Skocz do zawartości
Nerwica.com

shira123

Użytkownik
  • Postów

    2 390
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez shira123

  1. Carica Milica, usypia się naprawdę fajnie, ale i tak wybudzam się w nocy albo budzę się o 5-6 :roll: Zdarzyła mi się jedna noc przespana w całości...

    Super, bardzo się cieszę, że u Ciebie stabilnie :) oby tylko tak dalej!

     

    U mnie dzisiaj źle. Mam wszystkiego dosyć i od rana po głowie mi łażą różne wizje zrobienia sobie krzywdy. Chce mi się płakać, ale jestem w pracy, więc się powstrzymuję. Bez sensu to wszystko.

     

    moze wyjdz do wc na cwile i sobie poplacz? ja tak robilam w pracy ,na studiach

  2. paramparam, jak tam na zopiklonie? Dobrze się śpi? Chciałam wydębić od lekarza, ale nie chciał mi przepisać. :roll:

     

    Witam moje drogie,

     

    U mnie stabilnie, żadnego chadowego odpieprzania od prawie trzech miesięcy. Daję radę ogarniać życie, pracę i związek. Jestem w szoku, że może być aż tak dobrze. :shock: Boję się, że się przyzwyczaję, a w pewnym momencie nastąpi tąpnięcie i znowu zacznę szaleć.

     

    oj jak ci zazdroszcze...a powiedz mi czy ty chodzisz na terapie i jak dlugo i czy bierzesz jakis stabilizator nastroju?

  3. zle. czuje sie b.zle .mam mysli s.

     

    1,5 roku terapii i niewiele zmienilam w zyciu

    -mam wlasne mieszkanie a mieszkam u rodzicow

    -nie mam pracy

    -nie mam wlasnej rodziny

     

    jedyne co mam to studia i moje hobby, kilku przyjaciol/bliskich kolegow/

    niezle relacje z siostra, no i polubilam gotowanie

     

    to jest zalosnie malo, jestem zalosna, beznadziejna i wcale nie chce mi sie zyc.znowu awantura z mama, zabija mnie to, placze i mysle o smierci, wszystkim bylo by lepiej, jakbym otworzyla okno to pewnie umre z wychlodzenia, prawda o mnie jest dobijajaca, beznadzieja...

  4. ja tez kocham kawe.tak 2-3 kubki wypijam.

    lubie experymentowac np kawa z cynamonem a ostatnio z sosem advocat/takim do lodow/pycha :P

    podobno pyszna jest z kardamonem musze sprobowac.

    ale jak wypije kawe tak po 16 to mam problemy ze spaniem

  5. hej dziewczyny :P

     

    wczoraj bylam u nowego psychologa -faceta.pierwsze wrazenie b.dobre, budzi zaufanie, taki troskliwy i empatycznie.dobrze sie z nim rozmawia.bede chodzic co tydzen, wiec super :P na NFZ znalazlam

     

    paramparam zazdroszcze tej Francji) bylam 20 lat temu na wymianie w liceum. czy Francuzi nadal na powitanie caluja w oba policzki?

     

    zalozylam dzis bloga.TAKI moj dzienniczek nastrojow.chce zobaczyc czy jest wiecej pozytywnych czy negatywnych.

    www.mojwewnetrznyswiat.blogi.pl

  6. yaakov

     

    przykro mi,wspolczuje

     

    u mnie nie jest to tak silne, zyje bardziej zyciem codziennym

     

    przydalaby ci sie terapia,masz szanse ulozyc sobie zycie tak ze bedziesz szczesliwy, to tylko od ciebie zalezy.

    nie musisz zyc jak twoi rodzice nie jestes na to skazany

    jesli mieszkasz za granica moze pomysl o terapii przez skype? troche to kosztuje ale uwierz mi ze warto bo

    to chodzi o twoje zycie i twoje szczescie.

     

    ja lubie bujac w oblokach ale tez staram sie to ograniczac)

  7. lukrowana, 8,5 roku...ojej...ja mam nadzieje ze najdalej po 3 latach moja terapia zakonczy sie.

     

    obiecalam sobie ze juz NIGDY sobie krzywdy nie zrobie. w razie szalu zlosci/rozpaczy najwyzej potne poduszke.ale sobie nic.

     

    dzis mam dobry nastroj.bylam w szpitalu dzieciecym, zapisalam sie na wolontariat, pielegniarka baaaaardzo mio mnie przyjela)))

    jak pomagam innym czuje sie potrzebna a to super uczucie :P no i pogadalam od serca z przyjaciolka ktora mnie rozumie i zawsze wspiera :P

    i nie musialam dzis brac tabletki...jestem spokojna..hurra :P

  8. shira123: mój blog był właśnie takim miejscem gdzie wrzucałam absolutnie wszystko co na co dzień wypierałam. Straszne to było, ale bardzo mi potrzebne. Żeby rozdrapać, wylać z siebie rozpacz. Teraz zupełnie nie mam już takiej potrzeby, bo cień który za sobą wlokę znacznie się zmniejszył.

