Pamiętam jak kiedyś trochę majstrowałem przy chińskich skuterkach, co mi gimby z wioski przyprowadzały. Miały dosłownie rok, albo i mniej i już się psuły.
Ale chodzi mi o to, że jak tam próbowało się odkręcić jakąś śrubkę, to albo się wyrabiała przy próbie odkręcenia, albo ułamała, albo wygięła, albo coś. W każdym razie bezproblemowe odkręcenie którejkolwiek graniczyło z cudem.
A wczoraj wziąłem na warsztat trzydziestoletnią farelkę i wszystkie śrubki, po tylu latach odkręciłem bez żadnego problemu.