Skocz do zawartości
Nerwica.com

jakub358

Użytkownik
  • Postów

    235
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez jakub358

  1. Znowu sypiam po 12h dziennie i jestem bezproduktywny - albo śpię, albo posiedzę trochę przy komputerze...
  2. Macie rację, muszę jakoś czmychnąć z tego domu - funkcjonuję o wiele lepiej poza nim! Boję się, że całkowite usamodzielnienie, byłoby dla mnie rzutem na zbyt głęboką wodę. Wyszedłem z depresji, ale nie ma co ukrywać, że mechanizmy wynikające z zaburzeń dalej występują; jak chociażby ta ucieczka w sen po 16h, kiedy sytuacja jest dla mnie zbyt ciężka, albo emocje, zwłaszcza złość, są zbyt trudne do przeżycia. Dzisiaj właśnie odkryłem, że przecież mam ciocię w Londynie i istnieje możliwość zarezydowania u niej, co dało mi sporo nadziei... Tam pewnie ogarnąłbym pracę, język...
  3. Cześć! Niedługo styknie rok, odkąd mam tu profil... Dziś jest sylwester i jestem w domu. Sam, więc dobrze wykorzystam ten czas. A więc, miałem podejrzenie schizofrenii. Kilka osób stąd mi pomogło, w tym wątku: http://www.nerwica.com/cze-mam-20-lat-i-studiuj-t57758.html. Dziękuję! Następnie, pod koniec czerwca, trafiłem na oddział psychiatryczny. Najpierw na diagnozę , która trwała 1,5 miesiąca, gdzie stwierdzono mi ,,specyficzne zaburzenia osobowości/BNO". Potem byłem jakiś czas na terapii indywidualnej, potem na, trwającej 3 miesiące, terapii grupowej; a po niej znowu jakiś miesiąc na terapii indywidualnej. W sumie w psychiatryku spędziłem pół roku. Wyszedłem z takimi lekami w dawce dobowej: Faxolet 300mg i Kwetaplex 25mg, na które dostałem receptę w zapasie na 2 miesiące. Szpital ten, szczerze polecam. Pokoje 2-osobowe z łazienkami, wszystko nowe; jest jadalnia z lodówką, sala TV z różnymi grami planszowymi, rowerki stacjonarne, stół do ping-ponga i palarnia (lub raczej plotkarnia). Naprawdę ciężko mi było o nudę - przeważnie cały czas spędzałem z ludźmi, a gdy miałem ochotę na coś innego, to zawsze mogłem zaszyć się w łóżeczku i poserfować w internecie (jest darmowe Wi-Fi). Trochę jak w sanatorium, ale nie do końca - bo praca na terapii ciężka; warunki szpitalne dają możliwość dotykania tych najbardziej bolesnych ran. Mi najbardziej pomogła terapia grupowa - w skrócie, byłem razem z 5 innych osób + terapeutą, którzy wiedzieli o mnie, potocznie mówiąc, wszystko. Bardzo to było wspierające... ale też trudne, tak się otworzyć; zwłaszcza na początku, gdzie zaczynaliśmy od życiorysu, na... dajmy na to - 21 stron. Na terapii wyszło, że powodem moich zaburzeń jest, oczywiście, rodzina. Brak ojca, który był ciamajdą i matka, która zrobiła ze mnie partnera. A to wszystko pokryte grubą warstwą ,,religijności". No i teraz wróciłem do tego domu, jakieś 2tyg temu. Jest ciężko. Na początku broniłem swoich granic, które były przekraczane na każdym kroku. Jednak wraz z upływem dni, uległem domowej aurze. Już mi powoli wszystko jedno. Zapominam, gdzie są moje granice; każdy wojownik potrzebuje czasem zdjąć swą ciężką zbroję, potrzebuje odpoczynku. Z drugiej strony, to pewne, że będąc w budyniu, sam się tym budyniem oblepię... Mama kilka dni temu wytoczyła już najcięższą artylerię, i powiedziała, że biorę leki, a ludzie zdrowi przecież nie biorą leków; że jestem chory psychicznie, nie umiem funkcjonować w społeczeństwie i to wszystko przez ten szpital, który mnie odmienił na gorsze - więc jak pójdę do niego raz jeszcze, to tym razem zapną mnie w kaftan i przykują pasami. Jest w stosunku do mnie bardzo agresywna. Mówi, że jestem niewdzięczny za to całe poświęcenie, którego ona dla mnie dokonała - jak mi sprzątała i mnie karmiła, nawet gdy gryzłem do krwi jej piersi. Jawnie mną manipuluje i zawstydza, na co też, swego czasu, każdorazowo zwracałem jej uwagę. Odparłem jej, że ciężko jest być wdzięcznym w stosunku do kogoś, kto bije cię po głowie pałą. Na co ona stwierdziła, że wszystko co ona robi - ja neguję, że wszystko jest źle; że mój obraz rzeczywistości