyznami (ani kobietami). Wydawało mi się, że nie spotkałam właściwego, jednak z moją terapeutką doszłyśmy do wniosku, że powodem był i jest ogromny lęk przez związkiem, a co za tym idzie seksem. Na samą myśl o jakiś oczekiwaniach seksualnych partnera mnie blokuje - że się nie przełamię, że to czego on chce wyda mi się nie do przyjęcia, że mnie to zrazi. Ten lęk był w mnie tak duży, ze do 26. roku życia nie pojawiło się zadne zainteresowanie ani potrzeba bycia z kimś.Próbowałam na studiach, ale chłopak mnie zraził w sprawach intymnych, ktorych mu odmówiłam. Po terapii, po roku pierwszy raz zainteresowałam się chłopakiem, coś poczułam, myślałam że ze wzajmenością, ale jak to u mnie bywa- na początku się bardzo interesował , potem nagle przestał, mimo że bardzo chciałam. Myślę, że to jest przyczyną obecnego stanu, zwiększonego lęku i przekonania, że nigdy już nic nie poczuję. Weszłam na jakies forum seksualne i jak poczytałam to , co jest normą w seksie teraz i czego "każdy" meżczyzna oczekuje , moj poziom lęku i blokady wzrósł do maksimum. Jeśli faktycznie jest tak, że większosc oczekuje seksu oralnego i nie zrozumie, że to może być wbrew partnerce, to faktycznie będę sama, gdyż nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Co jest najlepsze, pragnę przytulania, całowania się z mężczyzną, ale sprawy seksualne mnie tak przerażają, że nie wiem ile będę musiała byc jeszcze na terapii, abym pomyślała, że fajnie jest z kimś spróbować. Myślicie, że jest możliwe, aby spotkać wyrozumiałego, kochającego mężczyznę , który nie nalega na formę seksu, która by mi nie odpowiadała? Pocieszcie
-
Martyna, mam tak samo. Każdą reakcję mężczyzny w stosunku do mnie odczuwam jako ogromną przykrość, odrzucenie i smutek. Kogo bym nie poznała- nic nie wychodzi. Jestem od tygodnia w dole, bo w końcu umówiłam sie na randkę z chłopakiem i wydawało mi się, że było dobrze: on proponował kolejne spotkania. Po czym, po randce nie dał znaku życia- jakby kompletnie zapadł się pod ziemię. Spotyka mnie to już któryś raz. Czuję się strasznie- odrzucona i nieciekawa, ciągle się zastanawiam co poszło nie tak. Potrafię z tego powodu płakać przez 2 dni, czuję się tak beznadziejnie.
-
Ja nawet nie zrozumiałam, o co chodzi z tym, że każdy tak ma , więc nie komentowałam
-
Liliana, zazdroszczę Ci męża..... tego, że jest ktoś przy Tobie. ja natomiast tak bardzo chciałabym z kimś być i coraz bardziej dołuje mnie, że nie wychodzi źle mi samej i potrzebuję bliskiej osoby. Ostatnio czytałam o DDRR artykuł i niestety wszystkie symptomy do mnie pasują: traktowanie każdej randki bardzo poważnie, uczucie rozczarowania, smutku i zagrożenia, brak spontanicznego przeżywania zakochania, tylko analizowanie, zatruwanie się , ogromna chęć kogoś od razu "na stałe" itd. Smutek dopada mnie coraz częściej, boli brak bliskiej osoby i chyba jest to zrozumiałe w wieku 27 lat. Ciągle czuję się odrzucana i mam wrażenie, że nikt nie chce ze mną być. Boję się samotności, tego, że będę sama już zawsze i nikogo nie spotkam. Wyć mi się chce
-
Do tej pory uważałam, że rozwód Rodziców nie miał na mnie większego wpływu (miałam wtedy 4 lata). Kontakt z Ojcem miałam i mam, nie najgorszy, mieszkałam z Mamą. Dopiero niedawno zaczęłam się zastanawiać nad DDRR z tego powodu, że żadne relacje z mężczyznami do tej pory mi nie wychodziły, a mam 27 lat. Nie potrafię nawiązać relacji bliższych z mężczyznami, nigdy nie byłam w poważniejszym związku, a każda nowa znajomość kończy się tym, ze po 2mcach chłopak traci zainteresowanie, a ja czuję się odrzucona, płaczę i podnoszę się z tego kolejne miesiące. Jestem załamana tym, że jestem sama, czuję się samotna, marzę o kochającym partnerze, a nic w tej kwestii mi nie wychodzi. Kolejne porażki, brak poczucia docenienia mnie ze strony mężczyzn. Boję się, że zostanę sama, bez męża i dzieci. Każdy mi mówi, że jestem miła, fajna i atrakcyjna, każdy oprócz mężczyzn. Z ich strony nie czuję zainteresowania, chyba że pojawia się na początku, a potem znika. Dzisiaj przepłakałam z tego powodu cały dzień. Czuję się odrzucona, niedoceniona, nieciekawa jako potencjalna partnerka. Ciągłe poczucie lęku, zagrożenia, niepewności, tego że kolejny mężczyzna mnie odtrąci.
