-
Postów
152 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez HerShadow
-
Z depresją, to mierzę się przez całe życie, nie przez pracę samą w sobie, ale raczej przez to w jakie role wchodzę w zespole i wśród ludzi w ogóle. A praca, to zespół w końcu. Inną rzeczą, która chyba bardziej mnie do tej depresji doprowadza, to lęk. Lęk przed ludźmi, przed zadaniami, przed porażką, przed ośmieszeniem, wykluczeniem... mogłabym jeszcze parę rzeczy wymienić. Raz wpadłam w środowisko takich harpii, że tak skończyło się mocnym załamaniem nerwowym i dwutygodniową wegetacją w łóżku aż leki nie zadziałały. Skąd wiem, że to moje wewnętrzne przyczyny najczęściej? Bo mnożna mieć 2x pecha do miejsca pracy, ale 3 i 4 dają do myślenia. Własny biznes szybko zderzył mnie z tym, czego nie chciałam zauważyć będąc na etacie. To naprawdę było spore zderzenie i dało mi wiele informacji o moich problemach, a przez lata terapii zebrałam ich już całkiem sporo. Infografika bardzo dobra. Rzadko się widzi takie kampanie kierowane do pracodawcy. Raczej do poszkodowanych ze wskazówkami jak sobie mają radzić, a przecież nie poradzą sobie trwale, jeżeli będą wracać ciągle w to samo toksyczne środowisko. Niestety, z mojego doświadczenia, korporacje mają to do siebie, że dokręcają ludzi, żeby wyrobić statystyki. Wiedzą, że na wielu poziomach człowieka da się zastąpić. Z resztą... tak jest. Skoro da się go wyszkolić do pracy na konkretnym stanowisku, to da się i kolejnego. Co ciekawe, to najgłupsza metoda pod słońcem, totalnie demotywująca. Czy nie lepiej spowodować, żeby pracownik był lojalny? Lepiej pracuje, dłużej pracuje i nie trzeba tracić godzin na szkolenie nowego, tracić na jakości, bo zanim nowy, będzie pełnowartościowym pracownikiem, musi przecież jakiś czas popracować. Dla mnie to jest totalnie oczywiste i nie rozumiem jakim cudem wielkie korporacje mają w to wygrzane. Ale jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Na coś hajs się daje, na coś nie. Dlaczego, to już pewnie jakiegoś mądrego Mendżera trzeba pytać....
-
To już chyba mój sufit... niżej, niż bym chciała :(
HerShadow odpowiedział(a) na HerShadow temat w Depresja i CHAD
Nie chodzi o rację. Po prostu czasem ja też przestaje się trzymać... to wszystko. -
To już chyba mój sufit... niżej, niż bym chciała :(
HerShadow odpowiedział(a) na HerShadow temat w Depresja i CHAD
Gdyby to było takie proste, pewnie nie byłyby potrzebne leki przeciw lękowe. Właśnie chyba o to chodzi, że ot tak nie da się tego olać, bo przyczyna siedzi nierozwiązana. Weekend się kończy, a ja dopiero złapałam oddech i tylko trochę. Już zapomniałam jak open space, zgiełk i ciągły monitoring mnie drenuje. Często wracam i padam spać od razu. Co to za życie? A energię na inne zadania znaleźć muszę. -
To już chyba mój sufit... niżej, niż bym chciała :(
HerShadow odpowiedział(a) na HerShadow temat w Depresja i CHAD
Znam źródło. Terapia raczej nie idzie w kierunku, żeby sobie z nim poradzić. Wydaje mi się, że umiem artykułować gotowość do działania... więc nie wiem o co chodzi. Stąd zaczynam się zastanawiać nad sensem terapii. Leki pozwalają mi przeżyć jakoś. Pomimo dołków wstać rano i wchodzić w rolę robota. Chyba nic więcej nie jestem w stanie zrobić. Próbowałam. Nic odkąd pamiętam nie jest moim celem, niż wydostanie się z tych pułapek. Może to są rzeczy, których nie da się zmienić... Czuję, że chcę pokonać górę, której nie da się ruszyć. Jakoś ją uelastycznić, żeby dała mi żyć. Próbuję poradzić sobie z tym, co mnie blokuje. Całe lata... już nie ma ku*wa siły. Bo ląduję w tym samym miejscu praktycznie. Staram si ę być otwarta w terapii jak tylko się da. Nie wiem co mam jeszcze zrobić. MOże to po prostu nie jest do zmiany a te wszystkie bajki o wyjściu z terapii, to można właśnie sobie między te bajki włożyć i tam zostawić. -
