Skocz do zawartości
Nerwica.com

alicja_z_krainy_czarów

Użytkownik
  • Postów

    723
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez alicja_z_krainy_czarów

  1. Ja mam często mroczki przed oczami, ale już nie zwracam na nie uwagi. Był czas, że ciągle to analizowałam. Pracuję przy kompie, czytam książki, więc może nie dziwota, że wzrok się psuje . Dziękuję za zdradzenie tajemnicy oznaczeń! @Tukaszwili no ja mam wrażenie, że Polki to zwracają uwagę na styl Polacy już niestety mniej. Ja najbardziej lubię Sabat, ale Asylum jest najlepszy (tak obiektywnie). Co do Freakshow, to był to kiepski sezon i po nim były lepsze. Ale raczej oglądam ten serial z powodu sentymentu, bo czasy świetności ma za sobą . Co do mojej matki, to masz rację, że prawdopodobnie jej zdanie jest przedawnione. Natomiast chyba po prostu ona nie jest za tym, żebym leczyła się psychiatrycznie, bo nie sądzi, że mój stan tego potrzebuje. Choć ona sama chodziła do psychiatry. @laveno no ale wiesz, ta osoba naprawdę choruje. W hipochondrii chyba najgorsze jest odnoszenie wszystkiego do siebie, robienie z siebie centrum Wszechświata (też tak robię, więc to nie jest zarzut do Ciebie). To, że ktoś choruje, nie ma nic wspólnego z Tobą. A ta osoba na to naprawdę cierpi. No my też naprawdę cierpimy, ale ktoś może cierpieć i psychicznie, i fizycznie i to jest gorsze. Nie wiesz też nic o tej osobie. Miała to prawdopodobnie genetycznie. A co do psychiatry – wydaje mi się, nie wiem, czekam na termin – on Ci dobiera leki, natomiast nie robi z Ciebie roślinki. Nie pozbędziesz się chorego myślenia u psychiatry. Dopiero u psychologa – i jak wiele osób pisało w tym wąktu, i jak sama czytałam – najlepsza jest terapia poznawczo-behawioralna. Ona rzeczywiście musi ukształtować nowy sposób myślenia. Ale sądzę, tak personalnie, że dużo też zależy od nas i tego, czy chcemy rzeczywiście coś zmienić. Nie uważam też, żeby Twoje proste były gorsze od tego, co już czytałam w tym wątku. Nie chce nikogo obrażać, ale załamała mnie użytkowniczka, która nie wierzyła diagnozie 10 neurologów, ze nie ma ekstremalnie rzadkiej choroby. Co do gastroskopii, dla mnie to było arcynieprzyjemne. Nie dostałam znieczulenia (i w sumie dobrze, bo mogłam od razu napić się po badaniu, a i tak nie piłam wody już od poprzedniego dnia), dusiłam się trochę, czułam tę rurę w żołądku i mnie to trochę bolało. A mam wysoki próg bólu dosyć. Cały czas chciałam, żeby to się skończyło. Z kolei nie wiem, czy kolonoskopia boli. W sensie nie wiem, jakie to uczucie w jelitach – czy też coś boli. Opowiem Ci za kilka miesięcy, bo w końcu 25 lat to idealny wiek, żeby profilaktycznie przebadać się na nowotwór, który najczęściej dotyka mężczyzn po 50. No widzisz, a mnie na to pieczenie i zgagę żadne leki nie pomogły. Tzn. nospy nie próbowałam, bo działa na mnie źle, ale ranigast, nawet IPP tak średnio (chociaż dopiero teraz zaczęłam rzeczywiście brać te leki, ale dlatego ze lekarz mi kazał je brać konkretna liczbę dni). W sumie jak kiedyś czytałam ten wątek, to było dla mnie śmieszne, że są ludzie, którzy podważają zdanie lekarza. A teraz sama sobie myślę, czy on nie powinien mi zrobić USG jeszcze albo skierować mnie na dalszą diagnostykę. Mam w sumie oszczędności, może powinnam to wszystko wydać na przebadanie się ;p. Nawet trudno mi robić jakieś plany na przyszłość.
  2. No w sumie to racja, nie wiem, dlaczego w to zabrnęłam, ale jestem nowa na forum . Zagadać - ale że gdzie? Na ulicy? Poza tym to mimo wszystko - jest utarte społecznie - że to mężczyzna zagaduje przeważnie do kobiety. Ja nie inicjowałam żadnej znajomości. Nie sądzę, że większość problemów psychicznych jest ot tak do zaakceptowania i w ogóle, wcale nie wpływa na drugą stronę. Widzę, jak wpływam na innych, choć mam "tylko" nerwicę. A mnie np. związek z facetem z depresję wykończył z trzy lata temu, więc jednak moim zdaniem numero uno to zając się sobą, a dopiero później myśleć o miłości. "Poradnik pozytywnego myślenia" to całkiem przyjemny film, ale nadal pozostaje filmem ;). Nie chcę mi się w sumie czytać ostatnich stron że taka leniwa się zrobiłam, ale gdzieś mi śmignęła empiria. Otóż, fakt, ja empiryczne doświadczenia uważam za arcyważne, ale jednak większość przykładów z tego wątku jest wyciągnięta tylko z głowy. Romanse z głowy, przykłady z głowy, statystyki z głowy. Dlatego, może parafrazując Freuda, pozostaje życzyć Panom, żeby im się przestało śnić, a zaczęło przytrafiać ;).
