Skocz do zawartości
Nerwica.com

Morphine90

Użytkownik
  • Postów

    794
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Morphine90

  1. Ja skubię skórki, ale przyznam się, że nie spojrzałam na to jako natręctwo tylko zły nawyk. Zdarza mi się też skubać brwi (potrafię je nieźle przetrzebić). To mocno się uciszyło od kiedy zaczęłam brać paroksetynę. Teraz widzę kiedy mi się to zaczyna - czuję duże napięcie, jestem zdenerwowana, czekam na coś dla mnie złego. Wtedy staram się zająć czymś ręce - chociażby pomaltretować jakiś przedmiot, zamalowywać kratki w zeszycie. Wtedy siłą rzeczy nic innego z rękoma nie zrobię.
  2. Poleciałam samolotem chociaż panicznie się tego bałam :) I jeszcze okazało się, że to uwielbiam. I po wielu latach znowu poczułam co to jest podekscytowanie :) Bhawo ja!
  3. Dla mnie orzeźwiający okazał się stary dobry strach. Nie lęk. Tylko wreszcie, od tylu lat strach przed czymś nieznanym, co można poznać, przeżyć, zrozumieć i ... po prostu przestać się bać. Wczoraj pierwszy raz w życiu wsiadłam w samolot. Chociaż jeszcze niedawno bałam się tego panicznie. I mimo że czułam jak serce mam w gardle, jak kłuje mnie żołądek - było mi dobrze. Bo wiedziałam, że to jest takie naturalne, pierwotne, zrozumiałe i namacalne. Bo strach ma swój obiekt, jest przed czymś realnym, a nie przed ... właściwie wszystkim. A jak tylko oderwaliśmy się od ziemi poczułam - o matko, kiedy to było ostatni raz!? - podekscytowanie. I uprzytomniłam sobie, że jest to uczucie wspaniałe. No i teraz absolutnie nie mogę się doczekać kolejnego lotu :) Dawno nie miałam takiej pozytywnej kotwicy.
  4. Szpital - mówię tu oczywiście o oddziałach otwartych - to jest taka Czarodziejska Góra. Jesteś tam trochę w zawieszeniu - pomiędzy jednym i drugim światem. Donikąd nie należysz w pełni i to daje spokój. Też długo myślałam, że tylko tam mogę przetrwać. Ale wyszłam, wróciłam do domu i przemaszerowałam kawałek drogi do przodu od tamtego czasu. Więc jedno mogę Ci powiedzieć - z pewnością nie jesteś tutaj jedyna z takim uczuciem - ergo - nie jesteś dziwna. Z depresją jest już tak, że bywa przewlekła. I czasem przeraża i mnie ta perspektywa. Choruję od 13 lat i też ciągle czegoś próbuję. Chyba żyję mimo to. I drepczę do przodu pomimo tych dzikich chaszczy, Nawet nie wiem jak. Ale mnie leki dają jakąś minimalną ulgę na pewien czas... Przykro mi, że czujesz się tak źle Czy lekarz zmieniał Ci leki? Ja dopiero niedawno mam je całkiem nieźle dobrane (po tylu latach kluczenia!). Myśli samobójcze to jest już bardzo poważna sprawa. Czy jesteś pod ciągłą opieką lekarza, czy mówiłaś mu o tym?
  5. Morphine90

    3w1

    Wstrzymałabym się z tym ocenianiem. Niech pierwszy rzuci kamień ten, który nigdy - nieważne czy chcący czy niechcący - nie skrzywdził nikogo. To po pierwsze. Bo ja wiem, że swoje za uszami mam. I jedyne co mogę robić to tak jak zawsze starać się to naprawiać, być uważniejszą wobec innych. Choć przy chorobie psychicznej, gdzie natłok myśli na swój temat tak przytłacza wcale nie jest to łatwe. Po drugie - nie wiem czy jest wśród nas ktoś, kto fachowo (o ile można tak nie znając sprawy dogłębnie) stwierdzić jak to wpływa na dziecko. Nie ma szansy wychowania nikogo pod kloszem. Są dzieci chorych, są dzieci biednych, są dzieci duchowo nieobecnych itd. Bo nie każdy z nas jest zdrowy, bogaty i ma tak ogromną wiedzę, żeby nigdy tego dziecka "nie zaburzyć'. Moja mama miała pierwszą operację guza mózgu, kiedy miałam 6 lat. Nie pamiętam z tego nic. Moi rodzice wysłali mnie do bardzo kochanej cioci nad morze, która organizowała mi czas, jeździła ze mną na wycieczki. Wiem że tęskniłam, wiem, że za pierwszym razem jak przyszłam odwiedzić mamę zapytała: "A co to za dziewczynka?". Pamiętam tylko jak odwiedziłam ją po operacji - kiedy miała wylewy pod oczami i zabandażowaną głowę. Ale kiedy wróciła do domu byłam dalej zupełnie normalnym, szczęśliwym dzieckiem. Więc chyba na bardzo złe mi to nie wyszło. Ale tęsknota była ogromna, może powinnam jednak częściej być wpuszczana do niej do szpitala? Wiedziałam, że guz odrasta. Mówili mi o tym. Czasem moją mamę bolała głowa. Czasem chyba się bała - nie mam pojęcia. Dopiero jak miałam ok. 10 lat i trochę lepiej pojmowałam o co chodzi mówiła mi, że np. źle się czuje. I prosiła o jedno- czy może mnie przytulić. Tak po prostu, kiedy robiłyśmy razem obiad. I czułam się wtedy wspaniale potrzebna. Nie wiem jaka jest puenta. Nie wiem jaka byłabym gdyby nie umarła. Chyba większą krzywdę wyrządziła mi niewiedza co się dzieje tuż przed jej śmiercią, kiedy nikt nie naświetlił nam powagi sytuacji, a kiedy ona nie potrafiła już mówić i całego tego swojego lęku przelać na nas, żeby i nam i jej było łatwiej. Więc arienka witaj na forum, chroń swoje dzieci na tyle ile możesz, przytulaj je tyle ile możesz, ale nie przesadzaj z budowaniem klosza. Kiedy Twój synek chce Ci pomóc to dawaj mu małe zadania, takie dziecięce: "Mam dla Ciebie bojowe zadanie - kupić mleko". Ważne, żeby czuł się w domu bezpieczny i kochany. Jak to się mówi: bądź wystarczająco dobrą matką :)
  6. Morphine90

