Skocz do zawartości
Nerwica.com

jakub358

Użytkownik
  • Postów

    235
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez jakub358

  1. Powietrzny Kowal, rozumiem to jako powszechność problemów z którymi się zmagam , przy jednoczesnej dramatyzacji, użalaniu się nad sobą, i z tych powodów - niemożnością udzielenia mi pomocy. I może są w tym gorzkie okruchy prawdy, ale reszta pieczywa jest odmienna i smaczna. Staram się sobie pomóc. Wielbłądzica ma rację - błędne jest określanie kogoś schizofrenikiem, ponieważ choroba nie może określać tożsamości osoby; pozostaje tylko chorobą. Dziękuję za to, bo to rada przydatna. Jednak nie potrafię zrozumieć tego, co czuję. Jest konflikt między tym, co wiem, co sądzę, a tym, co pragnę. Najprostszy przykład - mam wrażenie, że jestem brzydki i pokrzywiany; a zaprawdę jestem przystojny. To, że czuję się mało inteligentnym głupcem, a czyż nie jestem mądry? To, że czuję że nie potrafię podołać studiom i pracy, a w prawdzie jestem do tego zdolny. Razem z terapeutką podobne złe myślenie na zasadzie ,,uważam, że..." przypisaliśmy do chochlika, który niczym cień zaległ w mojej głowie - nazwałem go Zgredusiem. A więc dużo czerpię z terapii, jednak potrzeba czasu, aby przyniosła zamierzone efekty. Narazie terapeutka pełni rolę kontenera emocjonalnego, jednak już powoli zawiązuje z nią relacje - na przykład lubi, tak jak ja, kwiaty. Jednak pomimo tego wszystkiego, moje codzienne funkcjonowanie jest dość minimalistyczne. Nie interesują mnie studia, praca, ani nic podobnego. Nie mam motywacji. A chwilą wytchnienia jest mi terapia, sen, no i pisanie na tym forum... Pragnę ujrzeć góry wysokie i chłodne morza, i przejść przez lasy ciemne z promieniem gwiazdy na czole. Pożądam świata, a jednocześnie trwam w szarej strefie; jak pielgrzym, który utknął na wyspie bezdrzewnej. A więc z czego przyszło mi łódź zbudować?
  2. Wczuwanie się w siebie działa u mnie na zasadzie niekończącego się fraktalu tak, że mógłbym kopać bardzo długo i coraz głębiej, przebijając się przez kolejne gęste warstwy mojego jestestwa, docierając w końcu do jądra niematerialnej przestrzeni duchowej - przerażająco rozległej i głębokiej niczym bezdenny ocean. Jednakże jeszcze nigdy tak głęboko nie zapadłem się w sobie, a wczuwanie się w siebie jest dla mnie tym trudniejsze, że najpierw muszę przebić się przez warstwy zewnętrzne, okryte kamieniami smutku i piórami wstydu. Mam zdiagnozowane zaburzenia osobowości bliżej nieokreślone, oraz schizofrenie prostą - bez objawów wytwórczych, tylko negatywne. Psychiatra nie powiedział mi tego wprost, ale ja wiem, że choroba będzie powoli, lecz nieprzerwanie postępować. Wiem, że mam dopiero 20 lat - jestem TAK młody... Wiem, że mógłbym zdobyć orzeczenie o niepełnosprawności i żyć na rencie i zasiłkach. I wiem, że nazywam się Jakub i nie pójdę tędy; wybiorę drogę trudniejszą, drogę której przedwiecznie zapragnąłem - wyruszę w podróż usianą cierpieniem i niebezpieczeństwem, niosąc przez świat jako najdroższy klejnot który posiadam własne serce; nie wiem, dokąd tak zawędruję i jakie spotkają mnie przygody, ale wiem, że będę wolny - postaram się rozbić i roztrzaskać tysiączne łańcuchy schizofrenii jak miliony gwiazd na niebie nocnym. Ale boje się - boje, że będę żył wspomnieniem echa muzyki, która dawno zgasła. Jak trup tańczący na sznurkach do żałobnego marszu, i że przeminie tak moje życie bez cienia chwały, w smutku i rozpaczy która trwa wiecznie jak nieprzerwane pływy morskie - bez nadziei zamieniony jakby w kamień i trwający tak niczym w bezgwiezdnym, zimowym zmierzchu.