  3. Cóż, dziękuję za gratulacje wyniku. Czuję się prawie, jakbym dostała owacje na stojąco ;p. Fajnie, że nic nie wyszło, z drugiej strony - oznacza to, że muszę ostro pracować nad swoją psychiką. Bo jakbym miała chociażby bakterię, to po tygodniu wybiłabym ją antybiotykiem. A teraz zero stresów i brokuły na parze ;). Oczywiście w mojej głowie pojawiły się myśli, czy może jednak to nie jest spowodowane czymś innym, jakąś ukrytą wewnątrz mną zarazą innego narządu, ale logicznie tłumaczę sobie, że z dużą dozą prawdopodobieństwa lekarz by mnie skierował na jakieś inne badania, szczególnie że prowadzi prywatną praktykę. No tak, bardzo lubię Emmę Roberst, nie da się ukryć i to jej wizerunkiem posługuję się na forum nerwicowym . Choć nie uważam jej za wybitną aktorkę, ale do ról suk jest wprost idealna! A Sabat to jeden z moich ulubionych sezonów AHS i oczywiście postać Emmy lubię najbardziej. Swego czasu nawet powtarzałam jej stylizacje z tego oto sezon. Jednak większą słabość mam do jej życiowego partnera i również gwiazdy AHS, Evana Petersa. Tak BTW. Twój avatar mi śmignął, jak wychodziłam z pracy ostatnio, na czyjejś bluzie. Nie wiem dlaczego, ale od razu pomyślałam o badaniach! Nie polecam gastroskopii nawet najgorszemu wrogowi, ale rozumiem chęć wykonania. Cieszę się tyle, że lekarze mówili do mnie, jakbym miała pięć lat, bo inaczej mogłoby być źle. Tłuszczowe - oczka tłuszczu. I to też nie oznacza od razu nowotworu. No pewnie, że to, co większość opisuje, to nie jest biegunka. Do 3 razy dziennie wypróżnienie jest normą - i to według gastrologów, a nie według mnie. Oczywiście niech nikt nie traktuje tego stwierdzenia jak Biblię, bo no, może się zdarzyć więcej i nie oznacza to od razu groźnej choroby. Jak ktoś ma IBS, to może i chodzić do toalety 20 razy dziennie. A co do USG i niewiadomej, to nic, tylko zabić ;p. Laveno, nie masz objawów i uparłaś się na ten narząd jak cholera. Na pewno TO masz, bo nie masz ŻADNYCH objawów, a to nie daje OBJAWÓW. Kurde, kierując się taką logiką - a raczej jej brakiem - można sobie wmówić wszystko. Poza tym skąd wiesz, że to nie daje objawów? Bo pan Y napisał tak na forum? Pomyśl. Ja mogę sobie tutaj napisać wszystko, co chcę. Wszystko. I nich tego nie sprawdzi, bo nikt mnie nie zna żywo. Mojej koleżance też nie było widać trzustki w badaniu, a tadam - NIE CHORUJE NA NIC. ABC zdrowie to wylęgarnia hipochondrii. Serio, tam w co drugim artykule do BANALNYCH objawów dopasują Ci śmiertelne choroby. Nawet tam nie wchodzę. Wiem, co czujesz, ale do jasnej cholery, ta choroba jest naprawdę ekstremalnie rzadka, w dodatku w Twoim wieku - bo wydaje mi się, że jesteś przed 30 jeszcze. Uspokój się. Wdech i wydech. I przestań czytać. Możesz w każdej chwili przestać czytać, poczytaj o czymś, co lubisz, co Cię interesuje, a nie tylko tych pieprzonych chorobach. Sama w fazie na czytanie przeczytałam, że ktoś miał lekki ból brzucha i wykryli mu tę chorobę, a to gówno prawda. W Internecie każdy może napisać, co tylko chce. To miałabym przerąbane, bo mam alergie i potrafię kichnąć kilkanaście razy pod rząd ;p. To cóż, pozostaje mi tylko cieszyć się, że jeszcze nie zdaję sobie sprawy, jakie badania można sobie zrobić. A akurat prywatnie rozumiem, bo jakbym miała czekać na NFZ na gastroskopię, to rzeczywiście w międzyczasie bym pewnie dostała jakichś wrzodów ;). Co do bólu, zwyrodnienia mogą bardzo boleć, bo znam osoby ze zwyrodnieniami. Większość nowotworów nie daje dolegliwości bólowych. A jeśli lekarz coś ignoruje, to nie z czystej złośliwości. Też byłam wkurzona, że internista zignorował to, że mnie piecze żołądek. A miał rację, że to nic poważnego. Tak no, zgaga to typowo objaw nerwicowy. Ja przed hipochondrią nigdy, przenigdy nie miałam zgagi. A teraz byle co zjem - i już zgaga. A z kolei u Ciebie to na pewno jest IBS i to jeszcze łagodny, bo znam rekordzistę, co to 20 czasami razy dziennie udaje do miejsca, gdzie król chodzi piechotą. Gdybyś w ogóle nie chodziła do toalety, to mogłabyś się martwić. Wtedy tak. Myślę, że kolonoskopia u Ciebie jest zbędna. Ja mam trochę podstaw do tego badania i mam zamiar iść na NFZ, chociaż podejrzewam, że to nie dostarcza zbyt błogich wrażeń . Jednak chyba i tak musi być lepsze niż gastroskopia. W ogóle zadam dwa durne pytania. 1. Jak się oznacza użytkowników? Nie widzę takiej opcji na forum i zawsze wszystkich cytuję nie wiem, jak zrobić to co Wy robicie z małpą! 2. Moja matka mnie dzisiaj przestraszyła, że jak będę leczyć się psychiatrycznie, to na zawsze pozostanie w moich aktach. Czy ktoś może wie, czy tak jest rzeczywiście? Że będę chodzić do psychiatry i na wieki wieków amen to zostanie w moich papierach, i nie pozwoli mi na wykonanie niektórych zawodów? Ogólnie pracuję powiedzmy w instytucji publicznej, też czasami uczę po godzinach, nie wiem, gdzie mnie moja kariera poniesie i trochę mnie to zmartwiło. Że mój pracodawca może się dowiedzieć, że coś ze mną nie teges. Z drugiej strony wydaje mi się to jakąś chorą wkrętką, wręcz niemożliwą (?).
