Skocz do zawartości
Nerwica.com

HerShadow

Użytkownik
  • Postów

    152
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez HerShadow

  1. @Robinmario to w sumie gratulacje To wejście w kolejny etap. Osiągnięcie jakiegoś poziomu wyzdrowienia. A ile lat w terapii jesteś?
  2. To ja tak mam z moją klientką. Nie mogłam trafić na lepszego człowieka w etapie rozkręcania biznesu. Fajnie, że można spotkać takich ludzi. Liczę, że w nowej pracy bedzie podobnie. Jeżeli z obu stron byłoby ok. to może w końcu wyklaruje mi się ta moja zawodowa droga i się w końcu określę.
  3. Zaraz niestabilny i zawaliłem... Ludzie z mniejszymi trudnościami, niż Twoje czy moje tzw. "normalni" też miewają podobne sytuacje. Bywa. Nie bez powodu mówi się, że między kobietą a mężczyzną przyjaźni nie ma. Ja się z tym zgadzam. Najczęściej któreś się zadurzy. Nie świadczy to indywidualnie o Tobie. A poza tym skąd wiesz, że właśnie tak myśli, że zawaliłeś? Niepotrzebnie sobie dopowiadasz. Dlatego najlepiej jest podjąć temat z nią. Zastanowiłam się co ja bym zrobiła w podobnej sytuacji i co bym sobie pomyślała. W opcji "nie jestem zainteresowana", to przecież bym się nie złościła. Mogłabym się czuć zakłopotana. Jeżeli nie byłabym zainteresowana przejściem w związek i widziałabym to jako przyjaźń, to martwiłabym się jedynie czy druga strona byłaby w stanie, ale to nie byłoby z mojej strony dyskwalifikujące. No bo dlaczego? Co tu złego się stało? Nic zupełnie. Oczywiście mówię o swoim podejściu do sprawy. W opcji "jestem zainteresowana" - pomyślałabym "Niech zacznie temat!!!" Swoją drogą podobnie, choć z różnicą w relacji miałam z mężem. Nie znaliśmy się co prawda tyle lat, wręcz przeciwnie - poznaliśmy i "zaskoczyło" ale sytuacja była niecodzienna z jego strony i umówiliśmy się na taką jakby randkę. Miałam taką nadzieję, że on zacznie temat. No i zaczął! W ogóle uważam, że jak mężczyzna zaczyna takie tematy, to świadczy o jego pewności siebie. Jak trzeba chłopa "ścigać" z takimi tematami uczuciowo relacyjnymi, to z moich doświadczeń dupa. On zawsze znajdzie powód, żeby niw gadać albo powie "Nie wiem, nie myślałem o tym" Serio?! Jeżeli obawiasz się, że weźmie Cię za niestabilnego, choć nie widzę powodu, to moim zdaniem podjęcie tematu jest na plus. Wypowiadam się za siebie oczywiście.
  4. Zakończyła budowanie wieloletniej przyjaźni czy możliwość wejścia w związek? A próbowałeś poradzić sobie z problemem poprzez psychoterapię?
  5. Czy może być tak, że kiedy organizm się "przyzwyczai" do aktualnej dawki i samopoczucie znów nie będzie szałowe, to wrócą też podobne do tych przy skutkach ubocznych dolegliwości - coś w rodzaju zawrotów głowy (jakieś uczucie przelewania się w głowie albo skurczu. Nie wiem jak to opisać i nie wiem co to jest. Bardzo mnie to martwi) i senności, braku siły do podstawowych czynności?
