Skocz do zawartości
Nerwica.com

shira123

Użytkownik
  • Postów

    2 390
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez shira123

  1. Teraz ja Ania, nie ogarniam, bo straciłam cierpliwość, mam dość wiecznego uspokajania się, mówienia sobie, że minie, przejdzie, że to tylko myśli, cały czas na WOJNIE, to może umęczyć. A jak się poddaję to jeszcze gorzej, bo wtedy tracę nadzieję. Straciłam też wiarę w miłość i sens działania Boga, co też nie daje mi spokoju i pogłębia lęk. Jedynie co mnie jakoś ratuje to moje spore poczucie humoru. Dobra dosyć tego narzekania. Właśnie wróciłam z warszawskiego koncertu piosenek powstańczych, no bo dzisiaj święto mojego kochanego Miasta - WARSZAWY. Kocham to miasto bo nie mam wyjścia, właśnie problem polega na tym, że mam problem, żeby się z niego ruszyć, takie lęki. Cześć i chwała Bohaterom.

    Wczoraj byłam u pani psycholog, zaczynam po raz kolejny, terapie. Jakoś nie mogę się do tego psychologizowania przekonać.

     

    witaj Aniu, nie poddawaj sie, zycie jest piekne mimo wszystko i mamy je tylko jedno.

    ja tez nie mam wlasnej rodziny a kocham dzieci, ale mimo to uwazam ze warto zyc!

    pomysl ile dobrego mozesz zrobic dla innych, mieszkasz w stolicy, moze zainteresujesz sie wolontariatem.

    pomaganie innym daje sile i sens.

    pozdrawiam!

  2. duzo tu samotnych ludzi, bardzo duzo.

    a ja mam do Was pytanie-czy ktos z Was pomyslal zeby zrobic cos dla innych ludzi?

     

    jasne mozna narzekac, nie mam znajomych /rodziny, jestem zupelnie sam/a.nigdy nikogo nie poznam.

     

    a pomysleliscie np.w wolontariacie?

    w domu dziecka, w mopr, w domu samotnej jesieni, w szpitalu?

     

    jest tyle dzieci, ludzi starszych ktore potrzebuja bliskosci drugiego czlowieka.

     

    a przy okazji i my czujemy sie potrzebni, chce nam sie wstawac z lozka, ktos na nas czeka z utesknieniem.

     

    pomyslcie o tym/ ja jestem wolontariuszka w mopr/

  3. Wiem, że to, co teraz zrobię, to będzie zadawanie pytań bez odpowiedzi, ale czuję, że potrzebuję. Dlaczego dobieranie leków, to z grubsza rosyjska ruletka? Dlaczego do cholery to musi być na zasadzie "Jak na świętego Hieronima jest deszcz albo go ni ma, to pod koniec listopada pada albo nie pada"? Wszystko to tylko życzenia. A bagno jak było tak jest. Co to za różnica, czy wahania startują od nieco lepszego samopoczucia, czy od gorszego, skoro i tak kończę w stanie rozkładu? Ja pierdo*ę.

     

     

    znam to. mi dopiero trzeci lek pomogl-parogen. wczesniej 2 mce totalnej depresji

  4. bo ciagle mam nadzieje z w koncu trafie na ten ''wyjatkowy egzemplarz'' :P

    To znaczy konkretnie jaki? Na czym ta wyjątkowość ma polegać?

     

     

    tak w dużym skrocie-taki który nie będzie chciał ode mnie WYLACZNie seksu. i nie na 2 randce...

     

    generalnie-spokojny, wrażliwy,odpowiedzialny z poczuciem humoru i dobrym sercem.wyglad tez się liczy/nie musi być super przystojniak, ale zadbany,elegancki/

    no i nie ''ciapa'' :lol:

  5. powiedzialam to dzis na terapii, czuje ze musze i tu napisac...

    moj ojciec zaczal sie dziwnie zachowywyac w stosunku do mnie. mam 36 lat, niedawno zaczelam spotykac sie z mezczyznami, wczesniej nie interesowali mnie.ladnie sie ubieram, maluje ale nie wyzywajaca.

