Skocz do zawartości
Nerwica.com

alicja_z_krainy_czarów

Użytkownik
  • Postów

    723
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez alicja_z_krainy_czarów

  1. Szczerze? Myślę, że w późnym wieku rak jelita nie daje żadnych objawów przez długi czas, natomiast we wczesnym wieku myślę, że są intensywne. Tak przynajmniej było w przypadku znanej mi osoby, tj. wujka. Myślę też, że nie można mieć dobrej morfologii przy akurat tym guzie. Wszystkie przypadki, które znam, miały złą hemoglobinę. Ale wiesz, jedno myślę, drugie sobie roję w swojej chorej bani. Natomiast na tym forum dopiero przeczytałam, że niby biegunka itd. mogą być objawami tego nowotworu. W życiu bym tego ze sobą nie powiązała. Raczej wydaje mi się, że jest odwrotnie - tj. zaparcia są wynikiem tego. Raczej takie coś powiązałabym z jamą brzuszną swoje, nie Twoje, bo skoro u Ciebie jest normalnie czasami, to jednak moim zdaniem to oznaka, że to na 100% albo nerwy, albo po prostu zła dieta. Choć skoro tak sobie wypominasz to piwo i pizzę, to chyba dietę masz dobrą, bo dla mnie to nic takiego napić się browara i zjeść dobrą, włoską pizzę. Ja dzisiaj już trzeci raz idę do toalety tak by the way i to, jak się załatwiam, porównałabym do trocin. Zaczęłam używać latarki przez @laveno i Ciebie!!! Dla mnie wizyta w toalecie to zawsze stres, nie pamiętam, kiedy się normalnie załatwiłam. @nerwa dziękuję za odpowiedź. Twoje słowa są pokrzepiające, że jednak takie wygadanie się pomaga. Bo ja tak stwierdzam na głupiej podstawie - że skoro nie pomaga mi wygadanie się przyjaciółce, to co mi pomoże gadanie u psychologa i nawijanie o sobie, i swoich problemach. Jednak fajnie, że Ci to pomaga, znika napięcie itd. Co do kolonoskopii, to mi chirurg mówił, że moje skierowanie jest ważne pół roku. Ale nie wiem, czy to tak wygląda ze wszystkimi. Czytałam też teorię, wedle której dopóki się nie pozbędziesz problemu, to skierowanie jest niby ważne, ale wydaje mi się szyta grubymi nićmi. "Guz tak nie boli" - z jakiej słynnej osobistości to cytat ;p?
  2. A masz dużo błonnika w diecie? Heh, ja tak sram od sześciu lat co najmniej =D i raczej nie sądzę, żeby było lepiej nagle. Także wiesz, już zaawansowana faza ;p. No to zrób sobie morfologię. Wiem, że kolono zrobić sobie nie tak prosto, sama się umawiam od kilku miesięcy.
  3. No to zrób sobie morfologię. Zresztą może miałaś ostatnio? To też objawy nerwicy. Bierzesz w ogóle jakieś sumplementy, cokolwiek? Spróbuj jakiegoś leku bez recepty może. Tukaszwili polecał Sanprobi IBS, ja sobie dzisiaj mam zamiar zakupić ;).
  4. No utożsamiam się z tym, co piszesz. Mam też tak, że nie lubię okazywać słabości przed innymi ludźmi. Ale czy psycholog jakoś zachęca Cię do mówienia innym, co czujesz, czy masz to jakoś przetrawić sama, wewnętrznie? Czyli po prostu na psychodynamicznej przychodzisz i mówisz? Rola terapeuty jest ograniczona? Pytam, bo w sumie w praktyce byłam u psychologa jako dziecko i wkurzała mnie ta wizyta, bo już wtedy znałam cel tych wszystkich niby "miłych" pytań. Wiedziałam, że pyta o to, co czuję w danej sytuacji, żeby to sobie podporządkować pod jakieś tam znane kategorie i wyciągać z tego wnioski. Tylko dla mnie pytania były banalne. I ja gadam, gadam. A przecież naturalną sytuacją jest dialog, nie monolog. Np. ostatnio miałam sytuację, że czyjeś zachowanie mnie ogólnie raniło w perspektywie długofalowej. Ale nie powiedziałam o tym tej osobie, bo nie chciałam jej do siebie zniechęcić. No to ja też tak kiedyś miałam. Wyrąbane. Raz może kiedy szłam do lekarza, to się trochę bałam, bo wygooglowałam. Tzn. czasami jakieś banalne objawy - spuchnięty JEDEN migdał - i od razu po wygooglowaniu "rak", ale z drugiej strony wiele osób tak ma. W sensie wygooglują, ale nie odczuwają tego panicznego lęku. To była jakaś taka obawa, jeśli nie "obawka". No to jeśli Cię to spotkało, to współczuję. Wiem, jaki to jest ból. Ja już w sumie nawet nie ufam ludziom, ale może i to dobrze, bo jestem, jak mi ktoś powiedział, naiwna. A to, co piszesz o myślach, jest ciekawe. Myślę, że tak jest właśnie. Tyle że ja dodam, że w ogóle mnie parę rzeczy w moim życiu przeszkadza. Sądzę, że jak niektórzy - miałabym np. męża czy ustabilizowaną sytuację życiową - to może by mi mniej odwalało. A tak to sądzę, że też moje życie mi się zwyczajnie nie podoba i przez to uciekam w świat chorób.