  6. Grupowa kiedy się ma kłopot z ludźmi podobno daje najlepsze efekty. Ja byłam na jednej... z której wyszłam z płaczem w trakcie trwania spotkania. Być może się mylę, ale nie do końca była ona dobrze moderowana. Nie wyczuwałam neutralności prowadzących tylko stronniczość. Wyszłam rozjechana stamtąd okrutnie. Nigdy już później na grupową się nie zdecydowałam. Co do indywidualnej, to moja poprzednia terapeutka stwierdziła "Dobrze sobie Pani radzi". W sensie z zyciem tak ogólnie podczas gdy ja usiłowałam jej przekazać, że codzienność jest dla mnie drogą pod jakąś straszną gorę. Nic się z tym nie działo i dałam sobie spokój. Uznałam, że może z tamtą terapeutką zrobiłam już co miałam zrobić i od niej więcej nie dostanę. Nie wiem czy tak powinno być. Sądzisz, że Twoje problemy mogłyby wynikać z przyczyn hormonalnych? Wiem, że i tak bywa np. Hashimoto. Ale jakoś mi to tu nie pasuje. Tak amatorskim gdybaniem A jakie hormony Ci pomogły? Cos masz zdiagnozowane? Do endokrynologa też się wybieram, ale dlatego, bo chcę dokładniej zbadać hormony, niż tylko ft3 i ft4, bo może coś jest na rzeczy. No i wiele wskazuje na Insulinooporność. Może poniekąd uczucie senności i takie dni jak dziś z tego wynikają, choć jestem na specjalnej diecie i nie powinno mieć to znaczenia. Nie spodziewam się jednak, żeby to wszystko miało związek z moimi psychicznymi problemami. Jak tylko wystartuje mi pakiet medyczny umówię też neurologa, bo nie podobają mi się te dziwne zawroty i uczucie w głowie. Gorzej niż na emeryturze. No właśnie, z czegoś trzeba żyć i jakoś trzeba żyć. Rozumiem Twoją frustrację. "Niech się Pani tak nie stresuje." - Achaaaa no tak! To teraz, to już wiem! Czemu wcześniej na to nie wpadłam! - Ja pierdziele. Kocham takie rady. Ja mam na myśli sens pod dwoma aspektami - dla mnie. Mojego rozwoju i w takim sensie czegoś naprawdę istotnego, o mogę od siebie dać, realnie wpłynąć na czyjeś życie, ułatwić je. Ale wybieram inaczej, bo jak napisałaś wyżej, z czegoś trzeba żyć, a po drugie ja do końca nie wiem co miałoby to być. W ogóle temat pracy muszę rozwiązać pod wieloma względami - jedno to jej utrzymanie i nie uciekanie z niej, a drugie, to to, że praca jest w centrum mojego życia i głównym jego sensem. Definiuje mnie i jego jakość. A są przecież inne dziedziny życia, które też świadczą o jego wartości, jednak dla mnie w porównaniu z pracą są na drugim planie, bo jeżeli będe mieć pracę i sukcesy, to będę coś warta a jak się poddam, to niekoniecznie. Boję się stanąć przed tym przewartościowaniem, bo boję się, że jeśli zmienię swoje podejście, to stracę wartość w oczach innych lub bardziej jej nie zdobędę, bo moja "kariera" to dno i muł na ten moment.
  7. Oj nie jest lepiej Zasnąć i tak nie mogłam. Zasnęłam jak już było prawie jasno . Obudziłam się chwilę przed 16:00. Czuję się ogólnie słabo i te dziwne zawroty głowy nie puszczają. Praca dziś nie jest wykonalna. . Umówiłam się na wizytę do psychiatry na przyszły tydzień. Jednak nie jest jak powinno być.
  8. W mojej poprzedniej pracy, też korpo, było podobnie. Na samym początku przegadałam z dziewczyną, która pracuje tam już ładnych parę lat, pół dnia a kiedy zaczęłam już pracować po tzw. okresie ochronnym okazała się bardzo niechętna do dzielenia się wiedzą i pomocą, ogólnie stała się niemiła. Nie rozumiem czegoś takiego. Takich i innych sytuacji też widziałam sporo nawet ze strony przełożonego tyle, że w tym wypadku to wynikało z niekompetencji. ***************** Czuję się... jakoś dziwnie. Poprzednia noc raczej kiepsko przespana. Rano musiałam się ruszyć dziś, więc po powrocie starałam się zdrzemnąć, ale miałam jakieś koszmary o zwłokach i dziwnych sytuacjach w ogóle. Obudziłam się z jeszcze gorszym samopoczuciem, więc uznałam, że nie próbuję dalej spać. Czułam jakiś lęk związany ze zdrowiem. Mam czasami takie dziwne uczucie w głowie - jakby coś mi się przelewało w niej albo takie "zwarcia" z mikro zawrotami. Miałam tak silnie przy zmianie leku, ale już było ok. Skutki uboczne ustały, a to się od czasu do czasu pojawia. Pojawiało się też przed zmianą. Koniec końców próbowałam się położyć wcześniej, ale się nie udało zasnąć, bo czułam jakieś napięcie więc... zjadłam poranną porcję śniadania (mam dietę), które wyjątkowo było na słodko, chociaż bez cukru i dołożyłam do tego łyżkę masła orzechowego. Pomogło. Wiem, że mam tendencję do "zajadania" emocji i staram sie tego nie robić, ale są momenty, kiedy się nie da, bo czuję, że zacznę chodzić po ścianach... Więc ostatecznie, jak na cykl "jedzeniowy" przystało właśnie mam wyrzuty sumienia, że zjadłam. Oby jutro było lepiej...