     

    od jakiegos czasu tato mi ciagle powtarza ze jest bardzo seksowna, pyta o chlopakow, raz mnie pogladzil po udzie a raz jak wyszlam z lazienki szczelnie owinieta w recznik, ze smiechem poklepal mnie po tylku.

    czuje sie b. nieswojo,dziwnie,czuje zlosc. dodam ze ojciec mojego ojca molestowal mnie i siostre w dziecinstwie

    no coz na szczescie niedlugo sie wyprowadzam ale potwierdza to moja teze, ze wiekszosc facetow to swinie :!:

  6. Cześć mam na imię Wiktoria. Mam 16 lat. UHHH...nie wiem co napisac bo pierwszy raz jestem na takim portalu. Może zacznę od poczatku. Od dziecka mój ojciec miał problem z alkoholem, tak jest do dzis. Nie bił mnie ani mamy ale awanturował sie i w sumie to wychowałam się w krzyku ciągłym. Przez jego alkoholizm nie mam do niego szacunku. Jak poszłam do gimnazjum wiadomo jak każdy z nas miałam problemy a że byłam dosyć słaba w radzeniu sobie ze swoimi kłopotami to sie cięłam ale nie dawałam po sobie poznac smutku. Pod koniec 1 klasy gimnazjum ilość problemów mnie przerosła, zażyłam tabletki i trafiłam do szpitala. Psychologom i psychiatrze wmówiłam, że to zwykły wybryk żeby zwrócić na siebie uwagę. Oni w to uwierzyli. W 2 klasie gimnazjum poznałam nowych przyjaciół... no juz byłych. Jestem bardzo przyjazną osobą, która lubi pomagać i przeważnie zawsze umiem złąpac z każdym kontakt. Jestem dosyc ładną dziewczyna. Przynajmniej tak twierdzą. Nigdy nie miałam problemów z chłopakami. Dziewczyny miały o to ból i wymyślały że jestem łatwa, puszczalska. Teraz zaczeli byli przyjaciele tez tak u mnie mówic. W sumie to troche boli...bo gdybym jeszcze cos robiła z tymi chłopakami to bym nie miała o to takiego żalu. Od wakacji 2016 zaczęłam sie kłócić z rodzicami strasznie. Od tamtego czasu gdy mam jakiś problem uciekam od niego w papierosy, alkohol, dopalacze i jedzenie. Przy moich znajomych zachowuje sie normalnie ale jak wracam do domu myśle tylko jaka to jestem do kitu, po co dalej mam żyć skoro tylko każdy ma do mnie pretensje, czemu nie umiem sie zabić. Od miesiąca mam coraz cześciej myśli żeby z sobą skonczyc. Nie mam siły do zycia, nie mam siły wstać i wyjść z domu wole leżeć w łóżku. Jednym słowem mam dosyć tego.

     

    idz do psychologa. na pewno jest w twojej szkole. i opowiedz mu SZCZERZE wszystko to co tunam napisalas.

    skoro sie cielas, alkohol, dopalacz-masz powazne problemy, moze depresje. potrzebujesz pomocy

    trzymam za ciebie kciuki! jestes mlodziutka, wszystko sie ulozy. pojdziesz na studiach, oderwiesz

    sie od toksycznej rodziny.

    do tego czasu poradzisz sobie z pomoca psychologa

  7. Witam forumowiczów. Ten post może być trochę chaotyczny, ale już sama nie wiem co mam robić. Mam 22 lata, a w moim życiu było parę sytuacji przez, które jestem osobą słabą psychicznie. Ale może zacznę od początku, chociaż jest to dla mnie bardzo trudne do napisania. Możliwość, że jestem anonimowa i że mogę kogoś spytać się o radę dała mi siłę, żeby napisać posta na tym forum.

     

    Moje dzieciństwo nie było za ciekawe, ponieważ tata od wielu lat jest alkoholikiem i w domu przejawiała się przemoc psychiczna i czasami fizyczna nade mną, moją mamą i starszym bratem. Po paru latach to ustało, ale uraz z tamtych lat pozostał. Gdy myślę o tamtych chwilach, boję się i bardzo drżą mi dłonie. Niestety tych wspomnień nie da się od tak wymazać z pamięci. Mój kontakt z moim tatą jest teraz o wiele lepszy, być może spowodowane jest to tym, że od 5 lat mieszkam za granicą i widujemy się tylko parę razy w roku a nie codziennie. Tata nadal ma problem z alkoholem, ale z tego co zauważyłam jest on mniejszy i tata nie jest taki agresywny i nie przejawia przemocy fizycznej do rodziny, lecz teraz tylko w sumie są jakieś awantury i krzyki.