  5. Jeszcze tak dodam @nerwa, że u mnie hipo pojawiło się po urwaniu trzynastoletniej przyjaźni. Ktoś, komu ufałam najbardziej na świecie, zawiódł mnie na całej linii. Widzę, że teraz, po tylu miesiącach nadal nie jestem z tym pogodzona. Ale nie wiem, czy psycholog pomógłby mi się z tym pogodzić - i nie wiem czym, słowami? Technikami? Nie mam pojęcia, widzę ten wpływ, ale im więcej o tym gadam, tym jest mi chyba gorzej, a nie lepiej, więc może nie do końca rozumiem ten mechanizm przeżywania emocji. Nie wyobrażam sobie też mówienia obcej osobie o tym wszystkim. Trudno jest mi się otworzyć, niełatwo ufam ludziom.
  6. @Roza00 masz uprzedzenie, ja również je mam. Ale terapia terapii nie równa. Przecież nie możesz funkcjonować w taki sposób, że w sumie, no spoko się czujesz, ale za tydzień będzie np. inaczej, no bo tak, tak już musi być, do końca życia. Superwizja - czyli w dużym uproszczeniu współpraca kilku niezależnych psychologów - to np. bardzo ciekawa alternatywna dla zwykłej terapii. Ja doskonale wiem, o co Ci chodzi, ale tak nie można żyć. Wiem, bo sama tak "żyję" ;p. Po prostu wiadomo że pierwszy lepszy psycholog będzie raczej mało profesjonalny. To więcej niż pewne. Ale to nie oznacza, że nie ma wybitnych specjalistów, którzy sobie nie poradzą z takimi wybitnościami jak my ;p. Wypowiem się, jak pójdę. Ja np. nie lubię gadać o sobie na żywo, o swoich emocjach. Ech, to jest ciężki temat. Po pierwsze nie jest tak, że przeżyłam WSZYSTKIE emocje w swoim życiu. Nie. Teraz sobie w ogóle nie radzę z emocjami, natomiast miałam dosyć trudne dzieciństwo i tak, sądzę, że tych uczuć doznawałam wielokrotnie, przeżyłam je, przetrawiłam, nie potrzebuje o tym gadać. Obawiam się, że jakbym znowu zaczęła o tym gadać na jakiejś terapii, to raczej by mnie to, nie wiem, zniechęciło do życia? Nie chcę żyć przeszłością, tylko próbuję teraźniejszością. Moim problemem jest to, że teraz nie umiem sobie poradzić np. w pracy z emocjami negatywnymi czy w kontaktach z ludźmi, że odczuwam ciągłe napięcie itd. Złożone to jest i myślę, że moje dzieciństwo miało tutaj wpływ, ale raczej na zasadzie nauczenia się nieodpowiedniej reakcji. Dlatego opowiadanie przez godzinę o jakimś negatywnym wydarzeniu, nie wiem, dla mnie nie spełnia swojej funkcji. W dodatku boję się, że terapeuta nie kierowałby rozmową, za mało się odzywał i ja musiałabym gadać jak najęta. A takie sytuacje mnie stresują i więcej gadam. Jeśli Tobie służy, to jest najważniejsze. Mnie nudzi (tak, dokładnie, nudzi) temat np. alkoholizmu mojego ojca. Nie jest, broń Boże, jakimś żulem, wyrzutkiem, ale miał i ma problem z piciem, no i co? Było mi przez to przykro, ale się z tym pogodziłam, nie zmuszę go do abstynencji. Nie chcę tego roztrząsać na terapii, że olaboga, mój ojciec pije. Ja się też hamuję z uczuciami, często przeżywam coś nadmiernie w środku, takie natręctwa - i stąd mam wrażenie biorą się natręctwa. Upycham bałagan, ale nie ten z okresu dzieciństwa - przynajmniej tak sądzę. Po prostu teraz jak myślę o pewnych bardzo złych wydarzeniach, to czuję obojętność. Za to nie radzę sobie w życiu codziennym, choć niby się zachowuję normalnie. Nie wiem, jakie Ty masz dokładnie przeżycia etc. - pewnie nawet nie chcesz ich opisywać na forum - ale powtórzę - najważniejsze, że Tobie pomaga, to dobra inwestycja. A co do terapeutów, to podziwiam ich. Jacy by nie byli, to ja bym się załamała ich w zawodzie, przeżywam problem każdego jednego człowieka, jakiego spotykam. A co do pierwszego akapitu, że nie powinnam mieć problemów - no, no, myślę, że życie niestety nie wygląda tak różowo, że jest ktoś, kto nie ma żadnych problemów. Nawet normalne osoby mają nerwobóle i nie ma w tym nic dziwnego. Jak się jest cholerykiem - ja jestem - to w ogóle nietrudno się wkurzyć. Dajcie spokój ludzie. Jest taki sezon, że są przeziębienia, raczej to, że chorujecie, jest tak naturalne jak to, że w zimie pada śnieg.