  9. Nie wierzą? Dlaczego? Terapeuta też? Jak więc to tłumaczą? Tutaj mamy inaczej. Ja jak już zjeżdżam w robo, to zjeżdżam. Zero entuzjazmu, że w ogóle ta praca ma sens.
  10. hej wchodząc z tą konkretną osobą w związek także nie masz gwarancji, że będziecie żyć długo i szczęśliwie. Bywa i tak, że w relacji przyjacielskiej jest idealnie ale już w związku to nie działa pomimo, że na plus jest fakt, że dobrze się znacie i wiecie czego się po sobie spodziewać. Jednak wiecie to na poziomie przyjaźni, nie związku. Nie piszę tego, żeby Cię zniechęcać. Przypadków jest wiele. Ja uważam, że dojrzali ludzie rozmawiają (i bynajmniej nie chodzi mi tu i wiek.) Ona może równie dobrze mieć ten sam problem - zaczynać temat czy nie? Tylko Ty piszesz, że ona Ci się podoba. Jeżeli z powiesz, że to nieporozumienie zanim poznasz jej zdanie a okaże się, że uchyliła się, bo była zaskoczona a w rzeczywistości podziela Twoje uczucia? Jak tak żadne z Was tematu nie poruszy, będzie on wisiał w powietrzu i odbije się na relacji. Po co? Jesteście ludźmi a w relacjach różne rzeczy się zdarzają. Rozmawia się i idzie się w którąś stronę dalej.
  11. @Becareful tak, jednak trzeba wziąć poprawkę na to, że większość z niej odbywała się podczas przebywania w toksycznym środowisku. Mimo to udało mi się zaczynać zdrowieć. Mogę powiedzieć, że od kilku lat jestem na takiej konkretnej drodze z innym terapeutą.
  12. Teoretycznie się zgadzam, a w praktyce gorzej, kiedy nie wiesz co jest w sumie najlepszą dla Ciebie pracą. Dla mnie praca była zawsze środkiem do celu - utrzymania się, uniezależnienia od rodziców jak najszybciej. Nie mogłam raczej sobie pozwolić na poznawanie siebie i swoich zainteresowań. Ku mojemu zdziwieniu nie tyle, że nie umiem tego teraz robić, co jest zrozumiałe, ale wręcz nie wiem jak się tego nauczyć. Ponadto w czasach szkolnych raczej byłam skoncentrowana na przetrwaniu. W szkole (szykany), w domu (alkoholizm i ogólnie toksyczne warunki). W dodatku nas, mnie i rodzeństwo, motywowano tekstami w stylu "Nawet ulic nie będziesz zamiatać!" "Głąb i osioł z ciebie!" W dodatku trzeba było się koncentrować, żeby czegoś nie rozumiejąc nie wnerwić ojca i nie oberwać. Czym więc bym się zainteresowała, jakoś nigdy nie wytrwałam, bo wierzyłam w to, że nie jestem w stanie być w czymś dobra. A co jeszcze gorsze i kompletnie dobija mi ćwieka, zamyka mi drzwi, to jednoczesne podejście, że to czym się zajmuję i czy odnoszę sukcesy świadczy o mojej wartości. W praktyce to prosta droga do nerwicy, (w którą wpadłam i doszłam do momentu, w którym zrozumiałam, że albo jakimś cudem przestanę trzymać się schematu i wpadać w braniu na siebie za dużo, albo się wykończę. Organizm ma swoje granice, o których nie raz już mi przypomniał), bo nie jesteś w stanie sprostać ambicjom, nawet tym zdrowym, kiedy nie masz jak ich realizować, bo w środku mnóstwo jakichś hamulców się włącza. Rozumiem doskonale. Oby pobyt pomógł. To ciekawe co piszesz, bo z jednej strony obecne czasy są