Skocz do zawartości
Nerwica.com

Grzesiek5

Użytkownik
  • Postów

    30
  • Dołączył

Osiągnięcia Grzesiek5

  1. Jakby co to odrobinę wyjaśnień: w zacytowanym artykule Targalski nie popiera teorii Paweli a wręcz przeciwnie, gani je jako brednie. Sam nie jestem pewien co o tym myśleć. Prawdą jest że 5G nie jest przebadane pod kątem wpływania na organizmy żywe, a pojawiają się raporty o powodowanie rozstroju zdrowia u ludzi. Np. szkodliwego wpływania na płody, rodzenie się zdeformowanych płodów, poronienia itp. Także powinno się powstrzymać przed budową tej infrastruktury do momentu przebadania wpływu fal 5G. To rzekłszy uważam jednak że to co mówi Ewa Pawela to już jednak o krok za daleko, biorąc pod uwagę to że Pawela znana jest z tego że praktycznie każdą rzecz jest w stanie powiązać z kontrolą umysłów i "planem nikczemnych, złych, przebrzydłych żydów, dzieci i sług diabła na zniszczenie życia, religii chrześcijańskiej, narodu polskiego, cywilizacji słowiańskiej i rasy aryjskiej" Tak więc jeśli złapałeś dzisiaj gumę w samochodzie, rozdarłeś sobie gacie albo twój pies dostał rozwolnienia, to wiedz że według E.P to też jest część spisku żydów przeciwko Bogu i Aryjczykom. Sytuacja przedstawiona wyżej jest oczywiście tylko metaforą na to jak Pawela postrzega świat. Niektórzy ludzie być może nawet słusznie podejrzewają ją o chorobę psychiczną. Ja nie jestem tu żeby osądzać, chciałbym jedynie poznać wasze zdanie na ten temat. Żarty się jednak skończyły gdy pod wpływem jej wypowiedzi odrodziły się u mnie stany lękowe i paranoidalne, znowu czuję jakby ktoś był w moim pokoju mimo iż nikogo w nim nie ma, znowu nie mogę spać, jeść, załatwiać się, myć się. Już było dobrze ale zawsze jednak jest tak, że nie ma tego dobrego, co by się prędzej czy później nie popsuło. Szukam wsparcia, jakiegoś punktu odniesienia jak powinienem patrzeć na tego typu rewelacje i ludzi je głoszących. Ciężko mi jest radzić sobie samemu z tym zagadnieniem. Pozdrawiam. Grzesiek5
  2. Witam. Ostatnio przypomniałem sobie o tym forum i tym że kiedyś tu pisałem na temat moich obaw odnośnie mojego zdrowia psychicznego. Jednak tamten temat już dawno umarł a więc zakładam nowy, na inny, lecz równie ciekawy temat. Temat kontroli umysłu przewijał się na tym forum wielokrotnie, ale dziwi mnie że przy okazji żadnej z dyskusji na ten temat nie pojawiła się postać Ewy Paweli - najsłynniejszej osoby zajmującej się tym tematem w polskim internecie - oraz jej teorii. Jak brzmią jej teorię? Tutaj posłużę się cytatem z artykułu na niezależna.pl autorstwa Jerzego Targalskiego który zgrabnie podsumował to co ona głosi: Linków do filmików z jej wykładami nie będę tutaj zamieszczał by nie zostać posądzony o spamowanie. Niby nie byłoby w tym nic ciekawego gdyby nie fakt, że temat sieci 5G i jej szkodliwości podchwycił poseł Robert Majka (dawniej Kukiz, obecnie Konfederacja) który złożył w Sejmie interpelację przeciwko budowie sieci 5G. Co ciekawe ten pomysł nie jest wcale niesłuszny: sieć 5G nie została przebadana pod kątem wpływania na organizmy żywe, mówi się o powodowaniu rozstroju zdrowia u osobników głównie ssaków przebywających w silnie napromieniowanym przez fale 5G terenie. Wśród zarzutów wymienia się powodowanie raka, impotencji, zwyrodnień płodu, poronień i upośledzenia u płodu. Dodatkowo są niebezpieczne dla ptaków. Tak więc pomysł zablokowania budowy masztów 5G do czasu wykonania należytych badań naukowych jest słuszny. NO ale czy to potwierdza w takim razie teorie Ewy Paweli? Czy rzeczywiście powinniśmy wierzyć jej na słowo że jest jak ona wiarygodnym źródłem informacji i niezależnym ekspertem czy tylko psychicznie chora kobietą której już nie ma co słuchać? A może powinniśmy się bać? Czy jest na forum ktoś komu dobrze znane są tego typu postacie? Czy według was to jest osoba która jest warta zaufania i posłuchania Zapraszam do dyskusji. Grzesiek5
  3. Rozumiem. Po prostu chciałem wyczerpać temat by nie było niedomówień. To tutaj dam skróconą wersję mojego poprzedniego posta: Szukając informacji na Wykopie trafiłem na to I obcowanie z tą stroną wywołało kolejny atak mojej choroby gdyż interesuje się trochę tematem spiskowych teorii o czym świadczy moje oglądanie serii na tych kanałach: Wideoprezentacje Topowe Teorie Spiskowe Na blogu - który przypominam: nie jest mój - pisze iż autor owego bloga to człowiek uzależniony od narkotyków twardych, do tego sympatyzujący z poglądami politycznymi i religijnymi zupełnie od moich różnymi. Porusza on jednak także tematy z którymi stykałem się albo na radykalnie prawicowych stronach, albo na wyżej wymienionych kanałach. Prosiłem więc kogoś kompetentnego do przyjrzenia się treściom na tym blogu i odpowiedzenie czy i/lub w jakim stopniu to co pisze ten facet jest wiarygodne i ma oparcie w faktach, czy jest to czysty narkotykowo-fanatyczny bełkot, oraz czy należy przejmować się opiniami osób takich jak ta (z jednej strony narkoman a z drugiej wyższe wykształcenie) oraz pytanie czy narkotyki pokroju Ecstasy czy Mefedronu mogą wywoływać objawy takie jak wizje jakie dostawał autor. Mam nadzieję że tym razem łatwiej będzie przebrnąć przez moje tyrady i odpowiedzieć. Pozdrawiam
  4. Witam wszystkich po raz kolejny. Pora na kolejny epizod z mojej choroby. A więc sytuacja miała się następująco. Bez przedłużania - po ostatnim okresie gdy nic się w miarę nie działo, moja choroba zaliczyła kolejny nawrót. I skutecznie uprzykrza mi życie. W poszukiwaniu informacji na pewien temat na Wykopie, trafiłem na ten blog Pozwolę sobie nie wchodzić w szczegóły jak tam trafiłem, zaś żeby dowiedzieć się z detalami co opisuje autor, można sobie sprawdzić klikając w link. Co do szkalowania i obrażania Polaków, Polski i wiary katolickiej, ukochania komunizmu, anarchizmu i lewicy najradykalniejszej powiem tylko tyle, że przypomina mi to takie analogiczne zjawiska: https://en.wikipedia.org/wiki/Anti-Japaneseism , https://en.wikipedia.org/wiki/Anti-deutsch Teraz co do meritum sprawy: gość opisuje w pewnym momencie siebie jako nałogowy narkoman, palący dziennie kilka blantów, łykający w garściach tabletki Ecstasy, dający sobie duże dawki koki, hery i LSD, zajadający się grzybkami halucynkami i ogólnie będący fanem wszelkiego rodzaju narkotyków, które ćpałby w tonach. Jest radykalnym lewakiem, komunistą, anarchistą czy jak ja to nazywam "bojowy hippisem", rzekomo wyznaje satanizm i wiarę kosmiczną itp. Na jego blogu często porusza się tematykę mind control, prania mózgu, tzw MILAB (człowiekowi pod wpływem LSD wmawia się że rozmawia z kosmitami - w