  7. Przeszłam kilka kursów z psychologii podczas studiów i kształciłam się w kierunku bycia terapeutą - zaburzeń rozwoju oraz mowy - z czego zrezygnowałam z różnych powodów. Książek nie zliczę, ile przeczytałam. Miałam takie podejście jak Ty, natomiast teraz, jak jestem na skraju, chcę spróbować. Nie twierdzę, że nie będzie tak, jak Ty piszesz. Że to nie pomoże. Mam też tę wadę, że jestem dosyć przemądrzała, może nawet nieskromna, sądzę, że wiem lepiej. Ale są wątki o terapii. Terapeuta terapeucie nie równy. Ostatnio czytałam o superwizji, o której usłyszałam od Administratorki. To jest coś zupełnie innego niż przeczytać parę książek i leczyć ludzi, być na paru wykładach, wkuć sobie nurty w psychologii. To stawia terapię na zupełnie wyższy level. W ogóle tutaj nie zgodzę się z tym, co piszesz o "bazowaniu na wiedzy z książek". Książki, wykłady to jedno. Dobry terapeuta to praktyka. Nikt po studiach nie jest gotowy na swoją praktykę. Sama jak uczyłam się ćwiczeń na zaburzenia mowy, to co mi to dało - czytanie o nich? Dopiero jak wsadziłam komuś rękę do otworu gębowego, że tak brzydko powiem, to zobaczyłam, jakie to uczucie. Ale nie napiszę "dowiedziałam się", bo musiałabym to praktykować długo, żeby się tego nauczyć. Tak samo psycholog i absolwent studiów psychologicznych to dwie, różne osoby. I pewnie, że trzeba sobie samemu pomóc. Myślę, że 98% pracy to jesteśmy my. Jednak w tym wątku tego nie widać - i nie mówię krytycznie o Was, ale o sobie. Przejdzie mi jedno, zaczyna się drugie, spirala lęku. Nie każdy, kto studiuje psychologię, ma problemy ze sobą. Poza tym nie ma ludzi idealnie zdrowych psychicznie, każdy czasami ma doła, wiele osób źle znosi stres itd. Kluczem jest znalezienie równowagi. @nerwa ja nie kwestionuję tego, że komuś terapia psychodynamiczna może pomóc. Natomiast ja po prostu chcę zapomnieć o niektórych wydarzeniach z przeszłości. Przeżyłam te emocje i są za mną. Wolę poznawczo-behawioralną. To tam jest bodziec-reakcja ;p. Zresztą niektórzy pracują w kilku nurtach. @kapi1845 daj spokój, to przeziębienie. Dobrze, że masz podwyższoną temperaturę. Twój organizm walczy z choróbskiem.
  8. Nie będę się mądrzyć, bo sama na razie mam problem nierozwiązany, ale nie sądzę, żeby po pierwsze świadomość problemów rozwiązywała sprawę, a po drugie żeby miesiąc był wystarczającym czasem, żeby stwierdzić, czy terapia jest efektywna. Co z tego, że wiem, skąd się bierze moja nerwica, w jakich emocjach ma swoje źródło, w jakich przeżyciach? Dla mnie osobiście nic. Dlatego być może też nie chcę iść na terapię psychodynamiczną, bo jakbym miała nawijać o swoim trudnym dzieciństwie, złych związkach czy czymkolwiek, no to dla mnie to nie spełniałoby funkcji. Ale poznawczo-behawioralna troszkę inaczej traktuje problem. No ja mam taki swój mały cel na 2019, żeby pozbyć się tego gówna. I chcę dojść do etapu, gdzie nie będę reagować na wiadomości o chorobach histerią, będę mogła się zrelaksować itd.
  9. Uwierz mi, że błahe - bądź żadne - dolegliwości dają intensywne objawy ze strony żołądka. Pisałam wielokrotnie w tym wątku, nigdy nie miałam zgagi, nigdy nie miałam pieczenia, a odkąd zaczął mi się maraton hipochondryczny, to czułam to codziennie. Promieniowanie - do kręgosłupa. Aż mnie to skłoniło do skierowania się na gastroskopię za 3 stówy - mnie, która w ogóle unika badań jak ognia, nienawidzi ich, boi się, dostaje ataków lękowych na korytarzu. Ssanie czy ból w żołądku przed jedzeniem też miałam codziennie, byłam przekonana, że to wrzody dwunastnicy, a wyszło mi nic, bo "lekki rumień żołądka". Do tej pory mnie ssie, piecze, ale im mniej zwracam na to uwagę, tym bardziej to mija Jak się wkurzę, to znowu, masakra. Moim zdaniem nawet nie masz wrzodów, które ktoś Ci tam kiedyś zasugerował, bo mój ojciec miał wrzody i codziennie go bolał tak brzuch, że nie był w stanie wstać z łóżka. To jest zwyczajna nerwica żołądka. Ale jeśli nie boisz się panicznie badań, to poszłabym do gastroenterologa. Nie po wyrok, ale po jakąś receptę na ten ból. Chociaż receptą zazwyczaj jest dieta, IPP i BRAK STRESU. Czytałam Twoje posty w tym wątku. Współczuję Ci przeżyć. Uczęszczasz na terapię? Sama myślę tak jak Ty, że coś mi dolega, ale uwierz mi, jesteś przebadana. Wszystko jest w porządku. Ludzie w naszym wieku chorują na raka, ale - staram się sobie przetłumaczyć - to nie oznacza wcale, że my chorujemy, będziemy chorować bądź cokolwiek.
