-
Postów
749 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Werty
-
psyche_ Poważnego? Nie ale stało się coś mało przyjemnego
-
Nigdy, przenigdy nie przycinajcie włosów łonowych na mosznie nożyczkami...
-
polecam owczarka niemieckiego - to niezwykle skuteczne stworzenie. Z takim towarzyszem u boku możesz bez obaw ruszyć na znienawidzonego wroga. Tak już zupełnie na poważnie. Czego właściwie się teraz boisz w zagadaniu do innych dziewczyn? Te pogróżki teraz to niby od kogo miałyby się pojawić? Od tych dziewczyn? Ich chłopaków? Możliwa jest sytuacja, w której podbijesz do zajętej szmuli, ale - o ile to ogarnięta dziewczyna - da ci sygnały byś się odczepił. Większość rozsądnych typów, gdy dowie się że ktoś im podbija do dziewczyny raczej nie będzie się bawić w grożenie, bicie, zasadzanie się przed blokiem. Rozsądni ludzie uświadomią tobie na spokojnie, że zarywasz do niewłaściwej kobiety, a tylko idioci od razu zabiorą się za agresywne rozwiązania. Jedna sytuacja nic nie znaczy. No co, pozwolisz by takie małe, nic nie znaczące gówno niszczyło ci psychikę? By zatruwało całe życie? Zresztą kvrwa, kto nie ryzykuje ten nie pije szampana, nie? pozdrawiam. -- Cz sie 02, 2012 10:38 pm -- aha i jeszcze jedno. Pani psycholog wyjaśniła ci czego mogą to być objawy. Jakby co masz zawsze jakąś wskazówkę... i to za darmo. Za wizytę u psychologa się czasami płaci, że ło jezu
-
carlosbueno Ja straciłem 7 lat życia. Kiedy inni uczyli się, zdobywali kwalifikacje, doświadczenie w zawodzie, a potem wchodzili poważnie w pracę na full. W czasach kiedy inni się bawili, jeździli po świecie, szlajali się z towarzychem, umawiali się (a niektórzy ruchali po prostu na potęgę), no kiedy inni coś robili to ja nie robiłem nic. Szedłem nawet w przeciwnym kierunku... Owszem byłem gdzieś tam, uczyłem się indywidualnie, poznałem kogoś... ale było to wszystko nijakie i niesatysfakcjonujące, niepełne - niczego nie dokończyłem. Owszem winna nerwica, fobia szkolna epizody depresyjne, samotność, poczucie krzywdy... Przez co najmniej 3 lata od zarzucenia edukacji pracowałem na czarno, ciągnąłem fuchy za grosze i nie zdobywałem realnego doświadczenia na cv. Popadałem w marazm i coraz większe rozgoryczenie. Nadal jestem gorzki jak piołun, jest we mnie sporo niepewności i poczucia beznadziei, ale coś się stało ze mną i nie umiem tego wyjaśnić do końca... Otóż całkiem niedawno poznałem dziewczynę... a w zasadzie nawet nie poznałem... Po prostu byliśmy na jednej "imprezie" i jak zwykle nie zagadałem, nie zrobiłem nic w kierunku, by ją nawet poznać (trochę też okoliczności nie sprzyjały, ale ok...). Jak zwykle zapomniałem o całej sytuacji, bo po co miałem fantazjować o kimś mi bliżej nieznanym? Przecież to nie ma sensu i takiego tematu nie warto ciągnąć. Dziewczyna naprawdę zajebista jak dla mnie. Ostatnio siedząc wieczorkiem i jak zwykle popijając piwo słuchałem sobie muzyki (Green Day;), myślałem o tym i owym i przypomniałem sobie o niej. Zacząłem się zastanawiać dlaczego właściwie nic nie zrobiłem i doszedłem do wniosków: -nie mam stałej pracy więc czuję się mniej wartościowy -mam bagaż niemiłych doświadczeń -jestem gorzej ubrany, gorzej uposażony -jestem depresyjno-lękowy -jestem