uproszczeniu), zjawisk paranormalnych, psychomanipulacji, pozaziemskich, międzywymiarowych istot, hybryd ludzko-kosmicznych, antyreligii, antypolskości, służb, loży i tzw. "satanistyczno-narkotykowego wyzwolenia" - że drogą do wyzwolenia umysłu z matriksa i poznanie prawdy o wszechświecie jest tylko zażywanie dużej ilości narkotyków. Że każdy kto jest inteligentny jest hybrydą genetyczną, a jeśli nie musi wyznawać te same wartości co autor i być narkomanem, koniecznie - bo twarde narkotyki i dopalacze to lekarstwo na głupotę i manipulację, każdy kto nie wierzy w te teorie jest gównem, nie człowiekiem i możecie sobie dopisać dowolną negatywną rzecz a i tak będzie zgodna z wykładnią autora bloga. Nie byłoby tematu gdyby nie fakt, że tematyka zjawisk paranormalnych i ich wyjaśniania też mimo wszystko zahacza i jakieś spektrum moich zainteresowań, np. regularnie oglądam serię "Spiskowe Teorie" na kanale Wideoprezentacje którego gospodarz jest znany powszechnie jako Ator. Oglądam też kanał Topowe Teorie Spiskowe bowiem oni w rozrywkowy sposób opowiadają o rzeczach które w brew pozorom mogą, choć wcale nie muszą być prawdziwe. Do tej pory z tezami jak wyżej wymienione spotykałem się raczej na blogach o afiliacji politycznej skierowanej radykalnie na prawo, to pierwszy znany mi przypadek gdy autor jest związany emocjonalnie ze skrajną lewicą. Mój mózg zaczyna działać na zasadzie, że "skoro jedna strona i druga twierdzą prawie to samo, to znaczy że owe teorie są prawdopodobnie niebezpiecznie blisko prawdy" i mój mózg zaczyna funkcjonować, przygotowywać się na funkcjonowanie w rzeczywistości, w której potencjalnie okaże się że to jest prawda. I teraz taka sytuacja: leżę na łóżku i myślę o różnych rzeczach aż tu nagle moja wyobraźnia każe mi wyobrazić sobie (masło maślane - przepraszam) dwóch rosłych kosmitów mówiących "Rozkażemy szatanowi opętać twoją duszę!!!" którzy po usłyszeniu mojej dezaprobaty mówią: "Nie rozkazujemy szatanowi tego żeby opętał twoją duszę!!!" i znikają. To jest tylko moja wyobraźnia, tego tutaj nie ma i tylko ode mnie zależy czy to tutaj jest czy nie ma - mówię sobie. Ale mój mózg mi mówi "Ale przecież facet na blogu mówił, że nie możesz się sprzeciwić, bo to jest rzeczywistość! Nie możesz powiedzieć że ich tu nie ma - Bo oni tu są! Twój mózg chce się przebić do wyższej świadomości o której mówił ten blogger!!! A jeśli temu zaprzeczasz to znaczy że kontrola umysłu - która nawiasem mówiąc nie jest chipem, ale praniem mózgu od dzieciństwa - każe ci mówić że ich tu nie ma!! Albo żebyś pomodlił się do Boga znienawidzonego przez lewackiego bloggera chrześcijaństwa!!" Ale wówczas odpowiedź z drugiego obozu w mózgu "Ale człowiek który to pisał sam się chwali że wciąga kilogram różnych narkotyków dziennie, a swoje poglądy - to czego nienawidzi, motywuje go do pisania tego a nie innego. Może i kilo marihuany nie prowadzi do wizji, jak sugeruje autor, ale kilo koki czy MDMA już tak" Wówczas włączają się strachy, lęki, nerwica. Boję się że to potencjalnie może być prawdą, choć wiem że najpewniej nie jest. Niezależnie od tego czy np. pozaziemskie cywilizacje istnieją czy nie. Moje pytanie rozbiję na dwie części: a) Czy mógłby ktoś wydać jakąś opinię o autentyczności cytatów, liczb, postulatów jakie daje ten człowiek na swoim blogu? Ja swoją może i mam, ale zawsze wolę mieć na poparcie jej opinię jeszcze kogoś innego b) Czy do wynurzeń ludzi nadużywających narkotyków twardych i innych używek od wielu lat należy podchodzić poważnie? Czy lepiej je olać wiedząc jakie efekty daje długoletnie stosowanie pewnych środków połączone z przebywaniem w określonym środowisku? W życiu niby uczono mnie, że nigdy nie należy dyskredytować niczyich poglądów tylko z uwagi na jego przywiązanie, upodobania. Ale czy powyższą zasadę da się zaaplikować do powyższego przypadku? Czekam na wasze odpowiedzi, mam nadzieję że odpisze ktoś w miarę niedługo. Takie zmagania są w cholerę męczące. Zwłaszcza jak jest się sam jeden. Pozdrawiam.
  5. Witam, to znowu ja. Daaaawno się tu nie odzywałem, bo myślałem....łudziłem się, że się wyleczyłem. Otóż niedawno okazało się że nie. Nie wyleczyłem się....w tym czasie wydarzyło się wiele rzeczy, nie będę opisywał ich wszystkich bo byłoby tego zbyt wiele a jest zbyt późno by to robić i to jeszcze ze szczegółami, a to co tu napiszę to tylko telegraficzny skrót. Dodam, że nie dbam już o to czy powtórzę coś co już tu gdzieś pisałem czy nie. Przebiłem się przez to co tu napisałem ja i inni, i o Matko Boska, tego były tylko dwie strony a czułem się jakbym przebijał się przez tysiąc. Sam nie byłem w stanie czytać własnych postów (sic!), miałem wrażenia jakbym w niektórych zwrotach używał intencjonalności ósmego rzędu (!!!) Ale nic to. Opiszę to co się dzieje ostatnio, i istotne wydarzenia które to skłoniły mnie do powrotu do tego tematu. Pierwsze o czym wspomnę , to iż ostatnio zacząłem dbać o formę: chodzę na siłownię, wykonuję coraz więcej ruchu, zmieniam dietę. Niestety moje problemy często dorzucają swoje trzy grosze np. na siłowni, gdzie potrzeba bezwzględnego skupienia. Bo chwila nieuwagi, drążek/wolant wylatuje z ręki i w najlepszym wypadku pośmiewisko, w gorszym kontuzja, w najgorszym nieszczęście. Oduczyłem się bazować co prawda na tym, co mówią o mnie inni, najważniejsze to być sobą i żyć w zgodzie z sobą samym, ale jednak to wciąż jest ważne...bo wypada mieć jakichś znajomych. To taki temat rzucony na rozgrzewkę. Druga to sprawa że moje obawy potwierdziły się: na prawdę zaczyna mi odjebywać w miejscach publicznych. Czyli stało się to czego najbardziej się bałem. Gadanie do siebie, wrzaski, kopanie, bicie (dyskretne ale jednak), posrane miny, zaczęły się manifestować w miejscach publicznych, głównie tam, gdzie w pobyt ładuję największy ładunek emocjonalny. Są to najczęściej: kościół (wątków utrapień duchowych pozwolicie nie będę tu rozwijał), księgarnia (na półkach z książkami są tytuły, zdjęcia, ilustracje, zwroty które działają jako swoisty "trigger" na moje przypadłości), siłownia (bo by wyciągać coraz większe ciężary potrzeba ładunku emocjonalnego, ważna jest głowa, i powie to każdy kto uprawia jakąkolwiek aktywność fizyczną). To co mnie najbardziej zażenowało to to, że jedna z takich "akcji" napadła mnie na mszy w kościele gdzie mój wujek brał akurat ślub. O personaliach się nie będę wypowiadał, więc powiem tyle tylko, że zaczęły się miny, jęki, chrząkanie - goście nie zwracali uwagi na to, więc jakoś wybrnąłem. Zauważyłem że łapie mnie ta przypadłość szczególnie gdy noszę specjalny strój. W tym