tak wam powiem, że kiedyś nie oglądałem dawno temu w trawie, matrix, truman show i nic nie działo się w mojej głowie z poczuciem obowiązku bycia i istnienia na tej planecie. moje największe życiowe osiągnięcie to film o stanismie na YT wśród najbardziej popularnych youtuberów, który obejrzało ponad 1k osób. dostrzegam wiele rzeczy, ale jestem trochę jak główny bohater "jabłka adama" z tego względu że wiele moich fantazji na temat rzeczywistości kończyło się "nie" uzasadnionymi hospitalizacjami. i tak czuje się że im bardziej jestem przegrany i moje życie nigdy nie będzie karierą naukową czyli tak jak planowałem tym bardziej nigdy nie wrócę z "narni" tylko zapuszcze w niej korzenie coś jak richard maychew z nigdziebądź.
a wy?