  4. Cóż, wynik mnie doprawdy zaskoczył. Otóż nie opisywałam swoich dolegliwości na forum do końca. Żołądek i przełyk piekł mnie od gdzieś mniej więcej od dwóch miesięcy prawie codziennie. Czasami tak, że budziłam się w nocy. Często odbijało mi się kwasem, treścią pokarmową. Czasami przez cały dzień tak, że jedyne, na co miałam ochotę, to iść spać. Upierdliwe, piekące uczucie, OPASAJĄCE, aż do kręgosłupa, trwające wiele godzin. Co się okazało? W gastroskopii wyszedł mi LEKKI rumień żołądka. LEKKI. Lekarz powiedział mi, że nic, co wyszło w badaniu, nie może świadczyć o takich dolegliwościach, jakie opisuję. Zalecił mi dietę, IPP plus jakiś lek na d, nie chce mi się patrzeć na ulotkę. A wzięłam urlop w pracy i wydałam na to badanie 280 złotych. Byłam pewna, że to wrzody albo coś gorszego. Ba, nawet test na bakterię wyszedł mi ujemny. Nawet nie wyszedł mi refluks. Po prostu NIC mi nie wyszło. Zalecił mi jeszcze lekkostrawną dietę, którą wdrożę od jutra na pewno po małych zakupach, ale no aktualnie - szok i niedowierzenie. Wspomniałam, że się stresuję (po BADANIU) i wspomniał o psychiatrze. Samo badanie było dla mnie bardzo nieprzyjemne, chyba wolałabym już kolonoskopię, no ale. Jestem doprawdy zaskoczona. Chyba sobie jednak odpuszczę dodatkowe badania na razie. Dlatego cokolwiek Was boli - naprawdę, uwierzcie, to Wasza bania. Warto sobie robić podstawowe badania, ale ja nie mam zamiaru iść w tę stronę, po której wydam kilka tysięcy na to wszystko, kiedy mogę nie wiem, podróżować, wydać tę kasę na kosmetyki, na teatr, książki, cokolwiek. Morfologia, gastroskopia plus ewentualnie kolonoskopia, na którą mam skierowanie i cierpliwie sobie poczekam, i finito. A teraz pracuję nad swoją psyche, żeby się nie wykończyć psychicznie przed 30 i żeby jakoś żyć - a nie wegetować jak roślinka.
  5. Nie mam depresji, za to mam nerwicę. No ja nie sądzę, żeby dla postronnej osoby moja nerwica burzy mą atrakcyjność wręcz przeciwnie, raczej jestem odbierana jako osoba atrakcyjna. Natomiast przy bliższym poznaniu niestety to widać, więc tak, zgadzam się, że tworzenie związków w takim stanie nie miałoby sensu, chyba żeby się kamuflować non stop. Mnie w ogóle związki teraz nie w głowie, ale jednak sporo osób tutaj ma takie pragnienie.
  6. Ale ja nawet nie twierdzę, że Ty nie masz racji, bo mam podobną opinię - uważam, że szczęście jest bardzo atrakcyjne, bardziej niż miliony na koncie. Natomiast to forum ludzi z depresją, nerwicą, gdzie mało kto jest zdrowy i szczęśliwy. To, co napisałeś, jest mało podbudowujące, bo wychodziłoby na to, że większość osób tutaj nie ma szans na związek . A poza tym - to Twoja subiektywna opinia a napisałeś, jakby to była prawda objawiona. Tylko do tego się "przyczepiłam" tak naprawdę. Moim zdaniem jednak większość ludzi kieruje się wyglądem na początku. Nie da się na pierwszy rzut oka ocenić, czy ktoś jest szczęśliwy i zdrowy, ale owszem, szczęśliwi ludzie mają "przyciągającą" energię. A co do odpowiedzi na to pytanie, to przedstawiłeś skrajne alternatywy jako jednak nie całkiem zdrowa na umyśle chyba nie byłabym atrakcyjna dla osoby numer jeden, a z drugą owszem, nie umówiłabym się, bo mam alergię na narzekających .
  7. Cóż, całkiem wygodne stwierdzenie, jak się mieszka w Europie. Jednak są kraje, gdzie wojna o wolność się nie skończyła ;). Feminizm zrobił wiele pod względem kulturowym, historycznym, politycznym dla kobiet. Nie rozumiem nigdy kobiet, które na niego psioczą, ale... W końcu każdy ma prawo do swoich poglądów. A że są radykalni przedstawiciele - no tak. Tak samo jak wśród konserwatystów, lewicowców, ateistów, protestantów, katolików itd. Cóż, cieszę się, że ktoś w końcu rozpracował tę tajemną wiedzę, co jest atrakcyjne dla płci przeciwnej. Przynajmniej wiemy, że 80% tego forum może w ogóle zapomnieć o jakiejkolwiek atrakcyjności - a więc od dzisiaj dres, tłuste włosy i fast foody. Zastanawiające jest to, jak wygłaszane są w tym wątku opinie, które co niektórzy chcą przedstawić jako obiektywne prawdy, unikając zwrotów typu "według mnie", "moim zdaniem", a odsyłając innych, niedorobionych użytkowników do książek. Bo w końcu to książki mówią najwięcej o relacjach międzyludzkich. Tak właśnie jest.
  8. Zależy, jakie masz te wymagania i preferencje. Moim zdaniem wszystko i tak zależy od tego, czy jest jakaś chemia, porozumienie. Często wtedy wymagania schodzą na dalszy plan. To nie jest tak, jak napisałeś, że ktoś "obniża swoje wymagania". Raczej można kogoś spotkać na swojej drodze i może po prostu zaiskrzyć, mimo że całe życie gustowało się w innym typie. Moim zdaniem nie musi istnieć jakiś głębszy powód. Akurat w przypadku ludzi na tym forum, że tak powiem szczerze, ten głębszy powód może istnieć, ale znam na żywo ludzi z dużymi problemami, którzy są w związkach. Czasami to może być tylko kwestia tego, że ktoś obraca się w jednorodnym środowisku i już nie ma szansy na poznanie kogoś nowego. Akurat chyba w feminizmie nie ma nic, co można byłoby krytykować bądź się z czego nabijać. Sam feminizm jako ideologia - a nie karykatura ideologii - przyczynił się chociażby do tego, że możemy wypowiadać się na tym forum ; ). To, że są radykalne ugrupowania czy przedstawicielki, jest inną sprawą. W ogóle, nawiązując do tematu wątku, to nie wiem, dlaczego też pokutuje tutaj przekonanie, że związek to jakaś idylla, a bycie samemu to piekło. Owszem, fajnie kogoś mieć, ale bycie w relacji to też ciężka praca, a nie tylko sielanka. To nie tylko przytulanki. Według mnie posiadanie partnera nie jest lepszym stanem niż nieposiadanie jego. Ot, różnym, ale nie lepszym.