  3. Ja poczułem pociąg do papierosów od kiedy zacząłem brać neuroleptyk (w niskiej dawce). Od tamtej chwili palę dużo --> ,,Nałogowy nikotynizm wśród chorych na schizofrenię": https://tacyjakja.pl/cgblog/132/Nalogowy-nikotynizm-wsrod-chorych-na-schizofrenie.html
  4. Czuje się gorszy od innych. Kiedy jestem w tłumie, to czuje się jako takie zbędne chuchro. Jestem brzydki i wyglądam nieatrakcyjnie. Inni mężczyźni są ode mnie lepsi, a ja funkcjonuje na niskim poziomie. Jestem osobą nędzniejszą od nich. Rozmawiają ze mną, ale może nawet nie czują, że nie jestem na ich poziomie - jestem na niskim poziomie. To co robię, jest złe i bezowocne - z reguły więcej grzeszę, niźli czynię dobro. Moje uczynki są spaczone, czyli ja jestem spaczony. Odbija się to w tym co czynię, a także w tym co mówię i jak wyglądam. Nie jest mi dane zaznać szczęścia zdrowego człowieka. Nie miałem tych złych myśli, jedynie dzięki branym lekom. Gdy ich nie wezmę, to cała ta czerń zostaje uwolniona jak z gotującego się garnka, a leki są taką pokrywką. To żałosne, że taki jestem. Nikt normalny tak o sobie nie myśli - jestem nienormalny i skażony. Skaziłem sam siebie, przez moje grzeszne czyny, jak i przez ogólne postępowanie. Zaczęło się to rozwijać już od kiedy byłem mały i trwa nieprzerwanie, to jest proces wypaczania. Będzie to tak dążyło w dół, w coraz głębszą ciemność, bez światła - bo w mej duszy zaległy cienie i brud. Nie potrafię się go pozbyć, może Bóg to potrafi - ale ciężko mi do Niego wrócić, to zbyt bolesne. A odszedłem od Niego na wzgląd na mój homoseksualizm. Jednak odejście od wiary nie dało ukojenia, wcale nie rozwiązało konfliktu. On był światłem w mej ciemności, a teraz tego światła nie mam - sam się go pozbawiłem, ale jak mógłbym postąpić inaczej, kiedy jednocześnie pragnę rzeczy homoseksualnych. Chciałbym wydrzeć się z tych odczuć, pozbyć się ich i nie przyznawać do nich. Ukryć głęboko. Brzydzę się homoseksualizmu, a jednocześnie pragnę - w emocjonalnym wymiarze, miłości. Ale jak ktoś taki jak ja, tak żałosny, mógłby spełnić tą potrzebę miłości. Starałem się, żeby było dobrze, ale nie wyplenię z siebie tego spaczenia. Nie potrafię sam sobie pomóc, a i powątpiewam, czy te leki coś zmienią, czy tylko zamaskują - jak przykrywa się brudną podłogę postrzępionym dywanem. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że sprawia mi jakąś dziwaczną satysfakcję oblewanie siebie tym szlamem. To tak, jakbym dawał temu upust, żeby to ze mnie wylazło; przy czym jednocześnie utwierdzam te złe myśli i pojawia się ich więcej. Dlaczego ja to w sumie robię? Czemu nie potrafię myśleć o sobie dobrze. Czuję smutek, który niczym woda wezbrał jeszcze jakby kto rzucił weń czarny kamień. Świat jest dla mnie dziwny, nie potrafię zrozumieć jak ludzie z taką łatwością wykonują różne zadania. Czemu tak łatwo przychodzi im załatwianie różnych spraw, jak podróżowanie, czy wykonywanie swojej pracy. Nie rozumiem kontaktów międzyludzkich - w jaki sposób przychodzi ludziom z taką łatwością przebywanie ze sobą, rozmowa, czy bycie w związku. Nie wiem już, co powinienem myśleć - postaram się nie myśleć.
  5. jakub358

    Dzień dobry wszystkim...

    Mój tata miał podobny problem i aktualnie stara go się rozwiązać w taki sposób: nie zrzuca swoich problemów na żonę, bo wie że nie znajdzie w niej swojej tożsamości - musi o nią sam zawalczyć. A swoje dzieci, czyli mnie, brata i siostrę, traktuje jak normalny tata. Trzeba pamiętać o tej granicy rodzic -dziecko, żeby jej nie przekroczyć ze swoimi problemami
  6. jakub358

    Dzień dobry.

    Cześć Łukasz. Jak się masz?
  7. Zasadziłem petunie pozmywałem pleśń z kubków powiedziałem tacie, że bardzo go kocham
  8. Ja też mam niesamowite sny, a biorę 15mg escitalopramu i 1mg risperidonu; a do tego śpię strasznie długo, nawet po 16h. A mam takie pytanie. Czy nikotyna ma jakieś nasilone działanie przy braniu tych leków? Bo ostatnio zacząłem dużo palić i bardzo mnie ciągnie do papierosów
  9. Steviear myślę, że nie powinnaś się zmuszać do takich wieczorków - chodź na nie tylko jak masz na to ochotę. Czy masz czasem takie uczucie, że chciałabyś aby Ciebie nie było, że chciałabyś się schować? Mi terapeutka powiedziała, że w takich chwilach można czasami założyć ,,czapkę niewidkę" ...
  10. jakub358

    Trzy pytania

    1. nigdy nie byłem na żaglówce 2. nie 3. nie lubię horrorów 1. Jakie zwierzę lubisz najbardziej? 2. Jaki jest Twój ulubiony kolor? 3. Ile łyżeczek cukru słodzisz kawę/herbatę?