-
Może to po prostu nie ten ?? Zawsze mi się wydawało, że jak ludzie są razem i do siebie pasują, to rozumieją się bez słów, nie mają takich wątpliwości czy do siebie wzajemnie pociągają czy nie itd. Ale mogę się mylić. Wydaje mi się, że bycie z drugą osobą powinno dawać poczucie bezpieczeństwa, radości i miłości, natomiast wydaje mi się, że Ty nie przeżywasz tych emocji. Zastanów się nad tym. Ja tak jak pisałam, poznałam chłopaka 2 mce tmeu, na początku był mną zainteresowany, pisał, dzwonił, zapraszał, a teraz jakby mu się odwidziało, tzn pisze, ale jak się umawia ze mną, to zawsze bierze kolegów ( żałosne?) i jakos jeste wtedy obojętny wobec mnie, a już na pewno nie czuję, że jest mną zainteresowany. Wczoraj bylismy razem jeszcze z naszymi kolegami, to w ogóle był obojętny, nawet z inna dziewczyną rozmawiał. I to przeżywam bardzo, że znowu ktoś się mna zainteresował i nagle przestał.
-
Kochana, Twoje negatywne emocje mają jak najbardziej podłoże psychologiczne, a nie są wynikiem złego zachowania Twojego mężczyzny. Twoj smutek i niepewność są w środku i to z nimi trzeba się uporać. Jestem taka "mądra", ponieważ jestem już blisko rok na terapii i powoli ona wyciąga mnie ze wszystkiego. Żałuję tylko jednego- że zdecydowałam się na nią tak późno (mam 26 lat). Rozumiem Twoje obsesyjne myślenie o brak chęci na robienie cokolwiek innego. Też tak kiedyś miałam z chłopakiem, który nieba by mi uchylił, a ja ciągle patrzyłam na telefon i gdy napisał o 16 był ok a o17 już nie. Jak zadzwonił o 19 czułam, że mnie kocha , ale o 19:15 myslalam, że już mu na mnie nie zależy. Tylko że to było wyłacznie w mojej psychice, a nie miało nic wspólnego z rzeczywistością i jego uczuciami do mnie. Nieraz, wbrew sobie, trzeba zająć się czymś innym. Ja wychodzę, spotykam się z koleżankami, uczę, czytam, choć czasem 10x to samo zdanie, łzy lecą, ale czytam dalej. Próbuję uczyć się czegoś nowego, rozwijać. Też nie pracuję od 2mcy (sama zrezygnowałam z toksycznej pracy), jednak moje wykształcenie pozwala mi dorabiać, więc kontakt z zawodem mam. Robię też drugie studia. 2mce temu zaczęłam spotykać się z chłopakiem i znowu zaobserwowałam, ze na poczatku jest radośc, a potem obsesyjne myslenie czy napisze. Srtaram się z tym walczyć . wydaje mi się ze ostatnio jego zainteresowanie osłabło, wiec tym bardziej na przekór wszystkiego- czytam, oglądam filmy, ucze sie. Spróbuj nie dzownić tyle do chłopaka. To da Ci ulgę chwilową , a zaraz potem pojawi się dołek. Wierze, że masz w sobie siłę, aby to zrobić. I naprawde polecam psychoterapię!
