Skocz do zawartości
Nerwica.com

martinita

Użytkownik
  • Postów

    18
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia martinita

  1. Jak Wasze nastroje? Ja panikuję.
  2. wyszłam na imprezę po pół roku zamknięcia w domu. i przez 3 h pomimo lekkich 'strachajców' całkiem fajnie się bawiłam!
  3. Shiroi, czy mógłbyś napisać więcej o tym,jak udało Ci się wyjść z tego, w jaki sposób pracujesz nad sobą? zastanowiło mnie to wystawianie psychiki na ciężkie próby,ostatnio sama to praktykuję,robię rzeczy,których się boję i pomimo strachu,nawet mi się to udaje.
  4. efektem terapii jest jak na razie powolone uświadomienie sobie swoich problemów, zlokalizowanie źródeł moich lęków. myślę nad asentrą,żeby w miarę spokojnie wrócić na studia.ale ostatnio mam nowy 'lek',który nazwałam chwytaniem nerwicy za rogi, krok po kroku robię rzeczy,których panicznie się boję (wyjście do sklepu,wyjście ze znajomymi po pół roku siedzenia w domu,jazda pociągiem).nie jest to łatwe,mam straszne lęki,ale po 'wykonaniu zadania', czuję,że stać mnie na więcej. -- 01 paź 2012, 09:01 -- no i stało się, od 4 dni biorę Asentrę. jest strasznie, mam lęki, budzę się ze strachu, jestem jakby w szklanej kuli. błagam powiedzcie,że to minie..
  5. a czy były w Waszym życiu momenty, kiedy lęki odchodziły na dłużej i potraficie wskazać, dlaczego tak się działo? czy coś wyzwoliło ten proces 'spokoju'? u mnie wygląda to tak,że potrafię przez tydzień żyć w bezustannym strachu,że coś mi się stanie, umrę, zemdleję na ulicy i nikt mi nie pomoże, skompromituję się itp., a potem nagle przychodzi godzina, może dwie takiego spokoju,pewności, że to się kiedyś skończy i będzie dobrze. taki czysty relaks, jakby organizm był przeciążony i sam robił reset. sama nie wiem,jak udaje mi się osiągnąć ten stan, bo pojawia się on nieoczekiwanie. jestem wtedy na 'fali szczęścia i pogodzenia ze światem', dostrzegam wiele szczegółów na które normalnie nie zwracam uwagi, trochę jakbym była pod wpływem % i potem tak jakby 'programuję' sobie w głowie następny dzień, wyobrażam jak będzie wyglądał i wszystko wraca od nowa, strach mnie paraliżuje. jestem dziś po kolejnej wizycie u terapeuty, wygrzebywanie z siebie rzeczy z przeszłości jest nieprzyjemne,ale mam wrażenie, że pomaga. zawsze po tej wizycie mam względnie kilkanaście minut 'bezlękowych', chociaż nie są one aż tak intensywne, jak te o których pisałam. przepraszam z góry, jeśli zasypuję Was niewygodnymi pytaniami, ale staram się na wszelkie sposoby zrozumieć to, co w nas siedzi, co zabiera nam z życia piękne chwile i wspomnienia.
  6. a wracasz do zycia dzięki lekom/psychoterapii/ innym sposobem?
  7. Trochę się boję. Oczywiście nie neguję tego,że czasami leki są potrzebne,ale chciałabym z tego wybrnąć jednak bez nich. Mam po prostu takie wrażenie,że dopóki będę je brała będzie ok,a jak odstawię lub zmniejszę dawkę wszystko wróci ze zdwojoną siłą. Przez pewien czas brałam Pramolan zapisany przez neurologa i nie wspominam tego najlepiej. boję się też, że lek, który jednak wpływa na mózg może coś we mnie 'zmienić',ale nie w dobrym znaczeniu. wiem,że to trochę nieskładne, co piszę, ale tak właśnie czuję.
  8. ja na sen biorę hydroksyzynę, ale często budzę się bardziej zmęczona niż przed zaśnięciem. chciałabym móc pomóc najpierw sobie, a potem innym w tej chorobie, bo z tego, co widzę, jest nas tak wiele, przerażonych życiem i jego konsekwencjami..
  9. Jakbym czytała o sobie,' nikt mi nie pomoże'. Zawsze kochałam pociągi, dlugie trasy. Do czasu ataków paniki. W zeszły weekend postanowiłam jednak wyjechać, złamać wzorzec. 6 godzinna podróż pociągiem,do osoby którą kocham. Cały dzień przed wyjazdem wymiotowałam ze strachu,wizyty w wc - milion. Ale stwierdziłam, że nie jadę na audiencję do papieża ani ratować świata przed bombą nuklearną. I co? W pociągu lekki stres(zdecydowanie lżejszy niż w domu),ale myślałam tylko o tym,że jadę, każdą myśl o zbliżającym się złym samopoczuciu odpychałam od siebie. Udało mi się dojechać, zregenerować siły i wrócić do domu (co już nie było takie miłe, bo obowiązki w domowym kieracie przytłoczyły mnie na wejściu). Oczywiście gdyby nie stoperan i hydroksyzyna pewnie nie byłabym tak odważna, ale dało mi to jakiegoś takiego małego 'kopa', że mogę, potrafię.
