Skocz do zawartości
Nerwica.com

Werty

Użytkownik
  • Postów

    749
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Werty

  1. aha, no Candy dzięki za naprostowanie, bo czytając ten wątek wątpiłem. Kiedyś gdzieś słyszałem, że o masturbacji to się mówi w odniesieniu do kobiet, a o onanizmie w odniesieniu do mężczyzn, no ale jak widać jest ok.
  2. dzięki za słowa uznania dziewczny jesteście wspaniałe widzisz nieboszczyk? -- Pt lis 23, 2012 12:22 am -- Czy przypadkiem samogwałt u mężczyzn nie określa się jako "onanizm"? Bo tu ciągle masturbacja i masturbacja - nie jest to chyba technicznym błędem, ale bardziej pasuje onanizm, nie?
  3. Jak to nie? Udowodnię ci, że ktoś pochwali. Ja się dzisiaj masturbowałem. Kto mnie pochwali??
  4. Wiesz Detektywie , kasa to kasa, ale skoro oboje macie taką sytuację socjalną jaką macie to rozumiecie się nawzajem. By się spotkać nie trzeba zaraz dysponować wielką gotówką, możecie pójść na spacer do parku, karmić łabędzie. Nie trzeba się zaraz szarpać, można z głową, po taniości
  5. O, super I jak ta dziewczyna, przypadliście sobie do gustu? Jakieś następne spotkanie w planach?
  6. Werty

    [PROZA] Mucha

    Zajrzałem tam już z miesiąc temu... dałeś na forum linka czy tam w opisie miałeś. Chciałem nawet priwa wysłać z gratulacjami, bo ogólnie opowiadania kocur, z tym że najebany byłem jak szpadel i nie mogłem trafić w klawisze. Czasami tam zaglądam na twój profil na portalu pisarskim i monitoruję czy się pojawiło coś nowego. Nawet z koleżanką dyskutowaliśmy o "krzyżu nadpalonym resztką wczorajszej furii" z czego wynikła ciekawa rozmowa na gg. Lubię taką prozę osadzoną w codzienności. Sam też pisuję to i owo, ale na razie nie zamierzam nic wrzucać do neta, bo za mało materiału mam.
  7. Werty

    [PROZA] Mucha

    Ogólnie twoje miniatury świetnie się czyta "detektywi" czy "samotność" albo to z tą wizytą u terapeutki Trafiają do mnie, bardzo fajne. Wysyłałem znajomym (trzem osobom) i im też przypadły do gustu. Tyle, że... najnowsze opowiadanie "mucha" jest jednak słabe na tle wcześniejszych - moim subiektywnym zdaniem. Bez urazy, ale zupełnie mi się nie podoba.
  8. Werty

    Fobia szkolna

    Wiecie co mnie zastanawia? Od lat zawsze było tutaj pełno nowych użytkowników, którzy zaczynali "przygodę" z fobią szkolną, a teraz jakby cisza . Są dwie możliwości, albo fobia szkolna przestała istnieć, albo dopiero w grudniu przy końcu semestru pojawi się nam tu paru fobistów Oby to pierwsze.
  9. Werty

    Niechęc do pracy

    Nie na szybkiego, nie pod wpływem emocji, abyś poznał plusy i minusy takiego wyjazdu, zastanowił się czy leży tobie ten wyjazd czy musisz się do niego zmuszać. To mam na myśli. a może tam kogoś poznasz?
  10. Werty

    Fobia szkolna

    Ładnie! Jak już przetrwałaś licencjackie to masz małpi skok do tego magistra. Nawet ja bym tam się na tym etapie nie poddawał witaj w dużym klubie, większość z nas w tym temacie miała 1,5-2 miesiące wagarów za pierwszym razem
  11. Werty

