-
Postów
749 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Werty
-
a jakim cudem zespół abstynencyjny mógłby wystąpić u osoby nieuzależnionej?
-
10 lat choruję, a żyję 23 - nieźle, praktycznie całe moje życie
-
Jeszcze 3 dni. Będzie dobrze jakoś wytrzymamy Najprawdopodobniej jutro idę zapisać się do zaocznego liceum, a co mi tam. Najwyżej... Wato by było jednak po 7 latach od rozpoczęcia zrobić to w końcu :smile odebrać ten pieprzony dyplom maturalny Keji. Najpiękniejsze lata to się zaczynają wtedy, gdy na swoją zabawę możesz sama zarobić - wierz mi! U nas w kraju (ale chyba wszędzie) panuje kult beztroskiego czasu do 18/19. Tymczasem prawda jest taka, że dla mało kogo są to udane czasy Nie tylko nerwicowo-depresyjni "fobiści" mają przesrane w tym okresie. Też miałem takie loty, iż biadoliłem o tym jak tracę młodość, ba całkiem niedawno jeszcze jęczałem, że "straciłem lata"... Iluzja... ciągłe ograniczenia, brak większej kasy, niepewność wszystkiego, buzujące hormony itd. Za pięć lat spojrzysz na te lata inaczej. Adam_S również pozdrawiam. Swego czasu pisałeś do mnie na gg jak sobie przypomnę. Zaocznie czy nie, ale jakoś udało Ci się skończyć szkołę średnią i to jest ważne.
-
albo mnie się coś pierdoli, albo... Bonus, to seks nie jest częścią normalnej i bliskiej relacji? -- N sie 26, 2012 12:32 am -- Bonus ile masz lat?
-
No akurat to z robotą to prawda. Przynajmniej gdybyś miał jakieś tłustsze fuchy... to zawsze trochę inaczej wygląda. Co do twojego wyglądu, bo też się na to żaliłeś. Cóż, przed chwilą przeglądałem "Zabawy", obejrzałem wszystkie fotki w tematach o miss i misterze forum. Twoje zdjęcie siłą rzeczy też widziałem. No i? Z czym właściwie problem? Fakt, wyglądasz trochę na pierdołowatego safandułę, ale zobacz ile głosów od kobiet dostałeś :) Dlaczego nie zagadasz dla przykładu do jakiejś samotnej sąsiadki?
-
Lilith Why so serious? to była wzorcowa offtoperska dyskusja, a do tego świetnie się rozkręcająca... carlosbueno no dobrze, to już wszyscy wiemy, a jakie masz pomysły na to by swoją najbliższą Renię Grabowską zamienić na jakąś prawdziwą kochankę? Bo ja np. obserwując co piszesz mam wrażenie, że tobie dupy potrzeba od zaraz. Nie dziewczyny ci bracie potrzeba, nie kobiety, nie narzeczonej, ale dupy Ni mniej, ni więcej. Pomysły, sugestie, plany?? Co zamierzasz zrobić w tym kierunku?