niewolnikiem nawyków i schematycznego myślenia i takiego też postępowania -mam mroczny obraz świata, cofam się, boję się zmian i jutra -nie mam szkoły, studiów, prawka i mieszkam ze starszymi mimo że większość ludzi, których znam już jest samodzielna, w związkach, po studiach, na studiach etc. Dlatego właśnie sobie odpuściłem wtedy. Na szczęście obudziła się we mnie chęć zamiany tego stanu rzeczy i zacząłem działać w kierunku naprawy swojego życia. Nie jest lekko, ale idzie mi chyba nieźle jak dotychczas. Nawet jeśli to głupie, i za chwilę wyczerpie mi się paliwo to co mi szkodzi spróbować? Co ja mam właściwie do stracenia? Co mi da siedzenie i gorzknienie, bo dlaczego ja sobie to robię? Dlaczego mam tylko siedzieć i się krzywdzić wspomnieniami i świadomością straconych szans, czasu? Chcę coś robić i właśnie to robię. Ludzie nigdy nie jest za późno. Znałem gorsze przypadki niż to co piszecie... Jak typ, który odłączył się od kieszenie matki w wieku 40 lat, nigdy nie pracował, całe życie przepił w bramie. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale facet ma teraz swoją własną firmę i całkiem całkiem prosperuje :) Co do tej dziewczyny to nie robię tego pod nią. Wątpię, abym jeszcze spotkał kiedykolwiek. Jestem jednak wdzięczny, że dostałem taki mocny "wake up call". I jeszcze jedno. Ktoś kto chce być szczęśliwy nie może uzależniać/budować swojego szczęścia na innej osobie, nawet ukochanej. Ludzie też odchodzą, umierają, kłamią, zdradzają. Potrzeba czegoś więcej do trwałego szczęścia niż "ta druga osoba". Pozdrawiam
-
carlosbueno a myślisz, że 20-latkowi łatwiej żyć tylko z myślą, że "mu jeszcze wolno" ? to żadne pocieszenie Yrek ja sobie myślę, że wielu 50-latków czytających ten wątek mogłoby się tylko uśmiechnąć i westchnąć :) Twój problem rozumiem i szanuję ponieważ od jakiegoś roku mam to samo. Tylko, że granica inna - niebawem kończę 23 lata. W zasadzie mógłbym zacytować twoje posty i podpisać się pod nimi swoim nickiem, aż tak bardzo się z nimi zgadzam (lub mam podobnie). Szczególnie bardzo mnie ujęło to co piszesz o filmach, muzyce i grach bo i ja tak mam. Oczywiście pewnie westchniesz i uśmiechniesz się i stwierdzisz, że jestem głupi bo jeszcze tyle lat do 30-tki mi zostało itd. Pomyślisz pewnie, że jakim ja prawem w ogóle zabieram głos skoro jestem o te 7 lat młodszy :) Z jednej strony gryziesz się tym co od ciebie jest zależne np.brak stałej partnerki, brak radości życia. Z drugiej tym co niezależne vide niska pensja mimo lat stażu pracy, brak mieszkania, auta. Z całym szacunkiem, ale dla mnie to medialno-korporacyjne pranie mózgu na amerykańską modłę :) Taki model świetnie działa i będzie działał ponieważ dla nich wygodniej stworzyć wizerunek nieudacznika, który nie osiągnął "sukcesu" i tym samym sam sobie zawinił. Bo oczywiście chore stosunki pracy w naszym kraju, niejasny system ubezpieczeń społecznych i głupia polityka społeczna nie grają żadnej roli w tym wszystkim Większość 20,30-latków singli nie jest w stanie się usamodzielnić i "obrosnąć w piórka". Nie jesteś wyjątkiem. Nie chcę rozwijać powyższego wątku, bo po co? Wszyscy to wiemy. Ostatnio mój dobry znajomy, o wiele starszy niż ja i ty, powiedział mi fajną dającą