    Niechęc do pracy

    Bakus do odważnych świat należy. Nie wiem czy jak moje bezrobocie potrwa jeszcze z pół roku nie będę zmuszony do zarobkowego wyjazdu z kraju. Powodzenia i zastanów się jeszcze nad tym co byś decyzję podjął w 100% świadomie.
  12. Problemem Carlosa jest to, że w ogóle w siebie nie wierzy. Mnie to dziwi, wygląd ma, studia skończył (a więc musi mieć olej w głowie), wysłowić się potrafi, kawał chłopa z niego... a wiary we własne siły żadnej.
  13. O, to jest ciekawe, ludziom można gadać i gadać, a muszą sami się poparzyć, aby się przekonać. Bardzo rzadko ktokolwiek uczy się na błędach innych
  14. Doświadczenie najlepszy nauczyciel, nie? Dzisiaj mam w sobie silny "radar pieskowy" w kontaktach z dziewczynami. Przydaje się. Niedługo po tej, prawie władowałem się w podobną znajomość, ale radar tym razem uruchomił alarm więc przerwałem znajomość szybko, bez bólu, bez problemu.
  15. Dokładnie, tyle że tak gwoli ścisłości to się nazywa "piesek" Stałem się jej pieskiem z całym dobrodziejstwem inwentarza. W sumie kontynuowałem tę znajomość, bo było mi jej strasznie żal. Miała nieciekawego ojca, ten jej facet też traktował ją źle. Wtedy czułem się głupio z tym, że mam przerwać znajomość, a ona zaufała mi i otworzyła się, opowiadała o ciężki rzeczach. Było mi przykro za los jaki ją spotyka. Dlatego znajomość z nią traktowałem jak jakąś misję. Niestety, no takie "przyjaźnie", gdy jedna z osób czuje jakiś pociąg do tej drugiej są bolesne i mało owocne. Pomijam już, że była nieszczera, bo na początku znajomości (moim zdaniem) świadomie kręciła, aby mieć takiego "adoratora", któremu można się wygadać i nie zna nikogo z jej "klimatów". Nie sądzę, aby nie wiedziała albo przynajmniej podświadomie nie czuła, że podoba mi się i chcę czegoś więcej. Z czasem okazało się jednak, że ta znajomość zmierza donikąd. Obciążała moją psychikę swoimi problemami, ale nie robiła nic, aby cokolwiek zmienić (choćby rzucić dupka i związać się z kimkolwiek lepszym, nawet nie ze mną, ale z kimkolwiek lepszym) każda rozmowa z nią była taka sama, ciągłe wyważanie otwartych drzwi. Wiele problemów miałem, aby tę znajomość później zakończyć. Ps. naiwnie liczyłem, a wiedziałem, że ma sporo koleżanek, że mnie z jakąś pozna - nie wiem skąd taka absurdalna myśl, ale liczyłem na to wtedy ah ten wiek nastoletni i należna mu naiwność
  16. PanMedialny miałem podobną sytuację w 2008 roku. Jedna dziewczyna podobała mi się więc zagadałem. Poszliśmy raz drugi do kawiarni, z raz na spacer, innym razem spotkaliśmy się gdzieś spontanicznie. Można powiedzieć, że wszystko się dobrze rozwijało, fajnie się nam gadało, miło spędzaliśmy razem czas. Robiłem sobie nadzieje. Wiedziałem, że ostatnio miała (sposób w jaki o nim mówiła sugerował że to jej ex) faceta, zresztą dziewczyna sprawiała wrażenie jakby ten związek się zakończył, co prawda nie gadałem z nią o tym wiele, w sumie prawie wcale, ale tyle co wywnioskowałem, że niedawno zakończyła kijowy związek. Za czwartym spotkaniem, gdy już chciałem przenieść tę znajomość na nieco wyższy poziom w jakiś dziwny sposób padł temat jej - w moim odczuciu byłego - faceta nagle okazało się, że są w związku, że miłość kwitnie, że ostatnio się ze sobą przespali i w ogóle jest super, ale miewają problemy Mindfuck. Nie kłamała, faktycznie była w związku, nawet tego kolesia kiedyś przypadkiem miałem okazję poznać... He, było minęło. Mój błąd wtedy polegał na tym, że nie zakończyłem tej znajomości, ale "zaprzyjaźniliśmy" się. Była to problematyczna znajomość i bardzo bolesna dla mnie wtedy, bo zbudowana na kłamstwie i pomijaniu faktów, aby tylko mogła wygadać się komuś spoza jej towarzystwa. Nie przejmuj się PanieMedialny, tak bywa, to czysta klasyka życia
  17. Werty