-
a ja w ramach walki z samotnością zamierzam wybrać się do knajpy, w której kiedyś sporadycznie bywałem. Idę sam. Mam dość oglądania się na kogoś. Albo pójdę sam, albo będę czekał kolejne tygodnie, aż może uda się pójść z kimś. Wiem doskonale, że łażenie do takich miejsc samemu nie jest zbyt przyjemne, ale co tam. Nawet nie przeraża mnie cena za piwo (heh za jedno tam miałbym kilka ze sklepu), bo co prawda moje skromne zaskórniaki z fuch zaczynają niebezpiecznie topnieć, ale ku*. całe życie tak wegetować? Może spotkam kogoś znajomego i będzie z kimś to piwo wypić... a jak nie to skończę ten jeden browar i wyjdę. To nic, że stali bywalcy łącznie z obsługą na bank będą się przyglądać. Przecież nikt mnie nie wygoni, a jak ktoś się czepi to wtedy hmmm poradzę sobie w najgorszym wypadku będzie bardzo neutralnie. pozdrawiam was
-
Psychoterapia dziala!Czekam na każdego posta z wasza opinia
Werty odpowiedział(a) na maura temat w Psychoterapia
Widzę, że trwa tutaj jakaś dyskusja i nie żebym chciał rozmyć, ale mam pytanie. Pytanie tylko częściowo odnoszące się do głównego tematu. Parę lat temu chodziłem do bardzo cenionego (o tak, o tak, i do tego ceniącego się) psychiatry mówiono o nim, że skuteczny, cudotwórca i w ogóle sralis-magzalis. Podobno "bardzo pomógł" ojcu mojego kolegi przy depresji, nerwicy, alkoholizmie i napadach agresji. Poszedłem prywatnie za pieniądze rodziców pierwszy raz z wiarą, że to faktycznie musi być to coś. Kiedy po 3 godzinach czekania (swoją drogą jak to możliwe, że 10 osób jest umawianych na dokładnie tą samą godzinę i to jeszcze prywatnie?!?) wbiłem do gabinetu... i z miejsca powoli się rozczarowywałem. Facet długo studiował moją teczkę z publicznej poradni zdrowia psychicznego (co zrozumiałe), w ogóle nie nawiązał rozmowy ze mną. Mówiłem sobie, że ok widocznie zna się na fachu. Wizyta skończyła się, gdy przestudiował już teczkę, zadał ze 4 pytania i przypisał mi jakiś lek. Lek - nie pamiętam jaki. Raczej wiele nie zadziałał. A teraz krótko. Chodziłem do niego jeszcze kilkakrotnie na przestrzeni roku. Zero rozmowy, prawie zero pytań. Nic. Było to na ogół 2-3 godzinne czekanie na receptę. Nadmienię, że on ciągle coś czytał i pisał... Gdy sam próbowałem go zagadywać to było tylko takie "yhm mhm aha". Zrezygnowałem z tego, za drogo mnie kosztowały wizyty po recepty, które mógłbym dostać szybciej i taniej w publicznej placówce. Paradoksalnie w publicznej placówce czekałem krócej i lekarze (za każdym razem inny ) przynajmniej sprawiali pozory, że ich to interesuje. Trafiłem na konowała? Ok, może on czekał na rezultaty farmakoterapii, a dopiero potem miał się za mnie wziąć psychoterapeutycznie, ale... Wątpię, bo to chyba inaczej powinno wyglądać. Z terapii to w wieku 17-18 lat chodziłem na grupową, ale nie było tam mowy o niczym praktycznym. Zapamiętałem z tego tylko gadki o asertywności itd. Śmieszna sprawa, bo przychodziła tam młodzież z nerwicami, fobiami, depresjami i za bardzo nie było możliwości nawet analizować tych problemów w większym gronie. Rozmowy o tym co nas boli były sprowadzone do minimum. O, raz tematem zajęć była "spontaniczność, zabawa bez alkoholu i narkotyków" jak na tej terapii nikt nie miał problemów z alkoholem i narkotykami. Z psychologów raz fajnie