  10. Bardzo chciałabym dać radę, realizować się dalej. Wiem,że muszę zmienić swoje myślenie w tej kwestii, ale jest to dla mnie bardzo trudne, mam taki 'strach przed strachem', że w tej końcówce,na którą tak czekam po prostu się poddam.
  11. właśnie zastanawia mnie ten 'zapalnik' do powrotu do zdrowia. bo jeśli jest coś, co potrafi nas załamać, to może warto szukać takich rzeczy,które sprawiają,że stajemy na nogi,budzimy się z letargu? dla mnie zdanie prawa jazdy było przez pewien czas bardzo budujące (po wielu nieudanych podejściach nareszcie się udało), stałam się nieco bardziej pewna siebie. Może właśnie takie rzeczy pozwoliłyby nam się podnieść? Ladywind,a bierzesz jakieś leki / chodzisz na terapię?
  12. Witajcie kochani. Zastanawiam się ,ile czasu żyjecie z nerwicą, od jak dawna zmagacie się z nią? Chodzi mi o napady paniki, strachu i ogólne poczucie zagrożenia. Ja zmagam się z nią i IBS od 3 lat, najtrudniejszy był dla mnie czas na 1 roku studiów ( teraz je zmieniłam i od dwóch lat jestem na innym kierunku). Od kilku miesięcy zmagam się również z depresją, co jest dla mnie szczególnie trudne, ponieważ mam pod opieką niepełnosprawną babcię i wiem, że każdego dnia muszę wstać z łóżka,żeby się nią opiekować, chociaż nie wiem jak źle fizycznie,czy psychicznie bym się czuła. Cały czas myślę, czy możliwe jest wyjście z tego stanu, czy ta choroba ma jakąś 'datę ważności', po której po prostu stanę na nogi i zacznę funkcjonować normalnie. wiem, że strach jest nieodłączną częścią naszego życia, ale strach, który paraliżuje, zamyka w domu i nie pozwala na jakąkolwiek aktywność w społeczeństwie (chociażby wyjście do sklepu) po prostu mnie już wykańcza. Czy Wasi psychiatrzy/terapeuci mówili Wam kiedyś o tym,że to może się skończyć? Moja terapeutka mówi mi o tym,że jest to czasochłonny proces, który wymaga długiego leczenia, stawiania sobie nowych celów. I ja to rozumiem, ale jednocześnie zastanawiam się, czy komuś 'przeszło' tak po prostu, jakieś wydarzenia lub metody sprawiły,że proces 'dochodzenia do siebie' przebiegł szybciej?
  13. Jak pisze kolega mushroom poćwicz ruszanie. Ja na początku prowadzenia auta też bardzo się denerwowałam (a od początku jeździłam sama), gaśnięcie auta z powodu 'latającej' nogi na sprzęgle nie było rzadkością. Ale pomyśl sobie, że innym też to się zdarza. A nawet jeżeli miało by Ci zgasnąć auto,to co się stanie? Jakiś palant z tyłu trąbnie raz,czy dwa? Weźmiesz głęboki oddech, uruchomisz silnik i pojedziesz dalej. Przede wszystkim : oddychaj za kierownicą, ja złapałam się na tym,że jesli mam jakąś niebezpieczną sytuację na drodze, to często wstrzymuję oddech ale teraz, po niemal roku za kółkiem to właśnie w aucie mam najmniej objawów lękowych, wiem, że muszę być skupiona na drodze, na pieszych i innych samochodach. To daje mi poczucie odpowiedzialności i paradoksalnie uspokaja.
  14. Od października zaczynam ostatni rok studiów licencjackich i nie wiem,czy dam sobie radę. Sama myśl o tym sprawia,że już mi niedobrze i trzęsą mi się ręcę z nerwów, a przecież to dopiero za miesiąc. Lubię swoje studia, nigdy nie miałam problemów ze zdaniem egzaminów,ale po załamaniu na początku wakacji cała moja przyszłość wydaje mi się totalnie nierealna.
  15. Witam Was wszystkich kochani, po dwóch latach cichego obserwowania forum postanowiłam w końcu przywitać się z Wami. Anita, zdiagnozowana depresja, ciężkie życie i brak nadziei na lepszą przyszłość. Chodzę na psychoterapię od kilku miesięcy, obywam się na raze bez leków, chociaż Asentra lezy na półce i kusi, by spróbować. Szukam tutaj płomyczka nadziei, że uda mi się poskładać zycie i siebie, zacząć żyć, a nie tylko egzystować. Pozdrawiam Was serdecznie, od teraz będę częściej się odzywać.
×