To już chyba mój sufit... niżej, niż bym chciała :(
HerShadow odpowiedział(a) na HerShadow temat w Depresja i CHAD
Za mną trudny okres i decyzje, które niekoniecznie chciałam podjąć. Moim problemem jest wiara we własne umiejętności i żadna licznych szkoleń i kursów tego nie naprawi. Problem jest gdzieś indziej i ja o tym wiem. Najgorsze jest to, że nie można powiedzieć “ok. od dziś w siebie wierzę”. Stanęłam pod ścianą. Wnioski na ten moment są takie, że nie znam sposobu, żeby w siebie uwierzyć. Uwierzyć, że jestem coś warta, że wykonuje swoje zadanie dobrze. Od niedawna widzę jak proste zadania potrafią mnie pokonać, i powalić mi efektywność i… co chyba najtrudniej mi przyjąć, ostatnio moje całożyciowe zmęczenie ciśnięciem siebie, powoduje, że z trudem utrzymuję nawet przeciętny poziom. Jestem bliska stwierdzenia, że po tylu latach na terapii, nigdy tego nie naprawię. To chyba coś, co dostajemy lub nie, na tak wczesnym etapie swojego życia, co jest takim fundamentem, że nie da się tego odwrócić. Jestem bliska odpuszczenia terapii. Mam męża, który codziennie mówi mi, jaka jestem wspaniała, ale chyba nigdy mnie nie przekona. Nie zaprzeczam mu, ale szczerze mówiąc, nie wiem, co on takiego wspaniałego we mnie widzI. Bez żadnych sukcesów, bez żadnej zawodowej pozycji, do której tak dążę. Nie ma nic. Mam żal, za brak wsparcia i zbudowania mnie przez osoby, które były za to odpowiedzialne, bo w ostatnim czasie dostrzegam coraz więcej ich zaniedbań (delikatnie mówąc). Mam żal, jestem zła ale też bezsilna i zrezygnowana. Za to, że najprostsze zadania pokonują mnie, kiedy staję przed pośrednią nawet oceną. Że nie radzę sobie ze stresem, że nie umiem się chronić, a nawet jeśli, to kosztuje mnie to zdecydowanie za wiele. Jestem zmęczona. Nie wiem co dalej. Chciałam odejść od etatu, bo nie dawałam rady psychicznie w korpo warunkach. Teraz musiałam do nich powrócić i nie wiem co dalej. Każdy wysiłek wydaje mi się bez sensu, bo czego bym się nie podjęła, zawsze to samo będzie ciągnąć mnie w dół. Decyzje obiektywne, jakie powinnam podjąć, to zmienić proporcję między etatem a biaznesem, żeby udało nam się wyjść z dołka, w który nas wpakowałam. Teraz wiem, że nie dzięki braku umiejętności, ale braku wiary w nie. Jeżeli nie poddać się całkiem z biznesem, to przynajmniej dłubać coś po godzinach. Nic więcej. Może raz jeszcze zastanowić się nad branżą. Koniec końców zawsze mnie to dopada - poczucie bycia na ciągłym polu bitwy. Poczucie, że koniec końców człowiek zawsze jest sam. Że ten ból i strach i przyszłość zawsze będą mi już zawsze towarzyszyć. xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx Dziś jest mi wyjątkowo źle. Ciebie nigdy nie było, chociaż byłeś. Jeżeli jesteś gdzieś prawdziwy, nie ten który byłeś fizycznie i mnie zniszczyłeś, wiedz, że mi Cię brakuje i Cię potrzebuje. Często. Już dawno nauczyłam się nie szukać Cię w innych. Nauczyłam się większość decyzji podejmować głową, co dało mi zdrowy związek, o którym w życiu nawet nie marzyłam. A jednak nie zawsze to działa. Nie da się sobie powiedzieć - jesteś wartościowa i po prostu w to uwierzyć. Szkoda. Co do zasady nie wierzę w takie bzdury, ale jeżeli gdzieś jesteś, chcę Cię spotkać w innej postaci, jakimkolwiek zrządzeniem losu. Chcę chociaż na chwilę przestać czuć, że stoję nad przepaścią i muszę uważać, żeby nie spaść. To dziwne i może trąci desperacją, ale jeżeli mnie słyszysz ... (P.S to nie ogłoszenie. To bardziej... w próżnię) -