jest zakrzywiony. Często wypomina mi pieniądze. Chce, żebym się ,,usamodzielnił" - czyli wspomagał budżet rodzinny pracując i jednocześnie mieszkając w domu, razem z nią. Powiedziałem jej na to, że owszem, mogę pracować, ale nie tutaj, tylko w innym mieście - ponieważ tutaj czułbym się potwornie samotny, bo nie mam tutaj żadnych przyjaciół. Na co ona powiedziała, że w domu jest pies. Ja na to, że pies to przecież nie człowiek! Lecz ona stwierdziła, że może człowiekiem nie jest, ale jest towarzyszem... I taka prawda, siedzę teraz sam z psem; w jakimś sensie, tylko mu mogę się zwierzać ze swoich uczuć. A tak przecież być nie musi! Pamiętam przecież dobrze, jeszcze tak niedawne, czasy - w szpitalu, gdzie cały czas spędzałem z ludźmi, rozmawiając o rzeczach ważnych i doniosłych. Musiałem to z siebie wyrzucić... W każdym bądź razie, czuję się wszechstronnie nieogarnięty. Dużo śpię, po 14h; biorę leki, które rodzina nazywa ,,ćpaniem". Kontakt z ludźmi niklejszy, dużo gram w LoL'a. Hobby leżą odłogiem. Wiem, że to wszystko wypływa bezpośrednio z sytuacji w domu. Szczerze mówiąc, teraz mam trochę więcej spokoju, kiedy przestałem ,,czepiać się mamy na każdym kroku" - czytaj, kiedy przekracza moje granice, co bardzo mi się nie podoba! Ale mówię, że już się trochę znieczuliłem; chyba muszę się liczyć z tym, że życie tutaj, w świecie zewnętrznym, nie wygląda tak jak w szpitalu - opartego na wzajemnym poszanowaniu i bliskościach interpersonalnych... Do tego palę papierosy, co stało się akceptowalne, i nie chodzę do kościoła W sumie, to zastanawiam się, co mógłbym teraz zrobić... Jak sobie pomóc?
  4. Opowiem wam pewną historię, o człowieku, który miał chatę ze słomy, a nieopodal tej chaty rosło przepiękne pole pszenicy. Złociste łana zbóż falowały wprawiane w taniec podmuchami wiatru. Pole, swoje piękno zawdzięczało temu człowiekowi, który starannie je pielęgnował i doglądał. Jednak pewnego razu nadleciały kruki i zaczęły niszczyć pole pszenicy. Człowiek wtedy rzekł: Zniszczyły moje pole, ale chociaż ostał mi się dom. Wtedy kruki przyleciały i zniszczyły również dom ze słomy. Na to człowiek powiedział: Byłem głupcem! To moje nieszczęsne pole przyciągnęło te kruki - gdyby nie to pole, wciąż miałbym dom!. I człowiek pogrążył się w rozpaczy. Moja diagnoza to mieszane zaburzenia osobowości. Byłem w szpitalu 1 miesiąc na diagnozie. Teraz będę 2 miesiące na terapii indywidualnej, do połowy września; a potem będę 3 miesiące na terapii grupowej, do połowy grudnia. Czyli w sumie będę pół roku w szpitalu psychiatrycznym. Jest tu fajnie. Trzymajcie za mnie kciuki
  5. Jak to jest brodzić w błocie, a jednak nie ubabrać się nim - potrzebuję kaloszy. Jednakże co nimi będzie? Co będzie moją tarczą na pohybel błotu? Leki są jak sandały, modlitwa niczym szpilki, a... terapia? A może zabezpieczenie przeciwbłotne nie wystarczy, może trzeba osuszyć bagno, żeby pozbyć się problemu raz na zawsze. Inaczej to byłoby tak, jakbym siedział w zimnym pokoju, a ktoś przykrył mnie tylko ciepłym kocykiem. A może budowa mostu nad bagienkiem? Terapia? Czuję się jak wojownik, niczym kamienne, omszałe posągi strzegące wód Atlantydy. Stoję więc w miejscu, skamieniały ze smutku. Kruszący się. Jednak z bijącym majestatem, bo wiele przeszedłem - jak posąg, który wiele widział. Jak posąg, w którym drzemie zastygła, potężna moc. Kiedy się otrząsnę, kiedy promienie Słońca przebiją skorupę kamienia, zaschniętego błota? Aby moje serce bić zaczęło i zaczęło toczyć płyny - wodę i krew. W szpitalu dzień wygląda jednostajnie. Jakby nigdy nie nastawał dzień. Zawsze tylko gwiazdy, gwiazdy i księżyc. Dużo śpię, trochę życia społecznego. Obowiązkowego, jak księżyc co noc. Ale znika czasami. To niedobrze. Leki biorę - wenle 150 i abilify 7,5. W LoL'a gram. Fajki skręcam i palę. Myślę, myślę. Spotykam się z ludźmi, jednak ten kontakt mnie męczy. Za 3 dni będę miał postawioną diagnozę. Napiszę co i jak. Trzymajcie się!