  10. No nie wiem, czy to jest normalne. Jeszcze jak dwa lata temu byłam u umierającego wujka w szpitalu, to było dla mnie traumatyczne przeżycie, ale dlatego że jestem empatyczną osobą i jemu współczułam - a nie bo bałam się, że "JA TEŻ". Raczej naturalną reakcją dla mnie byłoby współczucie, a nie odnoszenie wszystkiego do swojej osoby. Co do tego, że nic nie czeka, mam identycznie. To jest okropne uczucie. Ostatnio na spotkaniu ze znajomym palnęłam coś w przypływie lepszego nastroju, że może coś dobrego mnie jeszcze w życiu czeka. Wyśmiał mnie, że jestem taką "optymistką". Mam strach o rodzinę, znajomych, nawet o kota (!), że zachorują. Kiedy rozmawiam z rodziną, boję się, że ich więcej nie usłyszę, nie zobaczę. Jak idą na badania, to się stresuję za nich. W sumie to chyba tak samo boję się o swoje zdrowie jak o ich. Masakra.
  11. Ja się dowiedziałam od koleżanki, że zmarła dziewczyna na nowotwór piersi w moim wieku (nie, nie będę jej pytać o genetykę, objawy czy cokolwiek). Mam 25 lat. W sumie przez cały dzień było mi już lepiej, ale ta wiadomość znowu mnie wpędziła w hipochondryczną pętlę. Z jednej strony jest mi w ogóle przykro, że ludzie w tym wieku odchodzą na jakieś choróbska. Z drugiej już mnie to napawa jakimś myśleniem, że prędzej czy później dostanę TEJ choroby, szczególnie że ludzie, którzy żyją zdrowiej ode mnie i na to nie zasługują, dostają. I że to kwestia czasu. W sumie to się czuję zawsze obrzydliwie przy takich wiadomościach, że wszystko sprowadzam do siebie, do swojej osoby.
  12. Uczepiłeś się tego piekła jak rzep psiego ogona. Być może dla Ciebie to egzaltowane określenie. Dałam Ci konkretną radę. Wysyłaj CV i zacznij działać. Może się uda za 1 razem, a może za 10 dostać pracę, która Cię usatysfakcjonuje. A perfekcjonizm polega na tym, że ktoś nadmiernie się stara, żeby osiągnąć jak najlepszy rezultat, często nadmiernie pracując. Tylko zwróciłam uwagę, że to, co opisujesz, ma mało z perfekcjonizmem wspólnego. No cóż, ja poczułam się obrażona.
  13. Nigdzie nie opisałam w tym wątku swoich problemów. Nigdzie. Napisałam, że mam tak jak Ty 25 lat i ja pracuję w miejscu, gdzie mogę przeprowadzać badania naukowe, więc Ty też możesz. Możesz się zatrudnić też gdzieś, gdzie nawiążesz znajomości. Ale wolisz narzekać i być po prostu dla mnie chamski oraz złośliwy - oraz dla wielu użytkowników, którzy zażywają leki, bo muszą. Ty nie musisz, to się ciesz. A co do Twojego perfekcjonizmu - to właśnie taki z Ciebie perfekcjonista jak na załączonym obrazku. Najlepsi biegacze trenowali, żeby być najlepszymi. Nie masz pojęcia o perfekcjonizmie. Pozdrawiam i życzę pozbycie się malkontenctwa i wrogiego nastawienia do innych ludzi, bo to jest przede wszystkim Twój problem :). Z mojej strony EOT.
  14. Cóż, widzę, że kolega ma wielkie ambicje, biorąc pod uwagę, że nie opanował w wieku 25 lat umiejętności czytania ze zrozumieniem. Proponuję cofnąć się do podstawówki. Z mojej wypowiedzi jasno wynika, że leków nie biorę. Ale owszem, mam zamiar je brać i opinie takich osób jak Ty nie obchodzą mnie wcale. Przyjaciele i rodzina nie są po to, żeby na nich wyrzygiwać swoje problemy. Szkoda że nie odniosłeś się do pozostałej części mojej wypowiedzi odnoszącej się np. do ścieżek kariery. To wiele o Tobie mówi.
  15. @zestresowana1990 może ta historia jest szyta grubymi nićmi, ale właśnie ja sobie myślę, że tak ignoruję te objawy itd., a powinnam dawno się przebadać. Nawet chirurgowi nie opisałam wszystkiego, a jakbym mu powiedziała, to pewnie nie powiedziałby mi, że "mogę sobie zrobić kolonoskopię", tylko żebym pędziła na CITO. Jedyne co mnie pociesza to, że mam w miarę wysoką hemoglobinę i nie chudnę. Ale z drugiej strony może to nie jest reguła wcale? Nie wiem, nie będę czytać forum onkologicznego, bo znowu, tak jak parę miesięcy temu, wpadnę w histerię i będę ryczeć przez pięć godzin.