Bardzo fajny temat. Nie wiem czy zadaję sobie takie pytanie, czy to bardziej przekonanie. Dotyczy dwóch rzeczy: - edukacji - gdybym miała więcej wsparcia w problemach społeczno - edukacyjnych od rodziców i nauczycieli prawdopodobnie mogłabym pójść na studia. Brak matury nawet przez klawiaturę nie chce mi przejść . Jest to jeden z bardziej bolesnych tematów w życiu. Wiąże się z szeregiem traum i jest powiązany z tyloma rzeczami, że aż mi ciężej jak tylko o tym wspominam. Sporo utrudnia zawodowo, choć daleko zaszłam i jestem zadowolona, że wykonałam tę robotę naokoło. Ale mam żal do rodziców. Za wiele rzeczy. Za to jak mi ze wszystkim trudno także. Co by się potoczyło inaczej, gdybym poszła na studia? Ostatnio sobie uświadomiłam, ze może wszystko a może nic. Możliwe, że nawet studia nie pomogłyby mi z problemami z samooceną, ze strachem przed ludźmi, a to oznacza, że nawet z nimi moja droga wyglądałaby dokładnie tak samo. Czy żałuję? Nie, bo mam wspaniałego męża i dla tego, jak spokojne mam teraz życie, choć nie bez problemów - wiadomo, przeszłabym wszystko jeszcze raz. Tak, bo mimo wszystko skróciłoby to moją zawodową drogę w obecnym momencie i chociaż na jakimś polu mogłabym złapać oddech. Mam żal o to, że tak jak napisała @Illi bez tego syfu byłoby łatwiej. Mogłabym widzieć życie jako wyzwanie, realizować się, osiągać satysfakcję. I nie mówię tu nawet o jakichś niebotycznych ambicjach, a o zwykłym nie męczeniu się każdym dniem, nie baniem się każdego człowieka, o większym lub mniejszym poczuciu kontroli i bezpieczeństwa. Muszę sama odbudować podstawy, z którymi powinnam wystartować, a jak już miałabym względne zasoby żeby w nie wejść i go doświadczać, to już będzie gdzieś końcówka. Teraz często ledwo mi się chce. Ja spotkałam się z podobnym stwierdzeniem - jeżeli w danym momencie życia podjęliśmy taką, a nie inną decyzję, to znaczy, że nie mogliśmy podjąć innej. Nie byliśmy w stanie, nie widzieliśmy tego, co widzimy teraz. Każdy tak ma, tylko nam, "znerwicowani" trudniej sobie z tymi decyzjami poradzić, no i okoliczności mogły być trudniejsze.
-
To już chyba mój sufit... niżej, niż bym chciała :(
HerShadow odpowiedział(a) na HerShadow temat w Depresja i CHAD
To prawda. Social Media nam pokazują wykreowany wizerunek życia każdego... nawet naszego. Uświadomiłam to sobie, kiedy napisała do mnie koleżanka z pytaniem o coś po długim okresie milczenia. Zaczęła "Hej, nie pytam co u Ciebie, bo widzę, że wszystko super. ..." Mnie to trochę nie dziwi - osobiście, raczej nie pokazuję się w Socialach np. bez makijażu. Dlaczego? Nikt nie chce się przyznać, że sobie z czymś nie radzi, chcemy, żeby inni widzieli, że jest w nam zyciu lepiej, choć doskonale wiemy, że każdy z czymś sobie nie radzi, i to się kumuluje w Socialach wręcz za mocno. Ale tak było zawsze, tylko w inny sposób się manifestowało. Minęły dwa tyg. w nowej pracy. Pierwszy tydzień był wyczerpujący, bardzo - wychodziłam, wracałam i padałam jak ścięte drzewo. Pod koniec pojawiły się pierwsze somaty Wizyt w toalecie z 4 albo 5. Do tego wszystkiego kłopoty ze snem. Padając po południu budziłam się między 2:00 a 3:00 w nocy nie mogąc już zasnąć przed wyjściem do pracy. Cykl więc się powtarzał, bo po prostu musiałam zasnąć, bo fizycznie czułam się okropnie również z niewyspania (gdzie te czasy, co człowiek tylko lekko przytłumiony chodził? . Teraz całe ciało wręcz choruje, a jestem tylko lekko po trzydziestce. ). Jeśli jednak zasnę na tę godzinę czy dwie, po pobudce jestem w stanie siedząc i pijąc kawę przysnąć. To do mnie nie jest za bardzo podobne. Jeżeli już wstaję i siorbię kawkę, to raczej znaczy, że wstałam. Mogę po niej jeszcze się zdrzemnąć, ale nie tak, że tego nie kontroluję. W sobotę po pierwszym tyg. nie było sił, żebym wstała przed południem. Przeraża mnie to, że od jakiegoś czasu jak już śpię, to może mi bardzo zależeć, żeby wstać, mogę nastawić