    Fobia szkolna

    Perfekcjonizm w pracy też nauczyłem się olewać... Nie zrozum mnie źle, wyjaśnię. Gdy starałem się robić coś naprawdę dobrze słyszałem "słabo pracujesz", kiedy się wkurzałem i zaczynałem robić na odwal, ale za to 20% szybciej wtedy było "o, przestałeś się pierdolić" czy tam "nie jebiesz się już z tym" Tak było w przynajmniej 2 miejscach gdzie zdarzyło mi się popracować. Heh, no niby masz rację, ale wiesz jak to jest... siada na dumę, ale z czasem będzie lepiej. Pracuję nad tym i w końcu musi się to zmienić.
  18. Werty

    Fobia szkolna

    Cholera miałem już wysyłać posta i akurat komp mi się zawiesił Łapię. Pewno próbowałeś zmienić nastawienie i nic to nie dało?.. Bo to na zawołanie nie działa niestety. Przerabiałem coś podobnego jak ty i to trzykrotnie. Raz w nowej pracy, którą kiedyś miałem, a 2 razy w sytuacjach coś a`la szkoła. W końcu stwierdziłem, że przecież jestem nowy, mam prawo się uczyć, robić błędy (po prostu wyjebka). Moi współpracownicy, współuczniowie będą krytykować, oceniać, wyśmiewać, gadać? Trudno, walić to. Nie robię tego dla nich tylko dla siebie. Z czasem nabiorę wprawy i pokażę, że mogę, a i zacznę dostrzegać ich potknięcia i wpadki, bo przecież nikt nie jest nieomylny i wszechmocny. To pomogło, ale zanim zadziałało przerobiłem mdłości, stres, niechęć do przebywania w tych miejscach, bezsenne noce, poczucie krzywdy. Wiesz, pracuję nad tym Jest nieźle. Szkoda, że tak późno. Ludzie w moim wieku to już robią magistra, mają posady (gówniane jak to w dzisiejszych czasach, ale w miarę "pewne"), niektórzy zdążyli pozakładać rodziny, mają dzieci z wyboru (nie wpadki), samochody, karty bankomatowe, znajomych poznanych za czasów liceum, z którymi chodzą na piwo do knajpy, i w tych knajpach - po związaniu końca z końcem - mogą lekką ręką przehulać nieco kasy, wynajmują mieszkania, a do rodziców chadzają w niedzielę na obiadki... Oczywiście idylli to nie ma nikt, ale przynajmniej oddychają, no a ja nie mam nic Brzmię jak frustrat (bo tak jest ) ale żebym nic nie robił w kierunku zmiany swojego stanu, a robię tyle i... nadal nic. Pieprzona fobia szkolna zmarnowała mi tyle czasu.
  19. Werty

    Fobia szkolna

    Adam_S a czy studia nie dają nieco większego pola manewru dla nerwicowca? Nie wiem, nie studiowałem nigdy, ale znałem osobę, która na studiach dziennych z powodu pracy i innych tam spraw, robiła studia na zasadzie jakiś konsultacji, zajęć indywidualnych, przychodząc na egzaminy. Nie da rady pokombinować? Kolejna porcja moich żalów, ach to ten listopad tak nostalgicznie na mnie działa . Źle pokierowali mną i moimi rodzicami (nam nikt nawet nie powiedział o możliwości wzięcia indywidualnego w przypadku fobii szk.), nikogo nie interesowało, że byłem niezłym uczniem o dobrej opinii, nikogo nie interesowało, że miałem problem i można a nawet trzeba mi było pomóc, bo od tego w końcu byli. Tylko "zabierać papiery, zabierać, nic się nie da zrobić". Skurwysyny. Wszystko można było wtedy... gdyby tylko się komuś chciało. Fakt, mija 7 rok od kiedy to się wydarzyło, ale to nadal boli - tym bardziej, iż ostatnio kilka razy przechodziłem koło tej szkoły, i aby było zabawniej to właśnie w listopadzie i grudniu 2005 zacząłem wagarować, więc dużo mi o tym przypomina teraz. Dzisiaj czasu nie cofnę i nie mam zamiaru bawić się w "co by było gdyby", ale być może dzisiaj, gdyby wtedy odpowiednio podpowiedzieli i pomogli mi w szkole, moje życie mogłoby wyglądać o sto procent inaczej, o wiele lepiej. W sumie problemy ze szkołą to początek wszystkich moich niepowodzeń w całym życiu, aż do teraz. Całej winy na innych nie mogę zrzucić, sam też wiele zaniedbałem, ale jakąś część winy mogę scedować na grono pedagogiczne z mojej pierwszej szkoły średniej.
  20. Werty