     

    Moja przygoda w szkole podstawowej i gimnazjum też nie była za ciekawa. Rówieśnicy nie lubili mnie za to, że się lepiej uczę od nich lub po prostu znaleźli sobie obiekt obelg i wyśmiewania się. Nic złego tym ludziom nigdy nie zrobiłam, a oni w sposób karygodny śmiali się ze mnie i szykanowali, że jestem brzydka, że nawet ładne ciuchy nie zrobią ze mnie ładnej dziewczyny. Pojedyncze obelgi nie robiły na mnie wielkiego wrażenia, ale gdy połączę te wszystkie sytuacje z czasów podstawówki i gimnazjum to jest tego sporo. Na myśl o tamtych wydarzeniach czuję stres, lęk i trzęsą mi się ręce. Nie utrzymuję żadnego kontaktu z osobami z kręgu szkoły podstawowej i gimnazjum.

     

    Moja była najlepsza przyjaciółka. Poznałyśmy się gdy miałam może z 6 lat. To ona jako jedna z niewielu osób rozumiała mnie, wspierała i naprawdę lubiła. W wieku szkolnym potrzebowałam takiej osoby, bo przecież ludzie to są społeczne istoty. W naszym kręgu znajomych był pewien koleś (nazwijmy go wróg), który delikatnie mówiąc był bardzo dziwny, ponieważ on czuł potrzebę dotykania mnie i mojej "przyjaciółki" w zboczony sposób. Gdy miałam 16 lat poznałam Anioła - mojego chłopaka, narzeczonego, dzięki któremu moje życie nabrało sensu. Powiedziałam mojemu chłopakowi to co wróg próbuje robić mi i mojej "przyjaciółce" i mój chłopak otworzył mi oczy na tą całą sytuację i odcięłam się od wroga. Z moją "przyjaciółką" nadal się przyjaźniłam, a gdy jej chłopak się dowiedział o całej sytuacji z wrogiem, nic na to nie zrobił. Później zaczęło się, czego nie spodziewałabym się nigdy od mojej byłej przyjaciółki. Zaczęła pisać do mojego chłopaka, jaka to ja jestem brzydka, mam wielkie usta, wielkie brwi i że śmieję się jak wrona. Było też tam parę dodatkowych nie miłych epitetów, ale już konkretnie nie pamiętam co tam było. Byłam w szoku kiedy mój chłopak mi o tym powiedział, a ja nie chciałam w to wierzyć. Okazało się, że to ona i wróg razem pisali i do dnia dzisiejszego nie mam pojęcia c chcieli poprzez to osiągnąć. Przez następne parę miesięcy przyjaźniłam się jeszcze z tą dziewczyną i powiedziała mi że nie chce z wrogiem mieć nic do czynienia. Uwierzyłam, jej bo jakby nie było ten człowiek nas skrzywdził i myślałam, że zaczęła w końcu myśleć. Niestety, w nowy rok poszłam do mojego chłopaka o czym moja przyjaciółka doskonale wiedziała i mi powiedziała, że będzie ze swoim chłopakiem sama spędzać ten dzień. Po północy, na facebooku moja przyjaciółka dodała zdjęcie: ze swoim chłopakiem a obok nich stał wróg. Czułam się zdradzona i gdyby nie mój chłopak to chyba bym się zabiła... Wtedy zrozumiałam, jaka moja była przyjaciółka była fałszywa i mi prosto w oczy mówiła, że jestem najlepsza a za plecami obgadywała i mówiła jaka jestem beznadziejna. Od tamtej chwili nie przyjaźnimy się chociaż ona próbowała nawiązać kontakt, ale ja nie chcę mieć za przyjaciół osób, które mnie skrzywdziły w jakikolwiek sposób. Na myśl o wydarzeniach z moją przyjaciółką trzęsą mi się ręce i chce mi się płakać, ponieważ najbliższa mi osoba zraniła mnie w tak perfidny sposób.

     

    Później było pięknie, ponieważ przeprowadziłam się do mojego chłopaka za granicę, mieszkaliśmy razem i cieszyliśmy się każdym dniem. Byłam naprawdę szczęśliwa, mimo tych sytuacji które zdarzyły się w moim życiu. Niestety, uraz pozostał i miałam niską samoocenę przez te wyzwiska z wcześniejszych lat. Dodam, że od około 2 lat w stresujących sytuacjach trzęsą mi się ręce i rytm serca dochodzi do 120 uderzeń na minutę. Ponadto, gdy jestem zamieszana w jakąś kłótnie np. ja z moim chłopakiem, to gdy on na mnie podniesie głos, ściska mnie w mostku, trzęsą mi się ręce, rytm serca się podnosi i chcę mi się płakać. Możliwe, że jest to związane z wydarzeniami z dzieciństwa gdy tata na mnie krzyczał.