    Ot przywitanie...

    Cześć! Przydałoby Ci się wsparcie partnera - ja mojego ciągle uczę, że ma mniej gadać, a więcej przytulać i coś mu tam podsuwam do czytania, bo trudno jest mu zrozumieć moje stany. Ale chęć to podstawa. A z melisą to jest trochę jak z mlekiem, kakao albo innym przyjemnym napojem/jedzeniem, które dawali nam rodzice jak nie mogliśmy spać. Wtedy sam zapach może wzbudzić wspomnienia poczucia bezpieczeństwa, bliskości i błogiego spokoju, nie mając w istocie swojej żadnego realnego wpływu na układ nerwowy.
  7. Lia, zgadzam się z Kontrastem, wygląda to na coś poważniejszego i na pewno wytrzymać w ten sposób jest Ci niezmiernie trudno. Nie korzystałam nigdy z lekarzy na NFZ, umawiałam się prywatnie - ja płacę 100 zł za wizytę. Zazwyczaj kiedy problem jest palący, można poprosić o naprawdę szybki termin (niczym pomoc doraźna w bólu zęba). Najlepiej jak przejrzysz forum i zobaczysz kogo polecają u Ciebie w okolicy. Możesz zadzwonić (aczkolwiek przy nerwicy to trudny wariant), pójść, albo - ja lubię tę formę - u niektórych lekarzy umówić się mailowo/przez neta. I ja na Twoim miejscu wybrałabym najpierw psychiatrę, bo psycholog/terapeuta zapewne sam by Cię najpierw do niego skierował. Czy masz kogoś zaufanego? Powiedz mu wtedy o wizycie i niech przypilnuje żebyś wyszła z domu i dotarła do lekarza.
  8. Taką sytuację miała moja najbliższa przyjaciółka w liceum. Wybrała indywidualne chyba dlatego, że miała już wszystkich dosyć i często miała dni, kiedy nie wychodziła z domu tylko myślała o śmierci i jeździła żyletkami po łydkach. Czy to jej pomogło? Trudno zawyrokować. Straciła wszystkich znajomych, ale właściwie i tak oprócz mnie w naszej budzie nie lubił jej nikt. Zacieśniła jednak jakieś internetowo-odległościowe relacje, a kiedy poszła już na studia miała bardzo wielu znajomych, wśród których czuła się jak ryba w wodzie. Nie wiem jednak czy poczuła się tak naprawdę lepiej. Kiedy ją przez przypadek spotkałam, była cała roześmiana, co rzadko jej się zdarzało. Trudno jest mi jednak ocenić związek przyczynowo-skutkowy w tym przypadku i czy to nie słynny uśmiech nr 5. Zasięgałaś w tej kwestii porady lekarza/terapeuty?
  9. Kilka słów o sobie to nie jest to, co lubię najbardziej. Historię choroby mam długą jak "Moda na sukces", jak wybierałam się do psychiatry po przeprowadzce to zapisałam sobie na kartce epizody i ich specyfikację (wyszła ze mnie porąbana perfekcjonistka). Teraz od dłuższego czasu już trudno mówić o epizodach, bo trwam w moim bagnistym grajdołku bez przerwy - raz lepiej, raz gorzej. Studia skończyłam po prezydencku (bez magisterki), tzn. trwam w nich, ale nie czuję, żebym miała dojść do końca. Prace różne podejmowałam i albo byłam wyrzucana na zbity pysk, albo sama byłam tak zaszczuta, że z nich rezygnowałam. Teraz mam beznadziejną pracę poniżej kwalifikacji, w której właśnie mam chorobowe, bo myśli moje zaczęły krążyć wokół złych rzeczy. I też nie wiem czy nie skończy się to scenariuszem z odejściem. Mam wrażenie, że stoję w miejscu. Albo robię krok i okazuje się, że tak bałam się potknąć, że patrząc ciągle na stopy wtopiłam twarz w wielką pajęczynę. I tak sobie chcę trochę postać tu na forum:) (wow, uciekam z pajęczyny w sieć ) Zatem dzień dobry wszystkim forumowiczom:)
×