    Fobia szkolna

    Wiecie co (znowu raczej długi post, ale jest we mnie tak zarąbiste poczucie krzywdy, że nie mogę tego wyrzucić z siebie nawet po latach) ja kiedyś tutaj na forum byłem wielkim zwolennikiem indywidualnego. Później po latach przeszedłem na pozycję sceptyka i tak mam do dzisiaj. Nauczanie indywidualne ma swoje plusy jednakże należy pamiętać o wadach. Widzę to po sobie. My, którzy przeżyliśmy fobię szkolną, musimy ciągle o tym pisać i przypominać. Na tym forum ciągle pojawiają się zdezorientowani młodzi, których te problemy właśnie zaczynają dręczyć. Do swojej wymarzonej szkoły dostałem się w 2005 roku. To naprawdę była wymodlona szkoła. Początki były znakomite. Fajna, zajebista klasa, nikt mi nic złego nie zrobił i nie powiedział. Kierunek techniczny, który mnie interesował, lekcje nie raz trudne nie stanowiły dla mnie problemu, ani nie nudziły mnie. Można powiedzieć, że spędzanie tam czasu było dla mnie przyjemnością. Szybko złapałem kontakt z uczniami i nauczycielami - wiadomo jedni lubili mnie mniej, a inni bardziej, norma. Miłym akcentem była pewna dziewczyna z tej klasy, która zaczepiała mnie, dawała spisywać prace, chodziła za mną, i przy każdej możliwej okazji stawała tak blisko mnie, że aż czułem jej ciepło No i co z tego, że było wszystko ok jak złapała mnie fobia i nie byłem w stanie chodzić do szkoły? Nie mogłem wytrwać w niej dłużej niż parę minut. Odszedłem ze szkoły na własne żądanie, ale pod presją dyrekcji, poszedłem za namową psycholożki, aby "przeczekać" rok. Po roku "przeczekiwania", który był koszmarem tak naprawdę, bo to właśnie wtedy miałem największe jazdy depresyjno-lękowe m.in nie wychodziłem z domu tygodniami. Nabawiłem się takiego niedotlenienia, albo początków fobii społecznej (czy tam agorafobii), że każdy wyjście na ulice wiązało się z zawrotami głowy i mięknięciem nóg. W ogóle straszny i koszmarny czas. No, ale przecież "przeczekanie" doradziła mi psycholog szkolna z wieloletnim stażem, pewnie wiedziała co robi, nie? Strasznie ciężki rok, miałem już skierowanie do szpitala i aby było śmieszniej sam o to prosiłem swoją psychiatrę, kur... ja w wieku 16 lat powinienem balować, latać po domówkach, a nie błagać o skierowanie na oddział, mimo że nawet moja lekarka nie widziała takiej potrzeby (no ale myślałem, że się rozpadnę na kawałki). Równa babka z niej była, to ona otworzyła mi i moim rodzicom oczy na to jak szkoły spychają uczniów z zaburzeniami i problemami adaptacyjnymi, w następnym roku chroniła mnie usprawiedliwieniami przed wyrzuceniem ze szkoły, pomogła załatwić indywidualne, monitorowała proces załatwiania indywidualnego. Mój stan psychiczny zaczął ulegać poprawie dopiero na lato 2006 roku, gdy za namową matki złożyłem papiery do nowej szkoły, udało mi się skombinować jakiś rower dzięki, któremu uczyłem się na nowo chodzić (jak już wspomniałem był z tym problem) łapiąc równowagę w chodzeniu i stanu psychicznego. Udało mi się nawet wyrwać na jakiś czas nad jezioro pod namiot. Byłem pewien, że już jest wszystko dobrze. Niestety nie było. W nowej szkole od razu to samo. Z miejsca ataki paniki. Pokazałem się dwa dni, i znowu zacząłem wagarować. Reakcja szkoły była szybka, skończyło się raptem na paru dniach lecenia w kulki. O dziwo potraktowali mnie dobrze, przyjęli do wiadomości fobię szkolną i nerwicę, depresję. Rozpoczęła się procedura załatwiania indywidualnego. Moja psychiatra bardzo w tym pomagała, ale nie było w sumie problemu z dyrekcją szkoły. Tylko w poradni szkolno-pedagogicznej dawali tylca, bo blokowali mi przydział nauczania indywid. przez pół roku... Co było dość groteskowe i frustrujące, bo zgadzali się z diagnozami, ale przyznać nie chcieli... Gadali coś o innych formach pomocy, lecz nie zaproponowali niczego konkretnego. W końcu ulegli, ale ile się to ciągnęło! Z nowej szkoły w końcu też mnie usunęli po paru latach, ale już nie będę o tym pisał bo i tak się już rozpisałem.
  21. Werty