    Zeszłam z leków ok 1,5 roku temu i mimo chwilowych ataków, jak do tej pory nie było potrzeby do nich wracać. Lepiej radzę sobie z frustracją i tylko czasami spada na mnie nieoczekiwanie takie uczucie bezsensu i pustki że aż trudno je wyrazić słowami. Lepiej jednak odczytuję sygnały, że coś mi się dzieje niepokojącego w emocjach. Trochę mniej panikuję i histeryzuję, choć nadal mi się zdarzają niekontrolowane ataki płaczu albo impulsywne zachowania. Ale ogólnie mam poczucie życia bardziej w pionie.

     

    Jak mi się robi smutno to staram się sobie samej powtarzać, że w zeszłym roku udało mi się osiągnąć to co długo wydawało się poza moim zasięgiem (pomimo 34 lat!), czyli: wyprowadzić z domu i wejść w związek który jak dotąd nie sprawił że chcę wszystko rozwalić (a wcześniej za kazdym razem tak było). Mieszkamy razem i mamy swoje problemy, ale to dla mnie wielki krok że w ogóle MIESZKAMY a ja nie zwariowałam od tego ;) Bilans jest na plus.

    Teraz pracuję głównie nad tym, żeby nie spadały na mnie znienacka większe i mniejsze załamania nerwowe, próbuję ogarnąć nadal skrzywione widzenie siebie (na krańcach jestem super i dobrze mi idzie -jestem beznadziejna i powinnam umrzeć) i klimaty typu wydawanie pieniędzy na niepotrzebne rzeczy/picie alkoholu jak mi smutno. Jeszcze sporo przede mną, ale jest łatwiej kiedy nie ma się w głowie ciągle myśli o śmierci.

     

    jejku, jak cie czytam to jakbym o sobie czytala...

    raz-jestem super hiper,moge wszystko, raz-jestem beznadziejna szmata...

     

    ja teraz chce pracowac nad zwiazkiem z mezczyzna/o ile wogole to mozliwe/ale trzeba probowac

    i nad tym zeby nie przyjmowac trudnosci zyciowych jako ''katastrofy''

     

    generalnie jest tez we mnie duzo ''slonca'' optymizmu, checi pomocy. ale miesza sie to z rozpacza i zloscia.naszczescie tych negatywow jest duzo mniej niz bylo kiedys

     

    jak myslisz czy Krakow jest dobrym miejscem do pracy nad relacja damsko-meska? czy raczej terapia indywidualna.

     

    ps.ciesze sie ze u ciebie duzo lepiej.bo twoj blog mnie przerazil.bylo mi smutno ze ktos jest az tak nieszczesliwy...

    ciesze sie i zazdroszcze ci tego udanego zwiazku.wiadomo-trzeba sie dotrzec. tak bym chciala spotkac kogos wartosciowego...

     

    a picie alkoholu na smutki i wydawanie kasy na bzdury-skad ja to znam)))

  9. Na 7F przechodzi się bardzo trudną terapię o dużym natężeniu niewygodnych informacji zwrotnych. Podanych często bardzo wprost, bez ogródek. Nie ma opcji, żeby zmanipulować innych na zasadzie "ale ja jestem taka biedna i cierpię i ledwo wyrabiam", zespół terapeutyczny ORAZ społeczność (bo oba te czynniki uznawane są za leczące) odpuszczają dopiero wtedy kiedy sami uznają to za słuszne i zdecydują że ktoś naprawdę jest na skraju wytrzymałości psychicznej, podobnie z lekarzem włączającym leki tylko w wypadku najwyższej konieczności i nie ulegającym presji pacjenta. U mnie było tak, że długo czułam się krzywdzona i prześladowana przez współpacjentów nie rozumiejących mojej depresji, stanów lękowych i tych wszystkich rzeczy które tak trudno mi było zostawić; wściekałam się na wszystkich wokół że mi ciągle "dowalają". Dopiero później zaczęło mi się układać w głowie w jaki sposób mogę skorzystać z tych komentarzy. A szczególnie z tego co mówiła do mnie moja pielęgniarka, której chyba najbardziej ze wszystkich jestem wdzięczna.