  11. Na pierwszy rzut oka cechy te przywołują same pozytywne skojarzenia. Przynajmniej tak zawsze oceniałam siebie. Przykładowo: - infantylność przeżywania- można pozytywnie przełożyć na spontaniczne reakcje wypływające wprost od nas, - brak dojrzałych sposobów adaptacji i zaspokajania potrzeb- czy dojrzałe sposoby to takie, które nie "żerują" nazbyt na innych ludziach? bo ja znów pojmuje tę cechę na pozytywni, czyli spontaniczne sposoby zaspokajania potrzeb nie wyrządzające przy tym szkody innym ludziom, - brak integracji- czy chodzi o emocjonalny chaos czy o funkcjonowanie w społeczeństwie? Bo jeśli chaos emocjonalny to faktycznie zgodzę się, że może utrudniać życie ale jeśli chodzi o społeczeństwo, to przecież jest masa osób, które niekoniecznie doskonale funkcjonują w społeczności ale życiowo dają radę i odnoszą osobiste sukcesy, - dziecięce reakcje "podciągnęłabym" pod infantylność przeżywania, - brak samokontroli i odpowiedzialności za siebie- znów mogłabym odnaleźć w tych cechach pozytywy, bo przecież brak samokontroli nie musi się objawiać skrajnymi zachowaniami, a może na przykład tym, że często "zatracamy się w czymś"- ja mam częste stany FLOW, w których czas płynie mi z prędkością światła. Brak odpowiedzialności za siebie? Wydaje mi się, że każdy ma wpisane w siebie naturalną potrzebę dbania o siebie, nawet jeśli się nam wydaje, że tego nie robimy, to gdzieś w głębi odczytujemy myśli, że coś jest nie tak i powinniśmy zmienić kierunek zachowań. Zaś jeśli chodzi o negatywne pojmowanie braku odpowiedzialności u mnie, to na plan pierwszy wysuwa się wielkie niezdecydowanie odnośnie wyborów ze względu na to, że każdej sytuacji dostrzegam jakieś szanse i nadzieje i ktoś z zewnątrz może powiedzieć: Mała, co Ty wyprawiasz? Dla mnie natomiast takie widziane jako nieodpowiedzialne zachowania, to zachowania świadczące o tym, że jestem elastyczna i staram się trenować dostosowywanie się do zmian, - dążenie do natychmiastowego uzyskania przyjemności- w tym również dostrzegam pozytywy, bo zachowanie dążące do tego, by szybko zaspokoić przyjemność sprawia, że planowane działania szybciej zostają realizowane, a taka niecierpliwość buduje też bardzo przyjemne uczucia delikatnego dreszczyka emocji Co wy na to? :> Oczywiście, każdy z nas ma w sobie ,,wewnętrzne dziecko" i czasami zachowuje się niedojrzale, ale przez zaburzenie osobowości rozumie się utrwalony schemat postępowania, który przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Te zaburzenia ujęte w takich drobnych odchyleniach które opisałaś - jak sama zauważyłaś, nie są wielce problematyczne. Prawdziwy problem zaczyna się wtedy, gdy dorosła osoba nie potrafi sama zatroszczyć się o podstawowe potrzeby żywieniowe, przejawia zachowania autystyczne i beczy cały dzień, żeby mu kupić loda.
  12. Nie warto rozpowiadać wszystkim że ma się depresję, żeby ktoś za jakiś czas, kiedy już będziesz zdrowy, nie powiedział - ,,a, to ten co ma depresję!". Jednak z drugiej strony bardzo wskazane jest powiedzenie o tym fakcie osobom, które nas dobrze znają - wtedy możemy liczyć na wsparcie i uniknąć szufladkowania. Ja powiedziałem mojej rodzinie, oraz najbliższym przyjaciołom. Było warto, oni mają prawo wiedzieć o tak poważnej chorobie, jaką jest depresja. Zresztą to dość normalne, że jak ma się jakąś chorobę, to mówi się o niej bliskim osobom. W pracy, czy na uczelni można powiedzieć o depresji, tylko w koniecznych wypadkach. Ja, chociaż nie musiałem tego robić, to zwierzyłem się z tego trzem wykładowcom na studiach, z czego jestem zadowolony. Było warto, bo dzięki temu podchodzą do mnie ze współczuciem i łatwiej mi zaliczyć te przedmioty - mogę np mieć większą liczbę nieobecności, czy konsultować moje prace mailowo. Depresja to nie koniec świata...