    Fobia szkolna

    Drogie panie, gratuluję wam, bo pokazujecie, że można temu dać radę
  22. Werty

    Fobia szkolna

    He, miałaś widocznie sporo szczęścia do nauczycieli, szkoły i co najważniejsze indywidualne zaczęłaś bardzo późno bo w połowie 3 klasy. Mnie z mojej pierwszej szkoły średniej wyrzucono po 4 miesiącach z powodu fobii szkolnej. To znaczy moją winą było to że nikomu nic nie mówiąc przestałem chodzić do szkoły, ale co właściwie mogłem powiedzieć w szkole czy rodzicom? Dla mnie strach przed szkołą i ataki paniki w niej były już wystarczającym wstydem, a co dopiero jeszcze o tym gadać komuś... Tym bardziej, że nie rozumiałem tego co się ze mną dzieje. Wagary, które miały trwać dzień, które miały pomoc mi się zrelaksować i odprężyć potrwały półtora miesiąca... Dopiero po takim czasie wszystko się wydało i podobno było już za późno, aby cokolwiek zrobić (pełno ndst i nkl). Oczywiście cały ten mechanizm "pomocy" uczniowi zaczął się kręcić wychowawca-pedagog-psycholog szkolna-dyrekcja, ale nie było w tym dobrej woli. Wychowawczyni darła się i robiła pretensje, pedagog powiedziała po wysłuchaniu mnie (prawie płakałem ze wstydu opowiadając o lęku w szkole) powiedziała, że najpewniej ćpam, psycholog szkolna powiedziała natomiast, że "to pewnie fobia szk." ale nie zrobiła nic poza zachęcaniem mnie i moich rodziców do zabrania papierów i "przeczekania" (taaa te "przeczekanie" jak pokazało życie kosztowało mnie 7 zmarnowanych lat życia) roku, a dyrekcja straszyła, że nie mam w sumie po co chodzić bo i tak szanse na zdanie są niewielkie (a prawdę mówiąc wszystko dałoby się naprostować...). Ta szkoła to był moloch, więc nikt nie przejmował się tam jednym uczniem (bo ogółem było ich 800), nikt nawet mi nie powiedział o możliwości wzięcia indywidualnego. Bo dla nich to kłopot i problemy, a zysk żaden. No i tak to już było, czasu nie cofnę...
  23. napisz na PW co chcesz wiedzieć to ci odpowiem
  24. Pisałem ci już wiele stron temu, krótko mówiąc rób to co bakus teraz robi i zobaczysz, że to jest do zrobienia. Nic specjalnie trudnego
  25. inbvo Podobno byłeś religijnym fanatykiem, a ja mam znajomego który w połowie lat 90 chadzał na oazy i pielgrzymki, mówił że tyle rżnięcia ile dzięki temu miał to się w głowie nie mieści, i sceny rodem jak z jakiegoś pornusa (oczywiście nie w kościele, ale pod namiotami, w bursach itd)
×