     

    Wczoraj miała miejsce sytuacja, który sprawiła że widzę świat w ciemnych barwach. Byliśmy na imprezie rodzinnej i była tam między innymi mama mojego chłopaka, mój chłopak i rodzina ze strony mojego chłopaka. Wszystko było super, dopóki mama mojego chłopaka nie powiedziała mi prosto w oczy, że zgrubiłam od zeszłego roku. Bardzo mnie to zasmuciło, czułam jakby ktoś mi dał cios w serce, popłakałam się i uciekłam do łazienki. Nie mogłam się uspokoić, serce mnie bardzo bolało i czułam jak tracę przytomność. Oczywiście dodatkowo bardzo mocno trzęsły mi się dłonie tak samo jak i całe moje ciało. Powiedziałam szczerze, że ja bym nigdy jej takiego czegoś nie powiedziała w oczy i ona stwierdziła, że wychodzi z imprezy. Zanim wyszła mój chłopak próbował z nią o tym porozmawiać, ale ona bezczelnie się mu zaśmiała w twarz i wyszła z domu. Teraz czuję się winna całej sytuacji, bo przeze mnie mój chłopak i jego mama się kłócili. Dodam, że tydzień wcześniej wytknęła mi że mam cellulit na nogach a z moją niską samooceną to był cios, ale wtedy miałam siłę, żeby po prostu na to nie reagować. Każdy człowiek ma swoje granicę, ale ja po prostu nie mogłam inaczej, tylko się popłakać i zamknąć w sobie. Przez resztę wieczoru miałam ochotę wyć do poduszki, ale musiałam udawać, że nic się nie stało, żeby rodzinnej imprezy doszczętnie nie zepsuć. Wymuszałam swój uśmiech i śmiech, mimo tego że w środku mnie aż mną trzepało.

     

    Później wróciłam do domu z moim chłopakiem i mieliśmy i spać... Dobrze powiedziane, że mieliśmy ponieważ on zasnął bez problemu, a ja zaczęłam rozmyślać nad moim życiem. Coś się wczoraj zmieniło, ponieważ od paru lat widziałam świat w pozytywny sposób, a teraz widzę go w negatywnym. Przykład: wczoraj bardzo się cieszyłam na wieść, że za rok skończę studia, odbiorę dyplom i będę dumna ze swoich osiągnięć, a dzisiaj mam to za przeproszeniem w dupie, ponieważ straciłam chęci do dalszej nauki i nie widzę sensu żeby cieszyć się z tego. Gdy próbowałam zasnąć starałam się myśleć o jakiś szczęśliwych chwilach, które zawsze pomagały mi zasnąć, ale tej nocy wszystko o czym myślałam miało ciemne kolory... Zazwyczaj myślałam o szczęśliwych chwilach z moim chłopakiem, o jakimś kolorowych słońcu, o zielonych trawach, a wczoraj była po prostu jedna, wielka, ciemna pustka. Przepłakałam całą noc i dopiero po 4 godzinach udało mi się zasnąć. Dzisiaj od rana płaczę i nie wiem co się ze mną dzieję. Na myśl o tym, że ktoś mnie przezwał/powiedział nie miłą rzecz, cała się trzęsę i nie potrafię się uspokoić. Coś się ze mną stało i nie wiem co.

     

    Pisząc tego posta, wylałam hektolitry łez i ledwo udało mi się dotrwać do końca, bo moje ręce trzęsą się jak oszalałe. Czy macie jaki pomysł czy to może być związane z zaburzeniami psychicznymi?

     

     

    witaj,

     

    mysle ze możesz mieć nerwice ale trudno diagnozować przez internet...

     

    na pewno pomoglaby ci wizyta u psychologa i psychoterapia

    jeżeli masz niska samoocenę, to niestety żaden twój zewnętrzny sukces, studia, praca itp. nie zmieni tego

    to tak nie działa

    zresztą dowiesz się o tym na terapii

    powodzenia!