budziki i niczego nie słyszę. Mogłaby obok mnie wybuchnąć bomba i kompletnie mnie to nie ruszy. Tak samo podczas po południowych "drzemek", po których budzę się nad ranem. Drugi tydzień nieco lepszy. Udawało mi się dzień czy dwa być w całkiem niezłej formie pod względem wyspania, ale walka z rytmem dnia cały czas. Praca ogólnie? Całkiem spoko. Na początku zazwyczaj jest spoko, ale Trittico naprawdę mi pomaga i czuję, że te moje wszytskie lęki są, jednak jakby przyciszone i zdecydowanie łatwiej mi sobie z nimi radzić. Był moment, w który wpadłam w tradycyjną rolę, niestety Jednak drugie źródło dochodu, daje mi poczucie bezpieczeństwa jakiego nigdy nie miałam, więc asertywnie ale grzecznie zawalczyłam o siebie. Byłam zdumiona efektem. Zupełnie inny, niż ten, którego się zawsze bałam. Mój mąż mówi, ze to było właśnie normalne. Przepraszam, że tak kluczę, ale nie chcę opisywać szczegółów, żeby uniknąć ewentualnego odkrycia się. Kosztowała mnie ta sytuacja trochę nerwów. Jeszcze gorzej mi się szło na drugi dzień, ale znów... trzymałam się pozytywnej myśli, że za kilka dni kolejny etap, a w razie czego cóż... mam wyjście awaryjne. Po raz pierwszy w życiu mam ten bufor bezpieczeństwa w postaci nie bycia zdaną na samą siebie. Myślę, że to w dużej mierze leki, bo jednak wytrzymuję z tym nastawieniem i trzymam lęk w ryzach, ale też widzę też zmiany z terapii. Ogólnie atmosfera bardzo pozytywna. W życiu do tej pory nie spotkałam się w korpo z umiejętnością wskazywania błędów w taki konstruktywny sposób. Ja też mam inne podejście do błędów. Nie zakładam, że za każdy drobiazg uznają, że się nie nadaję i mi podziękują. Każdy co jakiś czas się myli. Dzięki temu nie koncentruję się tak na każdym ruchu popadając w panikę, a w konsekwencji faktycznie popełniając za dużo błędów. Największym problemem jest sen. Dziś znów zasnęłam o 4:00 rano. Nawet nie wiem, kiedy ten czas mija. W weekend ciągnie mnie do siedzenia w nocy, bo wtedy czuję, że naprawdę psychicznie odpoczywam. Trudno mi się oderwać od tego, co robię. No i martwi mnie tak kiepska forma po takiej szarpanej nocy. Zapytam psychiatrę, ale jak sądzicie, czy to normalne? Wiem, że 20 lat już miałam, ale kurczę no... bez przesady. Ludzie w moim wieku przecież potrafią pracować dużo, ale nie padają nieprzytomnie i nie odsypiają pracy przez prawie pierwszy dzień weekendu. Mało prawdopodobne, że to wina leku. Przed nim też tak miałam. Myslę, że może to stres związany z nową pracą + moje lęki, które go potęgują. Forma pracy, bo jednak odwykłam od etatu i intensywność kontaktu z ludźmi, za którą nie przepadam. Lubię sobie pracować w spokoju. Podsumowując - ogólny lęk przed jutrem jest, jednak mimo niego daję radę się ogarnąć. Jutro po pracy jeszcze idę na terapię, więc dziś w domu zwlekłam się przed 12:00 i jestem trochę nieżywa, ale dzięki temu zasnę może normalnie i jutro będę zwarta i gotowa do działania. -
TRAZODON (Azoneurax, Trazodone Neuraxpharm, Trittico CR/XR)
HerShadow odpowiedział(a) na jowita temat w Leki - Indeks leków
Po ponad 3 tyg. brania Trittico stwierdzam, że działa. Poprawił mi się nastrój odczuwalnie, odporność na codzienność i łatwiej mi radzić sobie z tzw. demonami. Z odziaływaniem nasennym trudno mi się odnieść, bo niestety bardzo łatwo mi odwrócić sobie rytm dobowy. W nocy czuję, że odpoczywam, więc lubię posiedzieć a dzień pomimo, że łatwiejszy teraz, to ostatecznie ten syf gdzieś tam jest i jak tylko mam okazję spać, to śpię za długo. I doba odwrócona... Nawet jeżeli przy tym wezmę wieczorem Trittico, to nie spowoduje, że zasnę, kiedy pospałam w dzień i jestem ogólnie wyspana. Ale ogólne samopoczucie zdecydowanie na plus. Mogę żyć. -
Dzień Świra w moim wydaniu, czyli jak się kąpię.