przypadku był to garnitur. O akcjach z podłożem duchowym postanawiam się zbytnio nie rozpisywać, choć to jest to ważny element przy omawianiu tego co jest sednem sprawy. Otóż sytuacja sprzed paru godzin dosłownie. Idę na spacer po okolicy z mamą, gadamy o niczym. W końcu temat zszedł na wątek religii chrześcijańskiej, katolickiej a także judaistycznej a raczej ich wymiaru kulturowo-historyczno-społecznego. Moja mama nie zna się na tym za bardzo, dlatego mówię głównie ja. Nie mogło ominąć oczywiście tematu roli Żydów i ich banków w teoriach spiskowych czy innych tego typu hipotezach. Jestem z reguły sceptyczny co do TS, jednak wierzę że jak każdy naród, tak i Żydzi miewają swoje nieczyste interesy, a zwłaszcza pewni ich przedstawiciele. Chodzi m.in. o odszkodowania za mienie bezspadkowe w Polsce, zakłamywanie historii, oczernianie Polaków o udział w Holokauście przy wybielaniu Niemców (co ci ostatni robią głównie oni sami) itp. Ale to nie ma być temat o polityce, więc ad rem: omawiamy sobie wydarzenia z Biblii, konkretnie Exodusu w wymiarze kulturowym i historycznym, aż tu nagle przechodzimy koło kościoła. Jako wierzący i praktykujący wypada się przeżegnać. Ja próbuję i....nadchodzi moja choroba. Zaczyna się. Jako że chwilę wcześniej mówiłem o niesłusznych roszczeniach o mienie bezspadkowe, nagle przy żegnaniu się przed katolicką świątynią w wyobraźni przed oczyma staje mi popularna karykatura żyda liczącego pieniądze i knującego jakieś szemrane interesy, a mój mózg zaczyna podpinać to pod fakt że się przeżegnałem. Myślę sobie "Ale jak to? Przecież to się nie łączy" - i tu jest gwóźdź do trumny. Bowiem na dźwięk tego magicznego słowa, mózg zaczyna szukać połączeń, powiązań, konotacji, nawet jeśli w tym celu musi je zmyślić, wyimaginować. Tak więc rodzi się pytanie "Co jeśli...żydzi przekupili cię byś był wierzącym katolikiem!!?? Albo że wszczepili ci czip karzący ci wierzyć w akurat to!! " Myślę sobie "Bzdura, nie może tak być, bowiem...." i tu szykuje się na to, że mózg wyjedzie mi z teorią o NWO, a także faktem o tym jak żydowskie organizacje jak fundacje pewnych ludzi czy ich banki stoją za pewnymi ruchami, ideami w Europie w tym i w Polsce w celu przebudowy kultury, wyrugowania tradycyjnych wartości....jestem przygotowany, więc z wyprzedzeniem kontruję mózg "No dobrze, do kontroli umysłów nie potrzeba wcale czipów, botów, wystarczy manipulacja w mediach, w reklamach itp., wiem że pewne fundacje, pewne banki finansują ruchy które są im na rękę w celu odniesienia korzyści majątkowych (najpewniej) , ale przecież ich głównym wrogiem jest...wiara w tradycyjne wartości i chrześcijaństwo. Gdybym był zmanipulowany, zaczipowany, to bym to porzucił. Nie wierzyłbym w Boga i kościół, stał się ateistą lub zmienił wiarę: stał się żydem lub muzułmaninem....przyjąłbym poglądy lewicowe...a tymczasem nic się takiego nie dzieje, dalej jestem katolikiem, dalej jestem konserwatystą, dalej nie podoba mi się multikulti, dalej itp itd. Więc jaki cel mieliby we wzmacnianiu we mnie poglądów które im się nie podobają....jeśli ich zadaniem jest je wyeliminować?" Ironia prawda? No ale tutaj wracają moje rozkminy, podskórnie czuję w sobie lęk, niepokój, że może czegoś nie wiem, że może jednak to mają w tym swój interes a ja go bezwiednie realizuję? "Ale jaki, skoro to wszystko się kłóci?!" Mijamy z mamą jeszcze kilka kapliczek, krzyży, kościołów, za każdym razem robię znak krzyża, a w moim mózgu dzieje się na powrót to samo, ale to o czym rozmawiamy jest już z goła inne. Dochodzę do domu a tu witają mnie moi starzy znajomi, tzw "Pan A" i "Pan B" Pan A mówi że oczywiście to "ONI" - a w tym przypadku - "ŻYDZI CHCĄ byś wierzył w chrześcijaństwo!!! To też część ich i ich wspólników/mocodawców planu!!! A teraz cię kontrolują byś spełniał swoją misję!!!" na co z odsieczą przychodzi Pan B mówiąc "To twoja choroba się budzi. Musisz znów z tym walczyć. To tylko twojej chorej głowie się wydaje, to choroba tworzy pozory że są jacyś <<ONI>>, poza tym, wiesz że chrześcijaństwo nie pasuje do tej teorii, wiesz co by się stało, wiesz że to się nie dzieje. Chrześcijaństwo jest ich wrogiem. Jaki mają interes we wzmacnianiu swojego wroga?! Czy oni są idiotami? Nie" - więc teoria niby obalona. Niby bo jeszcze jest karuzela "Oni chcą....", "Twoja choroba chce..." itp, wracają kompulsje, wracają napady lęku, próbuję funkcjonować normalnie, ale wszystko mi się kojarzy z tym o czym myślałem, bo to jest wciąż nierozwiązane...piję maślankę, znowu myślę o czymś i...."o cholera!!! W maślance mogą być czipy!!!" - psychoza.... wyjaśniam sobie na spokojnie... "W maślance nie ma czipów, nie ma takiej teorii"...Ciągle przed oczyma mam wizerunek tej karykatury żyda trzymającego coś w rękach i knującego....myśli "ale zaraz, co on ma w rękach?! A jak to pilot do kontroli umysłów?! No może przecież tak być!" ...sprawdzam w internecie i co się okazuje? - że na owej karykaturze żyd trzyma dolary, a nie pilota. I o to w tej teorii chodzi: Żydzi walczą o swoje i zdobywają wpływy za pomocą PIENIĘDZY. Gdy ma się je ŻADNE czipy nie są potrzebne. "Ale ty jesteś nieprzekupny, obojętnie kto by nie oferował czego i za co" - mówię sobie. Niby banały a jednak to mnie rozwala....rozwala od środka....nie wiem co mogę robić by się tego pozbyć. Nie pomaga nic. Karuzela choroby cały czas się kręci, to straszne. Jeszcze mam taką przypadłość, że nie piję wody z kranu i staram się jej nie połykać. Wszystko przez to, że doszły mnie słuchy o fluorowaniu wody i tym co się z nią dzieje w wodociągach. Dlatego zawsze piję przegotowaną. Prowadzi to do absurdów typu: gdy myję zęby i je płuczę to muszę je wypłukać jeszcze raz ale w wodzie z czajnika, albo gdy ktoś przeleje ugotowany makaron to muszę ja go przelać drugi raz i tym razem wodą z czajnika. Ale o tym może następnym razem Teraz czekam na wasze odpowiedzi i pomoc. Pozdrawiam Grzesiek
  6. Ty mnie nie próbuj nastraszyć stary bo się przestraszę i nie zasnę w nocy Na poważnie to ja wiem że przez samo zaprzeczenie nie da się stwierdzić nieprawdziwości czegoś, ale ja prócz tego mam na poparcie mojej wersji wiele argumentów i dowodów i to są w zasadzie te wymienione w tym wątku na tym forum: schizofrenia-a-zjawisko-targeted-individual-kontroli-umys-u-t58404.html gdzie OP-owi kilku userów/userek wyłuszczało dlaczego może nie mieć racji. Mam nadzieję że dawanie linków wewnętrznych do topiców z tego forum nie jest spamem, a wolę się upewnić bo na innym forum gdzie się udzielam zostałem wybatożony za spamowanie linkami, i nie chcę by to powtórzyło się tutaj.