  16. @zestresowana1990 ja już jestem przekonana, że mam jakiegoś guza. Nie wiem tylko, czy iść na kolonoskopię i otrzymać wyrok czy po prostu się pogodzić już z tym. Chirurg sam się zdziwił, jak mu powiedziałam o krwi, że nigdy nigdzie z tym nie byłam. Cóż, mogłam iść pięć lat temu. Myślę, że u Ciebie to jest typowo nerwicowe, bo opisujesz coś typowego - że rano Ci się od razu chce po przebudzeniu. Tak więc to na pewno u Ciebie nerwy. U mnie widzę, że się pogarsza od października.
  17. Nie jestem w stanie w tym momencie udzielać rad, więc może nie powinnam wypowiadać się w tym wątku, ale lekko mi podniosło ciśnienie to, co napisałeś. Po pierwsze łatwo mówić, że leki są takie, owakie, jak się ma "lekkiego doła", "stagnację", cokolwiek tutaj wpisz. Łatwo. Też taka byłam - oczywiście nie mówię tutaj o CHADZie czy schizofrenii - ale uznawałam, że przy takich zaburzeniach jak depresja, nerwica, po co komu farmakoterapia? Dopóki się nie jest w piekle, to się nie wie, jak to jest w nim być. Dopóki się nie wegetuje zamiast żyć, to łatwo oceniać ludzi, którzy biorą leki. Teraz się modlę o wizytę u psychiatry i prochy, które mi pozwolą normalnie żyć, a dawnej sobie mam ochotę dać w ryj za tę swoją ignorancję. Po drugie - masz 25 lat, czyli tyle co ja. To nie jest dużo. To nie jest wiek średni. A nawet w wieku średnim możesz coś zmienić w swoim życiu, wiesz? Tylko nie można narzekać, że tutaj są potrzebne znajomości, tam Cię nie przyjmą. Nie zostaniesz zawodowym sportowcem, tancerzem, ale myślisz, że to spijanie śmietanki? To pot, łzy, ból, emerytura około 30, często kontuzje fizyczne. To jest ciężka praca, a Ty piszesz o tym, że masz problem z pójściem na spacer. Chciałam zajmować się badaniami naukowymi jak Ty. Skończyłam kierunek dla większości osób pewnie beznadziejny, bez perspektyw. Nie będę kłamać, że pracuję w miejscu idealnym, ale pracuję w miejscu, w którym jeżdżę na konferencje, mogę napisać artykuł naukowy, mogę robić badania. U mnie też większość etatów jest po znajomości, ale jakoś wygrałam konkurs, szukałam tej pracy z pół roku, byłam odrzucana w niektórych miejscach, ale nie poddałam się. Powiedziałam sobie, że dostanę taką pracę, jaką ja chcę mieć i koniec kropka. Możesz chodzić na rozmowy, składać papiery do ambasady, może Ci się poszczęści. Możesz pracować gdzieś indziej i wyrobić sobie znajomości. Wszystko zależy, do cholery, od Ciebie, bo masz tylko 25 lat, ale proponuję Ci podratować psychikę i nie pisać bzdur o lekach. Nie zwalaj też winy na rodziców, kogoś tam. Ja od rodziców miałam wsparcie finansowe (od pewnego wieku), kochają mnie, ale jeśli chodzi o jakieś porady zawodowe, edukacyjne, to mi nigdy nie pomogli w niczym i nie mam do nich o to żalu. Przecież nie mogą mnie prowadzić za rączkę. Żałuję, że nie umiem grać na skrzypcach, nie wiem, nie jestem tancerką baletową, ale teraz tańczę hobbystycznie, na skrzypce może za późno, ale trudno, mam inne talenty. Nie ma co płakać nad tym, co było, nie zmienisz przeszłości. Możesz ją co najwyżej przepracować na terapii. Mnie nie sprawiają przyjemności rzeczy, które kochałam robić. Mam po prostu nerwicę i potrzebuję pomocy. Nie ma w tym nic złego. Pozbądź się tylko tego narzekania, bo Ci w niczym nie pomoże, tego malkontenctwa - to ostatnie myślę, że nie jest wynikiem zaburzeń, tylko podejścia do życia, osobowości. Powodzenia.
  18. No ale wiesz, przebadanie się nie stoi w sprzeczności z wizytą u psychiatry. Jeśli masz jakieś intensywne objawy - nie wiem, nie opisałaś ich - to przecież psychiatra nie powie Ci, żebyś się nie badała, ba, w ogóle zapewne tak nie powie. Jednak może łatwiej będzie się przebadać, nie z myślą, że dostaniesz jakaś śmiertelną diagnozę. Szkoda że odwołałaś we wtorek. Teraz święta itd. Ja wychodzę z założenia, że nawet jeśli bym na coś cierpiała, to nie poradziłabym sobie z tym psychicznie i nie była w stanie walczyć o swoje zdrowie. Jednak sama zaniedbałam tego psychiatrę, powinnam się zapisać już, jak napisałam pierwszego posta na tym forum, co wielu użytkowników mi doradziło, a ja to olałam. Żałuję teraz.