  9. Nie, nikt mi nie pomagał, nikt mnie też w tym nie wspierał, nawet rodzina. Sama sobie pomogłam ;) przynajmniej w tym obszarze. Myślę, że kluczem jest tutaj po prostu zrozumienie pewnych rzeczy plus pokochanie i zaakceptowanie siebie. Jednak piszę o tym teraz, jakby to było szalenie proste, a tak naprawdę to długi, trudny proces, szczególnie jeśli się siebie nienawidzi. Ja z całą pewnością siebie nienawidziłam. Tylko mój stan nie wymagał hospitalizacji.
  10. Ale wiesz, że to jest arcynieprawdopodobne? W końcu jak mógłbyś się zadławić? Może ewentualnie jakiś wielkim cukierkiem (ja się tak kiedyś zakrztusiłam), ale zwykłym jedzeniem? Szczególnie że gdzieś mi mignęło nawet, że miałeś test na alergie pokarmowe i wszystko Ci wyszło idealnie. W ogóle w całym tym wątku chyba nie ma tak drugiej przebadanej i zdrowej osoby jak Ty ! Co do kompa, to dzięki i możesz mieć rację, bo chociaż ćwiczę, no to pracuję przy biurku. Tyle że mnie boli lewa strona, ale może krzywo siedzę. Albo to nerwy. Nie wiem, nie będę tego googlować. Ja już mam taką panikę przed jutrem, że masakra. Nie wyobrażam sobie nie połykać śliny. W dodatku tak się boję wyniku, że zaraz zacznę chodzić po ścianach. Jedynie się pocieszam, że jakby to było chyba coś poważnego, to miałabym jeszcze jakieś objawy poza pieczeniem i zgagą. Ale już sam kontakt z lekarzem sprawia, że mam ochotę się przeżegnać.
  11. Dziękuję , na to liczę, bo długo to u mnie nie trwa, ale takiej szajby nie odczułam w całym swoim życiu. Możesz zawsze w photoshopie dokleić zacnego tygrysa i wszystkie baby Twoje. W zasadzie nie chcę robić za domorosłego psychoanalityka, no bo sama jestem nie teges, ale u Ciebie po prostu widać tę niską samoocenę. Banał, bo banał, ale jak siebie nie pokochasz, to nikt za Ciebie tego nie zrobi. Nie trzeba być misterem 2018, żeby mieć kobietę. I zwykły Kowalski ją ma, a i super Brad Pitt może mieć niepowodzenia w życiu miłosnym. Powinieneś się odciąć od ojca. Nie podam Ci recepty, ale jak ja bym mieszkała ze swoim ojcem, to bym zwariowała, choć, jak napisałam, ogólnie jest funkcjonujący. No ale dajże spokój, to już jakieś statystyki masz błędne. Poza tym znowu 0:1 - zagorzała feministka kontra kasjerka z Biedronki. A i ta kasjerka może być feministką ;). Poza tym myślisz, że - odwracając kota ogonem - z kasjerką umówi się prawnik albo lekarz? Pewnie, zdarza się i tak, ale ogólnie faceci na wysokich stanowiskach, którzy zarabiają krocie, też wymagają. Ja jestem "sama" od trzech lat i w sumie zwisa mi to. Miałam jakieś relacje i większość była nic niewarta. Serio, to nic strasznego przytulać się do kota. A i wykształcona jestem, ładna, wysportowana, pracy złej nie mam (przynajmniej dobrze brzmi), posiadam pasje. Każdy facet, z którym się umawiałam, nie mógł uwierzyć. Co najwyżej szajba mi odbija, ale się przecież kamufluję . Mimo tego tylko z jednym facetem, którego znam, coś mi "iskrzy", tak więc to jest loteria.
  12. Dzięki, mam nadzieję, że nie będzie źle, choć obawiam się, że lekarz na mnie wydrze papę, bo ostatnio pani ginekolog powiedziała, że jak będę się tak spinać, to mnie nie zbada . Oczywiście najbardziej się boję wyniku i wyroku. Mam pytanko, za moje mędrkujące gadki ktoś mnie może opieprzyć, że gadam głupoty i przyjmę to do wiadomości, ale kuło Was kiedyś coś pod łopatką? Mam takie dziwne uczucie pod lewą łopatką, w sumie nie boli, w skali od 1 do 10, to czuję to chyba na 1,5, 2, ale od dłuższego czasu. Dzisiaj biegałam i nic wtedy nie czułam, ale tak sobie myślę, trochę już palę, choć obecnie prawie wcale, i może to jednak TO. Z drugiej strony trzy miesiące temu internista mnie osłuchiwał i powiedział, że płuca czyste... Bo ten narząd, który zniszczył Jobsa, to chyba trochę niżej by pobolewał no.
  13. Chyba wyjść za mąż. Cóż, przy mojej obecnej szajbie, to raczej delikwent mógłby wywalczyć alimenty ode mnie, że jego komfort życia się pogorszył . Zresztą dla mnie to tylko mąż lekarz, żeby mnie co chwilę upewniał w przekonaniu, że jeszcze nie wybieram się na tamten świat.