  6. Zamknę się na kurwa wszystkich. Jestem irytujący, kontakt ze mną jest dla innych męczący. Wszystko zbytnio analizuje i emocjonalizuje. Dzisiaj wieczorem, gdy Mikołaj zapytał mnie czy idę oglądać film - ja zapytałem: ,, a czy chciałbyś oglądać ze mną film?". Odpowiedział, że to oczywiste. A ja chciałem, żeby on mi czasem takie oczywistości mówił. Powiedział mi, że jeśli ma być szczery, to większość ludzi takie coś irytuje. Jestem irytujący. Nie mogę oczekiwać tego, czego chce. Gówno nie relacja. Teraz pewnie będzie miał do mnie dystans, a ja chce się na niego zamknąć. Pewnie pomyśli, że jestem gejem. Ja popełniam pełno błędów, on żadnego. Ja tylko się kompromituje, a on jest taki idealny i bezbłędny nawet w swojej błędności. Potem zapytałem go, dlaczego jest dla mnie taki niemiły, bo chciałem żeby był dla mnie bardziej miły. A on odpowiedział, że jest z natury niemiły i nie mogę go zmieniać. Nie mogę od niego wymagać tego, by był dla mnie bardziej miły - a jednak naciskałem i próbowałem udowodnić, że bycie miłym to raczej uprzejmość, niż cecha charakteru. Ale byłem głupi. Może się usprawiedliwię, że akurat wtedy czułem się bardzo smutny i potrzebowałem jego uwagi. A może nie, bo to będzie jeszcze tylko bardziej irytujące i zemocjonalizuje nasz kontakt. A wtedy on się wycofa. To będzie tak, jakby rozmawiał z ciepłą kluchą - z pomaziają, którą wszystko może zranić i zbyt wrażliwie odbiera najdrobniejsze nawet bodźce. Coś co jest oczywiste, nie musi zostać wypowiedziane. A jednak ja czasem wymagam takich oczywistości, chciałbym czasem usłyszeć takie oczywistości. Czy jest to myślenie zbyt sfeminizowane? ,,On jest w środku babą" - brzmi jak obelga i tak też zabrzmiało. Jeśli myślę o tym, że jestem irytujący, to tak też będę się czuł. A nie muszę się tak czuć - jednak co jeśli ja tak myślę, bo wiem że to jest prawdą i próbuję tylko bardziej poznać prawdę? O swojej nędzy i mnogości wad i błędów, które popełniam raz za razem. I się kompromituje. Ośmieszam, bo jestem błaznem - dość haniebnym zresztą, bo ranię tylko innych ludzi. Sieję ferment. Zawsze tak było i pewnie będzie, bo król z tronu tak szybko nie schodzi, jeśli wiele lat trwało przygotowanie, aby na niego wzeszedł. A proces jego detronizacji trwa od momentu, kiedy już tam zasiądzie. Identycznie jest z zaburzeniami osobowości. Drażni mnie to, bo czuję się osobą niekompletną i zaburzoną, bezwiednie powtarzającą błędne schematy i rozczarowującą się za każdym razem, gdy do takowego błędu dojdzie. To już wolę niczym kowal wyrwać garść iskier mego jestestwa z głębi i cisnąć nimi w niebyt - nie być sobą, wyjść z siebie; usunąć skażenie niczym trądzik ze skóry, jednakże jednocześnie raniąc skórę zdrową i pozostawiając blizny. Olać blizny. Mam siebie dość. Może jakbym był mniej sobą, to byłbym szczęśliwszy - lepiej mieć nijaką, rozwodnioną zupę, ale do której można jeszcze coś dodać; niż schrzanioną breję, która nie nadaje się do jedzenia. A więc tak zrobię - rozwodnię moją zupę, powyławiam kilka warzyw, ale dodam Maggi, żeby ładniej pachniała, kusiła; lepsza taka zupa, niż bulgocząca breja, która niczym małżo-pijawka zassie gembę każdego, kto się nad nią pochyli.