do myślenia rzecz. Stwierdził, że wrażenie, iż marnuję lub zmarnowałem życie, świadomość przemijania i żal za przeszłością, nieakceptowanie zmian oraz "wsteczność" to (cytuję z pamięci więc niedokładnie) - "znak tego, że chcesz coś zmienić, szukasz odmiany, wiesz że osiągnąłeś granicę takiego życia jakie znasz, a ono nie daje ci satysfakcji. Czujesz to podświadomie, ale nie chcesz dopuścić do świadomości. Pomyśl jak to zmienić, zrób coś nowego świeżego..." i tak dalej jeszcze mówił Masz jakieś hobby? Pasję? Może warto rozważyć jakąś aktywność, a szczególnie taką która wypycha człowieka z siedzenia w domu? Nie trzeba zaraz mieć dużo kasy, aby robić coś sensownego. Jeżeli jesteś zmęczony tymi młodszymi dziewczynami to może zakręć tam gdzie możesz spotkać takie w twoim wieku (lub podobnym) z doświadczenia wiem, że w szkołach zaocznych sporo jest takich. Może warto spróbować podnieść kwalifikacje i rozglądać się (nie rezygnując z obecnej) za nową, lepszą, lepiej płatną pracą? Sam ostatnio przechodzę istną rewolucję w życiu, a sam już na sobie postawiłem krzyżyk. Zawsze może być lepiej, bo nadzieja to co prawda najgorsza k*rwa jaka może być, ale ona przynajmniej zdycha jako ostatnia :) Pozdrawiam.
-
Keji, Kafka trzymam za was kciuki jak jasna cholera. Sam od tego roku na poważnie wracam do liceum zaocznego. Miałem na dobrą sprawę 3 lata przerwy... a fobia szkolna pewno nadal gdzieś we mnie jest, ale nie ma co tracić życia :) -- Wt lip 31, 2012 12:24 pm -- Pozwólcie, że przypomnę z szacunkiem. Za miesiąc szkoła Jak nastroje?
-
Keji. Bardzo krzepiące konkluzje w twoim poście No ale do rzeczy. Wielu z aktywnych użytkowników w tym temacie pisało już o tym, ale nic nie stoi na przeszkodzie przypomnieć jeszcze raz. Nauczanie indywidualne to nie jest najlepsze wyjście póki jesteś w stanie wytrzymać w szkole, klasie w przyzwoity sposób. Patrząc całościowo nauczanie indywidualne - czy to w szkole czy w domu - ssie. Jeżeli jednak - mocno hipotetycznie - doszłoby u ciebie do "eskalacji" tego problemu... że aż do wagarowania i opuszczania zajęć to wtedy powinnaś się przynajmniej dobrze zastanowić czy wziąć indywidualne. Choćby tylko po to by nie tracić semestru/roku. Oczywiście życzę tobie jak najlepiej i obyś nie musiała stanąć przed tym problemem, ale mówię czysto hipotetycznie
-
eh gdyby nie to, że dzisiaj muszę opiekować się dwoma "Żubrami" (niestety dwoma dzisiaj bo jeden postanowił zostać przy paśniku) wziąłbym oddział tęgich "Wojaków" i udał się jako wsparcie i zabezpieczenie Twojej operacji -- Śr cze 20, 2012 10:50 pm -- Z ostatniej chwili. Dowiedziałem się, że kolega Bohdan30 poległ na polu chwały, zginął w trakcie obławy na wrogiego i niebezpiecznego agenta "Tatra Pils"... (krótko mówiąc został zbanowany) Śpij kolego...
-
Mam nadzieję, że misja się powiodła i odwróciłeś tych agentów na właściwą stronę... w każdym razie trzymam kciuki
-
u mnie dzisiaj goszczą trzy "Żubry" Bohdan, a ty dzisiaj nad czymś pracujesz?
-
hehe Przez cykl o Wędrowyczu miałem to zboczenie, że gdy u mnie na pomorzu pojawił się lubelski specjał "Perła Chmielowa" długo zastanawiałem się nad spróbowaniem (okazało się, że świetne piwo, żaden może fenomen ale za taką cenę...)