  14. Dziękuję, znam budowę mózgu i jego funkcje. Google też całkiem nieźle obsługuję, ale jak prowadzę jakąś "dyskusję", to wymagam od osoby podającej informację jakiegoś dowodu. Nie jest to takie proste, jak piszesz, ale możesz dostać order, że wygrałeś dyskusję ;). Zresztą mój mózg nie działa prawidłowo ;p. Bardziej interesowałyby mnie jakieś doświadczenia kogokolwiek. Rodzaju, że ktoś spotykał się z 10 kobietami i każda z nich dała mu kosza, bo za mało zarabiał. Bo tak to możemy sobie gdybać. Nie wiem, ja nie przywykłam do tego, żeby na pierwsze spotkania chodzić do kogoś do domu. Kawiarnia, pub, kino, teatr, basen, spacer - zależy od preferencji. Na pewno istnieje wiele innych miejsc niż "dom". Nie zapraszam facetów do siebie do domu. To nie wątek o mnie, ale nie, nie jestem. Zarabiam skromnie, ale dzięki swoim umiejętnościom umiem sobie nieźle dorobić (oczywiście dla postronnych umiejętności zabrzmią arcyciekawie, ale nie, nie o takie umiejętności chodzi), więc nie narzekam. W przyszłości planuję zarabiać więcej, bo jeszcze taka stara nie jestem. Natomiast nie wyobrażam sobie, żeby polegać finansowo tylko na facecie. Po pierwsze dla tego, że chcę partnera, a nie sponsora, a po drugie, bo mogłabym, polegając tylko na drugiej stronie, za 10 lat obudzić się w nieciekawym położeniu. Oczywiście już, hehe, później szydera z "fajnych pasji", ale odpowiem, że dla każdego fajna pasja może być inna ;). Ponownie, nie chcę przynudzać, ale ja jako dziecko nie miałam dogodnej sytuacji finansowej przez jakiś okres, a czytałam książki z biblioteki. Bilet do teatru nie jest drogi (no też zależy, co dla kogo oznacza "drogo", ale powiedzmy, że nie na premiery i nie w pierwszych rzędach nie jest drogi). Muzea są często darmowe w jakiś dzień w tygodniu. Sport można uprawiać za darmo. Podróżować też po kosztach - bilety lotnicze można dorwać za kilkadziesiąt złotych. Można uczyć się języków we własnym zakresie. Oglądać jakieś ambitniejsze filmy. Internet ma każdy. Ale znowu - nie każdą kobietę akurat te rzeczy interesują. Zależy, czego się oczekuje, jakiej partnerki się szuka. Jednak najgorsze, co można sobie zrobić, to mówić "kobiety są takie, faceci są tacy". Mnie chyba najbardziej to przeszkadzałoby w mężczyźnie, bo z uszanowaniem poglądów wszystkich tutaj, nie lubię ograniczonego, stereotypowego myślenia. Co do ojca, rozumiem Twoje rozgoryczenie i trudno mi cokolwiek tutaj poradzić, skoro naprawdę nie możesz się wyprowadzić. Wiem, jak to jest. Ale, tak jak napisałam, naprawdę nie trzeba podawać takiej informacji w pakiecie startowym. No i ja zgadzam się z każdym punktem.
  15. Cóż, skoro mieszkacie w szałasach, to zmieniam zdanie - jednak jakiejś wrednej materialistce może przeszkadzać ten brak dostępu do bieżącej wody i toalety .
  16. Dlatego napisałam, że nie trzeba nikogo od razu zapraszać do domu bądź, jeśli jest taka możliwość, sprzedać nieruchomość (w domyśle wyprowadzić się). Nie mieszkam z ojcem, ale jak mieszkałam, to nie zapraszałam nowo poznanych facetów do domu.
  17. Cóż, nie znam Twojej sytuacji i nie wiem, czy możesz nieruchomość sprzedać i np. kupić dwa mniejsze mieszkania, czy cokolwiek zrobić. Współczuję sytuacji. Nie sądzę jednak, żeby potencjalna partnerka miała się tylko przez to zniechęcić. To Twój ojciec jest alkoholikiem. Nie ponosisz winy za jego picie. Nie musisz też nikogo zapraszać do domu od razu i w ogóle o tym informować na samym starcie. To, że z nim mieszkasz, świadczy chociażby o tym - jak ktoś napisał - że nie jesteś egoistą. To poproszę link do tych naukowych dowodów. Myślę, że ogólnie bez sensu, żebym tutaj polemizowała z tymi opiniami, bo jestem przegrana na starcie. Argument o naturze i instynkcie brzmi dla mnie jak "ugabuga, wracajmy do szałasu". Populacja ludzka nie jest taka 0:1, jak chcielibyśmy myśleć. Ile kobiet, facetów, tyle gustów i preferencji. Dla mnie istotne są inne rzeczy niż stan portfela, a spotykałam się z facetami o różnym stopniu majętności - również z takimi bardzo bogatymi, którzy zarabiali kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie. Zawsze chyba najbardziej imponowała mi kultura, inteligencja, jak ktoś miał coś ciekawego do powiedzenia, jakieś fajne pasje, interesował się sztuką. Wśród swoich koleżanek też mam takie, dla których najważniejsza jest kasa, a mam też takie, które kompletnie nie zwracają na to uwagi - znam parę, w której to facet pożycza kasę od kobiety albo taką, w której facet był przez pół roku bezrobotny. Dodam, że jak człowiek jest w prawdziwym związku, a nie rozważa abstrakcyjne sytuacje (a sądzę po postach, że większość osób nie jest), to zdarza się, że ktoś straci pracę, ktoś zachoruje - a więc stan konta może być rzeczą bardzo zmienną, dlatego tworzenie związku na takiej, bardzo chwiejnej podstawie, raczej mogłoby być rozczarowujące. Nie neguję, że dla wielu kobiet stan konta jest ważny, wręcz najważniejszy, ale żeby dla wszystkich - przykre uogólnienie moim zdaniem i tyle. Jak ktoś sobie wbije coś takiego do głowy, to naprawdę może być trudno kogoś poznać.