  13. Hejho! Chciałbym powiedzieć, że dzięki Wielbłądzicy zainteresowały mnie wielbłądy i tak jakoś wyszło, że ostatnio kupiłem z 2 paczki Cameli. Dowiedziałem się, że wielbłądy potrafią wypić w ciągu 10min aż 100 litrów wody - a to tyle, ile wypija słoń! Wielbłądom wystarcza to na długie tygodnie. Obecnie dawne, czarne chmury zostały rozwiane. Wciąż biorę leki i chadzam do psychologa, oraz na psychoterapię. Wiele dowiedziałem się o sobie. Buduję moje poczucie wartości cegła po cegle. Może kiedyś zbuduję porządną chałupę. No i jest tak, jak ktoś mi tutaj powiedział - nie jestem ani gejem, ani nie mam powołania do zakonu. Z moimi odczuciami homoseksualnymi się pogodziłem, jednak one wcale nie muszą oznaczać bycia gejem; to dwie różne kwestie. Można mieć takie odczucia, a być w związku z kobietą i zbudować rodzinę. Pogodziłem się też z moją wiarą - z tym, że jestem nieidealny i grzeszny. To moje dążenie do perfekcjonizmu przysporzyło mi tyle tarapatów, a mieści się ono w moich mieszanych zaburzeniach osobowości, z obsesjami na czele. Teraz to wiem. Bardzo ważne jest, żeby się na kogoś otworzyć - może to być brat, mama, tata, przyjaciel, psycholog, lub nawet ksiądz, czy Bóg. Chodzi po prostu o to, aby starać się być bardziej ,,na zewnątrz", a nie kierować się tak bardzo ku wnętrzu. Zresztą jest to egoistyczne, w złym odcieniu tego słowa; bo istnieje też dobry egoizm, którym osoby w depresji powinny się kierować (jednak w sumie nie nazywa się on już wtedy egoizmem). Kontynuując ten wątek chciałbym zaznaczyć, jak ważne jest robienie tego, co się lubi. Większość osób zapewne zgodzi się ze mną, że pomocne jest słuchanie dobrej muzyki. Mieści się to w worku z różnymi rzeczami z nalepką ,,ZAINTERESOWANIA". Każdy z nas nosi w sercu taki woreczek. W moim przypadku jest to rysowanie, gra na gitarze i granie w gry komputerowe. A jakie są Twoje? Żeby dać sobie pomóc, trzeba najpierw samemu zrobić pierwszy krok i wyjść ,,na zewnątrz". Mi się udało już całkiem spory kawałek tak zawędrować i takim sposobem spotkałem osoby, które chwycą mnie za rękę i zatrzymają, gdybym chciał się cofnąć. To działa antylękowo. Dawniej, trwałem w smutku i żalu, niczym przemieniony w ogniu wstydu w kamień i czekałem tak bez nadziei, niczym w bezgwiezdnym, zimowym zmierzchu na wypełnienie długich dni mojego życia. Obecnie kwitnące rośliny rozkruszyły ten kamień i oblał go złoty blask Słońca.
  14. Cześć. Minął prawie miesiąc od mojego ostatniego wpisu. Chciałbym napisać ten post, aby dać trochę nadziei wszystkim, którzy są ,,beznadziejni"; a niech moje wcześniejsze wpisy w tym wątku będą dowodem stanu, w którym się znajdowałem. Więc na początku powiem, że było u mnie serio kiepsko już od kilku lat - a pierwszym krokiem ku zmianie tego, było udanie się do psychiatry. Przepisał mi on leki, bardzo dobrze dobrane leki- na zaburzenia zachowania w połączeniu z depresją. Dostałem Risperon na to pierwsze, a Citabax antydepresyjnie. Odkryłem też powód mojej depresji - odczucia homoseksualne sprzeczne z religią i wynikające z tego potworne uczucie bycia grzesznym, gorszym; a dalej ciągnęło to za sobą oderwanie od innych ludzi, jak i również od własnego ciała. Moje życie się zmieniło. Zacząłem spotykać się z ludźmi i znalazłem nowe zainteresowania; ale co najważniejsze - odczuwam z tego przyjemność. Zacząłem też o siebie dbać i uczęszczać na psychoterapię. Oczywiście to wszystko trwa nadal. Jednak nie jest idealnie. Dalej są momenty, kiedy leżę jak warzywo na łóżku i niczego nie pragnę, ale są to stany chwilowe, a nie nieprzerwane uczucie beznadziejności, trwania w ,,szarej strefie". Odszedłem trochę od wiary, obecnie rzadko się modlę. Stwierdziłem, że szkodziła mi ona w takim wymiarze, w jakim ją przeżywałem - ciągłego potępienia, poczucia winy i uczucia, że do końca życia będę trwał w samotności, niczym w bezgwiezdnym zimowym zmierzchu. Nie mogę pogodzić tych dwóch światów. Nie potrafię wyprzeć się mojej wiary całkowicie, a jednocześnie sercem czuję coś innego. Rozmyślałem nad tym od kilku wieczorów i o terapii leczenia homoseksualizmu. Jednak możliwe, że popycham się na coś porównywalnego z samobójstwem, przy tej depresji. A myśli te obrastają mnie jak wały żwiru przy morskich wylewach, bo w nich skamieniałem i ruszyć się nie potrafię. Myślę, że powiedziałem wszystko, co najważniejsze. Pozdrawiam wszystkich ,,beznadziejnych" i trzymam kciuki, ponieważ głęboko wierzę, że każdy może być szczęśliwy -Jakub.