wymagające, ale chociaż mamy możliwości radzenia sobie z problemem. Nie tak dawno do psychiatry chodzili wariaci z tzw. "żółtymi papierami" a terapia była jakąś modą w amerykańskich filmach. Myślę, że po prostu nie mówiono tak o problemach. Tłumiono je być może z obawy o reakcję a być może z niewiedzy czy wyparcia. Zgadza się. Trzeba próbować. Nie poddając się chociaż mamy szansę. Zaczynam nowy rozdział zawodowy w trochę innych okolicznościach. Zobaczymy czy będzie lepiej i co mi to pokaże terapeutycznie. Póki co jestem w standardowym dla etapu początkowego stanie - podekscytowanie, bo zaczynam coś nowego, optymizm oczywiście. Zapowiada się dobrych kilka tygodni w związku z tym. Przyda się, bo ostatnie były okropne. Tym razem jednak wiem więcej o sobie i mam bardziej sprzyjające warunki. Grunt, to nie stracić tego z oczu, kiedy zaczną wjeżdżać schematyczne odczucia i się przy nich zatrzymać. Cześć Ja sądzę, że podłoże lękowe, przynajmniej w moim przypadku, to zdecydowana przewaga ale najbardziej ukryta. Niby mniej więcej wiem, co mogę przenosić na pracę, ale to jeszcze nie to. Nie bez znaczenia jest też sprzeczność, o której pisałam powyżej (ambicja i blokady do jej sprostaniu, a może bardziej urealnieniu możliwości, nie wiem... i tak najgorsze są blokady.) Ja chyba nawet nie to. Chociaż tak powinnam mieć obecnie. Zobaczymy. Niezależnie od tego jaka jest wielkość firmy, u mnie zawsze tak samo. Jak było? Wypowiedziałaś? Co to za zajęcia? Ja też myślę o czymś, jednak trochę ograniczał mnie budżet ostatnio. Planuję coś zacząć niedługo. U mnie jest ten problem, że nawet jakbym chciała gdzieś pójść, np. joga, kurs tańca, to obecność dużej grupy mnie skutecznie zniechęca. Usztywniam się. Lęk przed ludźmi też nie pomaga w tym wszystkim. @acherontia styx z szefem daleko zawsze przyjemniej.
  13. Mi to kompletnie nic nie daje. Od kiedy to, co lubię stało się moim zajęciem zaczęły uruchamiać się lęki (to uczucie to chyba lęk, w sumie nie wiem. Jakiś taki wewnętrzny hamulec), które miałam w każdej innej pracy. Przez to nigdy nie mogę iść do przodu, bo zadania mnie przerastają. Zawsze na początku jest podekscytowanie nowym, a jak przychodzi moment, kiedy okres "ochronny" , który zawsze jakiś jest dla nowego pracownika, to się zaczyna - stres, rośnie ciśnienie, co wpływa na jakość wykonywanych przeze mnie zadań. Nie daj Boże nadmiernie kontrolujący przełożony. To koniec. Raz tak miałam. Tak bardzo się nie byłam pewna tego co robię i się z tego stresu myliłam, że mnie zwolnili. Raz zostałam zwolniona, co skończyło się ciężkim epizodem depresji. Zazwyczaj sama rezygnuję, choć zazwyczaj nie jest tak źle jak w tym jednym przypadku i pracuję całkiem dobrze, to stres jest tak nieznośny, że rezygnuję i szukam nowej pracy. Kiedy poszłam na swoje okazało się, że jest dokładnie tak samo. Z tą różnicą, że bez az tak dużego stresu. Jest za to ogromna blokada i muszę się przymusić, żeby zacząć pracę, którą lubię... Nic z tego nie rozumiem, ale terapia w trakcie...
