"Jest grupa ludzi, którzy ponad wszystko cenią sobie szczerość i autentyczność. Nazywa się ich introwertykami. Popularny jest pogląd, że w przeciwieństwie do ekstrawertyków czerpią oni energię z chwil, kiedy są sami, a tracą ją w grupie. Mam inną teorię: zyskują energię, kiedy obcują z prawdą i autentycznością, a tracą ją w obliczu fałszu. Nie mogą znieść grup społecznych, w których nie można być sobą, grup w których trzeba udawać. Nie ma to nic wspólnego z liczebnością. Nie chodzi o to, że introwertyk woli być zamknięty w sobie, boi się ludzi i najlepiej się czuje w samotności. Nie. Najlepiej czuje się, kiedy nie doświadcza kłamstwa.
Introwersja to dar. To umiejętność rozpoznania natury drugiego człowieka. Choć czasami nie potrafią tego wytłumaczyć, introwertycy odczuwają, kiedy ich relacja z drugim człowiekiem opiera się na fałszu. Wiedzą, że coś jest nie tak. Potrafią zajrzeć w głąb , prosto w oczy, i dostrzec to, co kryje się za niewidzialną kurtyną. Uwielbiają kontakty szczere, niezakłócone, bez napięcia. Nie znoszą wielkich zbiorowisk, w których wszyscy zakładają weneckie maski i świecą światłem odbitym. Dlatego właśnie często mówi się, że introwertyk woli kameralne spotkania. Owszem, ale nie dlatego, że nie cierpi ludzi. Po prostu łatwiej wtedy o zachowanie autentyczności. Nie potrafię wyobrazić sobie kilkusetosobowego zgromadzenia, w którym każdy jest sobą. (…)
Introwertycy nieraz nie potrafią znieść, kiedy ktoś odrzuca ich dobroć. Starają się, są dla kogoś mili, a druga osoba tego nie docenia i ma to w dupie. Poczucie odrzucenia jest trudne do przepracowania i zrozumienia."
— Włodek Markowicz ‘Kropki’