  15. jakub358

    Czesc. Jakub wita

    masz fajne imię, Jakub. Jeśli chcesz zmienić swoje życie, to trzeba zacząć od drobnych, codziennych rzeczy. Myślę, że taki też cel ma terapia na którą uczęszczasz - dobrze, gdybyś to zauważył. Skoro nie dostałeś żadnych leków, tzn że jesteś na tyle silny, że powinieneś poradzić sobie bez nich, oraz bez narkotyków. To bardzo dobrze. Czując to wszystko, co obecnie czujesz - właśnie TERAZ jesteś prawdziwym Jakubem. Mając taką świadomość i wiedząc to wszystko, żyjesz na prawdę. Bądź odważny i nie bój się żyć w tej prawdzie. A także pamiętaj, że każdy drobny sukces jest taką cegiełką, która buduje Ciebie. Trzymaj się ciepło [:
  16. Ja też z Bdg, mam 20l i jak kiedyś chciałabyś z kimś pogadać, to pisz - jestem w porządku chłopakiem
  17. Cześć! Mam tylko objawy negatywne schizofrenii - żadnych pozytywnych. Biorę od ponad 2 tygodni Risperon w dawce 0,5 mg. Został mi on przepisany w celu ,,aktywizacji". Oto jak działa: Pierwsza dawka - duże otępienie i zamulenie, jednak pozbycie się wszystkich złych myśli i pobudzona wyobraźnia. Kolejne dawki - coraz lepiej; koniec zamulenia, działanie naprawdę aktywizujące - przyjemność wstawania z łóżka, brak złych myśli. Po 8 dniu - nastąpiło załamanie i zacząłem odczuwać spowrotem wszystko to, co przed braniem leku, a nawet gorzej. Od dnia ósmego, aż do dzisiaj czuję permanentny, bezpodstawny smutek - stan z którego nie potrafię wyjść. A także powróciły objawy negatywne. Nie wiem, czy taki stan będzie się dalej utrzymywał przy braniu tego leku. W ogóle nie jestem pewien, czy jest on dla mnie dobrym rozwiązaniem. Mam pytanie, czy warto brać ten lek, bo dzięki niemu zostanie u mnie naprawiony poziom tych wszystkich neuroprzekaźników (u mnie chodzi chyba o krótkotrwałą, do kilku tygodniu, terapie zachowań)? Czy ten lek po prostu tylko zmniejsza poziom dopaminy i serotoniny i będę czuł się po nim już tylko gorzej? Czy może wróci stan taki, jak przy pierwszych dawkach? Czy zamiast tego lepiej by było, gdybym brał Sertraline, przepisaną przez innego psychiatrę?
  18. Cześć Wam! Nastąpiła u mnie odmiana. Jest lepiej, dobrze. W sumie to sam siebie nie poznaje - głównie chyba przez to, że leki działają; a działają rewelacyjnie, mówię o Rispolepcie. Każdemu w podobnej sytuacji do mojej gorąco polecam ten środek - funkcjonuje się po nich zupełnie lepiej. Chce mi się wstawać, chce mi się uczyć, chce mi się robić. Poprawiła mi się pamięć, dzisiaj pisałem kolokwium z którego poradziłem sobie całkiem dobrze i na pewno zdam. Spotkałem się kilka razy z ludźmi i dzisiaj wieczorem również się z kimś zobaczę. Serdecznie dziękuję za całe wsparcie, którego mi udzieliliście - była to nieoceniona pomoc. Ja obecnie będę uczęszczał na psychoterapie, biorę te leki i patrze w optymizmem w przyszłość. Pozdrawiam, Jakub.
  19. Wydaje mi się, że jednak ten pierwszy psychiatra u którego byłem, chyba postawił dobrą diagnozę - schizofrenia prosta... a nie depresja. Szukałem w sieci jakichś informacji na ten temat, ale jest niewiele. No i ogólnie to jestem trochę przerażony i zdezorientowany. Wszedłem tutaj w dział ,,Schizofrenia", ale nie znalazłem niczego o schizofrenii prostej - więc jeśli jest tutaj na forum taka osoba, to czy mógłbym prosić o kontakt? W sumie, to nie rozumiem swojego działania - nie wiem, co mógłbym zrobić, ale z autopsji zauważyłem, że najlepiej jest skupić się na życiu codziennym: ćwiczyć, modlić się, uczyć itd. Chyba teraz ta choroba się tak uwidoczniła, przez to, że siedziałem bezczynnie sam w pokoju i hodowałem tą nienawiść do siebie. Czy jest dla mnie jeszcze nadzieja? Bardzo chciałbym jednak walczyć o normalność. W ten czwartek mam wizytę u psychiatry (tego co mi tą schize stwierdził) i poproszę go o skierowanie na psychoterapie , bo ostatnio dostałem do psychologa - czy w ogóle mogę poprosić o takie coś, czy nie wiem na jakiej podstawie to działa; czy może to psycholog wystawia takie skierowanie na psychoterapie? No i teraz dalej nie wiem co z tymi lekami: czy brać ten SSRI (Asentra 25mg), czy ten neuroleptyk (Risperon 0,5mg)? No a jeśli jednak ten neuroleptyk, to czy mogę go brać od jutra, czy zrobić sobie przerwę po SSRI, który wziąłem dzisiaj? No i w jaki sposób w ogóle działa ten Risperon 0,5mg na mózg (bo asentra wiem, że serotonine zatrzymuje)?