     

    Ogólnie było tam zupełnie inaczej niż w tym co sama znałam ambulatoryjnie i długie tygodnie zajęło mi zrozumienie, że oni wszyscy są też bardzo troskliwi i się przejmują mocno tym co dzieje się z pacjentami...tylko robią to właśnie w taki trudny, twardy sposób. Będąc tam w środku ciężko zrozumieć te metody, więc albo się racjonalizuje na całego (jak ja), albo dostaje totalnej rozwałki wewnętrznej (to też ja;) albo się zaczyna odreagowywać na rozmaite sposoby, pozostawać w oporze i "prowokować do wypisu". To nie jest oddział dla każdego. Wiele osób kończy przed czasem, większość bardzo boi się że zostanie wyrzucona, sporo decyzji i wypowiedzi personelu wydaje się kontrowersyjna...no a ci, którzy przechodzą całość terapii płaczą i nie chcą wyjeżdżać a potem często odwiedzają oddział i tęsknią za nim na całego. Taki paradoks.

     

     

    no coz na terapii grupowej bylam bardzo buntownicza pacjentka)) wk............. mnie wiele rzeczy

    ale tez jestem b.zdyscyplinowana

     

    podobno ''lubie robic z siebie ofiare i pograzac sie w nieszczesciu'' np.jak byly scenki to ja wybieralam role typu ''biedna sierota ktora chce sie powiesic''

     

    czyli co, w Krakowie jest tak-wez sie w garsc kobieto i nie narzekaj?

     

    a wiesz madseasons,myslalam o tobie.jak ci sie zyje teraz-ale szczerze?

     

    kiedys czytalam twoj blog byl tak smutny ze plakalam chyba z godziny...

  10. Psychciu, leków nie chcę ;) Wiesz...samochód mam tyle, że...stoi na parkingu, bo nie mam prawka 8) Myślałam, że jak kupię samochód, to mnie to bardziej zmobilizuje, ale niestety - kurs skończony, jeździć w zasadzie umiem, ale z jednej strony boję się, że w kogoś wjadę, bo to przecież samo pod koła włazi, a z drugiej - że kogoś utłukę, jak mi zajedzie drogę 8) Już z pozycji pasażera zagryzam zęby, jak widzę cudzą jazdę, a z pozycji kierowcy, to już nie chcę nawet mówić.

     

    ja cale lata mowilam ze mi prawko niepotrzebne, ze sie boje

     

    teraz jestem tak wk........ komunikacja- do rodzicow z mojego miast 1 autobus dziennie.powrotu niema

    ze robie prawko-nieodwolalnie-jesienia/ latem zarabiam)/

     

    Lilith, wykup pare lekcji, przelam sie i jedz. znam babke co po 50tce zroila.i jezdzi jak szalona))

  11. no ,troche martwie sie o siebie...

     

    wczoraj sie pocielam, nie do krwi ale jednak.jeszcze mam slady.

    mialam wczoraj tak silne emocje rozpacz i zlosc, wszystko zle sie na mnie zwalilo i niestety

    skierowalam zlosc na siebie...

    zazwyczaj pomajga mi podarcie czegos rzucanie w sciane

    ale juz 6 tygodni jestem bez terapii

    teraz mam w poniedz. 1 spotkanie z terapeuta/facet/

     

    ps.wczoraj musialam wziac tabletke uspok.balam sie zeby nie zrobic nic gorszego

  12. To nie skończy się dobrze, ale gorsze od takiego fantazjowania jest chyba tylko bierne przyjmowanie wszystkiego, co oferuje rzeczywistość ;) Może powinnaś częściej zastanawiać się nad tym, w jaki sposób realizować swoje marzenia? Wiem, że przepaść między tym, co jest, a tym co chcielibyśmy, żeby było może zniechęcać, ale - przynajmniej ja tak mam - kiedy czegoś pragnę i próbuję to realizować, przestaję myśleć o głupotach, staję się silniejsza i czuję, że to wszystko złe (co jest na zewnątrz) nie ma do mnie dostępu.

     

    tak wiem-najgorsza jest biernosc i nie walczenie o szczescie

    ale wiesz, trudno zeby to co zle nie mialo do mnie dostepu jesli

     

    a.wyrzucaja mnie z ukochanych studiow bez powodu

    b.mam zaburzenia psychiczne

    c.powazne choroby somatyczne

    d.nie bylam nigdy w zwiazku i mam niemal zerowe szanse na wlasne dziecko

    bo zmienily sie przepisy i nawet ,,dziecko z probowki,, musi miec ojca...

     

    przepraszam ale musialam sie wyzalic...

    w moim przypadku moj alternatywny swiat jest chyba jedyna ucieczka przed zalamaniem

    tym bardziej ze od 6 tygodni nie mam zadnej terapii

  13. Nie chodzę. Z natury jestem nieśmiałą osobą i nawet przez gardło nie przeszłoby mi powiedzenie, że dzieje się takie coś.

     

    szkoda...czasem warto sie przelamac.