-
Bohdanie, dziękuję i dedykuję tobie tę drugą połowę, którą właśnie męczę, Koźlaka Amberskiego.
-
Może spróbuj pokonać ten lęk metodą małych kroczków...? Tak. Jak nie piłem, bo bałem się alkoholu to niektórzy pocieszali mnie i rozwiewali obawy gadając farmazony w stylu "może i się śmieją, ale tak naprawdę podziwiają" albo "zazdroszczą, taki kto umie odmówić i nie pije to jest ktoś" albo też "bądź sobą nie idź za stadem baranów" - powiem krótko wielka GÓWNO PRAWDA. Slogany stworzone pewnie w ramach walki z alkoholizmem w PRL zaczerpnięte z czasów prohibicji w USA. Gdy tylko zacząłem na nowo pociągać z butelki (wtedy jeszcze okazjonalnie) zacząłem się wreszcie dobrze bawić na imprezach, stałem się wyluzowany, poznawałem kobiety etc. Musisz jednak pamiętać, że rekreacyjne picie może się łatwo wymknąć spod kontroli. Szczególnie nam nerwusom-smutasom
-
Ja pierdole. Kolega pyta jak radzicie sobie z czymś co można nazwać lękiem przed alkoholem, a wy zachowujecie się jak jakaś Liga Trzeźwości czy inne AA. Miałem tak samo jak Krzysio. Bardzo bałem się wypić cokolwiek, by nie budzić lęku. Frustrowało mnie to bardzo ponieważ byłem w wieku, w którym aby mieć jakiekolwiek życie towarzyskie trzeba było cokolwiek pić. Imprezy bez alkoholu, w sytuacji kiedy wszyscy piją są po prostu nudne i bezwartościowe. M.in przez abstynencję nie prowadziłem praktycznie żadnego życia towarzyskiego. Długo nie mogłem przez to zrobić wielu ciekawych rzeczy np. sobie poruchać, nawiązać kontaktów z ciekawymi ludźmi. Zaznaczam jednak, że całkowita abstynencja to tylko jeden z powodów, dla którego było jak było. Któregoś dnia jednak poszedłem na koncert, zobaczyłem jak popijają inni, powiedziałem sobie "a kij tam" poszedłem do pobliskiego monopolowego i kupiłem 3 piwa. Wypiłem z wielkimi obawami, ale wypiłem i poczułem się dobrze. Wręcz nieziemsko dobrze :) To znaczy tak ogólnie to jestem alkoholikiem i nie gloryfikuję alkoholu, ale moim zdaniem można pić rozsądnie, z umiarem, od czasu do czasu to znaczy okazjonalnie i nie ma w tym nic złego (nawet w przypadku nerwicy, depresji)
-
Gratulacje Speedy! Bylo ciezko, ale warto bylo, nie? Nigdy, ale to nigdy nie wolno sie poddawac.
-
Rozumiem, trochę jak oddział dzienny. Terminy powalają... Dasz radę, pamiętaj o tym by nie opuszczać zajęć, a jakoś się uda. Pozdrawiam.
-
Dzieki bogu za pierwszy konkretny post w tym temacie. Strasznie bezsensowna paplanina się tu zrobiła. Powodzenia Little A. Nie wiem czy dobrze rozumiem, więc zapytam. Czy to skierowanie to jakieś konkretne działania poradni szkolno-wychowawczej czy to tylko takie czyjeś pobożne życzenia? Masz jakieś konkretne propozycje tych terapii? Na ogół wszystkie orzeczenia o przyznaniu indywidualnego okraszone są takimi wskazaniami, a tak naprawdę nic z nich nie wynika.
-
ja czekałem blisko 5 miesięcy...
-
Little A, przykro mi z powodu Twojego wujka. Niech spoczywa w pokoju Generalnie pewnych procesów nie przyspieszysz. Możesz dzwonić co drugi dzień, poprosić w szkole by ich popędzili. Za pierwszym razem to trochę może trwać, zależy też gdzie twoja decyzja dot. nauczania utknęła. Jak w poradni to tam trzeba, a jak w "mieście" no to tam. Możliwe, że szkoła czeka na kasę na to twoje indywidualne i na tym stanęło. Ciężko powiedzieć. Speedy?