HerShadow odpowiedział(a) na temat w Nerwica natręctw
Ja pierdyliard razy wszystko dezynfekuję rozmaitymi środkami - wrzątek, chlor, specyfiki antybakteryjne jak np. Detol. Obecnie dodatkowo mam środek weterynaryjny z uwagi na krążącą ptasią grypę niebezpieczną dla kotów. Nic nie poradzę, dla mnie czystość jest wtedy, kiedy jest czysto nie tylko na wierzchu a pod spodem syf. Nie odpoczywam w takich warunkach. -
Nie, nie jest to moja opinia! Leczę się, diagnozuję. I MAM OPINIE LEKARZY!! Przynajmniej jeżeli chodzi o MÓJ PRZYPADEK, który pokazuje, że tak też może być. Jakbyś nie czytał wybiórczo, to byś może doczytał, że często to podkreślam. Nie każę każdemu tak robić! Poradziłam się zbadać! Nie jesteś specjalistą lekarzem w żadnej z tych dziedzin jak sądzę, więc dla mnie to co piszesz, to fakt dotyczący ZDROWYCH ludzi. Od chorób mam LEKARZY i ich zalecenia są dla mnie wiążące. No jakoś już tak mam., że nie diagnozuję sie przez Internet jak większość populacji. Każdemu polecam się zbadać i sprawdzić czy wyniki są ok. Postępowanie dla każdego przypadku zaleca LEKARZ. A ja nigdzie nie napisałam, ze całe zycie można być na 1200 kcal. Odniosłam się do obecnej sytuacji WŁASNEJ.
-
Nie! Nie napisałam nigdzie, że po leku! Napisałam na samym początku, że oprócz tego, że leki mogą tak działać, ale przecież nie muszą, to mogą być też inne powody. I tych innych powodów dotyczyła moja wypowiedź! Poza tym, jak niżej:
-
Śmiechłam Świetny zabieg umniejszenia kogoś, ale słaby i nie działa. Że żaden lekarz mi o tym wszystkim nie powiedział ani dietetyk. Partacze. Miałam robione szczegółowe badania, albuminy również. Wiem dokładnie o czym mówisz, ale Ty niestety nie rozumiesz o czym mówię ja. Od lat zmagam się tymi problemami. Polecam zagłębić wiedzę o te konkretne wątki, bo postępowanie jest przy nich trudne a walka nierówna.
-
No ma, bo chodzi o organizm jako taki. Przykład z weterynarii, bo mój własny. Znam wiele innych ludzkich, ale nie jestem typem, który mówi "ja to nie byłam za granicą, ale znam kogoś, kto był" Mówię o czymś, czego sama doświadczyłam. Ja nie pisze o otyłości. Piszę o tym, co sama doświadczyłam a doświadczyłam, że SIBO, IMO i IO zwłaszcza w połączeniu, powodują, ze przez większość życia czujesz się przeżarta, masz wzdęcia, biegunki lub zaparcia lub na zmianę itp. U niektórych wtedy jest tak, że 1200 kcal wystarcza, bo nie mają siły w takim stanie iść do pracy a o treningu nawet pomyśleć. O uzupełnieniu pisałam wyżej, nie będę powielać.
-
Nie rozumiem co masz na mysli. Efekt jojo jest wtedy, kiedy się człowiek głodzi a potem nadrabia. Klasyczna sytuacja. Tak, metabolizm głupieje. Jak już to katabolizm. Ćwiczenia to 20% sukcesu, dieta to 80%. Rozumiem, że trenerzy, którzy tak twierdzą też są niekompetentni. ? "Katabolizm mięśniowy to proces, który zaczyna się w momencie częściowego lub całkowitego wyczerpania zapasu substancji odżywczych, jakie dostarczane są z zewnątrz. Taki stan może zatem pojawić się na przykład przy głodówce, w ramach której nie dostarcza się do organizmu praktycznie żadnego pożywienia." To tak z definicji, a ja nigdzie nie pisze o głodówce. Piszę o tym, że człowiek może być najedzony na 1200 kalorii. Przecież czujesz, czy jesteś głodna. Głód to oznaka, że czas uzupełnić zapasy. Jeżeli z powodu treningu czujesz brak - uzupełniasz, a najlepiej dostarczasz przed treningiem, jeśli wiesz, że będziesz go w danym dniu robić. Nie wiem co jest trudnego w zrozumieniu, że są choroby, które powodują takie a nie inne skutki.