     

    wiesz jak mi trudno bylo zaczac terapie? strasznie sie balam...siostra mnie namawiala pol roku.potem po 2 tyg. terapii ucieklam.ale wrocilam

    uwierz mi ze warto

    moje zycie b.sie zmienilo na lepsze

  14. nie wiem czy to dobry dzial,ale...

     

    ciekawa jestem czy Wy tez tworzycie w glowie swoj alternatywny, piekny swiat fantazji?

    kiedy zycie mnie przytlacza, mam wszystkiego dosc przenosze sie myslami do mojego swiata...

     

    mieszkam tam w malym drewnianym domku z mezem i trojka dzieci, w okolocy sa jeziora i skalki,

    mamy konie, jest pelno przestrzeni, zielen lasy....niedaleko mieszka przyjaciolka ze swoja rodzina

    jest cudownie)) ciagle wymyslam fabule

    tylko boje sie, ze coraz bardziej bede sie zatapiac w ten fantastyczny swiat, i prestane walczyc

    o szczescie w tym realnym,bo za wiele zlych rzeczy mnie przytlacza....

  15. Od kiedy pamiętam jedzenie nie stanowiło dla mnie normalnej czynności. Z perspektywy czasu widzę, że ma to związek z coraz większą świadomością a co za tym idzie z coraz większym smutkiem, poczuciem bycia inną, cierpieniem psychicznym. Nie wiem czy zaczęłam zajadać trudne do wytrzymania emocje, czy tyjąc broniłam się przed zainteresowaniem sąsiada, który co chwilę na mnie napadał, próbował całować i kładł się na mnie, czy w ten sposób radziłam sobie z brakiem normalnej mamy i relacji z nią czy tak przeżywałam alkoholizm ojca a może wzięło się to z powodu bycia przekarmianą i tego, że będąc karmiona przez rodziców to jedyne momenty, w których czułam się kochana. A może zaczęłam się głodzić, bo będąc przekarmianą miałam nadwagę i kolega w klasie mi dokuczał a jak się głodziłam to potem były napady na jedzenie.

    Przyczyna nie jest już chyba taka ważna, chociaż ja zawsze lubiłam wszystko analizować. Efekt był taki, że doszło do objadania się a co za tym idzie poznałam sposób. Nie wiem na co to sposób. Na danie sobie miłości, na czucie fizycznego bólu brzucha, żeby nie czuć bólu psychicznego, na chwilowe jedzeniowe szczęście, na zagłuszenie na pewno, pamiętam, że jak zmarł mój ojciec objadałam się przed i po pogrzebie. Przestałam się objadać pierwszy raz na dłużej jak wyjechałam z domu. A po kilku miesiącach od powrotu przyszła depresja i schudłam do 45 kg, chyba się wtedy nie objadałam, pamiętam, że nie czułam smaku ani zapachu jedzenia, ale i tak czekałam na każdy posiłek. Albo się objadałam albo wytrzymywałam i jadłam o zaplanowanej porze. Jak schudłam a potem trochę wyszłam z depresji to potrafiłam się kontrolować przez bodajże 4 lata. Ale w końcu miałam dość. Normalnie ludzie nie muszą się cały czas kontrolować. Widać, że problem nie leży w jedzeniu. Chyba jest we mnie tyle trudnych emocji, wspomnień, poczucia głębokiej depresji, że prędzej czy później muszę to zapchać. Tak, jak teraz, gdy będąc w głębokiej depresji od 3 miesięcy przyjechałam do domu, wszystko jest rozwalone, bo już nie muszę udawać, śpię jak popadnie, leki biorę jak popadnie, ubieram się, żeby tylko nie chodzić gołą i jem byle jak no i codziennie ciasto, żeby choć coś poczuć jakiś ból brzucha, żal do siebie, żeby na chwilę odwrócić myśli od myśli samobójczych, od lęki jak to dalej będzie i że już nie mogę grać na czas. Mam tak głęboką depresję, że czasami zastanawiam się czy to naprawdę jest tak źle czy to może jakiś koszmar.

    traktuję to jak formę dziennika, którego nie wzięłam ze sobą

    chciałabym jeszcze napisać o moim domu, bo jest naprawdę specyficzny

    chciałabym opisać całe moje życie, żeby ludzie mnie zrozumieli a może po to, żeby to wszystko jeszcze raz przeżyć i żeby nie musieć tego wiecznie zajadać

    mam ochotę pisać a to już coś, bo od 3 miesięcy chcę jedynie umrzeć tzn. chcę żyć, ale nie widzę szansy, żeby to zrobić i żeby być jeszcze kiedyś szczęśliwą

     

    wiesz ze masz problem-to najwazniejsze

     

    bylas kiedys u psychologa, psychiatry?

     

    na pewno potrzebna jest Ci dobra terapia długoterminowa.

     

    ps.smutno mi sie Ciebie czytalo, wspolczuje/sama mialam kiedys anoreksje.../

×