  14. Okazało się, że nie było alko w tym shake'u. tylko aromat rumowy. Na zdrowy rozum, nie mogą dawać alko w takich dietach, bo przecież ludzie pić nie mogą z wielu przyczyn. Tak dziwnie opisali, że pierwsze co przyszło mi do głowy, to taki zwykły rum. Odkąd zaczęłam brać pregabaline, nie piję wcale. Już ponad pół roku i powiem szczerze, cieszę się z tego. Na początku imprezy niby żal, bo by się toast wzniosło itd. ale na końcu już wcale mi tak żal nie jest. Ludzie po alko nawet jak nie zachowują się agresywnie i nie wywołują awantur, to samo bycie mocniej wstawionym - nawet minimalnie mniejsza kontrola nad ruchami i tym jak się mówi, wygląda tak słabo. Patrząc na to z innej perspektywy bardziej się widzi. Nie wspomnę o zalaniu się.... Od jakiegoś czasu kiedy jeszcze piłam zaczęłam zwracać na to uwagę i zmniejszać ilość wypitego alko. Idealny stan dla mnie, to lampka wina max. dwie, kiedy po człowieku nie widać, że pił. Ale przez całe lata jak byłam na wenlaflaksynie, fluoksetynie i duloksetynie (nie na raz - przechodziłam z jednego na drugi), zdarzało mi się wypić więcej, niż dwie lampki i szczególnie dużej różnicy nie czułam.
  15. HerShadow

    Kszy Kszy

    No tak... coś za coś
  16. U mnie będzie już z 10 lat. Ale z obecną terapeutką rok. Przez te 10 lat nie doszłam tak daleko jak przez ten rok. Kobieta jest niesamowita. Też miałam momenty, w których przechodziło mi przez myśl, że już więcej nie osiągnę, jednak czytałam, że są takie etapy w terapii, że dochodzi się do ściany i trzeba je przeczekać. Nie wiem oczywiście jak to jest u Ciebie, ale o zakończeniu terapii raczej terapeuta zaczyna wspominać. Tak czy inaczej, to pacjent decyduje. Jak piszesz, może zaczniesz znów.
  17. HerShadow

    Kszy Kszy

    Co do kotów, to ja od jakiegoś czasu tak nie uważam. Moje koteczki są niesamowicie przylepne i jak po wejściu do domu za długo się z nimi nie witam, to głośno nawołują i szaleją. Kot bardziej niezależny jest i egoistyczny, absolutnie. Ale obie moje kotki są fundacyjne i od obu czuję wdzięczność. Inna, niż psia, ale jest Króliki - urocze stworzenia. Bardzo duży bałagan robiące. Potrafią się przywiązać bardzo, ale nie nie jest to regułą. Kiedyś miałam dwa uszaki i były bardzo zżyte ze mną. Spały ze mną pod kołderką i budziły liżąc po twarzy. Kochane, ale już więcej mieć nie chciałam z uwagi na dużą ilość sprzątania. Ale tak się stało, że mąż jednego znalazł na śmietniku zimą, to drugiego towarzysza przygarnęliśmy z fundacji, bo króliki to zwierzęta stadne. No i te już nie są tak chętne do obcowania z człowiekiem. Zwłaszcza jeden. No i coż... trzeba uszanować, kochać... i sprzątać.
  18. To faktycznie nietypowo. Moja była strasznie anemiczna, taka powolna. Czasem miałam wrażenie, że zaraz zaśnie. Inna nie aż tak, ale też zbyt mało interaktywna. Oczekiwałam dialogu a dostawałam pytania, stwierdzenia, które rozumiem, że miały mnie dokądś zaprowadzić, ale to zupełnie nie jest ten moment.
  19. HerShadow

    Kszy Kszy

    Cześć Jakoś mnie Twój nick przyciągnął. Też mam kotki - dwie i parkę królików. Marzę o psie. Zawsze piszesz wierszem?
  20. hah, to na grubo rozwaliłaś system.