-
Nie wątpię, że tak jest i każdy 1:1 będzie miał taki sam problem. Piszę tylko, że może być i tak, że na 1200 kcal będziesz na full. Jestem tego żywym przykładem, więc być może przeczę prawom fizyki, chociaż chyba bardziej biochemii, jeśli już. Niestety SIBO już nie jest tak łaskawe. Nie życzę nikomu poczucia przeżarcia Ii innych sensacji po zjedzeniu paru kęsów z porcji. Wiesz, słabo trochę takim tonem. Zakładasz, że wszyscy inni, to kretyni, bo nie zgadzają się z Tobą i mają inne doświadczenia na własnej skórze. Rozmawiamy sobie tylko... chyba (?) wymieniamy się doświadczeniami. Dobrze jest posłuchać/poczytać z otwartą głową, że przypadki mogą być różne. Jestem pod opieką gastrologa i endokrynologa. Konsultowałam też z innymi wcześniej. Każdy mi powiedział, że 1200 kcal, to mało, ale jeżeli nie jestem głodna, jest ok. A może piwonnam im powiedzieć, że się mylą? Liczby i zasady, to jedno. Podam kolejny ciekawy przykład z innego podwórka - weterynaria. Żeby nie było, nie żałuję na zwierzęta, leczę je u jednej z lepszych nefrologów w Europie. Jedna z moich kotek całe życie miała pewne parametry zaniżone. Objawów zero. Kocisko w formie życia. Pytam więc jakie badania dalej, żeby znaleźć powód tych spadków. Pani doktor mi na to, że na razie nic nie robimy. Suplementujemy i regularnie kontrolujemy - leczymy organizm a nie wyniki. Mogłaby ją naszpikować i zniszczyć wątrobę, tylko po co? Zwierzę ma już 14 lat i całe życie z takimi wynikami jest w życiowej formie. Dla odmiany druga kotka ma już opanowaną sytuację i wyniki w odpowiednich przedziałach a jest schorowanym kotem dwukrotnie już z resztą, przez panią doktor ściągniętym z tamtego świata.
-
w ogóle nie byłam zagłodzona. Zwłaszcza kiedy u dietetyka nie byłam na diecie dedykowanej pod IO. Czułam się przepelniona pomimo niskiej kaloryczności. Ciągle jestem na 1200 i podczas kiedy schudłam bardzo, także byłam na 1200 kcal. Mało tego. Potrafię nie zjeść wszystkich porcji, bo jest tak dobrze zbilansowana, że czuje się najedzona i oddaje porcje mężowi. Chyba, że robię trening, to czasem muszę coś dojeść, ale to już żadne wyzwanie. Tak jest przy IO lub innych problemach metabolicznych. Czujesz się ciągle pełna, dlatego nie można traktować redukcji w takich przypadkach tak samo jak u zdrowych osób. Zapotrzebowanie kaloryczne się oblicza przecież i ja dokładnie to zrobiłam. Dietetyczka też. Wyszło mi nieco ponad 1200. W cateringu nawet nie ma do wyboru nic poza okrągłymi liczbami. Zgodnie z tym, że człowiek ciagle czuje się pełny, 1200 wystarcza na bardzo długo. Kiedy waga spada, zapotrzebowanie kaloryczne rośnie i schodzi się z redukcji zostając przy kaloryczności utrzymującej, ale przy tego typu chorobach od razu zaczyna sie wtedy tyć. Nie mówiąc o tym, że nie jesteś w stanie tego zjeść, bo nie dość że czujesz się przeżarta, to sensacje żołądkowe murowane. Dlatego ludzie z tymi schorzeniami czują się tak osamotnieni. Nikt tego nie jest w stanie zrozumieć. Poza tym to, że 1200 kcal to zło jest absolutnym mitem. Ja polecam posłuchać trenerki Marty Kruk z codziennie fit. Ona z takimi i innymi mitami się rozprawia. Wszystko zależy od indywidualnego przypadku. To, że organizm magazynuje zasoby jest prawdą wtedy, kiedy ludzie naprawdę się głodzą i faktycznie są głodni ale nie jedzą. To jest oczywista głupota i wtedy też mogą być trudności z utrata wagi a przede wszystkim efekt jojo. Przede wszystkim jest to niezdrowe. Trzeba obserwować i słucha swoje ciało. Gdybym zjadła wiecej kcal nie byłabym w stanie wstać z łozka, więc bez sensu dla zasady ogólnej ignorować swój organizm. Tak można sobie zaszkodzić dopiero. A dietetyczkę polecam - wybrałam jedną z lepszych w Wawie https://www.google.pl/search?q=Poradnictwo Dietetyczne Ewa Marchlewska&ludocid=15175373987320681944&ibp=gwp;0,7&sa=X&ved=2ahUKEwjtmc-zh6WAAxXvHxAIHY1RDjAQ_coHegQIHhAB&biw=393&bih=741&dpr=3#lpg=cid:CgIgAQ%3D%3D