  7. Wiesz, po tym co napisałeś, to boję się że zaczynają się u mnie znowu fazy. Np: dzisiaj podpisałem internetową petycję Polaków do prezydenta USA by nie podpisywał ustawy 447 (tej o roszczeniach żydowskich do majątków w Polsce), a wcześniej nawet dużo wcześniej się naczytałem różnych teorii spiskowych i je analizowałem, choć dalej w nie nie wierzę, to teraz autentycznie się boję że ktoś mi w zemście wparuje do mieszkania przez okno i coś mi zrobi, np. zainstaluje czip KU albo wpuści truciznę....za podpisanie petycji..... jestem jakoś taki zaniepokojony że coś takiego może się stać choć nie wierzę w teorie spiskowe o tym mówiące
  8. Ale w jaki sposób to odpowiada na zadane przeze mnie pytanie? Dobra, no to inaczej: czy argumenty przedstawione na tamtej stronie są w jakikolwiek sposób wiarygodne, czy to jest zwykły stek bzdur wyssanych z palca? Czy autor tego tekstu jest osobą chorą? Pytam, bo mam za lewym uchem jakąś krostę/narośl, która wg. autora jest/ ma być dowodem że jacyś Oni wszczepili mi implant K.U jak spałem, choć jej wygląd (tej narośli) nie zgadza się z tymi przedstawionymi na zdjęciach, mimo to rodzą się we mnie obawy. Proszę o odpowiedź
  9. Witam to znowu ja. Dawno mnie tu nie było, jednak dzisiaj postanowiłem coś napisać. Dziś będzie krótko a mianowicie proszę was koledzy o sprawdzenie wiarygodności tego artykułu: https://zmianynaziemi.pl/forum/kontrola-umyslu-przy-uzyciu-mikro-implantow-w-hipnozie-odleglosc-schizofrenia-bron-psychotroni?page=10 Ja jak to widzę to ręce mi opadają...a potem dostaję objawów jakie tu już opisywałem sto razy. Pozdrawiam
  10. Witam, to znowu ja. Dzisiaj byłem na długo oczekiwanej wizycie u pani psychoterapeuty. Odbyłem z nią rozmowę, niestety na wizytę miałem tylko pół godziny więc nie zdążyłem opowiedzieć/zrelacjonować jej nawet połowy moich problemów Na co składa się niemal wszystko to co tu opisałem. Kobieta mówiła, że raczej moje problemy mają charakter nerwicy lękowej, nie do końca zaś mają one podłoże paranoidalne. Nie wiem czy gdybym zdążył opowiedzieć jej całość nie zmieniłaby zdania . Nie chcę tutaj pozować na kogoś bardziej kompetentnego niż specjalista z zakresu medycyny w stopniu doktora, ale myślę że o ile z grubsza zgadzam się z diagnozą pani doktor iż moje problemy mają charakter nerwicowo-lękowy, to jednak trochę cech paranoidalnych da się wyłuskać z mojego zachowania. Jak choćby to, że w ostatnich dniach wróciły do mnie myśli i zachowania, a także obawy i lęki jakich nie miałem od dawna. Choćby lęk przed tym, że ktoś gdzieś właśnie naciska przycisk który sprawia że mną steruje, a ja wykonuję jego polecenia myśląc że myśli które mam w głowie są moje, podczas gdy rzekomo nie są. Nawet czasem siedząc tu na forum i czasem pisząc tutaj komentarze miewam takie poczucia. Jest to straszne, może odrobinę żałosne, a nawet niebezpieczne. Choćby to, że nachodzą mnie lęki, że moja wola może nie być moją wolą, czyli to, co już tutaj opisałem, i to chyba nawet w poście otwierającym. Chodzi o to, że moja podświadomość buduje we mnie lęk że moje myśli nie są tak na prawdę moje, a więc mój mózg musi podjąć walkę i w tym celu przyjąć nie moje myśli i nie moją wolę jako moje myśli i moją wolę. Tyle że potem przychodzi opamiętanie i stwierdzam, że to mój własny umysł jest złamasem i mną manipuluje, chcąc wmówić mi, że jego urojenia i lęki, niestworzone myśli i nie moja wola są moją, i żebym je przyjął, czym zapiszę wyrok na siebie samego, odrzucając moje prawdziwe myśli, przekonania i wolę jako rzekomo nie moje. Trochę - nie, nie trochę, bardzo pogmatwane. Mam problem z okiełznaniem moich myśli. Znów mam problemy z jaźnią, z tożsamością, z pojmowaniem rzeczywistości. Wróciło kopanie w ściany, bicie pięściami i krzyki. Wróciło poczucie, które chcę zwalczać, a które mówi mi, że muszę robić wszystko odwrotnie mej woli. Ale jak się to wszystko odrodziło? Zasadniczo łączy się to z tym co napisałem już w poprzednim poście. Podążając tropem trolli internetowych znalazłem kogoś kto najdelikatniej mówiąc nie ma dobrej opinii o Europejczykach w ogóle, sam wychwalając wszystko co amerykańskie albo od czasu do czasu azjatyckie, Europejczyków mając za brudnych podludzi. A szczególnie chłopcem do bicia jest europejska edukacja, a dokładniej uniwersytety. Mówi on że uniwersytety jakiekolwiek w Europie to są prowadzone przez debili i kształcą debili, jeśli chce się zasięgnąć opinii prawdziwego naukowca/lekarza, musi to być ktoś po uczelni amerykańskiej lub w ostateczności dalekowschodniej. I oczywiście nie dezawuuję tego: kraje DW mają bardzo dobre uniwersytety, to samo USA, ale nie o tym miało być. Wszystkie posty są oczywiście trollowaniem, robieniem sobie jaj, mało tego, zauważyłem parę zapożyczeń, prób podrabiania stylu pewnych innych osób parających się tym "zawodem". Jednak później nachodzi mnie refleksja, że przecież nawet takie działanie ma w sobie jakiś głęboko ukryty sens. W tym przypadku jest to zapewne krytyka tego, jak Europa stała się pod wieloma kątami zacofana względem swoich rywali, np. na polu edukacji. Wiem, niektórzy wolą przekazywać swoje treści w takiej a nie innej formie - ja się nie wtrącam. Zaś wiem, że gość robi sobie jaja, a więc w rzeczywistości najprawdopodobniej nie pała aż taką nienawiścią do Europejczyków a bardziej jest na granicy obojętności z niechęcią. To jest racjonalny punkt widzenia, pierwsza siła w mojej psychice. Ale tu włącza się druga siła: choroba. Choroba mi podpowiada: "Zamiast czytać między wierszami, uwierz we wszystko co do joty. Tak przecież robią