     

    ps.nie przejmuj się takimi rzeczami.nikt nie jest idealny, wiele kobiet ma cellulit, krzywe nogi, grube uda itp.

    a mama twojego chłopaka po prostu nie ma taktu, zranila ci bardzo,moze nawet nie zastanawiając się nad tym

  8. Mam 22 lata. Studiuje i obroniłam licencjat w tym roku na 5, idę dalej na studia. Mam chłopaka ma 31 lat. Ja nie mam z tym problemu że jest starszy. Moja mama pracuje i jest chora na RZS (reumatoidalne zapalenie stawów). Wcześniej nie zauważałam jakiś większych problemów, nie wiem kiedy się to zaczęło wszystko. Mając 19 lat miałam pierwszego chłopaka, nie wspominam tego dobrze ale chyba od tego momentu zauważyłam że coś jest nie tak. Matka go nie lubiła więc były o niego kłótnie oczywiście wyzwiska że jest menelem i narobi mi dzieci. Po jakimś czasie z nim zerwałam. Poznałam obecnego chłopaka poszłam na studia ale moja matka nie przestała tego, też ciągle wyzywa od meneli, chujów i nierobów. Mieszka jak mieszka w kamienicy ale nie pije, nie pali, nie ćpa i ma pracę więc nie wiem o co chodzi. Matka go nie lubi mówi że jest przemadrzały i nic sobą nie prezentuje, że mnie buntuje a on nawet o niej nie wspomina jak się spotykamy. Próbuję stosować się do jej zasad. Wracam do domu o tej porze której mi kazała, sprzątam kuchnie, swój pokój i duży pokój co sobotę. Oprocz tego jak matka chce to jej robię kanapki I kawę, masuje ja, myje jej głowę obcinam paznokcie u stóp i je maluje bo matka jest chora I nie może nie ma siły itd. Nie mam znajomych a odkąd zaczęłam studia w innym mieście to prawie mnie nie było w domu przez 1 rok (matka chciała żebym była na studiach dziennych) a później robiła mi afery że mnie nie ma w domu I nic jej nie pomagam. Jak się na mnie zdenerwuje to potrafi mnie wzywać od dziwek i kurew. Jak ja zaczynam coś krzyczec do niej to mam nie pyskowac. Myślę że nie jestem taka zła córka za która uważa mnie moja matka. A ona ciągle że się źle do niej odzywam że jej nie szanuje że nic w domu nie robię I nie pomagam. Czuje się ponizana i nie doceniona. Nie umiem z nią rozmawiać A jak napisałam kartkę I opisałam co czuje to powiedziała babci że to babcia kazała mi napisać ta kartkę. Nie umiem się porozumieć z matka. Jest jeszcze jedna kwestia chciałam iść do pracy chociaż na wakacje żeby nie siedzieć w domu aby nie dawać powodów do tego że nic nie robię to też jest problem bo jak zacznę pracować to mi alimenty zabiorą. jak rok temu pracowałam przez tydzień w lodach to była afera że mnie jej znajomi zobacza I co powiedzą I że nie mam ambicji itd. Nie wiem już co robić. Nie wiem jak mam rozmawiać. wiem że najlepiej by było się wyprowadzić ale nawet jak zacznę pracować to pewnie I Tak nic się nie zmieni. Nie pracuje więc nie mam jak iść na terapię a bardzo mnie to meczy boję się że w końcu pekne i coś sobie zrobię. Mam czasami myśli samobójcze ale sądzę że ich nie zrealizuje chyba zbyt bardzo się tego boję żeby odebrać sobie życie ale też nie mam już sił aby Tak żyć. Te ciągłe pretensje nawet o to że zły paracetamol kupiłam bo tabletki miały być podłużne a nie okrągłe i to na pewno przez to że nie Myślę bo się spotkałam z tym matołem (w domyśle mój chłopak)

     

     

    witaj,

     

    nie pracujesz ale czy masz ubezpieczenie zdrowotne NFZ. ? skoro studiujesz dziennie to chyba masz?

    jesli tak to zapisz sie na terapie na NFZ, czeka sie dluzej ale chyba warto?

  9. Witam, choruję na bordeline. Mam dość tej choroby, gdyby była wcześniej wykryta może inaczej bym podchodziła do wielu kwestii a tak na zewnątrz silna kobieta a w domu cały czas płaczę i myślę jak tu ze sobą skończyć. Próbowałam tabletki ale nie wyszło. Nie daję sobie rady a szpital odpada bo zaczęłam nową pracę i nie mogę iść na L4 na pół roku - Gdańsk Starogard jest tam szpital, który zajmuje się leczeniem bordeline. Ja bym się tam dostała tylko najpierw muszę wyleczyć się z uzależnienia od Codeiny.

     

    witaj,

    jesli nie mozesz teraz isc do szpitala to idz na psychoterapie indywidualna, poszukaj dobrego terapeuty ktory zajmuje sie leczeniem borderline-nie zalamuj sie, mozna z tego wyjsc,tzn.opanowac emocje tak zeby normalnie funkcjonowac i cieszyc sie zyciem.powodzenia!

×