  18. Skoro już jestem na tym forum, to myślałam, żeby napisać takiego posta, choć niektórzy mogą uznać go za zbiór banałów. Na zaburzenia odżywiania cierpiałam około 10 lat. Myślę, że zaczęło się w podstawówce, a skończyło gdzieś pod koniec studiów licencjackich. Raz było lepiej, raz gorzej. Chudnięcie, tycie, chudnięcie. Obecnie mam 25 lat i mogę powiedzieć, że czuję się po części z tego wyleczona. Tzn. wyleczona - zawsze coś siedzi w głowie, pozostaje, niestety. Czasami nadal łapie się myśl, że ktoś szczuplejszy ode mnie jest lepszy, ale od razu ją od siebie odrzucam. Czasami nie chce się jeść (ale to już raczej na tle nerwowym). Jednak na co dzień jem normalnie, nie wymiotuję, nie ćwiczę kompulsywnie. To dla mnie ogromny krok. Nawet jak chcę zrzucić parę kilo, to już nie głodząc się tygodniami, nie ćwicząc po 5 godzin dziennie, nie wymiotując. Zresztą obecnie mam normalną, szczupłą, umięśnioną sylwetkę. Taką, którą kiedyś uznałabym za grubą, ale obecnie uważam, że jest w porządku, choć jeszcze mam zamiar się lepiej wyrzeźbić (ale już bez natręctwa). Chyba przede wszystkim - jaki banał - jednak jakoś pokochałam i zaakceptowałam siebie. To wymagało sporo pracy, no bo jak się siebie nienawidzi, no to jest trudno. Zmieniłam sporo w swoim wyglądzie (kolor włosów, fryzura, ubiór), przestałam ćwiczyć kompulsywnie, a zaczęłam z pasji (taniec, ćwiczenia siłowe, spacery). Od jakiegoś czasu zdrowo się odżywiam - cóż, w tamtych czasach żywiłam się czasami kostkami rosołowymi. Ćwiczenia fajnie uformowały mi sylwetkę. Przytyłam, ale kiedy porównuję zdjęcia, widzę, że wyglądam lepiej niż kiedyś. Zauważyłam, że jestem atrakcyjna dla płci przeciwnej, że jestem ładna, tylko tego nie widziałam. Zrozumiałam, że naprawdę jedyna osoba, która uważa mnie za grubasa, to ja. Zaczęłam jeść normalnie, choć nadal przed długi czas nie jadłam publicznie - często nawet w toalecie spożywałam posiłek, bo bałam się, że inni pomyślą, że jak ja mam prawo tyle jeść itd. W końcu zrozumiałam, że ja mam gdzieś, ile jedzą inni, co jedzą - i dzięki temu zaczęłam w końcu funkcjonować jak człowiek, nie bałam się powiedzieć na głos, że jestem głodna, czy zjeść kanapki przy wszystkich. Myślę, że kluczem tutaj jest wyrobienie sobie samooceny i nieuzależnianie jej od wagi. Waga to nic stałego. Nie jestem dla mnie teraz dramatem, że nie noszę spodni w najmniejszym rozmiarze. Chyba też jakoś pojawiły się u mnie nowe problemy i przestałam darzyć jedzenie takim emocjonalnym stosunkiem. Wszystko to zajęło dużo czasu i moich chęci. Zrozumiałam dodatkowo chyba, że jak jeszcze tak będę robić przez 10 lat, to w końcu moje zdrowie nie wytrzyma. Co zabawne, teraz poszłam w stronę hipochondrii, a w tamtych czasach w ogóle mnie to nie interesowało, żywiłam się kawą, colą zero i fajkami. Życie bywa przewrotne ;).
  19. A co ma ojciec alkoholik do tworzenia relacji z kobietą? Mój ojciec jest alkoholikiem (że dobrze funkcjonującym to inna sprawa) i jeśli jakiś facet miałby mnie za to skreślić, to cóż. Nie szkoda by mi było takiej znajomości. Co więcej, nawet zazwyczaj po jakimś czasie mówię o tym. Natomiast inne elementy, o których piszesz, wynikają z kiepskiej samooceny. Ty to postrzegasz jako problem. Znam facetów bez studiów, bez milionów (ba, tysięcy) na koncie, którzy mają fajne partnerki. Ale rozumiem też, że jak się ma za rodzica alkoholika, to czasami trudno o pewność siebie, trudno o wyrobienie tej normy. Jednak ludzie bez trudnych rodzin często również tkwią w patologicznych związkach, więc nie ma co się samobiczować. Cóż, chyba jakoś trochę śledziłam ten wątek i rozbawiły mnie niektóre wypowiedzi dotyczące kobiet. Jeśli ktoś uważa, że kobiety lecą na kasę, wygląd, no to pokazują tym swój brak pewności. Szkoda że niektórzy nie widzą, że być może brakuje im osobowości (nie piję tutaj do nikogo, tylko mówię ogólnie), a nie kasy w portfelu, a kobiety to wyczuwają - i stąd brak powodzenia. Sądzę też, że żyjemy w takich czasach, że jak dwójka dorosłych ludzi chce się ze sobą przespać, no to ich sprawa, czy zrobią to pięć sekund po poznaniu się. Jak już mamy generalizować, to mnie z kolei większość mężczyzn zniechęciła do relacji damsko-męskich. Zanim mi odbiła szajba, chodziłam na randki, ale niestety, od trzech lat może trafiłam na jedną osobę, z którą w relację miałam ochotę się zaangażować - czyli od ponad trzech lat jestem sama, mimo że mam powodzenie. Reszta relacji to zazwyczaj były toksyczne znajomości (ja jestem nienormalna, ale nie aż tak), opowieści o imprezach (ale nawaliłam się z kumplami hehe), robienie wszystkiego, żeby się ze mną przespać, brak zainteresowań, brak ciekawych tematów do rozmowy, prostackie komentarze. Oczywiście znam fajnych facetów, ale wielu jest zajętych bądź nie w moim typie, czasami nie było "chemii", a facet był w porządku. Ogólnie to wolę starszych mężczyzn, wydają mi się bardziej interesujący niż moi równolatkowie. I uważam, że żeby tworzyć udany związek z drugą osobą, trzeba być w miarę stabilnym i szczęśliwym samym ze sobą. Inna osoba nie może być remedium na nasze problemy. Wiem, że wiele osób powiela taki stereotyp, że miłość lekarstwem na wszystko, no ale są granice. Sama byłam dwa razy w relacji z mężczyznami, którzy mieli ostrą depresję, i powiem, że dosyć negatywnie odbieram teraz te relacje. Czułam się wykorzystywana emocjonalnie. Sama teraz mam dosyć intensywną nerwicę i nie widzę siebie w związku. Co do przyjaźni, odkąd zawiodła mnie przyjaciółka, z którą znałam się od 13 lat, podchodzę do tego ostrożnie. Lubię rozmowy z innymi, jestem raczej ekstrawertyczką, ale nawet wśród ludzi zazwyczaj czuję się samotna, bo wiem, że każdy myśli głównie o sobie. Sama staram się przestawić na taki zdrowy egoizm.