wszyscy w komentarzach." Jasne. Pal sześć, że w komentarzach piszą prawie sami żartownisie którzy nie piszą tego na serio. Pal sześć że tak się nigdy nie robi w przypadku trollingu. I w końcu pal sześć, że może trolling niesie jakieś przesłanie...a może w wielu - ba, nawet podejrzewam większości, przypadków nie niesie żadnego przesłania, i jest tylko żartem/wyładowaniem emocji? No ale cóż, znowu ulegam mojej chorobie i zaczynam się zastanawiać. Powstaje chory ciąg przyczynowo skutkowy - tu w wersji uproszczonej: gość gada, że uniwersytety w Europie (a więc i w Polsce) są do bani i kształcą debili >>>> moja pani psychoterapeuta z którą miałem dzisiaj rozmowę, też pewnie skończyła jakiś uniwersytet, oczywiście w kraju >>>> moja pani nie została wyedukowana, jej stopień jest nic nie wart >>>> jej diagnoza nie jest nic warta >>> nie powinienem się do niej stosować. Oczywiście już pierwszy człon tego ciągu rujnuje całą resztę, albowiem gość który gada to na początku trolluje, a więc nie mówi tego tak na serio... Moja choroba stosuje wówczas zagrywki jakie już tutaj omawiałem. Efektem tego są oczywiście karuzele myśli, rozważanie teorii które nie istnieją, słów których nikt nigdy nie mówił, rozważanie ile mam jaźni, co jest a co nie jest moją wolą, krzyki, natrętne myśli, bajzel w głowie, zagubienie, odwalanie ekscesów w domu. Do tego jeszcze rozterki duchowe: skoro moje przekonania, moja wola może być fałszywa, to może to co robię w ramach moich wierzeń jest niezgodne z moją wolą? Może powinienem zamiast jednego, mówić coś zupełnie odwrotnego, np. na pacierzu wieczornym? Ale przecież jak mogę wysuwać wnioski na podstawie teorii która nawet nie istnieje? Paranoja... Skąd się biorą takie rzeczy u mnie: Widzę że gość - przywołajmy tu niezawodnego nienawidzącego chrześcijan Iksińskiego123 - nie mówił nic o kontroli umysłów teistów w żadnej ze swoich wypowiedzi, tudzież na jakimkolwiek swoim filmiku/podcaście. Nic takiego nie mówił. Ale pewnego razu trollując powiedział, że chrześcijanie to zwierzęta i troglodyci. A więc już jakiś śmieszek powie "Nie widziałeś? Nie słyszałeś by coś takiego mówił? Pewnie masz słuch i wzrok stępiony jak to zwierze, trzeba być nadczłowiekiem żeby to usłyszeć i zobaczyć, wtedy byś wiedział, mówi o kontroli umysłów jak wół" - co oczywiście jest trollem. Ale mój mózg już zaczyna w to wierzyć lekko, potem analizować......oczywiście pomija fakt że wie, że to są żarty. Cholera. jest grubo. Nawet jest obawa że to co mam w planach zrobić za chwilę, czyli się położyć, tudzież każde słowo które chcę powiedzieć, każdy ruch jaki chcę zrobić, każdą czynność jaką chcę wykonać, to też efekt działania przycisku kontroli umysłów jaka rzekomo jest na Europejczykach "podludziach" przeprowadzaną przez Amerykanów i Azjatów według trolla internetowego i tego co mówił....a tak na prawdę nigdy nie mówił, tylko moja choroba zmusza mnie do wierzenia w jej urojenia. Że np. myśląc o czymś, myślę tak na prawdę o czymś innym a to o czym myślę to tylko urojenie podsuwane przez rzekomego kontrolera mojego umysłu w myśl teorii która nawet nie istnieje. Podczas gdy prawdziwe urojenie walczy z moją prawdziwą myślą. Paranoja i jazda do nie wiadomo której potęgi Uff, dobrnąłem do końca dzisiejszego posta. Mam nadzieję że nie pogubiliście się w moim pogmatwanym wywodzie, koledzy forumowicze...a jeśli tak to jak coś - to dajcie znać gdzie, ja spróbuję napisać jaśniej. Mam nadzieję że macie jakieś rady dla mnie. Ja tymczasem zmykam już z forum, będę jutro. Pozdro Grzesiek
  11. Witam. Dzisiaj wróciłem do domu z kilkudniowego wyjazdu zagranicznego. Myślałem że kilka dni daleko od mojego stałego miejsca zamieszkania pomoże mi wyeliminować moje problemy psychiczne. No niestety myliłem się. Pierwsze kilka dni przebiegało normalnie. Cieszyłem się wyjazdem, widokami, zabytkami. Może czasami jakieś przelotne myśli przechodziły ale udawało mi się je zbyć. Trochę gorzej było gdy kładłem się do łóżka, ale nawet wtedy dawałem sobie radę myśleć o czymś innym i zasypiać. Niestety gdy przyjechałem do Polski, a dokładnie jeszcze przed przekroczeniem granicy, zaczęło mnie coś dopadać. Świadomość, że wracam do moich starych problemów, do tego, od czego uciekłem tydzień temu. W tym między innymi moich problemów psychicznych. Patrząc wstecz na niektóre moje odpały i rozkminy i obserwując je już z chłodniejszą głową, zaczynam uznawać za coraz bardziej prawdopodobne że to OCD. Jest kilka obszarów na punkcie których zdarzają mi się obsesje, natręctwa, manie - które generują myśli które zwę nieprzyjemnymi, chorymi, męczącymi. Są to myśli na ogół krążące wokół spraw duchowych, religijnych, metafizycznych jak również moralności, godności ludzkiej, a także istoty rzeczywistości, prawdy. Widzicie, bardzo trudne i ciężkie tematy i pewnie większość z was zareaguje mniej więcej tak A już na pewno tak zareagujecie jak wam powiem że do takich przemyśleń skłaniają mnie często błahe i bzdurne czynności, np. jedzenie czegoś, załatwianie toalety wieczornej, prysznic albo oglądanie śmiesznych filmików na YT które ludzie robią dla jaj. Opiszę wam jak było. Siedzę sobie w autokarze i myślę o powrocie do domu. Dobiega końca mój ostatni dzień na wyjeździe. Jestem wypoczęty, rozluźniony, aż tu nagle dopadają mnie niepokojące myśli. Rozmyślam nad teoriami, które już dawno obaliłem, więc nie powinienem się już nimi przejmować, prawda? A tu proszę bardzo, nie dość że czuję niepokój, dyskomfort (choć to ostatnie równie dobrze mogło mieć podłoże czysto gastryczne), a do tego warunki jakie panują (autokar pełen ludzi, sąsiad z boku na siedzeniu) nie ułatwiają mi poradzenia sobie z tą myślą. Metoda domowa nie wchodzi w grę. Więc zapchałem sobie umysł czymś innym, jakimiś lżejszymi myślami na bieżąco starając się wytłumaczyć sobie racjonalnie martwiące mnie kwestie. A kwestią jest jak zwykle to samo co w poprzednich moich postach: mind control, zdalne sterowanie ludźmi, a przynajmniej części, i to znakomitej. I obserwuję, że mój mózg zawsze szuka luk by nagiąć daną teorię tak by zawsze w jakiś sposób pasowała do mojego aktualnego położenia, stanu, tak żebym jak najbardziej się martwił i czuł jak największy niepokój. Nawet panikę. Ale tłumiłem to...aż dotarłem do mojego mieszkania. Ponieważ złapałem przeziębienie, nie będę w najbliższym czasie opuszczał domu. To jeszcze bardziej psuje moją pozycję: bez interakcji z ludźmi, będąc zamknięty w czterech ścianach, tylko bardziej odbija mi szajba. Może spróbuję opisać sytuację dokładniej: gdy przyjechałem do domu, postanowiłem upewnić się (po raz kolejny [sic!]) że teoria nad którą się zastanawiałem to rzeczywiście jedynie wytwór mojej chorej wyobraźni i nic poza tym. A kręci się to wokół pewnej osoby, która jako jedna z wielu dziesiątek trollowała ostatnio w internecie. Jak już tutaj mówiłem wiele razy ale powtórzę: wiem na czym to polega i nawet się śmieję z takich zachowań, nie biorąc ich na poważnie. Tylko po obejrzeniu zaczynam niepotrzebnie zachodzić w refleksje. Nie wiem, jakoś nie potrafię tego odciąć na dłuższą metę bez poczucia jakbym sam siebie oszukiwał, nie wiedzieć czemu zachodzącym. No więc oglądam sobie filmik, który jako poszlakę podsunęła mi moja podświadomość, potem wertuję komentarze na fandomie tej persony - i tak jak myślałem: nie znajduje nic na potwierdzenie teorii, więc pozostaję przy tym, że był to wytwór jedynie mojej wyobraźni. No więc postanawiam naprawić sobie humor i pośmiać się jeszcze z trolli w internecie. Zostawiam you tuba i idę na fora dyskusyjne. Siedzę sobie, jest luz bluz, a tu nadziewam się na gościa - trolla, który mieszka ponoć w Niemczech i mówi - naturalnie trollując - że gdziekolwiek by nie pojechał - czy to do Polski, Francji, Włoch, Turcji czy Japonii - jak tylko widzą paszport RFN to ponoć padają na kolana i liżą mu buty, mówiąc że "cała ziemia, całe niebo, całe morza i oceany, słońce, księżyc i gwiazdy do niego należą, i należą do jego narodu", że jest bogiem i że "w podzięce za ulitowanie się nad nimi i nie przygniatanie ich dziadowskich narodów niemieckim niebem" albo "nie zalewanie ich żałosnych krajów niemiecką wodą z niemieckich oceanów" oni rzekomo noszą się z zamiarem "zofiarowania mu swych dusz i ciał" a następnie noszą go po mieście na swoich plecach i każdy kto go widzi ten wykłuwa sobie oczy bo nie jest godzien widzieć jego twarzy, jako boga. Oczywiście to wszystko są bzdury pisane dla jaj, wyłapałem to od razu i nawet się śmiałem z tego. Ale po pewnym czasie ta suka, moja choroba, dała o sobie znać: coś każe mi zadać sobie pytanie: "Kurde, a co jeśli to ja jestem głupi myśląc że to są jaja, a takie rzeczy naprawdę się dzieją?", później "O kurde, a jeśli on to co mówi to prawda? Kurde przerypane! " "Durniu!" - strofuję sam siebie - "Jak ty, tak inteligentny człowiek, możesz dawać się nabierać na taki niewyszukany trolling?! Czy ty nie wyczuwasz aluzji?" Właśnie wyczuwam: gość chciał pewnie wyśmiać postawę uległości wielu krajów wobec Niemców. A pośrednio jakąkolwiek uległość i dawanie się wykorzystywać. Na domiar tego, autor postu w wiadomościach prywatnych, jakie upubliczniła administracja za zgodą zainteresowanego, sam przyznał się że te posty były tylko żartem, niewinną zabawą i satyrą. Mam wszystko podane na tacy...więc, czemu mój mózg to chrzani i postanawia dalej rozkazywać mi zamęczać się poszukiwaniem poszlak wskazujących że to co gadał to jednak prawda? Po co, skoro jest milion dowodów że to jednak były jaja? Nie, mojego mózgu nie przekonasz....zaraz wywleka argumenty: "To mogła być manipulacja dla zmylenia głupich ludzi " - ale jak, skoro autor sam to potwierdził (w sensie - to że to są żarty)? "To nie jest prawdziwy on - komuś zapłacił by się pod niego podszył i za niego wytłumaczył. Patrz, nawet są komentarze tak mówiące!" - ale te komentarze mogą być pisane przez byle kogo, np przez śmieszków internetowych chcących zabłysnąć, a na prawdę tak nie uważających i pogodzonych z faktem, że ich idol tylko sobie żartował. Okej, więc drogą dowodową już wykluczyłem prawdopodobność, że jego trolling jest prawdziwy. No ale wtedy moja choroba nie daje za wygraną: "oszukujesz się, a pewnie Niebo faktycznie należy do Niemców/Amerykanów/Rosjan/Holendrów etc." Jest to oczywista głupota, niemniej jednak martwienie się o ewentualną prawdziwość tej teorii zatruwa mi mózg. Z punktu widzenia osoby wierzącej, powiem że Niebo należy do Boga i zbawionych przezeń, i każda osoba wierząca raczej przyznałaby mi rację. Z filozoficzno-etycznego, lecz świeckiego punktu widzenia, Niebo - jako przestrzeń - jest wspólna dla wszystkich narodów na świecie i wiedzą to nawet roczne dzieci które uczą się dopiero mówić. No, ale jednak wizja, że może być inaczej, że faktycznie całe Niebo należy do jednego narodu, "Narodu Bogów" który nienawidzi innych i zmiata je jeśli są mu nieposłuszne, która jest o tyle przerażająca, co nieprawdopodobna i nierealna, i która na sto tysięcy kilometrów wieje trollem, a przez to nawet lekko śmieszna, pojawia się w mojej głowie i nie chce jej opuścić co jest straszne. Napiszecie jak sobie z tym można radzić? Pozdrawiam.
