Często spotykam się z wizją, że sprawca przemocy seksualnej to nieznajomym spotkany w ciemnym lesie. Jednak z reguły są to osoby, które znamy, lepiej lub gorzej. Pojawiają się w naszym życiu nie pierwszy raz, często darzone sympatią przez swoją przyszłą ofiarę. W takich przypadkach często powtarzane jest stwierdzenie "sama tego chciała, przecież z nim rozmawiała". Jeszcze gorzej jak z nim flirtowała, to już kompletnie nie możemy mówić o żadnym niedozwolonym czynie. Sprawcy przemocy często są mili, poświęcają swój czas i uwagę, aby zdobyć zaufanie ofiary i potem je wykorzystać. Później wykorzystują ten fakt i próbują zagłuszyć pokrzywdzoną osobę wpajając jej, że przecież to normalne.
Pomimo wielu kampanii społecznych, zapewniania że ofiary mogą się zgłosić po pomoc, rzeczywistość wygląda delikatnie inaczej. Sprawcy często są chronieni przez rodzinę i bliskie osoby, które doskonale wiedzą o tym co zrobili. Nie tylko na poziomie zwykłych ludzi, ale również dużych organizacji- praca, kościół, organizacje sportowe...
Czy fakt, iż znamy tę osobę powoduje, że trudniej później zgłosić to na policję? Dlaczego w dalszym ciągu jest to temat tabu, a osoby które o tym wiedzą nic z tym nie robią i kryją sprawcę?
Czy uważacie, że w Polsce powinien być nakaz zgłaszania przemocy seksualnej, jeśli dotyczy ona niepełnoletnich? Jeśli mnie pamięć nie myli, w części stanów USA jest obowiązek zgłoszenia molestowania dziecka, jeśli zachodzi tylko takie podejrzenie. Słowa dziecka traktowane są tam poniekąd jako pewnik.