-
czy nerwica skraca życie? Oby
-
Do ThousandTears Raczej staraj się nie zmieniać szkoły ot tak... Wszystkie szkoły - jak wielokrotnie pisałem tutaj na forum - starają się wypychać uczniów z trudnościami adaptacyjnymi i nerwicami, bo jest to dla nich pewien problem. Najważniejsze to nie dać się wypchnąć. Czy jesteś w szkole średniej? Powinnaś udać się najlepiej z rodzicami do swojego psychiatry po usprawiedliwienie tych godzin. Masz stwierdzoną fobię więc możesz wnioskować o nauczanie indywidualne. W trakcie procedury przydzielania indywid. nauczyciele nie mogą wstawiać ci nieobecności (przynajmniej te 5-7 lat temu tak było...). Jesteś w trakcie terapii - fajnie, kontynuuj i nie zniechęcaj się. Jeżeli pytasz o nasze doświadczenia to ze swojej strony ja sobie z fobią szkolną nie poradziłem. Wygrała ze mną :) Powinnaś próbować chodzić i starać się przetrwać objawy fobii szk. To trudne, ale wykonalne. W sumie paręnaście stron temu w tym temacie napisałem kilka porad, które zostały "opracowane" na bazie doświadczeń moich i znajomego (de facto z tego forum) który skończył szkołę średnią mimo fobii szkolnej - trochę w normalnym trybie, trochę indywidualnie - a teraz studiuje i ma się bardzo dobrze. Sądzę więc, że te rady mają trochę sensu. Dwóch moich krewnych i jeden dużo starszy znajomy przezwyciężyli fobię szkolną (jak się niedawno dowiedziałem). Bez żadnych terapii leków itd (warto jednak zaznaczyć, że z tego co mi opowiadali ich objawy nie były jakieś szczególnie ekstremalne:) ) Co do nauczania indywidualnego to nie jest to najlepsze rozwiązanie w długim "dystansie" (w sumie może nawet być szkodliwe...), ale czasami jest jedyną opcją... Jakby co wal na prywatną wiadomość to postaram się odpowiedzieć. -- Pn mar 05, 2012 12:22 am -- Chodziło mi o to że zmiana szkoły sama w sobie - bez podjęcia odpowiednich kroków - nic nie da. W nowej szkole fobia może się nawet nasilić. No chyba, że w tej nie dajesz rady z powodu wysokiego poziomu itd...
-
Witam. Może i wetnę się w już ustabilizowany wątek, ale miałbym do was pytanie, o samotność. Czy waszym zdaniem są ludzie z jakiś powodów nie przyciągający innych? Tak zupełnie bez powodu. Dam trochę swojej historii. Nie będzie to zbyt długie i mocno po łebkach (a przynajmniej postaram się, aby nie było). Od kiedy pamiętam nie miałem zbyt dużego grona znajomych, na ogół "znałem" 2-4 osoby. O ile w ogóle w danym okresie czasu miałem obok siebie jakiś ludzi. Lwią część swojego życia spędziłem sam. Od wczesnego dzieciństwa, aż do teraz. Co ciekawe wcześniej nie byłem jakimś samotnikiem z wyboru, nie izolowałem się od ludzi dla zasady i świadomie (tak szczerze mówiąc miałem taki krótki epizod, gdy nerwica najmocniej uderzyła), nie mam problemów w nawiązywaniu kontaktów, żadnej nieśmiałości (chociaż czasami w pewnych konkretnych sytuacjach pojawia się trema np.w urzędzie). Nie czuję się introwertykiem ani ekstrawertykiem - na tej osi sam siebie widzę raczej pośrodku, ale z odchyleniami to w jedną to drugą stronę . Nie wiem z czego to zawsze wynikało, ale nigdy nikt do mnie nie lgnął, nie przyciągałem ludzi... Raczej z konieczności i wyboru musiałem stać z boku. Za