  7. I na to znajdzie się sposób. Ja mam wadę wzroku -3dp, a do tego astygmatyzm i po prostu nie noszę okularów - nie widać dokładnie twarzy, a czego nie widać, tego nie ma. Ale po mnie chyba nie widać, że mam schizo - tylko znajomy się kiedyś śmiał, że gdy idę ulicą, to skanuje ludzi jak wiecznie czujne oko Saurona. No a tak, to czasami śmiejemy się razem z mamą, że mam na twarzy goofiego, albo cegiełkę, albo dałna. A ostatnio razem z bratem żartowaliśmy, że wyglądam jak na obrazku takiej umiejętności bohatera z pewnej gry komputerowej, może znajdę... .
  8. W przeciągu tych kilka miesięcy, zawsze lubiłem opowiadać tutaj o swoich przygodach, bo wiedziałem, że znajdą się ludzie, którzy mnie chętnie wysłuchają i wesprą. Dalej tak jest. Za 4 dni, 21.06, idę do szpitala psychiatrycznego na Oddział Zaburzeń Lękowych i Afektywnych. Nie liczę na nic specjalnego, ale wiem, że jest to miejsce w którym mogą mi pomóc. Teraz uczęszczałem na psychoterapię około 1/tydzień. Biorę wenlafaksyne 187,5mg, risperidon 1mg i chlorprotiksen 45mg. Polepszyło się nieco moje codzienne funkcjonowanie, oraz nawiązałem lepsze relacje z moją rodziną. A jednak... czuję się nieustannie upodlony. Jakbym urodził się w bardzo brzydkim pokoju i miał zjadać gorzki owoc, aż do śmierci. Moją obsesją jest poczucie grzeszności, nieprzeniknionej, lecz wyraźnej. Odczuwam ją nieustannie i zupełnie nie wiem, jak się uwolnić. Z powodu tej grzeszności nieprzerwanie odczuwam wstyd - czuję go na każdej płaszczyźnie mojego życia, a wraz z nim przychodzi smutek. Jednak co by nie było, to naprawdę mam teraz dobre relację z mamą, rodzeństwem i tatą; to mnie ,,trzyma" i daje nadzieję
  9. Kupiłem z pewnych powodów nielegalnie w aptece większą ilość Faxoletu, niż było zapisane na recepcie. Ugadałem się z farmaceutką, że będę musiał donieść jej receptę, a jest to niemożliwe. Czy ona może wyciągnąć z tego powodu jakieś konsekwencje? Na recepcie były moje dane! -- 10 cze 2016, 09:27 -- „Kto zabiera, w celu przywłaszczenia, środki odurzające, substancje psychotropowe, mleczko makowe lub słomę makową, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.”
  10. Przepraszam, mam dość ważne pytanie dla mnie - ile czasu muszę schodzić z wenlafaksyny 75mg, żeby móc zacząć brać escitalopram 15mg? Tak, tak - wracam do kochanego escitalku
  11. Koszmarów nie mam, ale mam czasami sny o tym, że się jąkam i nie potrafię się wysłowić, albo że ciężko mi się poruszać. Podobno oznacza to, że coś w sobie tłumię, coś mnie blokuje itd.