  20. jakub358

    Witam.

    Ja jestem beznadziejny - jak chcesz, to możesz poczytać moje posty i stwierdzić, czy jestem wystarczająco beznadziejny, czy może jeszcze się trochę postarać
  21. Cześć. Zawiódł psychiatra, psychotropy i psycholog. Nie wiem, co mi pozostało. Piszę, jak jest: Czuję się kiepsko w takim znaczeniu, że np wczoraj spałem w nocy 11h, aż do godziny 12:00; potem poszedłem na kolokwium, na którym wszystko ściągnąłem; a po kolokwium, od razu wróciłem do pokoju w akademiku i położyłem się, niemalże w butach, spowrotem do łóżka. Czułem przy tym, taki przenikający duszę na wskroś, bezsens - stan, w którym czuję jakbym zamieniał się w kamień, taka szara strefa. Polega on na tym, że jedyne czego pragnę, to tylko istnieć - nie ma niczego w czym widziałbym jakikolwiek cel, ani w jedzeniu, ani w siedzeniu, ani w patrzeniu na coś, ani w jakimkolwiek kontakcie z kimś... a nawet w leżeniu; chodzi po prostu o to, aby tylko istnieć, a wszystko cokolwiek jest - jest niezrozumiale bezsensowne i niewygodne. To chyba wg mnie najgorszy stan, jaki człowiek w ogóle może doświadczać - stan w którym nie ma nadziei, jest tylko rozpacz i w ogóle niemożnością jest wyobrażenie sobie, aby mogło być inaczej. Przetrwałem tak 3h, zwinięty na łóżku, po czym zadzwoniła mama. Ona bardzo mnie kocha. Po rozmowie z nią, wstałem i poszedłem na Wieczorek gier planszowych. Był tam taki chłopak, który kilka dni wcześniej bardzo mnie zranił. Ale nie rozmawialiśmy - raczej ma na mnie wylane, od tamtego wydarzenia. Oto sposób, w jaki odczuwałem, gdy mnie zranił: wlasnie przed chwilą mnie wykorzystałeś i upokorzyłeś; no i tak Ci powiem szczerze, że naprawdę myślałem że jesteśmy kumplami, ale chyba byłem naiwny. Czuję się prez ciebie ośmieszony, poniżony, upokorzony poszedłem do ciebie z dusza na ramieniu, a ty mnie wykorzystałeś. nie mogłem tobie ufać nie zachowałeś się jak przyjaciel okłamałeś mnie kręciłeś ze mnie beke nakarmiłeś swój egoizm byłem zbyt mało inteligenty, czy jak naiwny zaufałem dzieciakowi miałem nadzieję, na przyjaźń śmaiłeś się ze mnie wykorzystałeś znisszczyłeś to, co budowałem tak długo, gdy myślałem już że jest dobrze zniszczyłeś wszystko to co budowałem ja budowałem, ty nie miałeś na mnie od początku wylane nic nie chciałeś mi dać tylko kręcić beke jesteś niedojrzałym dzieciakiem i to nie było śmieszne nie dla mnie ja cierpię czuję stres uraziłeś mnie zabiłeś częśc mnie i będziesz upokarzał dalej to nie zostanie tylko dla ciebie inni też się dowiedzą odejdę i nie wrócę zostałem oszukany byłem naiwny liczyęłm na miłość i przyjaźń dostałem gorycz i upokorzenie tyle godzin o nim myślałem a on to zniszczył w kilka minut na zawsze się od niego oddaliłem i już nigdy mu nie zaufam. Napisałem ten tekst zaraz po tamtej rozmowie na facebooku. Myślałem, że znalazłem kumpla; a on mnie zdradził - okłamał, że traktuje mnie jak przyjaciela. Tak mi napisał, a potem wykorzystał - żeby się pośmiać. Nie rozumiem po co ktoś, kogo obdarzyłem tak dużym zaufaniem, miałby coś takiego robić. Zawiódł moją krztynę miłości. Jednak nie wie, co naprawdę czułem. Zresztą, nie tylko on - nikt nigdy nie wie, co czuję. Nawet mamie mówię półprawdę - nigdy jej nie powtórzę tych słów nienawiści do siebie samego, których część udostępniłem z Dzienniczka Nienawiści na forum. O semestr na studiach będę walczył nadal, chociaż wiele męki mnie to kosztuje. Jednak wracam do domu teraz na weekend. A po weekendzie spowrotem tutaj, do akademika - zamknięty sam w pokoju. Więc nie wiem co ze studiami. Jak zawale semestr, co jest prawie pewne, to... wizja pracy zarobkowej, która będzie ode mnie wymaganą koniecznością, mnie przeraża; że nie będę mógł leżeć zwinięty w kłębek. Nie wiem nawet, co chciałbym studiować. Nie wiem, kim chciałbym być. W ogóle ja niczego tak naprawdę od życia nie oczekuje, chyba. Wystarczy mi miejsce, gdzie mógłbym istnieć - nie potrzebuję wiele pożywienia. Tyle. Prawda z tą koleżanką od Wrzosa jest taka, że zaprosiła mnie na osiemnastkę swojej przyjaciółki, która właśnie