działała na mnie jedna babka. Chyba nie stosowała jakiejś określonej metody psychoterapeutycznej, bo były to zwyczajne rozmowy na zasadzie wyżalania się. No, ale z tym też dałem sobie spokój. Dzisiaj już wątpię we wszelkie terapie - farmakologiczne lub nie. -- Pt sie 24, 2012 4:06 pm -- Aha co do tego lekarza to nadmienię jeszcze, że ten kolega, któremu ojcu "bardzo pomógł" też bywał u tego lekarza psychiatry. Prywatnie. Męczyły go doły i wątpliwości co do dalszej ścieżki życiowej i podobno bomba. Ponoć fajnie gadał, doradzał. Nawet coś lekkiego na uspokojenie zapisał na wypadek stresu przed maturą (chyba pramolan o ile pamiętam). Ze mną nic... -
No tak! Nie oskarżam w swoim poście wszystkich kobiet o płyciznę i interesowność! Mówię tylko o oczywistych oczywistościach. Wygląd ma o tyle większe znaczenie, że wyglądem robi się pierwsze wrażenie, które przyciąga. Charakter to coś wtórnego. Charakter trzeba poznać ehhhh nad charakterem swojej drugiej połówki trzeba także popracować ot tak co by pomóc wyzbyć się złych nawyków Oczywiście tych mniejszego kalibru, bo wątpię aby agresywny alkoholik zmienił się po ślubie, by ten zdradzający za narzeczeństwa nagle przestał szukać innych dup (to się oczywiście zdarza ale...) Pisałem też o "innych czynnikach, jakiś tam środowiskowych", bo to co piszesz o kobietach DDA, DDD wpisuje się w ten "inne czynniki środowiskowe" Ja tam mam dobre zdanie o kobietach, nie jestem mizoginem, nie mówię iż wszystkie to kurwy i dają dupy miernotom a mnie jednemu biedaczkowi nie... Aż takim frustratem jeszcze nie jestem, ale kiedyś tam byłem. Byłem, bo bolało mnie, że ja (wtedy) dobry, niepijący, silny wewnętrznie mimo nerwicy, czuły, odpowiedzialny i "całkiem przystojny, gdy ogolony i ubrany" ( ), garnący się do uczciwego zarobku chłopak nie mogę znaleźć partnerki. Za to goście kombinujący, cwaniaczki, nażelowane Bogarty w dresach lub w irokezach i glanach, zdradzający, nieszanujący swoich dziewczyn po prostu "mieli" te, których ja nie mogłem mieć. Ze dwa razy zdarzyło mi się wpieprzyć w relację typu "piesek". Wiesz co to jest? Wyjaśniam. Piesek to taki "kolega" już zajętej dziewczyny. Czasami z początku może długo nie wiedzieć, że zajęta... Reprezentujący sobą "jasną stronę" jej faceta. Z reguły to on słucha, ogląda siniaki, lub blizny na rękach, które tamta ma przez swojego faceta i ojca. To on przyjdzie wyciągnąć ją z jakiejś domówki, gdy leży pijana, rzyga i jedyne co może zrobić to wziąć telefon i zadzwonić do swojego pupilka. To piesek zrobi wszystko, ale nigdy, przenigdy nie dane mu będzie zbliżyć się do tej, którą kocha. Bo wszystko to będzie miał właśnie ten drugi. Pieskowi dane będzie tylko być u nogi i czekać, bo a nóż..! To się jednak nigdy nie zdarza. Zdarzyło mi się zakochać i zostać odrzuconym bez wchodzenia w rolę "pieska". Przez bardzo zwyczajną dziewczynę. Wszystko to swego czasu napełniło mnie gniewem i poczuciem krzywdy. Przestałem szanować kobiety (w mojej sytuacji to było chyba zrozumiałe), ale na szczęście coś się we mnie zmieniło i od paru lat już nie obwiniam za swoje niepowodzenia całej szlachetnej płci żeńskiej Kobiety są na ogół zajebiste Tak abstrahując od głównego wątku dyskusji. Zauważcie, że związki typu atrakcyjna-nieatrakcyjny, nieatrakcyjny-atrakcyjna