  20. Spokojnie, to nie kwestia rozumu. To wina zaburzenia. Średnio lubię fekaliowe tematy, ale możecie sobie poczytać trochę o IBSie ;). Jeśli coś jest mocno nie tak z jelitami, to hemoglobina jest obniżona w morfologii. Mnie jest w sumie trochę lepiej. Tzn. lepiej - wczoraj miałam stan depresyjny jak już dawno nie miałam, stwierdziłam, że niech się dzieje, co chce, przeryczałam cały dzień. A dzisiaj jest mi minimalnie lepiej, uznałam, że muszę zmienić parę rzeczy w swoim życiu. Niestety, nadal jak pomyślę, że we wtorek idę na gastroskopię, to masakra. Mam ochotę ją odwołać, w sumie żołądek piecze mnie już mniej, ale nadal warto byłoby to sprawdzić, bo już długo trwa. Boję się, że się zrzygam na tego lekarza albo popłaczę w gabinecie .
  21. Dziękuję za słowa otuchy. To dobrze, bo już myslalam, że z moimi obawami wysyłasz mnie na oddział onkologiczny ;). Absolutnie tego tak nie odbieraj. Nie mam do Ciebie żadnych pretensji i przepraszam, jeśli tak to zabrzmiało. Twój post mnie kiedyś bardzo uspokoił. Po prostu nie masz raka, żadnego i to powinnaś uznać za pewnik i nie powtarzać niepotrzebnie badań, bo szkoda pieniędzy. I tak Cie bardzo podziwiam, że poszłaś na to USG, bo to jest ponad moje możliwości w tym momencie. Ja na żółto, zielono, bordowo, a dzisiaj nawet miałam znowu krew i już jestem przekonana, że to rak jelita z przerzutami do płuc i trzustki. Ale idę do teatru i mam nadzieję, że choć na chwilę zapomnę ;).
  22. No ale jakie badania mam sobie niby robić? Tomograf całego ciała? Zrobiłam sobie morfologię, którą skonsultowałam z lekarzem. Powiedział, że jestem zdrowa, morfologia jest ok, cukier zbić dietą. Konsultowałam z nim pieczenie, które raz mi mija, raz nie, powiedział, że za dużo kwasów i przepisał lek z IPP. Nie brałam go, no bo raktowórczy, rozleniwia przełyk. Na własną rękę idę do gastrologa, gdzie za wizytę zapłacę 280 złotych. Zapiszę się też na kolonoskopię, bo dostałam skierowanie, choć miałam „fart”, bo widzę, że sporo osób nie dostało z powodu samego krwawienia, jeśli miały hemoroidy. Byłam u internisty 3 razy, za każdym razem z innym objawem, więc co mam iść i powiedzieć, że trochę mnie kłuje w łopatce, ale w sumie nie jestem pewna, czy mnie boli i gdzie, a tak w ogóle, to proszę doktora, podejrzewam u siebie nowotwór trzustki, bo tak napisali na forum nerwica.com, że podwyższony cukier zwiększa ryzyko? Wiecie, kłucie w boku to nie jest przyczynek do zrobienia kolonoskopii. A kłucie w łopatce to też nie powód do zrobienia RTG kręgosłupa czy jakichś innych badań, o których nie zamierzam czytać. A nie każdy ma ochotę robić drogie badania na własną rękę, bo wiem, że to nie ma sensu + boję się + znajdę sobie coś innego. Poza tym zdaję sobie sprawę, że nawet z mega pierdoly, która wyszłaby mi podczas badania, zrobiłabym histerię, więc nawet nie widzę sensu w badaniu się, bo z jakąś ewentualna chorobą sobie bym nie poradziła psychicznie. A do psychiatry się zapisałam, choć mnie to akurat też przeraża i w ogóle upokarza mnie mówienie o takich rzeczach, bo czuję się, jakbym obrażała ludzi na oddziałach onkologicznych.
  23. Chciałabym sobie dobrze radzić. Uwaga, teraz się nad sobą ja poużalam. Nie musisz mi tłumaczyć, jak myśli nerwicowiec i hipochondryk (choć wiem, że nie zrobiłeś tego w jakiejś złej wierze), bo doświadczam tego na co dzień. Nie radzę sobie wcale, ale nie opisuję wszystkiego na forum. Każdy mój dzień to jest strach – do tego stopnia, że idę spać z myślą, że rano się nie obudzę. Mam na okrągło derealizacje i jestem przekonana, że mam jakiegoś guza w jelitach/ trzustce (tylko dobra morfologia przekonuje mnie troszeczkę do braku tego pierwszego). Ja to wręcz WIEM. Nie załatwiam się normalnie, boję się chodzić do toalety, ale nie jestem pasjonatką opisywania kolorów i konsystencji swojego gówna. Ostatnio przebiegłam 8 kilometrów, żeby sobie udowodnić, że jestem zdrowa, cwiczenia sprawiają, że jeszcze funkcjonuję plus praca. Opisywałam, co mi powiedział chirurg i mam skierowanie na kolonoskopię, na którą śmiertelnie boję się iść. Bo owszem, stwierdził, że mam hemoroidy, ale dodał, że mogę mieć krwawienia z innego powodu, bo nadużyciem jest stwierdzenie, że pewne choroby w moim wieku się nie zdarzają! Mam wrażenie jakiegoś kucia w lewej łopatce i wydaje mi się, że to nowotwór w płucach (albo trzustka, w końcu boli w plecach). W atakach paniki chodzę po mieszkaniu. Wydaje mi się, że zaraz zemdleję, umrę, przestanę oddychać. I nadal przy tym uważam, że można się powstrzymać przed googlowaniem. Naprawdę można. Też mi się zdarzało dorwać do kompa jak ćpun na głodzie, ale wiem, że jak zacznę teraz czytać o nowotworze trzustki, to mi całkiem odwali, zabiorą mnie w kaftanie, więc tego nie robię. A tak się stresuję, że miałam ciągle zgagi, jakbym zjadła kilo gwoździ, o czym pisałam. I zdania „stan przedcukrzycowy to rak” wyobraź sobie, że mi w tym nie pomagają, a czytam to tylko 10 raz w tym tygodniu. Pewnie, mogę nie wchodzić na forum wcale, ale jednak pośrednio mi to pomaga z powodów, które wypisałam wyżej. I co polecasz