teraz trwa - z początku zgodziłem się pójść, jednak zrezygnowałem. W stanie w jakim byłem, jestem - to się niezbyt nadawałem. Ona chce ze mną kontaktu, może nawet chciałaby być moją dziewczyną - jednak ja nie chce z nią być, nie potrafię; nie mam potrzeby, aby mieć dziewczynę. Zresztą nie wiem, co mógłbym jej dać - moją depresję? Ciemność i zgorzknienie? Ściągnąłbym ją w dół, w dół. Ona widzi tylko moją zewnętrzność (bo tak naprawdę, obiektywnie, jestem przystojny, ale sobie tego nie potrafię uświadomić), a nie wie, co mam w środku. No więc, tak w skrócie - leki raz wywołują euforię, a raz potworną depresję. Obecnie trwa to drugie. W domu odpocznę, bo tam jestem kochany. Kolega, który nazywa się Mateusz - bardzo mu zaufałem, lubiłem, a on mnie zranił i to bardzo spotęgowało zły stan. Studia idą mi do kitu, w ogóle ich nie potrafię ogarnąć. Oraz zazwyczaj przesypiam większą część doby. Tak to wygląda. Od około 3 tyg mam bardzo słaby kontakt z Bogiem, nie byłem u spowiedzi i nie modlę się. No i pominąłem jedną dawkę mojego psychotropu przedwczoraj; w ogóle nie wiem, czy brać - bo to tylko beznadziejna neurotoksyna, która nie zmienia istoty mojego problemu. Chyba. No i byłem też przedwczoraj u tego psychologa. Spotkanie trwało tylko 20min - bo się spóźniłem 10min, a u niej ,,jedno spotkanie na tydzień trwa 30min i ma to formę poradnictwa psychologicznego". Nie wiem, czy chcę się bawić w takie coś - ja potrzebuję gruntownej psychoterapii, a nie jakiegoś półgodzinnego poradnictwa z uśmiechniętą psycholożką; gdzie takie coś przypomina mi bardziej próbę posłodzenia kawy, jednym ziarnem cukru. A więc ani leki nie pomagają, ani pomoc psychologa. A psychiatra stwierdza, że mam schizofrenie (czyt: jestem świrem), bo najprościej przykleić taką łatkę, kiedy mamy ,,trudny przypadek". W sumie to jest pełny przekrój moich ostatnich dni. Może nakupię sobie jedzenia i będę tylko leżał na łóżku? Bo serio, ale tak serio - nie wiem co mam robić, zupełnie.
  22. arrivistE, z zakonem było tak, że w taki sposób chciałem się zamknąć na ludzi, tak myślę - ukryć swoje problemy w czterech ścianach, bez konieczności ponoszenia odpowiedzialności, czy zmierzenia się z własną seksualnością (wydawało mi się, że jestem gejem). Więc poczytałem trochę o SSRI, neuroleptykach, receptorach, dopaminie, serotoninie i trochę się pogubiłem. Nie rozumiem, dlaczego pierwszy psychiatra przepisał mi w takim razie neuroleptyk (blokujący dopaminę i serotoninę) zwłaszcza, że zaznaczałem że moim problemem jest brak chęci do czegokolwiek; a nie mam żadnych urojeń, omamów, głosów - a wszelkie obrazy, którymi się posługiwałem, wynikały z kompleksów i manii religijnej. To wszystko co wypisywałem, wynikało z mojego przesadnego poczucia grzechu - to stąd te myśli, że wszystko co ode mnie pochodzi jest złe. Ta świadomość wszechobecnego grzechu przeżarła moje poczucie wartości, a jej punktem zapalnym była masturbacja i pornografia, która wynikała z samotności, której przyczyną było niskie poczucie wartości; i koło się zamyka. Drugi psychiatra przepisał mi natomiast psychotrop z grupy SSRI - czyli w skrócie mający zwiększyć ilość serotoniny w moim mózgu; abym w <> skrócie był szczęśliwszy. A więc po neuroleptyku: miałem bardzo duży apetyt, ogólnie wylane na wszystko i większy spokój. Brałem małą dawkę, tylko 0,5mg Risperidonu (Risperon), i chyba według mnie działał najwłaściwiej - uspokajał, ale też pozbawiał uczuć głębszych; uczucie ,,waty w mózgu". Miałem wrażenie, że mogę zrobić w danej chwili co chce i nie będzie się to wiązało z niczym strasznym. No i bardzo poprawiła mi się po tym wyobraźnia, o wiele łatwiej było mi się skupić wewnętrznie. A po SSRI: no w sumie to dalej jestem pod jego wpływem - jadłowstręt i ciągłe ziewanie. Biorę też małą dawkę, tylko 0,25 Sertralinu (Asentra), jednak bardzo wzrosła mi po niej empatia i zwiększyła inteligencja. Zacząłem wyznawać mojej mamie, bratu i kumplowi emocje i co do nich czuję, w bardzo trafny sposób; zacząłem ich analizować, rozumieć, mówić że ich kocham. W ogóle