Ugotowałam dzisiaj bigos i poprasowałam. Jak się uda, to wieczorkiem pobiegam i zrobię małe zakupy. Jak obiecałam, opowiem Wam jedną z historii z czasów, jak pracowałam w gazecie.
Zimą, zwłaszcza tuż przed Bożym Narodzeniem, do redakcji przychodzili bezdomni szukać pomocy. Być może poszła fama, że pomagamy znaleźć miejsce w noclegowniach czy innego rodzaju ośrodkach dla bezdomnych i dlatego przychodzili. Tak czy siak, raz przyszła pani po pięćdziesiątce i mówi, że szuka pracy z zamieszkaniem, bo nie ma gdzie się podziać. Ja sobie z nią rozmawiam w jednym pokoju, ale słyszę, że ktoś przyszedł do sekretariatu. Jednym uchem wyłapuję, co mówi. A mówi tak, "moja mama wymaga całodobowej opieki i szukam kogoś, kto się nią zajmie". Ja i redaktor naczelny popatrzyliśmy po sobie, ale ja byłam szybsza. Jednym susem wylądowałam w sekretariacie. Oczywiście przedstawiliśmy panu panią i wszystko skończyło się bajkowo. Po prostu świąteczny cud, bo jak to inaczej nazwać.