  12. Ja też witam ponownie. Wiem, domyśliłem się że to o podstępach to nie było do mnie. Rozumiem że psychozy/urojenia psychozowe muszą być brane jako obiektywnie dziejąca się rzeczywistość, jednak ja nie odbieram ich jako obiektywnie realne wydarzenia, ale mam cały czas świadomość że to wytwór mojego chorego mózgu i jedyne co mnie niepokoi to to, że w głowie pobrzmiewają mi cały czas słowa kolegi Michała (tak miał na imię, więcej personaliów nie ujawnię) mówiącego "nie możesz być tego wszystkiego pewien" i od tamtego czasu nie mogę przestać się nakręcać, myśleć o tym, obawiać się. Doszło nawet do tego, że powróciło coś czego nie miałem od dawna: a mianowicie poczucie że ktoś jest w pobliżu gdy w rzeczywistości jestem sam w pokoju. Sytuacja: Wczoraj wieczorem rozmyślam nad kimś kto robił różne złe rzeczy żeby wkurzyć tym ludzi, czyli tak zwanym trollem internetowym. Nie dałem się mu nabrać, wiedziałem co i jak, więc nie miałem zamiaru się nad tym zastanawiać, ale niestety kilka moich szarych komórek "się zbuntowało" i "postanowiło" mi "kazać" się nad tym zastanawiać, do czego podburzyła je moja choroba. Zacząłem więc to, co on wygadywał, mimo mojej woli, analizować tak by "usatysfakcjonować" moją psychikę to może "da mi spokój". A zamiast tego orientuję się że wpadłem w zasadzkę mojej choroby: bowiem teraz zaczynają się "puzzle" - w obroty biorą mnie kolejno: urojenia, niepokój, lęki, psychoza - lekka potem cięższa. Przychodzi mi abstrakcyjna myśl: a co jeśli ten osobnik o którym rozmyślam pojawi się znikąd i przebrany w strój jakiegoś kapłana rozkaże złym duchom wstąpić we mnie lub moją rodzinę lub cokolwiek co jest w moim domu? Głupie, irracjonalne, kretyńskie, chore - tak, prawda, wszystko prawda, takie te myśli właśnie są. Tłumaczę to sobie w racjonalny sposób, jednak w połowie myśli ucina mi to pobrzmiewający w głowie głos kolegi mówiący słowa "nie możesz być tego wszystkiego pewien", "nie możesz wiedzieć tego na pewno". I dopada mnie myśl: "Kurde, skoro można mieć wątpliwości co do istnienia czegoś co widać, słychać i czuć - według niektórych teoretyków logiki, to co dopiero można powiedzieć o bytach obiektywnie nieistniejących? Zgodnie z logiką tej teorii, jeśli przyjmiemy, że jest prawdziwa, no to skoro nie można potwierdzić istnienia czegoś istniejącego to jak można zaprzeczyć istnieniu nieistniejącego?" i tego typu paradoksy. Potem myśl lękowa: "A co jeśli w takim układzie moje urojenia faktycznie są prawdziwe i ten gość jednak się tu pojawił i jednak zrobił już co zrobił? Przecież <> nawet mojej argumentacji racjonalnej" mimo iż CAŁY CZAS JESTEM SAM i NIKOGO NIE SŁYSZĘ a już na pewno nie tego osobnika. Jednak mój mózg już zaczyna snuć dywagacje i rodzą się wizje jak taka sytuacja może wyglądać, jaki mieć przebieg i skutki. Potem próbuje mnie ratować logika, opamiętanie: "Ale przecież jak można optować za prawdziwością teorii i wydarzeń, które są tylko w twojej głowie. A nawet gdyby taka teoria istniała: to jest tylko teoria. To ten który ją wykłada musi dać dowody na jej prawdziwość, nie ty na jej fałszywość". To mnie na chwile uspokaja, ale pojawiają się słowa-wytrychy jak: "Nie możesz tego wiedzieć na pewno, nie wiesz jak jest tak w zasadzie" i odbywa się karuzela myśli, z tym że teraz zapiernicza tak szybko jak jeszcze nie zapierniczała. Mózg tak jakby zmuszał mnie do wiary w to i analizowania tego co nawet nie istnieje. No ale udaje mi się wyciszyć myśli, racjonalne myślenie wygrywa, idę spać. Ale oto wstaję dziś rano i jako że do szkoły mam dzisiaj później mogę gnić trochę dalej w łóżku, korzystam więc z tego. Nie jadłem jeszcze śniadania, więc nie zażywałem jeszcze moich leków na moją chorobę więc ciężej mi jest pojmować rzeczywistość. Wykorzystuje to moja choroba. Nagle dopada mnie strach: "O kurde, a jak on tam jednak jest? Jak on tu był i rzucił klątwę gdy leżałem i nie wstałem?" Pierwszą moją myślą jest "Głupoty, co ty w ogóle opowiadasz? Przecież nie widzisz i nie słyszysz nikogo, więc to coś siedzi tylko w twojej głowie, nie jest częścią rzeczywistości" jednak potem przychodzi znów ta myśl "nie możesz wiedzieć czy ta rzeczywistość jest prawdziwa" i myśl która jest logiczną konsekwencją: "Może to twoje urojenia są prawdziwe, a rzeczywistość jest zbiorowym przywidzeniem? No przecież istnieje taka możliwość" (Pomijam fakt że "mogło by tak być" =/= "tak jest"). Moim urojeniem jest, że ten osobnik przebrany za kapłana tu cały czas jest i rzuca na mnie klątwy. Przychodzi myśl i strach "a może tak faktycznie jest? Jeśli tak to mam prze---" (wiadomo co). Mój mózg zaczyna rozumować kluczem wg. którego działa hipotetyczny człowiek wierzący w tą teorię, czyli : mówię, że czegoś nie ma - czyli to jest mówię, że coś jest niemożliwe - czyli jest możliwe - czyli działa a ja nawet o tym nie wiem mówię, że dana teoria nie istnieje - to znaczy że jest mówię że coś jest możliwe - czyli to jest niemożliwe mówię że coś jest - czyli czegoś nie ma mówię że coś jest wykonalne - czyli jest niewykonalne ktoś mówi prawdę - czyli kłamie ktoś żartuje - czyli mówi serio ktoś czegoś nie mówi - czyli to mówi itp, itd. Ja tego typu myślenie odpieram uważając je za szalone i dziwaczne, że urojenia nie mogą i nie są prawdą, a ja jeśli dalej będę się tego słuchał to skończę jak kilku wariatów którzy kręcą się po moim osiedlu. Potem jednak atakuje mnie wątpliwość: "Ale czy słusznie?" i odpowiedź "Przecież nie wiem i najpewniej nigdy się nie dowiem" I efekt jest taki, że cały czas jestem tą myślą zaabsorbowany cały dzień, AUTENTYCZNIE mam wrażenie że czuję obecność tego kogoś za moimi plecami, mam wrażenie jakbym słyszał słowa klątwy, mam wrażenie jakby rzucał ją na wszystkie przedmioty których dotknę i na które spojrzę, na całe żarcie które jem i każde odzienie jakie zakładam, na każdy budynek do którego wchodzę. To przerażające. Niby wiem i zdaję sobie sprawę, że to tylko dzieje się w mojej głowie, ale cały czas uwiera mnie to ziarno niepewności jakie zasiała we mnie teoria zasłyszana z ust mojego kolegi Michała. Nawet gdy teraz piszę ten post, czuję to dziwaczne uczucie. Jak gdyby ktoś za mną stał. Mimo iż nikogo tam nie ma. Jak sobie z tym radzić? Dalej: urojenia osobne dotyczące trucia,podsłuchów,odbierana cudzych myśli - jak najbardziej, wokół tego kręcą się moje psychozy. Z resztą jest o tym większość tematu w którym piszemy i w którym się znajdujemy. silne na tyle by wywoływać u mnie niekontrolowany krzyk gdy jestem w domu, lub paraliż gdy jestem "wśród ludzi". Nie wiem czy to silne czy słabe, o tym zdecyduje lekarz.Obsesja? Hipochondria? Nie wykluczone, zapewne tak właśnie jest. Pragnę dodać że staram się jak mogę by nie być wobec moich urojeń bierny i je zwalczać. Jednak wciąż jest źle. Nie boję się, wiem że to tylko urojenia, że to dzieje się w mojej głowie, i że niby wystarczy o tym nie myśleć, ba - że raz już te urojenia pokonałem, ale to nieprzyjemne uczucie że to moje urojenia mogą być prawdziwe, a nie rzeczywistość do której pragnę uciec, mnie nie opuszcza.