dzieciaka nikt nie przychodził po mnie, aby pograć w piłkę, a gdy nieco podrosłem nikt nie wyciągał na browara lub na czyjąś osiemnastkę. Nie piszę tego, aby się wyżalić czy coś w tym rodzaju. Czasami miało się jakiegoś "kumpla", a czasami nie, raz na jakiś czas na krótko raczej "wbijałem się w ekipę". Z powodu tej swojej cechy nieprzyciągania ludzi zbudowałem swoje życie wokół hobby, zainteresowań i aktywności i obecnie poglądów które nie wymagają kontaktów z ludźmi, a przynajmniej zbyt rozbudowanego życia towarzyskiego. Ten stan rzeczy swego czasu przypieczętowały zaburzenia lękowo-depresyjne i jej główna manifestacja - fobia szkolna i konieczność kontynuowania nauki w trybie indywidualnym. Niewiele pomogło w tym wszystkim życie jak mi się wydawało "na krawędzi" - ale tego tematu nie chcę ruszać. Jeżeli już ktoś do mnie lgnie to często dlatego, że czegoś chce (wiadomo, norma, no ale...). Przez kilka lat od czasów gimnazjum kumplowałem się z człowiekiem, który podświadomie (a może i świadomie - nie wiem) mimo braterskiej otoczki stawiał mnie raczej w roli swojego rywala... Wiem, brzmi to dziwnie, ale na każdym polu chciał być ode mnie lepszy. Np. więcej wypić, więcej imprezować, więcej panienek zaliczyć, kupować lepsze ciuchy, więcej zarabiać itd itd. Chyba cieszyło go gdy podczas najcięższych stanów psychicznych i problemów z tego wynikających bardzo cierpiałem (a przynajmniej miałem takie wrażenie). Kontakty z kobietami też miałem i mam raczej ubogie, co prawda umawiałem się z dziewczynami, ale było to bezowocne i daremne na ogół. Bardzo późno jak na dzisiejsze standardy po raz pierwszy przeżyłem jakiekolwiek zbliżenie z kobietą i oczywiście też było to raczej automatyczne niż barwne. Dzisiaj już tak zabagniłem w swoim życiu, że głupio mi nawet nawiązać relację z kobietą. Nie mógłbym wiele dać od siebie: piję alkohol, nie mam stałego zatrudnienia, brak wykształcenia, mieszkam z rodzicami, no i co gorsza to kim jestem i jaki jestem. Były czasy kiedy przeciwko temu wszystkiemu mocno się buntowałem. Raz popadałem z nienawiść do ludzi i mizoginię, idąc przez rezygnację i smutek tym wszystkim, do skrajnego ubóstwienia ludzi (jak jakiś mistyk kurwa!). Obecnie, pogodziłem się z tym jak jest. Co prawda męczy mnie dojmujące uczucie osamotnienia, ale nie załamuję się z tego powodu. Szkoda tylko, że nie pogodziłem się z moim życiem znacznie wcześniej, zanim pojawiła się u mnie agresja, wszelkie frustracje, zanim zacząłem regularnie pić. Sorry, że tak trochę chaotycznie, ale gdybym chciał się rozpisać to byłoby tego 5 razy więcej.
-
Najgorsze co można zrobić to spanikować, sam schodziłem z 4 zagrożeń i 1 nieklasyfikacji to wiem jak to jest. Dużo nerwów, stresu i pośpiechu, ale rzecz wykonalna (znałem takich co schodzili z 12 zagrożeń i wychodzili z tego...).
-
Witam. Przez 3 lata niemal codziennie miałem duszności. Nie muszę mówić, że wyniki różnych badań były wręcz idealne. Były to ostre i silne duszności, że czasami praktycznie nie mogłem złapać oddechu. Zacząłem intensywnie biegać, pływać, ćwiczyć i duszności praktycznie ustały (teraz odpukać nie zdarzają się prawie wcale - no chyba że dużo fajek spalę)