-
Niekoniecznie. Jestem żywym przykładem bycia na 1200 kcal i z trudnościami schudnięcia. Otarłam się o nadwagę. Nie jestem typem, który je byle co, także jakość jedzenia też nie wchodziła w grę. Więc? Według mnie konieczna jest diagnostyka w kierunku cukrzycy/inulinooporności. Leki antydepresyjne mogą, ale nie muszą powodować trudności z utratą wagi. Byłam kiedyś nawet na specjalnej redukcyjnej diecie układanej przez dietetyka - zero efektów. Może ledwo 1 kg. w niecałe 2 mies. Mierzę się z podobnymi trudnościami do zdiagnozowania i tę drogę właśnie przechodzę. Bardzo pomaga mi dieta o niskim indeksie glikemicznym. Jak bardzo? Schudłam prawie 7 kg. w 6 mies. To dużo jak na fakt, że nie mogłam schudnąć w ogóle. Poza tym dieta o niskim Ig jest bardzo zdrowa tak po prostu. Przyśpieszenia utraty wagi nabrałam jak przeniosłam się na catering. Gotując sobie samej, nawet z książką o niskim Ig. nie zawsze byłam w stanie zachować częstotliwość posiłków. A z przykrością stwierdzam, że jest to walka nierówna i nawet małe odchylenia czy zmiany spowalniają efekty. No i ruch fizyczny. Jakikolwiek jest rekomendowany. Chociażby spacery. Nie tylko cukier jest ten zły. Cuda działa zminimalizowanie węglowodanów najbardziej jak to możliwe, bo całkowicie niestety nie można. Co do cukru, zapominamy, że jest praktycznie wszędzie - jogurt truskawkowy, kupne przetwory na przykład. Na prawdę warto zaglądać na wszystko, co ma etykietę. Może nie po to, aby się zafiksować na punkcie cukru, ale wiedzieć ile go jest i czy może być mniej w innej wersji produktu. Ja cukier usunęłam całkowicie poza okazjonalnym spożyciem. Nawet lody znalazłam słodzone ksylitolem. Jeżeli już słodzę, to stewią i tylko kawę. Można ją kupić w pudrze lub tabletkach. Całkowicie usunęłam laktozę. Dotarło do mnie, że mi szkodzi po eksperymencie - klika dni na mlekach roślinnych a potem powrót do zwykłego niby bez laktozowego. Efekt? Brzuch ciążowy. Mój mąż z perspektywy ocenił tak na późny 6 wczesny 7 mies. I ten tzw. brzuch ciążowy pojawiający się znienacka oprócz trudności z utratą wagi lub wraz z nimi, to wskazówka, żeby szukać wśród problemów metabolicznych. Podobnie mam jak zjem tradycyjne spaghettii itp. Polecam też sprawdzenie SIBO, alergii pokarmowych. Głównie gluten jest problemem. Odwiedzić też endokrynologa, tylko dobrze wybrać, bo to specjalizacja, w której jakoś trudno o rzetelnego specjalistę. Hormony, to już tu często poruszany wątek, więc nie będę się powtarzać.
-
@VizyoTwój lęk jest paradoksalny. Może spróbuj mocniejszej metody? Jeżeli to zła rada, to niech mnie ktos poprawi. Zazwyczaj hipochondrycy mają tak, że lubią pytać wujka Google i się nakręcać, że mają raka. Ponieważ pamiętam Twój wpis sprzed edycji ;), spróbuj poszukać w sieci skutków Tego, co musisz robić aby się uspokoić? O ile mam nerwicę i też jestem hipochondryczką, nie pamiętam, żebym kiedykolwiek przeszła na drugi biegun lęku, dlatego o tym pomyślałam, ale jeżeli dokonałam tu kategorycznie szkodliwej porady, to proszę wpis usunąć, bo nie to jest moją intencją.
-
Ja poszłam dziś na letnie zakupy Kupiłam sobie parę bluzeczek i spodnie W tyg. wyruszam po jeszcze jedne spodenki, bo jestem przed wypłatą a one jednak nie były w promocji... Zakupy w większości przypadków robią robotę.