  13. Dzięki kolego za pomocne słowa, rady. Postaram się do nich zastosować. Cóż, w moim przypadku podstęp ani siła nie będą konieczne bym poszedł do lekarza. Problemy ze mną są takie dwa zasadnicze: 1. W moim zachowaniu bardzo ciężko lub prawie nie można wychwycić jakichś drastycznych zmian, ba nawet ciężko doszukać się drobnych, a jeśli już to drobne zwykle pomijamy ja z moją rodziną. Gdybyś zapytał mojej matki jakie są zmiany w moim zachowaniu, to powiedziała by ci, że zachowywałem się tak prawie od zawsze. Gdy pojawiły się u mnie, to najpierw zwracała uwagę, ale potem się przyzwyczaiła i przestała. 2. Moje przypadłości mają charakter falowy. Znaczy to tyle, że bywają dni gdy na tyle dają mi w kość one same, jak i wycieńcza mnie psychicznie walka z nimi że nie mam ani woli ani sił by robić cokolwiek, funkcjonować, zaś dnia kolejnego objawów może w ogóle nie być. Paradoksalnie, wtedy jest nawet gorzej, bo przestaję być czujny na to co robię i w konsekwencji na godzinę przed pójściem spać znów mnie nachodzą, jestem znów rozbity. Moje urojenia/przypadłości związane są najczęściej ze stanami lękowymi, depresją, złym samopoczuciem - wiele z tych rzeczy dało się już w dużej mierze naprawić, to jednak wciąż zdarza się to. Pretekstem jest nawet byle co, np. gorszy humor i już wszystko wybucha. Mam też takie rozkminy (często prowadzące do odpałów) gdy nasłucham się jakichś dziwnych rzeczy od znajomych, tak jak choćby teorie filozoficzno-logiczne mojego kolegi (czy raczej przezeń zasłyszane) z terapii grupowej. To co już zrelacjonowałem wyżej. Wtedy przychodzą mi do głowy różne dziwactwa a mój mózg, moja choroba każe mi je rozpatrywać jako możliwą rzeczywistość bo - "nie możesz być do końca pewien że tak nie jest". Prawdopodobnie opacznie rozumiałem intencje/przesłanie wypowiedzi kolegi, jednak zaczęło mnie to niepokoić. Ja ogólnie jestem realistą, nie mogę brać każdej teorii jako prawdopodobnej bo bym do reszty zgłupiał. W życiu są moim zdaniem kwestie które przyjmuje się na wiarę, np. wszystko związane z religią/religiami/duchowością, oraz rzeczy które weryfikuje się za pomocą wiedzy, które same dzielą się na te, co do których nie możemy być do końca pewni ze względu na ciągle toczące się badania, jak np. teorie naukowe z dziedziny fizyki, astrofizyki, chemii, biologii, jak i takie co do których nie ma wątpliwości, że są prawdą lub nie i nie można tego zmienić jak np. to, że białe nie jest czarne, kot nie jest psem a woda nie jest ogniem. Pod uwagę mogę ewentualnie brać tylko teorie które są gdzieś postawione, nad nimi mogę się zastanawiać, próbować obalać itp. Ale jeśli teoria jest tylko wymysłem mojej choroby umysłowej, to wiem, że nie może to być prawdziwe - no bo jak teoria która nawet nie istnieje może okazać się prawdziwa? To są podstawy logicznego myślenia. A tu nagle ktoś każe mi wierzyć, że może tak być, że czarne jest białe a białe jest czarne, kot jest psem, papuga szczurem a ogień wodą lub trawą, i "muszę" to uznać za prawdopodobne bo "nie możesz wiedzieć czy coś na pewno nie jest prawdą", "nie możesz tego jednoznacznie obalić", "nie możesz dowieść że tak na pewno nie jest" (pal sześć, że to najpierw on musi dowieść że jest tak jak mówi). Klasyczne zobrazowanie modelu "Brak dowodu na nieistnienie/niefunkcjonowanie jest dowodem istnienia/funkcjonowania". Potem mam problem, bo autentycznie bywa że brak mi argumentów by to zbić. Potem rodzi się niepewność, z niej wykluwa się lęk, a z niego wychodzą psychozy i urojenia. Fakt, na pewno sprzyja tym wszystkim moim przypadłością to, że żyję w ciągłym pośpiechu, stres, przepracowanie jest u mnie niezmiennie obecne, jestem chronicznie zmęczony, nie wysypiam się - późno chodzę spać, żyję w hałasie. To wszystko nie jest moim zdaniem bez znaczenia
  14. Dzięki kolego. Takiego posta oczekiwałem. Ze swojej strony mogę dodać że nigdy nie miałem styczności z marihuaną ani żadnym narkotykiem/substancją psychoaktywną.
  15. Wiem i przy najbliższej okazji się skontaktuję i powiem specjaliście o tym wszystkim. Może w poprzednim poście źle to ująłem: te zwrotki z patrzeniem na kota i myśleniem że widzę psa, piciu wody i myśleniu że połykam ogień - to wszystko nie dzieje się naprawdę, czyli z piciem wody to nie jest tak dosłownie, po prostu mózg podpowiada mi takie rzeczy, mówiąc że "tak by było gdyby ta teoria była prawdziwa". Innymi słowy: pojawia się u mnie obawa, że każde urojenie jakie przyjdzie mi do głowy, może być prawdziwe. Że cokolwiek sobie uroję, musi być prawdziwe. Zakładając że ta teoria jest prawdziwa, bo jeśli nie jest to już wszystko z górki. Ale problem w tym, że nie wiem - i nikt nie wie, czy ta teoria jest prawdziwa. Tak więc w tym momencie zaatakowało mnie kolejne urojenie.... Przed napisaniem wczorajszego posta i chwilę po nim czułem się jakbym był w czymś jak myślowy trans, myślowy amok.... wpadałem na różne absurdalne teorie, moje urojenia dawały w kość. Żeby wam uzmysłowić z czym się zmagałem posłużę się przykładem: "Gdyby dana teoria była prawdziwa, to moje urojenia też mogłyby być prawdziwe" No więc leżę sobie na łóżku w tym transie i przychodzą mi do głowy różne dziwne myśli, a zarazem mój mózg mnie boli a umysł nie daje wiary że coś, co nawet nie istnieje i nikt o tym nie słyszał, jak te teorie, może być prawdą. Jako że jestem człowiekiem wierzącym i praktykującym, który jednak ma raz po raz problemy z wiarą, to wiele z tych myśli obracało się wokół religii i duchowości. Stąd przerażająca i irracjonalna myśl: co jeśli umysł Boga...jest kontrolowany przez...jakąś inną istotę, albo jeszcze śmieszniej, przez śmiertelnika? I to do tego ateistę/pozowanego ateistę, który rzekomo nie jest wcale śmiertelnikiem? Na przykład, przewijającego się przez moje posty Iksińskiego123? Kretynizm pierwsza klasa, nie ma nawet takiej teorii, nie ma na nią żadnych dowodów - no bo jak może być jakikolwiek dowód na potwierdzenie teorii która jest urojeniem i nie istnieje? Ale nagle pojawia się myśl: ale przecież według rozważanego już tutaj paradoksu filozoficznego, fakt że dana teoria nie istnieje jest za razem akceptacją możliwości istnienia tego, ba, nawet dowodem na to że taka jest prawda! Myślę sobie: "ale to jest tylko teoria filozoficzna, zaś teoria o kontroli umysłu Boga przez śmiertelnika jest urojeniem i chorobą psychiczną". I w tym momencie przypomina mi się głos kolegi który mówi - teraz już wyrwane z kontekstu - słowa "Ej, mogło by tak być" Choć wcale tak nie myślę. Ponad to, jako osoba wierząca, wierzę że Bóg jest potężniejszy od jakiejkolwiek istniejącej rozumnej istoty i żaden człowiek nie może pojąć go w żaden sposób ani w 1%. A tu nagle śmiertelnik miałby nie tylko dorównać mu inteligencją, ale go przewyższyć i przejąć nad nim władzę? Niemożliwe, nie wierzę w to, ale jednak obawa że tak pewnie jest a ja jestem tego nieświadomy jednak nie znika i jest z tyłu głowy Najgorsze jest to, że nie mam argumentów na obalenie przytaczanej tu teorii filozoficzno-logicznej o tym paradoksie, że to co widać, to co możemy doświadczyć - nie istnieje, a to co sobie uroimy - musi, a przynajmniej mogłoby istnieć i trzeba brać na poważnie taką ewentualność, niestety nie znam założeń na jakich ten paradoks się opiera. Czy mógłby ktoś pomóc?
×