Lubię filozofować Szczególnie na temat miłości. Ostatnio zastanawiam się, jakby to było, gdybym była z kimś w związku. Czy pomogło by mi to w walce z depresją? Może byłabym szczęśliwa, bo przecież nic podobno tak nie uszczęśliwia A może unieszczęśliwiałabym tą osobę swoją chorobą i było by jej ciężko zrozumieć pewne sprawy. Potem zerwałaby ze mną, a ja bym tego nie zniosła. Ale z drugiej strony trzymanie kogoś za rękę, przytulanie kogoś przed snem, słuchanie przynajmniej dwa razy dziennie dwóch najbardziej magicznych słów, spacery przy zachodzie słońca-wszystko to brzmi zachęcająco. A może to wszystko jest przereklamowane? Ostatnio w swoim otoczeniu byłam świadkiem rozpadu związku, który naprawdę świetnie się "prezentował". Życie jest skomplikowane, może bycie z kimś w związku bywa jeszcze bardziej skomplikowane. Czy w ogóle istnieje prawdziwa miłość jeszcze na tym świecie?
Chciałabym żeby ktoś mnie kochał, ale też trochę się tego boje...Mam niską samoocenę i czasami zastanawiam się, czy w ogóle ktoś byłby w stanie mnie pokochać.
Macie jakieś zdanie na temat bycia w związku, będąc chorym na depresje? Może ktoś dzięki drugiej połówce się wyleczył? Albo po prostu poczuł się lepiej, czuł sens swojego życia itd? Podzielcie się swoimi historiami miłosnymi, jeśli macie ochotę.
(i generalnie mam nadzieję, że te moje wypociny was nie znudziły )