to mogłem o jakiejś jednej rzeczy, wydarzeniu, rozmyślać przez 1,5h - np. o tym co czułem w danej chwili, lub co ktoś powiedział. No i mam cały czas rozszerzone źrenice - już mnie pytali, czy nie ćpałem. Jednak nie jestem przekonany, czy chcę brać te psychotropy, bo wiem, że trzeba będzie je zażywać przez dłuższy okres czasu - np. pół roku; a widzę, jak na mnie działają. Odczuwam je jako sztuczne stany wywołane chemią, bez których w sumie mógłbym się obejść - albo <> które czułbym samoistnie, gdybym uporał się z problemami psychicznymi za pomocą psychoterapii. W sumie pisze to wszystko będąc ,,na fazie", no i nie jestem do końca pewien, czy mogę sobie tak ot jutro nie wziąć tego SSRI - bo trochę chyba te leki zdążyły już namącić w mojej głowie i jak odstawie, to mogę serio wpaść w porządną depresję. A z drugiej strony, cały czas się zastanawiam - dlaczego pierwszy psychiatra przepisał mi ten neuroleptyk? I własnie akurat w takiej dawce - 0,5mg? Na początku myślałem, że to niedorzeczne, bo nie mam schizy. Jednak może jest w tym jakiś bardzo sensowny cel? Bo nie potrafię zrozumieć, po co mi blokować tą dopaminę i serotoninę - skoro niby, według drugiego psychiatry, mam jej za mało. A jednocześnie dziwnym trafem działało to całkiem dobrze. Więc mogę się teoretycznie obejść bez tego neuroleptyku... No ale gdyby już brać jakiś lek, to do wyboru mam również ten SSRI - który w sumie działa na mnie w bardziej ,,nienaturalny" sposób, jakbym był na haju. Jednak ta ,,radość", oraz duża empatia i pragnienie ludzi, to niezmiennie dobry skutek - po prostu lepszy humor, dzięki któremu można wreszcie zacząć coś robić, żyć. Ale wiem, że jest to stan nienaturalny, wywołany sztucznie; no i jeszcze te źrenice jak u ćpuna... Myślę też, że chyba bardziej usatysfakcjonowany byłbym, czując swoje malutkie, ale prawdziwe przebłyski promieni szczęścia; niż ogromną jarzeniówę kuli pociech zaprogramowanych robotów. Więc, może mam jednak dobry poziom moich małych, kochanych hormonków - prawda Serotoninko? A może zaczął działać już lek i prawdziwa Serotoninka jest więziona we własnej izbie przez Antagonistyczną Macochę, która zablokowała wyjście? [serotoninka says:],,Ach! Gdyby tylko przyleciały dobre gołębie, które podpowiedziałyby mi, czy pokonać tą wstrętną Macochę, czy może pójść z nią na układ, w którym czar radości z wygrzebywania farfocli z pieca trwałby wiecznie, kosztem mej wolności?"
  23. Siddhi, nie można usunąć tych cyferek i w ogóle nie myślałem, że to będzie miało związek z religią - a już zmienić się nie da. Więc byłem wczoraj u drugiego psychiatry. Opowiedziałem mu dokładnie to samo, co pierwszemu; jednak ten stwierdził ciężką depresję, a nie schizofrenię, i przepisał lek Asentra: pierwszy tydzień brać pół tabletki, potem całą. Do tego mam rozpocząć psychoterapie, w czwartek pierwsza wizyta. Zastosowałem się do porad i postanowiłem powiedzieć o tym komuś bliskiemu - powiedziałem mamie i stało się coś szczególnego, bo ona powiedziała, że mnie bardzo kocha, rozumie, żebym się nie martwił studiami, bo teraz już jest wszystko jasne, że nie mogłem robić tych projektów przez tą depresję. Do tego powiedziała mi, że sama miała kiedyś epizod depresji, też brała leki i dlatego mnie świetnie rozumie. O właśnie w tej chwili przyszedł do mnie SMS od niej: ,,Modle się za Ciebie Kochanie". To duże wsparcie. Tata też do mnie zadzwonił i z bratem pogadałem, i moja dawna przyjaciółka się odezwała. I wiem, że tutaj na forum są również osoby mi życzliwe, które mnie bardzo wsparły, gdy nie było nikogo i pomimo, że moje wiadomości mogą podchodzić pod spam Jest jednak ciężko, nie oszukuje się - dzisiaj spałem do 17, leżąc jak warzywo, w ogóle bez wyjścia nawet do toalety, czy żeby coś zjeść. Jednak wiem, że to jest chyba takie działanie leku, że te pierwsze dni będą takie ciężkie, a potem tylko lepiej. W każdym bądź razie stało się dla mnie coś naprawdę ważnego - pojawiła się nadzieja, pierwsza od wielu, wielu dni. //edit: właśnie się dowiedziałem, że można zmienić nick. Dziękuję.
×