-
TRAZODON (Azoneurax, Trazodone Neuraxpharm, Trittico CR/XR)
HerShadow odpowiedział(a) na jowita temat w Leki - Indeks leków
Od dwóch dni biorę 1/4 tabletki Trittico XR 150. Po takiej dawce nie spodziewam się cokolwiek poczuć i faktycznie tak jest. Jednak póki co skutków ubocznych też nie ma. Jeszcze dwa dni na 1/4 leku, potem cała tabletka. Zobaczymy wtedy. -
Szukam pomocy i odpowiedzi na moje pytanie. 🙏
HerShadow odpowiedział(a) na Jankes323 temat w Nerwica lękowa
Witaj! Powinieneś te pytania zadać Twojemu psychiatrze. Nie sądzę, żeby ktoś tu poradził Ci jaką substancję wziąć i czy w ogóle, jeżeli nie masz zgody lekarza do wspierania się czymkolwiek innym, niż zapisane leki. Czasami nawet naturalne substancje mogą zaszkodzić w połączeniu z niektórymi antydepresantami np. dziurawiec. Jak to „okazało się” ? Pomimo zażycia zalecanej dawki tak zaregowałeś czy wziąłeś za dużo? W Twojej wypowiedzi brak mi osoby psychiatry. Co on na to wszystko? -
Strata relacji z "obiektem"?
HerShadow odpowiedział(a) na zlasu temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Powodzenia Najlepszego -
Fobia społeczna a praca za granicą
HerShadow odpowiedział(a) na naturalcurl temat w Pozostałe zaburzenia
Witaj Współczuję tych dolegliwości. Bardzo takie agresywne. Nie wiem czy mam fobię społeczną, ale na pewno też boję się wyjść do ludzi. Nie ufam im i boję się ich zwyczajnie. Nie reaguje az tak jak Ty, ale psychosomatyka nei jest mi obca. Najskuteczniejszym, choć długoterminowym rozwiązaniem jest psychoterapia. Możesz tez czytać różne książki. Jest tego teraz mnóstwo. Np. "Jak przestać się bać?" Ellen Hendriksen. W ogóle zajrzyj sobie na stronę wydawnictwa Feeria. Myślę, że znajdziesz sporo dla siebie. Czy po lekach nie ma odczuwalnej zmiany, która pomogłaby Ci wrócić do pracy? Jeżeli chodzi o partnera, to dobrze by było jakby zrozumiał, że to taka choroba jak każda inna (depresja). Bierzesz na nia w końcu leki. Jest taki fajny wywiad z psychiatrą, który opowiada m.in o tym jak żyć z osobą chorą na depresję, która nie musi występować sama. Często występują wraz z nią też lęki. Tutaj jest link do tego wywiadu. Może się skusi -
Poszukiwanie pracy, rozmowy kwalifikacyjne, zatrudnienie
HerShadow odpowiedział(a) na Dryagan temat w Socjologia
Tak też myślę. Nie było tam tego. Nawet jeżeli zostało obnażone coś, co wywołało taką moją reakcję, to nie czułam się bezpiecznie z tymi emocjami tam. Wiem, że w grupie terapeutycznej stajemy w takich rolach jak w zyciu, ale powinien być ktoś, kto nie staje po żadnej ze stron. A tam miałam odczucie, że są ulubieni pacjenci, których się traktuje bardziej poważnie i Ci mniej. Jestem wrażliwa na nastroje. Od razu wyczułam, a przy tym co wyszło nie byłam w stanie tego nijak sprawdzić, obejrzeć. Jakoś się nad tym zatrzymać i to przeżyć, zobaczyć co to. Szkoda mi, że być może straciłam coś istotnego. Może byłam blisko tego, co na mnie na co dzień blokuje... Mimo to nie wykluczam ponownego podejścia do terapii grupowej. Niezła przeprawa. Musi być też nieźle uciążliwa. Szczerze mówiąc nie rozumiem lekarza. Jeżeli masz wyniki, to przecież nie sposób ich negować . -
To już chyba mój sufit... niżej, niż bym chciała :(
HerShadow odpowiedział(a) na HerShadow temat w Depresja i CHAD
To parcie na większe wymagania jest okropne. Odbiera cieszenie się z tego, co jest. Poranek, w którym otwieram oczy i nie myślę "Again?" też jest moim marzeniem. Mam nadzieję, że kiedyś będzie już normą. Życzę Ci aby Ci się udało to osiągnąć. Ja dziś byłam u mojej pani doktor psychiatry, bo zmienność nastrojów i inne dolegliwości po bupropionie były nie do zniesienia. Z resztą lekarka stwierdziła, że mogą być padaczkowe. U mnie w rodzinie ona występuje, więc jest zmiana leków. Zalecenie jest takie, że bupropion odstawiamy i zastępujemy Trittico. Dulsevia i Pregabalina zostają. Pregabalina zwiększona o kolejną tabletkę, czyli w sumie już 4. Czytając o Trittico mam wrażenie, że to lek idealny na moje dolegliwości. Depresja, lęk i problemy ze snem. Jakby jeszcze nie działał tylko na początku a później słabiej, byłoby idealnie.