Postanowiłam, że coś tutaj napiszę, no bo przecież to skrawek mojego miejsca na tym forum.
Spędziłam 3 miesiące na terapii w Gnieźnie. Byłam już tam drugi raz (za pierwszym razem pół roku). Wtedy wyszłam podbudowana, miałam wiele energii jednak znów wszystko zaczęło się sypać i postanowiłam ponownie spróbować. Była to dobra decyzja, wyszłam 14 maja i czuję, że mam więcej siły, że chcę, mam motywację... Mam z tyłu głowi taki głosik, który mówi "nie dasz rady, znów się załamiesz i wrócisz do punktu wyjścia". Ale muszę się trzymać, szczególnie teraz, ponieważ moja mama przeszła już radioterapię, a w tym miesiącu ma operację... Nie mogę się załamać, muszę być dla niej oparciem.
Nieraz mam ochotę to wszystko rzucić w piz... i się powiesić. Jestem już zmęczona swoim nędznym życiem i chorobą. Ale mam jakąś nadzieję, że wszystko się ułoży. Jestem teraz na dobrej drodze, mam osobę, która mnie kocha i docenia. To mnie naprawdę buduje.
Chciałabym w końcu zacząć żyć i wierzę, że uda mi się to osiągnąć. Jak nie teraz, to później. Poczekam. Będę działać.
Wy też działajcie... nawet, jak czujecie, że nie ma wyjścia z sytuacji. Jest ono zawsze, tylko trzeba powalczyć... Po prostu tym wpisem chciałam jakoś podbudować innych. Nie wiem, czy mi się to uda. Ale będę wierzyć, że tak.
Trzymajcie się wszyscy.