  12. Ja mam naprawdę duże wsparcie ze strony rodziny, będą mnie odwiedzać w szpitalu
  13. Tak. Osobiście jest mi dane mieć romans<3 z tymi dwoma substancjami w dawce Wenla 75 mg dzień, chlor 100mg noc , i jest nazwijmy to O.K. Na sen jest to najlepszy środek jaki zażywałem tzn. strasznie uwala.. coś jak Mirtazapina/Mianseryna ale nie buduje tak szybko tolerancji jak wspomniana Mirta (u mnie już po 2 tyg działanie nasenne wyraźnie spadło o 50%) tylko Chlorprothixen po 3 miesiącach efekt ma taki sam.. Podczas dnia jestem spokojny i muszę pić dużo Yerba Mate z rana żeby się obudzić . Chciałem zwiększyć dawkę Wenli na 150mg ale narazie nie pozwala mi na to monsieur doctor :). Mi szamanka zwiększy wenle do 112,5mg w najbliższy czwartek, to napisze jak będzie. I potwierdzam: już po 3 dniach brania chloro efekt zamulenia w dzień mija, a pojawia się uspokojenie i efekt antydepresyjny
  14. Przynajmniej się wie, na czym się stoi - określenie choroby, którą się ma porządkuje trochę w głowie. Mi było łatwiej wybaczyć sobie kilka spraw, choroba trochę usprawiedliwia...
  15. Czy chloroprotiksen działa podobnie jak mirtazapina?
  16. Ja dzisiaj dostałem Chloroproteksyne przeciwlękowo (niepokój, zdenerwowanie, myśli s) - mam brać doraźnie, jak trzeba to w dawce 1-1-1 po 15mg; mam na tym wytrwać jakiś miesiąc, do wizyty w szpitalu. Oprócz tego biorę wenle 37,5mg 1-0-1, więc zobaczę co z tego będzie. A czy ktoś wgl brał takie połączenie wenla + chloro i mógłby podzielić się doświadczeniami?
  17. O tym też pisałem, że ,,stoję na morzu i nie powrócę już na ląd" - bo to tak, jakbyś drążył kopalnię wgłąb ziemi, gdzie można znaleźć wiele brudnych skał, jak i klejnotów, ale gdy dokopiesz się zbyt głęboko, to odkryjesz demony podziemia, których nie pokonasz; stąd nie ma już odwrotu. Powoli coraz bardziej odkrywa się swoją nędzę, a jej przepaść robi się tak ogromna, że nie ma czym jej wypełnić. Chyba jedynie wodami miłości, bo leki przeciwdepresyjne są tylko jakby małymi światłami pochodni oświetlającymi jaskinie; ale inaczej swoich ,,klejnotów" w ogóle nie da się dostrzec, wśród tych ciemności duszy... A powiedziałeś też, że byłeś w szpitalu. Zgłosiłeś się sam. Jak długo tam byłeś? Czy coś Ci to pomogło? Czy poczułeś się lepiej? Jak wyglądał dzień w takim szpitalu, czy rzeczywiście było w nim, jak pisałeś, tak jak na wakacjach?
  18. one man show, u mnie po prostu nie ma postawionej jasnej diagnozy - ,,nie wiadomo, co mi jest". Psychiatrzy przebierają niczym w delicjach pomiędzy depresją, schizofrenią, a zaburzeniami osobowości, czy nawet zniewoleniem duchowym. Z tego też powodu dostałem skierowanie do psychiatryka na Oddział Zaburzeń Lękowych. Na rozmowie rekrutacyjnej w komisji zasiadło 11 osób, a ja sam na wprost nich. Działo się to w bardzo przestronnym i jasnym pomieszczeniu; pełnym drewna i dostojnych obrazów. Wtedy przewodniczący rady zapytał: ,,Z czym pan przychodzi?". A ja odpowiedziałem: ,,Czuję smutek". On na to rzekł: ,,Niech pan o tym opowie" - i tak zacząłem opowiadać. A gdy już skończyłem, to on zwrócił się do zasiadającej reszty: ,,Chyba nikt z rady nie ma wątpliwości, co do przyjęcia pana na oddział". Nikt nie odpowiedział, zaległa cisza i parę osób tylko pokiwało głowami - mięli bardzo smutny wyraz twarzy i unikali mojego wzroku. Tak właśnie dostałem się do szpitala, do którego pójdę dopiero za około 3 tygodnie - to krótki okres oczekiwania, bo ,,potrzebuje pan się leczyć jak najszybciej". Czuję obecność smutku. Skupia się w nim potężna wola. Skierował się w moją stronę jak wyciągnięty palec, szukając ofiary. Próbuję się przed nim ukryć, ale czuwa bezsennie i świadomie. Wije się w męce, przeszyty jego ostrzem. Jest to czas wielkiej kaźni, nie mający początku ani końca. Rodzaje mąk, które odczuwam: pierwszą męką, jest poczucie grzechu; drugie - ustawiczny wyrzut sumienia; trzecie - nigdy się już ten los nie zmieni; czwarta męka - jest ustawiczny smutek, który mnie przenika, ale nie zniszczy mnie; piąta męka - jest ustawiczne towarzystwo samotności; szósta męka - jest straszna rozpacz. Z wszystkich mąk, które doświadczam, najstraszliwszą jest rozpacz.