  19. @zestresowana1990 ale Ty, moja droga, nie masz nic genetycznego, z tego co pamiętam a takie schorzenia w młodym wieku nie biorą się z kosmosu. Pamiętaj, że to, co dotyczy mnie, nie musi dotyczyć Ciebie wcale. U Ciebie to jest typowo nerwicowe. Nie trawisz, bo się stresujesz. Ewentualnie masz IBS. Daj spokój, skoro jadłaś buraczki, to nie dziwota. Ja miałam taką akcję, jak się opiłam soku z buraków - gdzieś chyba z 3, 4 butelki wychlałam. Jak mam krew na papierze, to mniej się stresuję - choć dawno nie miałam - bo mam hemoroidy, które potwierdził chirurg przez badanie per rectum. Krew na papierze to hemoroidy, serio. Teraz natomiast nie wiem, co to było. Nie wiem, też się cieszyłam, że już jest mi lepiej, a tu coś czerwonego, nie pierwszy już raz. Niby hemoglobinę miałam wysoką, ale może guz jest położony w miejscu, w którym jakoś nie wpływa na przyswajanie składników, nie wiem. A W TYM WĄTKU PRZECZYTAŁAM, a co, napiszę, może i ktoś napisze, że jestem kretynką i zrobi mi się lepiej - że jakaś dziewczyna niby w wieku 30 lat miała raka jelita, a jedynym jej objawem było to, że nadmiernie oddawała gazy i lekko bolał ją brzuch :|.Ja mam ogólne różne sensacje w tych tematach, przeróżne, i to od bardzo długiego czasu - kolory tęczy, czasami niestrawione, wizyty kilka razy dziennie w toalecie, gówno nigdy w jednym kawałku, czasami krew. Bolą mnie czasami jajniki, a miałam je przebadane i jelita bolą jak jajniki, a jelit nie badałam. Ostatnio było lepiej po ostropeście, a nagle TO. Dlatego się stresuję, że sobie coś zlekceważyłam, już jest za późno, pozostało się pożegnać. Aż mi się niedobrze robi, jak czytam własnego posta. Fuj ;p. Nie wiem, ja mam ochotę albo pojechać do normalnego szpitala, albo do szpitala psychiatrycznego, już naprawdę. Nie jestem oazą spokoju, jestem pieprzonym kłębkiem nerwów. Jeszcze muszę jutro minimum 10 godzin przebywać z ludźmi i udawać, że jestem normalna, mam zebranie w pracy, na którym chcę się wypowiedzieć i jak tylko o tym pomyślę, to mam ochotę iść do toalety. Masakra.
  20. @Manaslu cześć, zrób sobie przysługę i od razu umów się do psychiatry. Ja nie wiem, po co zwlekałam, teraz muszę czekać, a już naprawdę nie wytrzymuję. Chyba że chodzisz, bo informacji o tym u Ciebie nie ma. Nic Ci nie jest. Ja wczoraj przeczytałam coś strasznego w tym wątku o nowotworze jelit. Nawet nie będę Wam pisać co. Znowu coś znalazłam czerwonego - nie wiem, cholera, to mogła być jakaś papryka, jadłam w sumie - ale może to był skrzep krwi po prostu. Pół nocy wyjęte z życiorysu, przeczytałam wszystko, co było napisane na temat jelit na tym forum, i ta jedna informacja z tego wątku zwaliła mnie z nóg, nie mogę się uspokoić. Trochę mnie uspokoiła praca, bo musiałam coś skończyć, ale oczywiście zajęłam się chorobami zamiast robić to, co do mnie należy, i muszę dzisiaj się wziąć w garść, i zapieprzać. Moim jedynym sukcesem było to, że nie zaczęłam czytać forum onkologicznego. Nie wyspałam się, żołądek mnie piecze od rana, a wczoraj miałam spokój. Wiem, że w necie można wszystko napisać, próbuję to sobie WYKRZYCZEĆ, ale nie daje mi to spokoju, ciągle o tym myślę. I teraz mi się wszystko układa, może te zgagi i pieczenia to od jelit tak naprawdę. Jakieś kłucia - jelita. Postawiłam sobie taką diagnozę cztery miesiące temu, może miałam rację. Dlaczego ja się nie umówiłam na tę kolonoskopię. Pewnie chirurg miał przeczucie. Dlaczego ja się wcześniej nie umówiłam do tego psychiatry. Nie wiem, jak ja wytrzymam jutro kolejny dzień w pracy. Nie wiem. W dodatku mój dziadek umarł na raka jelita w wieku 40 lat. Później wujek przeżył - 25. Moi kuzyni są czyści, badali się.
