wypad z mojego wątku. Ty nie chcesz pomóc tylko dobić
Wybacz, ale nie znasz mnie i wyraźnie napisałem że nie potrzebuję leków, a co do piekła to każdy ma własne. To że ty się uzależniłaś od leków, to kolejny dowód że bez nich nie umiecie funkcjonować. Prawdziwą pomoc niosą przyjaciele i rodzina, a nie psychiatra z proszkami i psychoterapeuta z bajeczkami. Ja jestem na tyle twardy że sam sobie dam radę. Błagam odpuść sobie to gadanie o zbawiennym działaniu leków, bo to po prostu ogłupiacze. Widziałem jak moja matka brała leki. Nie była sobą, tylko jakimś chodzącym trupem. Rzygać mi się chcę jak widzę ludzi po psychotropach. Widać w oczach smutek i ból i ten sztuczny uśmiech... Czy wy nie widzicie tego w lustrze?
Widziałem twój wątek i podziwiam cię że jesteś taki twardy. Ja nie mam żadnych długów i mi ciężko. Myślę że kluczem do szczęśliwego życia jest robienie tego co nas kręci. Jak sam widzisz, wcześniej kiedy zajmowałeś się czymś co lubiłeś nie mogłeś doczekać się kolejnego dnia. Daj sobie czas to podkurowanie i tyle. Załóż sobie jakiś cel. Np. codziennie czytaj przez 30min. oglądaj jakiś film. Rób coś pożytecznego każdego dnia chociaż przez 30min żeby przetrwać, a potem ruszaj z tym co lubisz robić. Mój problem polega na tym że ja potrzebuję robić coś co ma dla mnie sens. Bieganie? Owszem ale zawodowo. Zawsze muszę być we wszystkim najlepszy i osiągać szczyt danej dziedziny. Półśrodki mnie nie interesują. Gdybym miał przed sobą cel, to mógłbym działać, ale niestety w niczym nie widzę celu