są dziwnie postrzegane. Np. "ona poleciała ma merca", no a jak facet tego merca nie ma i ciągnie fuchy na budowie? To wtedy jest "widocznie musi być dobrym kochankiem... ma to coś". W drugim przypadku "pewno musi ją bardzo kochać" lub "widocznie dobrego lodzika robi hehehehe". Wyjątki od reguły istnieją. Mówi się "wyjątek potwierdza regułę" ponieważ one (te wyjątki) uświadamiają nam, że reguły istnieją. -- Śr sie 22, 2012 11:50 am -- aha i jeszcze jedno właśnie wtedy, gdy nie szanowałem kobiet, gardziłem nimi... właśnie wtedy jak ty to Candy mówisz "dostałem dupy" Ciekawe ale nie wyciągam z tego zbyt daleko idących wniosków, spokojna głowa
-
Wiecie co... Tak sobie poczytałem wczoraj posty chwilowego_goscia (dla niewtajemniczonych - od 92 strony) i muszę przyznać, że on ma trochę racji. Zanim mnie zjecie pozwólcie, że wyjaśnię. Sam często słyszałem za młodziaka teksty takie jak: "wygląd u faceta to sprawa drugorzęęędna (machnięcie ręką) ważne, aby był opiekuńczy, silny wewnętrznie, był zabawny, odpowiedzialny lecz nie ponury, nie musi być bogaty bo tylko na to lecą..." i tak dalej i tak dalej. Nigdy w to co prawda nie wierzyłem, ale myślałem że coś w tym musi być. Tego typu poglądy wpajają młodym ludziom matki i dobre koleżanki, które zawsze w tego typu rozmowach podkreślają dominującą rolę intelektu, powagi czy ogólnie dobrego charakteru (ducha) nad wyglądem, pozycją społeczną i o tak! kasą (materią). Prawdą jest natomiast fakt, iż niestety to wygląd z początku ma ważniejsze znaczenie ze względy choćby na to pierwsze wrażenie. Wszelkie wabiki takie jak znamiona dobrej sytuacji materialnej; samochód czy markowe cichy też mają duże znaczenie. Charakter i ogólnie "wnętrze" to raczej coś na później, co partnerka dopiero musi odkryć, ale przecież wiemy iż człowieka poznaje się latami, a zakochanie się czy fascynacja to często chwila, minuta, kilka dni - w zależności od przypadku, ale raczej jest to coś błyskawicznego. Gdyby było na odwrót, że to charakter się liczy w pierwszej kolejności i wnętrze, a nie wygląd to raczej nie byłoby dramatów z rodzaju "on mnie bije, pije, nic nie robi i do tego jest nieprzyjemny". No nie? Wiadomo, że w tych sprawach liczy się atrakcyjność partnerów - zarówno kobiety jak i mężczyzny - oraz pozycja społeczna. Tak już jest, nie zmienimy tego. Można płakać nad rozlanym mlekiem, ale to po prostu fakt. Fakt biologiczny. Oczywiście, że każdy z nas ma inne spojrzenie na atrakcyjność, każdy ma swoje ideały i "zboczenia". Np. niektórzy mężczyźni za wyjątkowo atrakcyjne uważają kobiety z dużą nadwagą. Inne czynniki, jakieś tam środowiskowe też mają tutaj wiele do powiedzenia, bo przykładowo jakaś 18-letnia goth raczej nie spojrzy poważnie na "normalsa" choćby był i przystojny i wysoki i bogaty, a westchnie na widok kogoś kto przypomina Brandona Lee z "Kruka" Ot taki tam przykład pierwszy z brzegu, ani lepszy ani gorszy, ale myślę że wiecie co mam na myśli Wiadomo nie od dziś, iż przeciętni, ale w gruncie rzeczy dobrzy chłopcy nie mają łatwego zadania jeżeli chodzi o znalezienie partnerki. Większość kobiet biologicznie preferuje "samców" przystojnych (bo dobry materiał genetyczny), cwanych i zawadiackich (bo obrotny więc utrzyma rodzinę), wysokich i dobrze zbudowanych (bo w "zdrowym ciele zdrowy duch") itd. Często dla kobiet kończy się to tragicznie, bo ten przystojny zdradza, ten cwany i zawadiacki to zwykły oprych z kartoteką, ten wysoki i dobrze zbudowany to zwykły koksik, któremu odpyerdala po sterydach i bywa agresywny. Nie zawsze tak jest, ale jest. Prawdą jest też, że najbardziej wybrzydzają dziewczyny raczej przeciętne, lub nawet bardzo przeciętne, zahaczające wręcz o nieatrakcyjność. Czemu? Nie mam zielonego pojęcia. Nie jest to regułą. Poza tym przed 30-stką większość wybrednych przeciętnych przestaje polować na ideały i bierze takiego tam przeciętniaka Te już najmniej atrakcyjne, z "defektami" są przynajmniej bardzo... otwarte i "dostępne" więc paradoksalnie im jest łatwiej się okopać w związku z naprawdę godnym człowiekiem. Przykładem są moi rodzice ojciec to taka poczciwa, ale uczciwa i dobra "oferma" i moja mama, która za młodu raczej do lasek się nie zaliczała (ale teraz w średnim wieku wygląda naprawdę bardzo, bardzo ładnie w porównaniu do zdjęć z jej młodości... dziwne nie?) Są w związku już ze 30 lat, a jest to raczej dobry związek. Tymczasem każda z jej atrakcyjnych przyjaciółek, które ja znam nigdy nie miała szczęśliwej relacji - po rozwodach, albo pijący mąż w obawie przed którym czasami trzeba wybyć z domu. Zauważcie, że najczęściej krzywdzonymi kobietami są najczęściej takie, które swego czasu uchodziły za najładniejsze na ulicy, wsi, szkole i to są właśnie te, które preferowały przystojnych zawadiaków. Najczęściej ich mniej atrakcyjnym koleżankom częściej udaje się mieć stabilny i w miarę udany związek (może i nie zawsze ekscytujący, i "szczęśliwy" ale udany). To jest ciekawe, bo przecież to te atrakcyjniejsze były skazane na biologiczny sukces tzn. na lepszego partnera, a koniec końców nie wychodzi im to na dobre. Ciekawe. Czego nie wyłapaliście w postach chwilowego_gościa? Pomijam jego styl wypowiedzi, bo to inna sprawa, ale przegapiliście ważne przesłanie. Przesłanie, które nie jest łatwe do przełknięcia, ale moim zdaniem bardzo szczere i prawdziwe. Liczy się wygląd, a charakter jest mniej ważny. To co się mówi trwale samotnym facetom, iż niby "robią coś źle" albo "może mają nie taki charakter" jest wpędzaniem ich w jeszcze większe problemy psychiczne, kompleksy. Sprawy trzeba stawiać jasno - masz urodę, jesteś obrotny i do tego grosz przy duszy? Masz fajnie. Nie masz tego? Masz trudniej, o ile nie zupełnie przejebane. Przyznajmy sobie otwarcie jak warunkowani biologicznie jesteśmy, jak kierujemy się instynktami i popędami, że w gruncie rzeczy ucywilizowanie i otoczka kulturowa niewiele w tym zmienia. Jesteśmy po prostu bardzo wysoko rozwiniętymi zwierzętami, a w kwestiach prokreacji niewiele różnimy się od jakiś pawi. Pozdrawiam
-
Sugerujesz, że czas zorganizować pucz? Pozwól, że przypomnę z szacunkiem do zmarłego tragicznie Andrzeja Leppera, ale on głosił wszelkie poglądy dopasowane pod to co w danym momencie było "trendi". Tzn. świetnie wyczuwał (a raczej Tymochowicz za niego) społeczne nastroje. Krótko mówiąc był populistą niby wszyscy to wiemy, bo tak w telewizji mówili ale naprawdę był populistą i nie wiem po co wyciągać go z grobu. Sam Lepper jak i jego ruch w gruncie rzeczy był bezideowy. Samoobrona była ruchem