W moim domu rodzinnym święta zawsze były skromne, bo mam małą rodzinę. Raz była u nas moja najlepsza przyjaciółka, bo zaszła w ciążę w wieku 19 lat i pokłóciła się o to ze swoją mamą. Jak byłam mała, chodziliśmy najpierw do jednych dziadków, potem do drugich. Zawsze marzyłam o prezencie, który by zaspokoił moją potrzebę kreatywności. Może deskorolka, gitara albo zestaw do malowania. Zamiast tego dostawałam lalkę (nie bawiłam się lalkami), dezodorant i pościel.
Prawdziwe święta poznałam w rodzinie męża. Mnóstwo dzieci, wrzawa, rodzinna atmosfera. Składamy się wszyscy na jedno konto i każdy wybiera sobie prezent do określonej kwoty. Także każdy dostaje dokładnie to, co chce. Nie ma niechcianych prezentów, kupowanych na szybko, bo trzeba.
Dla mnie święta nie mają znaczenia religijnego, bo część rodziny to ateiści. To po prostu spotkanie rodzinne, a ja uwielbiam tę atmosferę. Teraz, jak mamy córeczkę, będziemy wspólnie ubierać choinkę. Już nie mogę się doczekać.