-
Z tym, że pogodzenie się z tym w niczym nie pomoże, a na pewno nie w poprawie nastroju i nie to uczucie smutku samo nie zniknie
-
Dziękuję za odpowiedzi. Nie zgadzam się z tym, że chcę tylko brać. Chcę mieć kogoś bliskiego, kto mnie będzie kochał i komu ja mogę dać ciepło, moją wrażliwość, miłość i dać mu odczuć jak dla mnie jest ważny. Ja żyłam dla siebie przez 26 lat: nigdy nie uzależniałam swojego szczęścia od partnera. Uczyłam się, spotykałam ze znajomymi, podróżowałam, pracowałam, rozwijałam pasje. Ale jak długo można??? Czuję, że już dłużej tak nie mogę. Chcę to robić z kimś, a nie wyłącznie dla siebie. Wiem, że w związkach jest różnie i że przez bliską osobę można cierpieć. Wiem, że są rozwody i konflikty. Jednak nie sprawia to, że chcę być sama. Do tej pory umiałam żyć sama, teraz nie potrafię. Wiem, że moja depresja też pogłębia te uczucia , dlatego chodzę na terapię i biorę leki.
-
Często Was czytam, a w związku z tym, że czuję się średnio delikatnie mówiąc, chciałam założyć mój wątek. Mam 26, prawie 27 lat i od dłuższego czasu czuję brak chęci i motywacji do robienia czegokolwiek. Czuję pustkę, samotność spowodowaną brakiem chłopaka i jest mi z tego powodu bardzo smutno. Chciałabym mieć kogoś bliskiego, kto by mnie kochał i był dla mnie wsparciem. Kiedyś byłam osobą bardzo energiczną, zaradną, na studiach dobrze sobie radziłam, chciałam mieć dobrą pracę itd. Teraz nie interesuje mnie praca, a strasznie męczy. Przez ostatnie 2 lata pracowałam w 3 miejscach i robiłam to, bo przecież po studiach trzeba pracować, ale nie wspominam tego dobrze. Jakby zero chęci czy motywacji. Pracowałam w korporacji gdzie mi nie przedłużono umowy, ponieważ się nie sprawdziłam. Potem prawie rok w innym miejscu, gdzie pracowałam całe dnie i nie miałam na to siły. Byłam wykorzystywana do 10-12 h pracy za niską pensję. Płakałam prawie codziennie, wracałam do domu o 21. Złożyłam wypowiedzenie i od tej pory nie pracuję. Mam skończone studia mgr dzienne, teraz studiuję kolejny kierunek zaocznie. Praca kojarzy mi się : z nerwami, stresem, totalnym dołem i smutkiem. Nie potrafię wykrzesać z siebie radości ani energii. Kolejne studia, które robię idą mi dobrze, ale robię je bez większych emocji. Na samą myśl o kolejnej pracy robi mi się słabo i chce mi się płakać. Staram się wypełniać czas jak mogę- basen, spotkania z koleżankami, wyjścia, ale nie mogę pozbyć się tego uczucia pustki, doła i smutku. Tak tęsknię za kimś bliskim. I jak słyszę, że mam zająć się sobą, rozwijać, korzystać z wolności, jestem zniechęcona jeszcze bardziej. Co jest ze mną nie tak? z mężczyznami mi nie wychodzi, gdy jakiś się mną zainteresuje i zdążę się ucieszyć, po miesiącu mu się odwidzi- a ja przeżywam to jeszcze bardziej. I ciężko mi jest się zająć sobą, pracą, studiami. Biorę lek antydepresyjny i chodzę na terapię.
-
Czesc Pavlo, zaintrygował mnie Twój wątek, ponieważ ja czuję to samo, tylko jestem dziewczyną. I muszę przyznać, że mnie pocieszyłeś, że mężczyźni też tak potrafią czuć i może brakować im bliskiej osoby. Ja podobnie jak Ty próbuję zapełnić sobie czas- nauka, studia (już drugie), praca, basen, spotkania z koleżankami... ale nie mogę pozbyć się tej pustki, która jest ze mną cały czas. Pustki spowodowanej brakiem bliskiej osoby (chłopaka). Najgorsze jest to, że myślę, że tylko mnie tego brakuje, a wszyscy inni zajęci są zarabianiem pieniędzy, pracą i w ogóle o tym nie myślą. Jeszcze bardziej dobija mnie fakt, że mam wrażenie, że mężczyźni tak nie czują- tej samotności, że może im nie jest to potrzebne. Ty pokazujesz, że jest inaczej. Podoba mi się pewien chłopak, który pierwszy zaczął się mną interesować, ale- co mnie dołuje jeszcze bardziej- chyba mu się odwidziało. Na początku pisał do mnie, spotkaliśmy się razem, było tak miło, potem pisał na gg, ale mam wrażenie, że jego zainteresowanie osłabło. A tak mi się podoba! Musimy wierzyć, że spotkamy tę osobę. Nie widzę innego wyjścia.