protestu, społecznego gniewu - tym się napędzali. Jak każdy "ruch gniewu" w końcu zanikł całkowicie. Dwie kadencje "iścia" na kompromis w parlamencie w ramach systemu, który chcieli radykalnie zmieniać (a się zakorzenili zamiast tego) złagodziły ich i zabrakło tej początkowej dynamiki. Pod koniec Samoobrony w parlamencie Lepper deklarował się jako socjliberał i cholera wie gdzie by politycznie wylądował gdyby nie wypadł z parlamentu. Rozpisałem się, bo miło wspominam lata 2004-2007 no i jakoś tak mnie na wspominki poniosło, a to w tamtych czasach Lepper tworzył triumwirat wraz z PiS i LPR (przez złośliwych nazywany triumwariatem). Swoją drogą to dopiero się nazywa "sojusz ekstrem"
-
Ciężko powiedzieć. Spójrz choćby na NOP (trzecia pozycja) czy przedwojenną hiszpańską Falangę (narodowy syndykalizm) - niby gospodarczo lewica... a jednak ogólnie rzecz biorąc prawica i to dość mocna. Myślę, że gdyby poszukać znalazł by się ktoś głoszący *"socjalistyczny konserwatyzm" w końcu czego to ludzie nie wymyślą (a i tak zawsze znajdą zwolenników, choćby kilku) Mam wrażenie, iż podział prawo-lewo jest dość płynny. Tak naprawdę nie istnieją sztywne kryteria, które można stosować jako wzorzec. Przykładem są choćby takie ideologie jak wspomniana trzecia pozycja, narodowy syndykalizm, no i np "radykalne centrum" skupione wokół "Obywatela" też jest jakimś wyjściem poza tę oś prawo-lewo. *skoro ktoś wymyślił "narodowy anarchizm"... to wszystko jest możliwe w sferze koncepcji ideologicznych
-
Sorry Infamis! Źle przeczytałem twojego posta, a co gorsza zacytowałem go i wychodzi... że się zgadzamy, a już się czepiłem. Nieuwaga i alkohol, a niby dwa razy czytałem...
-
No więc... eh eh nie jest to takie wcale oczywiste. Karl Hess jeden z najważniejszych przedstawicieli libertarianizmu (współpracownik Rothbarda) sytuował libertarian wszystkich co do jednego na lewicy. Był totalnym rynkowcem. btw. sam Rothbard współpracował dość blisko z "nową lewicą" o czym można posłuchać choćby tu Nawiasem mówiąc podział lewica-prawica to nie jest coś co mnie może interesować. Moich poglądów i tak nie da się na tej osi umiejscowić
-
PO tak samo jak ruch palenia głupa to na dobrą sprawę produkt marketingowy, obliczony nie na realne działania, a na utrzymywanie wysokich słupków w sondażach.
-
Moje poglądy to taki nieokreślony melanż, że szkoda gadać, ale z nudów odklepałem ten test i oto co mi wyszło - przyznam, że liczyłem raczej na nacjonalizm Wolność gospodarcza: -13 więcej od 15.6% uczestników testu Tradycjonalizm:23 więcej od 65.2% uczestników testu Wolności obywatelskie:20 więcej od 49.7% uczestników testu Najbliższa Ci ideologia to: Konserwatyzm Konserwatyzm jest ideologią, w której założeniach na pierwszym miejscu znajduje się obrona obecnego ładu i poszanowanie dla tradycji. Konserwatyści w swoich działaniach wykazują dążenia do umacniania wartości tradycyjnych, takich jak religia, naród, państwo, rodzina czy własność prywatna. Co istotne, konserwatyzm nie uznaje "jedynych słusznych założeń" - dla konserwatystów to, co może być dobre dla jednego społeczeństwa, nie musi sprawdzić się w drugim.
-
Dobrze, aby się lepiej poznać powiadasz? No to powiedz mi, kim ty właściwie jesteś by mówić nam co mamy robić, co nam wolno, a czego nie.