  21. @effie a jaką masz dietę? Lekkostrawną po prostu - gotowane warzywa, czerstwe, jasne pieczywo etc.? Dobrze wiedzieć z tym białym winem internista mi o wódce mówił, ale nie lubię wysokoprocentowego alko. W ogóle lata temu gastrolog polecił ojcu mojej przyjaciółki pić kieliszek spirytusu na czczo, żeby zasuszyć wrzody. Ach ta medycyna. Ja zauważyłam, że w sumie to dieta polecana przez lekarza nic mi nie daje. Tzn. może nie mam cierpliwości i też w tym tkwi wina, ale czasami no nie piecze mnie po nie wiem, żytnim pieczywie, a piekło mnie po białym, którego nie znoszę i niby jest lekkostrawne. Nie mam bólu brzucha, ale mam zgagi, ssanie i kwas w żołądku. Ale właśnie czasami te dolegliwości mi mijają. W pracy ratuję się tym, że piję ziółka cały dzień. Właśnie boję się łykać IPP, że żołądek mi się całkiem rozleniwi. Hmm możliwe, że do gastroskopii zapalenie Ci przejdzie, skoro masz taki termin. Ale to, że tak wiele osób ma zapalenie żołądka, to pokazuje, że no to są nerwy. Tylko i aż. No ja może nie miałam aż tak jak Ty, nikt moich kompetencji nie podważa, zresztą ja jestem dosyć hmm, "ostrą" osobą, ale po prostu mam specyficzną sytuację w pracy. Trudno to opisać, nie chcę z detalami na forum się zwierzać, a nie ukrywajmy też, że dla innych to nie byłoby zbyt interesujące . Może forma mobbingu, ale w jakiejś "zabawnej" formie? Że niby to żarty. Kocham dołującą muzykę! Ale to raczej na jakieś kryzysy miłosne. No i właśnie tak jak u Ciebie, każda pierdoła kosztuje mnie nerwy, nerwy, nerwy i zdrowie. Aż mi rodzina od zawsze powtarza - no że po co Ty się tak denerwujesz. No ja właśnie nie wiem po co. Mój ojciec w sumie też jest choleryczny, ale ja jestem i neurotyczna, i choleryczna, a to chyba najgorsze połączenie ever. Ano i żeby wszyscy na wątku jakoś nie oniemieli i nie mianowali mnie naczelną psycholką, to ja się nie tnę w sensie kiedyś się cięłam, nie przeczę, ale nie robiłam tego od kilku lat. Po prostu u mnie to jest napięcie - chcę znaleźć ujście. I fakt, że ja mam inne jazdy niż hipo, ale hipochondria to najgorsze, co mnie spotkało, nie życzę temu najgorszemu wrogowi, byłym facetom i w ogóle nikomu, nigdy, przenigdy.
  22. @zakazana88 aż mam ochotę napisać, żebyś pokazała zdjęcie dajże spokój z tym mięsakiem, serio. Jeden lekarz Ci dał, drugi pewnie nawet by nie wspomniał o tym. @effie jakie masz dolegliwości żołądkowe? Ja miałam takie, że myślałam, że mam wrzody i wydałam na gastro 300 złotych prawie, a nic mi nie wyszło. Nie, sory, wyszedł mi lekki rumień żołądka, który zdaniem lekarza nie mógł dawać takich objawów. I chirurg, i internista zabronili mi kawy, alkoholu itd. A "zabawne", że nie piecze mnie, jak wypiję z dwa kieliszki wina, napiję się kawy, a piecze mnie w robocie, jak ktoś mnie wkurzy, w ogóle w pracy się denerwuję często. Widzę, że Twoi lekarze byli prawdziwymi wesołkami xd mięsak zdarza się rzadziej niż szóstka w totka, więc nie wiem, co za geniusz Ci to zasugerował. Przybij piątkę, czuję się tak samo, też po drodze mam wyrzuty, że inni mają gorzej. Co do wzroku, nie zdziw się, jak Ci nic nie wyjdzie. Miałam dzień, że wydawało mi się, że nic nie widzę. Tramwaj jedzie z daleka (na nikogo nie czeka!) i nie widziałam numeru. Nie widziałam podświetlanej tablicy. Jezu, jakiej ja paniki dostałam, że mam SM. @Roza00 tak, mam jazdy na zakażenie pokazałam aż to mojej matce i przyjaciółce, żeby powiedziały, czy nie idzie mi gdzieś tajemnicza linia, a nie jestem hmm, wylewną osobą. Zdezynfekowałam przyrząd, ranę. Jak? No miałam wczoraj zły dzień w pracy. Ktoś mnie maksymalnie wkurzył, powiedziałabym poniżył w moim odczuciu, nie umiałam sobie poradzić z tym napięciem i dałam temu ujście w pocięciu się. To była taka ukryta frustracja, bo ja ogólnie dużo emocji tłamszczę w sobie. Nie pocięłam się jakoś tragicznie, bo no, boję się śmierci jak wszyscy tutaj, raczej delikatnie. Trudno mi powiedzieć, czy mam depresję. Raczej nie, sądzę, że mam bardzo silną nerwicę, która nie jest powiązana tylko z hipochondrią. Tak samo parę dni temu nie miałam igieł do mierzenia cukru, a pocięłam sobie palce, żeby zmierzyć sobie cukier - mierzyłam go sobie 10 razy pod rząd. Nie ma w tym oczywiście żadnej logiki, ale mam po prostu skłonności do samodestrukcji. Da się mieć i te skłonności, i hipochondrię, zapewniam. @patisson134 nie napisałam, że coś się stanie bez leków ;).