  19. Czuje się smutno nic mi się nie chce czuje, jakbym się rozpadał jakby w moich żyłach krążył odłamek lodu jakbym tkwił na krześle bezkresnego snu jak król pogrążony na tronie smutku w bezkresnej przestrzeni swego jestestwa który zapomniał kim już jest ale pamięta kim był w czasach dobrobytu, gdzie muzyka grała wesoła gdzie ludzie ubrani w najdroższe szaty tańczyli szczęśliwi i pracowali niestrudzenie a słońce świeciło jasno nad ich głowami, lub niebo ślicznemi gwiazdami uhaftowane było ... lecz to przeminęło i świat się odmienił pozostała cisza, i ogrom nieba, który przeraża omszałe pomniki splendorem dawnej chwały, wśród gnijących drzew i słońce dla głupców, które tylko oślepia i wypala Jeśli otworzę swoje usta, to popłynie z nich pieśń smutku jeśli otworzę swoje oczy, to popłyną z nich łzy niczym morze najszlachetniejszych pereł, które wezbrały tak, że były zdolne zalać cały świat! Brodzę w tym morzu łez, bo pękło mi serce i nie powrócę już na ląd wśród kwilenia mew czasem tylko usłyszysz legendę o królu, co ze swojego smutku zamienił się w skałę; a jeśli ujrzysz ją kiedyś samotną wśród fal, to może usłyszysz wśród szeptów wiatru smutną opowieść o tym, co przeminęło i nie powróci nigdy. Czas przechodzi, a nigdy nie wraca. Co w sobie zawiera, nie zmieni się nigdy,
  20. jakub358

    Ahoj

    To oznacza, że trzeba iść na tory
  21. Z tego co wiem, to mieszane zaburzenia osobowości oznaczają, że nie wpasowujesz się dokładnie w żaden z kluczy - czyli masz trochę tego, trochę tamtego. W sumie pokazuje to wyjątkowość każdego człowieka. Nie chciej ,,wpasowania się" w dany typ zaburzeń osobowości, bo to tak, jakbyś chciał odciąć sobie dużego palca u nogi, żeby zmieścić się w dany but. To też trochę tak, jakbyś mówił, że chcesz być chory bardziej. Już czytałem tutaj wypowiedzi ludzi z forum, którzy byli oburzeni, że została u nich stwierdzona np. ,,tylko" depresja - uważali, że ich stan jest tak wyjątkowy, że nie przystoi przypisywać <> tak popularnego schorzenia. Przecież oni nie są jakimiś tam zwykłymi cebulami! Zaczynali bardziej krytykować swój stan; opowiadać o sobie gorzej, niż było w rzeczywistości. I wiesz co? Te ich opowieści po czasie stawały się prawdą...
  22. podobnie jak wybierasz dziewczynę, studia, pracę, miejsce zamieszkania. wybierasz? czy po prostu decydujesz o tym biorąc pod uwagę tryliard różnych zmiennych, które wpływają na twoje decyzję? Trzeba by było przyjrzeć się drodze, jaką trzeba przejść, aby ,,stać się" nieudacznikiem - bo z całą pewnością jest to proces. Jednak zawsze jest to dobrowolne przyjęcie etykietki, bo decyzją bym tego nie nazwał. To trochę jak nauka malowania, gdy pewnego dnia stwierdzasz: ,,o, umiem malować!". Tylko, że w tym wypadku nieudacznictwo jest to zły sposób malowania. Zawsze można się nauczyć poprawnie. Zwycięzcą jesteś dotąd, aż próbujesz. Nie rzucam słów na wiatr, mówię po sobie.
  23. Tak, ale tego nie było wcześniej - dopiero od niedawna. Mam nadzieję, że zostanie to usunięte...
  24. jakub358

    Samotność

    Odczuwam samotność, która jest jak głęboki głód. Ten głód oddziałuje cały czas na innych częstotliwościach. Nie jest cały czas taki sam, ale niezmiennie różny, nowszy i o innym odcieniu. Do tego głodu nie można się przyzwyczaić. Jest się permanentnie niespokojnym, dopóki go nie zaspokoisz, dopóki się nie nakarmisz.
×