mi, wizytę od razu u onkologa czy u kogo po tym, co napisałam? Dodam, że panicznie boję się lekarzy, jak wchodzę do gabinetu, to jestem blada, gadam trzęsącym się głosem itd. Z tego powodu nawet nie latam po lekarzach tak jak Wy. Mam gastroskopię we wtorek i nie wiem, czy w ogóle sobie poradzę z wejściem do gabinetu. Obawiam się też o bliskich – wczoraj moja matka miała mammografię i jak mi napisała, że dodatkowo kazali jej zrobić USG, to prawie zaczęłam chodzić po ścianach ze strachu. Na szczęście okazało się, że jest ok. I to, co piszesz, o idealnym zdrowiu to prawda. Samą mnie przeraża, że jeden wynik z morfologii mam prawidłowy, ale no nie jest pośrodku. Nie powiem o swoim cukrze, bo myślę o tym codziennie. Ale nie ma ludzi idealnie zdrowych – a jeśli są, to bardzo rzadko. I jeśli sobie tego nie uświadomimy, no to niestety, nigdy nie będziemy szczęśliwi w życiu. A nie wiem jak Wy, ale ja mam taką ideę, że przede wszystkim warto być szczęśliwym, bo co z tego, że będziemy żyć 100 lat i mieć zdrowie jak koń, skoro będziemy się ciągle bać? Czy to będzie fajnie przeżyte życie? Mnie w tej wypowiedzi chodziło tylko o to, że ludzie BEZ PODSTAWOWEJ WIEDZY MEDYCZNEJ nie powinni szerzyć fałszywych informacji w takim stylu, jak napisałam – „usg kłamie”, „lekarze oszukują”, bo to po pierwsze nieprawda, po drugie nic, co zostało napisane, nie oznaczało o żadnej pomyłce, a trzecie to szerzenie hipochondrii. Ktoś wejdzie, przeczyta, nakręci się. I zdarzają się pomyłki. Sama słyszałam o kilku. A wiecie, że zdarzają się również w drugą stronę? Często lekarze podejrzewają coś podejrzanego, co okazuje się pierdołą. Czasami wystawiają złe prognozy. Mojej babci dali dwa miesiące życia, a żyje do dzisiaj (20 lat od diagnozy raka złośliwego szyjki macicy). Mojemu ojcu raz wyszedł KOSMICZY cholesterol, a później okazało się, że coś pomylili w laboratorium. Nie powiem o błędnych diagnozach nowotworów, które słyszałam. Ale my nie widzimy na czarno-biało – widzimy tylko na czarno. Dodam, że nerwicę mam od zawsze. Mogłabym książkę Wam o tym napisać, ale chyba nikogo by to specjalnie nie zainteresowało – nie ukrywajmy, że to zaburzenie w dużej mierze jest samolubne. Ostrą hipochondrię mam od kilku miesięcy. Oprócz tego natręctwa od zawsze (najbardziej egzystencjalne), ojciec z problemem alkoholowym, przykre dzieciństwo, trudne związki, anoreksja i bulimia w przeszłości itd. No jak będziesz sobie to powtarzać, to nie wyjdziesz. Trzeba coś zrobić w tym kierunku, bo samo nie przejdzie.
  24. Dokładnie o to. Zresztą mogę się podpisać pod każdym słowem z Twojego posta. Mnie to forum pomogło. Jak mam jakiś objaw, to wpisuję go w wyszukiwarkę i sprawdzam, czy ktoś inny to miał, pociesza mnie to (choć to, że ktoś inny to miał, nie oznacza wcale, że u mnie to oznacza to samo, ale to inna bajka, nie myślę logicznie). Jednak jest różnica między pocieszeniem się, opowiedzeniem o swoich objawach, a po prostu karmieniem hipochondrii. Zdania typu "nie można ufać badaniom", "nie można wierzyć lekarzom" nikomu nie pomagają. Robienie sobie pod rząd kilka razy tych samych badań i twierdzenie, że to przedni pomysł też nie. Myślicie może, że ja Was atakuję, ale sama jestem przecież hipochondryczką i wiem, co czujecie. Pomyślcie, czy zrobienie sobie 10 razy USG coś zmieni w Waszym życiu, oprócz tego że będziecie miały w portfelu o 1500 złotych mniej? Pomoże Wam się nie bać? Albo nieufanie lekarzom? Brak zaufania do służby zdrowia to czarnowidztwo, myślenie katastroficzne, które tak kochamy w naszej hipochondrii. W dodatku te ogromne różnice w USG nie są różnicami, co świetnie opisała w swoim poście Róża. I sory, nie przekonuje mnie to, że to "nerwica, hipochondria", bo to nie jest tak, że nie mamy panowania. Nie mamy panowania nad swoimi atakami lękowymi, objawami somatycznymi (no teoretycznie mamy, ale w praktyce wiadomo, że wymaga to ogromu pracy, a poza tym "normalni" ludzie też mają nerwobóle), ale już na niegooglowanie mamy wpływ i na nieczytanie o chorobach. Sama rzeczywistość chyba podsuwa wystarczająco dużo nerwów. Ja np. wczoraj byłam na szkoleniu i niedowidziałam dobrze ekranu. Co pomyślałam? Miałam już wkrętkę na SM z pewnych powodów i znowu mi wróciła, bo przecież wzrok mi się pogarsza, akurat minęły cztery tygodnie, a więc remisja, bla bla bla. Sekundę później babka przeprosiła za problem techniczny, więc okazało się, że ten ekran jest po prostu rozmazany. A więc minęło, tradycyjnie - żołądek, trzustka, jelita itd., kłucie, inne atrakcje. Przecież to chore, chore myślenie. Tak samo boję się panicznie o swoich bliskich i ich badania. My w swojej głowie mamy niestety te wszystkie choróbska i są dla nas realne, więc nie dziwię się histerii. Sama jestem przekonana, że mam tę chorobę, o której pisze lanevo, więc mnie stwierdzenia "stan przedcukrzycowy to X" nie pomagają, bo sama mam podwyższony cukier na czczo. Dlatego, podsumowując, mam na myśli tylko, żeby nie wpędzać innych w błędne informacje typu, że badania kłamią, a jak masz stan przedcukrzycowy, to masz już przerąbane na amen.
×