  21. Słyszałam o tej książce. Może w końcu kupię. U mnie w rodzinie, to wyuczona bezradność w każdym kącie . Ja jestem jakimś dziwolągiem co to chce więcej. A więcej to inni, nie my. Trudno to wytępić. Wyprowadzka bardzo dużo pomogła. To kopanie głębiej jest męczące i to, co mu towarzyszy, ale też trochę fascynujące. Przy tym strasznym spadku nastroju i kolejny epizodzie depresji teraz, kiedy leki zaczynają działać, Ja się w sumie zaczynam cieszyć, że tyle się ostatnio dzieje, bo dowiaduję się o sobie i dostrzegam rzeczy, których wcześniej nie widziałam. Po raz pierwszy w życiu pomyślałam, że może i ja kiedyś zakończę terapię. Byłam pewna, że jeszcze dlugie lata przede mną, albo całe życie.
  22. Widzisz, u mnie psychodynamiczna na tym etapie się nie sprawdzi. Byłam i dostawałam szału. Potrzebuję interakcji ze strony terapeuty, większego dynamizmu, więc dla mnie idealne byłoby miejsce, w którym specjaliści są otwarci na inne nurty. Psychodynamiczny chętnie, ale może na innym etapie. Teraz poznawczo-behawioralny jest odpowiedni. Pomyślałam sobie kiedyś, że mogłabym pójść na terapię psychodynamiczną, żeby tak wejść na głębszy poziom relacji z sobą. Żeby być sekretarką? Na wiele stanowisk specjalistycznych oczekują po prostu wyższego. Wiele osób pracuje też w branży nie mającej nic wspólnego ze studiami, które kończyli. No ale nie znam kontekstu rozmowy. Może komentarz rekruterki nie dotyczył stanowiska, na które aplikujesz. Swoją drogą mamy podobnie. Ja byłam w poniedziałek na rozmowie, ale na rejestrację telefoniczną. Zobaczymy.
  23. O tak. Zauważyłam, że podejście "Ciesz się tym, co masz!' jest typowe dla pokolenia PRL i wcześniej. To nie dziwne nawet, ale przecież człowiek może się zmieniać. Według mnie, to taka wyuczona bezradność powoduje, że ludzie nie zmieniali tego myślenia. Bardzo trudno mi było iść po więcej z takim podejściem mojej rodziny, która w dużej mierze nie rozumiała o co mi chodzi i "Czego ona by chciała?" Nie mogłam więc zwierzyc się nikomu z ewentualnych porażek, bo zaraz by było "A widzisz! Mówiłam Ci!" Ciężko było być na tyle mocną, z żeby zyjąc między innymi z tym utrudnieniem, się przekonać, że potknięcia się zdarzają. No ale wiedziałam zawsze jak nie chcę aby moje życie wyglądało i się nie poddałam. Zmieniam je i wiele już zmieniłam, ale wiele rzeczy mi tę drogę utrudnia. No z pracą, to jest jakiś koszmar Z rodziną już nie mieszkam od dawna, więc otoczenie jest teraz na ogromny plus i z zupełnie innymi komunikatami, jednak trudno zmienić fundamenty. To o czym piszesz, że fakty świadczą o czymś innym, niż to co o sobie myślimy, to jest tak trudne do skontrolowania w danym momencie. Przynajmniej dla mnie. Ale o to też chodzi między innymi, żeby temu wewnętrznemu głosowi przeciwstawić się innym komunikatem i powtarzac go aż w końcu sami siebie przekonamy do tego, co jest a nie do tego, co nam wmowiono.
  24. "Konflikty" zacieśniają więzi. Może Wam posłużyły Z terapią mam podobnie. Takie trwałe zmiany osiągnęłam dzięki niej, jednak do przyczyn największych problemów najtrudniej się dogrzebać, więc jakoś trzeba żyć... bez leków do terapii nie byłabym nawet zdolna. Ja mam wrażenie jakbym codziennie podchodziła pod ogromną górę i taszczyła okropny ciężar przy tym. W pewnym momencie pomyślałam, że może to jeden z efektów depresji, ale właśnie ten trop upada. Bo dziś też nawet jakoś funkcjonuję, a opór jest. Więc trza grzebać dalej...
×