  23. http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4801644/wszystko-jest-w-twojej-glowie No zdziwiłabyś się, jakie choroby mogą powstać z nerwów, jakie choroby może wywoływać sama psychika itd. Tutaj powyżej masz przykład. Ciało to całość - i psychika (dusza, w cokolwiek się wierzy albo nie wierzy), i ciało. Jeśli cierpi psychika, cierpi też ciało. Tak więc zgrubienie Ci nie powstało z psychiki, ale odczuwasz je, tak, bo się skupiasz; wyolbrzymiasz, bo masz hipochondrię; rozpaczasz, płaczesz bez żadnej diagnozy lekarskiej, bez żadnego powodu, zakładasz najczarniejsze scenariusze, najgorsze. Jestem w stanie założyć się o tysiąc złotych, ba, kilka tysięcy, że Ci nic kompletnie nie jest, nie masz żadnego mięsaka - przypominam SUPERRZADKIEJ CHOROBY. Skoro nie wykryłaś standardowej choroby, jeszcze jako tako występującej w społeczeństwie, to wybrałaś sobie jakiegoś Złotego Graala choróbsk, zdarzającego się raz na milion. Ale jestem też przekonana, że niestety, po tej diagnozie wymyślisz coś innego. Ale ja Cię rozumiem, bo sama tak mam - choć nie wkręcam sobie bardzo rzadkich chorób, bo jestem życiową sceptyczką. Tylko że ja bardzo chcę się wyleczyć z hipochondrii, a tego u niektórych z tego wątku nie widzę, z całym szacunkiem.
  24. Lekarz dał Ci skierowanie na rezonans, ponieważ jesteś hipochondryczką i pewnie zachowujesz się w gabinecie specyficznie. Ot cała filozofia. Za kolanem możesz mieć cellulit nawet, tkankę tłuszczową. Jak się skupiasz na wybranym punkcie na ciele, to go czujesz. Ja takie uczucie sobie wkręciłam pod łopatką. Nie mogłam leżeć na płasko. Poza tym nie jestem tutaj od oceniania, ale, z tego co pamiętam, miałaś już kolonoskopię i rezonans głowy. Myślisz, że jak zrobisz rezonans tej tkanki, to się uspokoisz? Pewne coś innego wymyślisz. I ciągle spirala lęku od nowa, nakręcanie się itd. Ja mam tak bez nawet badań, dzisiaj jedno, jutro drugie, pojutrze trzecie. I znowu do punktu wyjścia. I pewnie, że zmień terapeutę, jak Ci nie pomaga. To terapeuta jest dla Ciebie, a nie Ty dla niego/ dla niej. @patisson134 internista może Ci spokojnie przepisać leki. Powiedz mamie, że nie powinnaś odstawiać leków bez konsultacji z psychiatrą, szczególnie w takim okresie. Niech pokaże opakowanie. Ja standardowo dzisiaj na zajęciach tanecznych czułam się jakoś "słabo". Myślę sobie, że może coś neurologicznego? Jeszcze zachorowałam trochę, przeziębiłam się i standardowo - kaszel to dla mnie oznaka jednego. Ale powiem Wam, że jestem taka wkurzona, zrezygnowana, że mam trochę to gdzieś, czy to moje urojenia, czy nie. Wczoraj sobie pocięłam rękę, a nie cięłam się kilka lat. Teraz będę musiała to ukrywać jak szajbuska, bo chodzę na fitness, rozbieram się itd. Miałam wczoraj bardzo przykry dzień. Zauważyłam, że z nerwicą na każdą pierdołę reaguję jeszcze dziesięć razy intensywniej - choć to w sumie nie była pierdoła - ale po prostu mój cały organizm reaguje, somaty, niesomaty, bóle wędrujące, jak ryczę, to od razu mam hiperwentylację. Chciałam się umówić do psychiatry z bliższym terminem, bo już nie daję rady, potrzebuję jakichś leków na moją porąbaną banię, ale nie odbiera, chociaż dzwonię od trzech dni. Jestem bezsilna, nie chcę mi się pracować, zawaliłam termin zlecenia, przesunęłam go na poniedziałek, a i tak teraz siedzę i patrzę się w okno. Czy w ogóle Wy też reagujecie "nerwicowo" na inne obszary życia czy tylko te choroby sobie wkręcacie? Jakaś masakra, tak mnie dowaliło. A jeszcze np. w lipcu byłam całkiem szczęśliwą osobą. Miałam nerwicę, bo mam chyba od zawsze, ale byłam optymistycznie nastawiona do życia, mimo swoich lęków.
  25. @Lilith to u mnie identico, też to jest lewa ręka. Prawej nigdy nie cięłam. Cięłam się w sumie przez cały okres nastoletni, trochę na studiach, ale miałam kilkuletnią przerwę. Złamałam się miesiąc temu, ale trochę i wczoraj poszło, bo spotkała mnie przykra sytuacja w pracy, którą bardzo przeżyłam, i nie umiałam się pozbyć napięcia. Natomiast nie mam zamiaru więcej tego robić - oby. Tak, ja ogólnie mam tendencje do samodestrukcji. Myślę, że to jest uzależnienie, czuję się jak ćpun, jak się tnę, jednak ja akurat uważam, że uzależnienia - zazwyczaj - są efektem danych problemów, a nie przyczyną samą w sobie. Oprócz tego jestem masochistką, lubię ten rodzaj bólu, choć dla innych to na pewno będzie obrzydliwe. Trudno. No ja mam nadzieję, że nie zostanie mi bardzo rzucająca się w oczy blizna, bo bałam się zawsze ciąć bardzo głęboko. Ale mój ojciec np. - nigdy nie chciał rozmawiać ze mną na ten temat, ale zrobił to w wieku nastoletnim - ma pocięte ręce i głębokie szramy, ale ma to gdzieś, nie przejmuje się nawet, że inni to zobaczą. A przynajmniej tego nie pokazuje. Wolałabym mieć takie podejście.
×