-
Seraphim zależy gdzie.
-
Teraz już to trochę opadło, bo po upływie 3 miesięcy darmowego stażu pracodawca musi zatrudnić stażystę na - o ile dobrze pamiętam - minimum 3 miesiące. Ale opowiadaj o urzędach pracy i patologiach tamtejszych. Chętnie poczytamy Intel.
-
Dziewczyna pana X? carlosbueno podrzucę coś ciekawego znalezionego dzisiaj na wp. Nie ze wszystkim się zgadzam, ale myślę że autor ma wiele racji. autor nieznany
-
I jest to uczciwe, nie ciągniesz kasy. Jak dla mnie jesteś 20 razy uczciwszy niż ta cała banda przenudzonych urzędasów od dawania i brania (głównie sobie i swoim). Żadną tajemnicą nie jest, że np. w urzędach pracy co lepsze (czyli takie za nieco więcej niż najniższa krajowa) oferty są z góry obstawione przez "panie krysie starsze referentki" dla swoich rodzin.
-
Mój kolega ma najniższą grupę inwalidzką, więc teoretycznie do pracy by się nadawał. W pewnym sensie jest sprawny ruchowo, ale ma coś zjebanego z kolanami, biodrami i dłońmi efekt jest taki, że jest raczej bardzo powolny i mało stabilny (nie wiem do końca co mu jest nie wniknałem) ale porusza się na dwóch nogach. Do pracy fizycznej nadaje się tylko teoretycznie, w praktyce nie dałby tam sobie rady za chiny ludowe - nie da rady ustać na produkcji, a jego możliwości manualne są bardzo słabe. Jest człowiekiem inteligentnym, skończył dwa kierunki studiów jeszcze za "dawnych" dni gdzie zrobić maturę, pójść na studia i je skończyć to nie była taka oczywistość jak dzisiaj. Wtedy to coś znaczyło. Jako trwale bezrobotny (pracował gdzieś tam, ale tylko rok-dwa lata) szukał różnych form pomocy aktywizacyjnej i finansowej. Dostaje zdaje się 150 zł miesięcznie "pielęgnacyjnego", któregoś dnia poszedł do ośrodka pomocy społecznej zorientować się czy może coś mu przysługuje. Pani z okienka spojrzała na mego kolegę wielce zdziwiona, a następnie przemówiła; "ale pan przecież ma dochód!?" No tak, ma - 150 zł miesięcznie abyście nie myśleli o tym człowieku jak o jakimś dziadku proszalnym to nadmienię, że on cały czas szuka pracy lub próbuje się "zaktywizować" - nadaremno zresztą. "aktywizacja" w tym kraju to jakaś fikcja. bo pieniądze, które mogłyby iść na ludzi, którzy chcą coś zrobić a np. nie mają kwalifikacji, z racji wieku nie mają stażu pracy albo są "starzy" to idą na płacenie rent pijackich. Jako alkoholik, który sam finansuje sobie nałóg uważam rentę pijacką za kuriozum, a wszelką doraźną pomoc menelom uważam za nietrafioną inwestycję. Myślę, że co niektóre bardziej obrotne pijaki są w stanie wycackać więcej kasy "od państwa" niż niejedna pracująca samotna matka.
-
To za czyje dzisiaj pijemy?
-
Musisz założyć sobie, że będzie fajnie. Musisz powiedzieć sobie "dobra dam radę, nic mi nie będzie, nie umrę, wytrzymam, nie uduszę się, nie będę rzygał, ból nie przeszkodzi mi czerpać radości z zajebistych wakacji, wytrzymałem już gorsze rzeczy i tym razem też przeżyję". Bieszczady - cisza i spokój. Zazdroszczę Weź ze sobą leki, misia do plecaka, mp3 naładowaną do pełna i jedź z uśmiechem na twarzy.
-
do przepisu zapomniałeś dodać 100 g czystego spirytusu