Skocz do zawartości
Nerwica.com

terminal

Użytkownik
  • Postów

    196
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez terminal

  1. terminal

    Samotność

    @Koniec, zgadzam się z Twoim ojcem, że jesli sama sobie nie pomozesz to nikt Ci nie pomoze, ale...tylko częściowo. Pomoc sobie na tym etapie mozesz idąc do psychiatry i zaczynając leczenie. Ludzie zdrowi czesto mysla, ze trzeba tylko chcieć zmienić siebie i będzie ok. A tego bez leków nieraz się nie da zrobić. Także pomóż sobie idąc do lekarza i zacznij się leczyć. To będzie najlepsza pomoc samej sobie.
  2. terminal

    Samotność

    Ja to bym chciała żeby Bóg zabrał mnie tak sam z tego świata Kobieto, gwarantuję Ci, że jeszcze zdążysz umrzeć. Nie ma co przyspieszać.
  3. terminal

    Samotność

    Koniec, dobrze że idziesz w piątek do lekarza. Trzymam kciuki za Ciebie.
  4. Rozmowa z moją córką. Kiedy weszła do mojego pokoju pogadać oczywiście w pierwszym odruchu chciałam się jej pozbyć (pozostałośc po chorobie). Zapytałam: - Lekcje odrobiłaś?? I natychmiast sama sie złapałam na tym, jak głupie i mechaniczne jest to pytanie. Wywiązała się całkiem fajna rozmowa o sposobach na pozbycie się dzieciaka przez rodzica. I tak wyszły nam standardowe pytania: - Lekcje odrobiłaś? - Posprzątałaś w pokoju? - Umyłaś zęby? - Wzięłaś Claritinę? - Dałaś jeść i pić zwierzakowi? Śmiałyśmy się same z siebie i było fajnie :)
  5. terminal

    Samotność

    Czy Ty się leczysz? Gdzieś napisałaś, że byłaś w szpitalu, ale z tego co czytam jest z Tobą źle. Bierzesz jakies leki? Chodzisz do psychiatry? Na psychoterapię?
  6. terminal

    Samotność

    Podałam ten przykład a propos tego, ze wydaje się nam często, że inni mają łatwe i beztroskie zycie, a oni w srodku przezywaja tragedie która prowadzi do samobójstwa.
  7. terminal

    Samotność

    od razu przypomną ci się tacy co mają o wiele, WIELE LEPIEJ i beztrosko. Żebyś się nie zdziwił. Znałam takiego wesołka co to nie miał problemów, w ogóle niczym sie nie przejmował i zawsze był wyluzowany i usmiechnięty. Powiesił się.
  8. terminal

    Samotność

    Tak też podejrzewam od pewnego czasu.
  9. terminal

    Samotność

    Ludzie to mają problemy No jasne, Ty masz największe i najprawdziwsze : ) Gratulacje!
  10. No tak, bo Ty to pewnie rozkładasz na czynniki pierwsze. Nie chcę więc nie mogę, bo np. nie mam tej chęci, siły. Ale dla mnie również "nie chcę" a "nie mogę" to dwie różne sprawy. Nie mogę wynika z braku możliwości i wiąże się IMO z ograniczeniem poprzez różne czynniki, czasem od nas niezależne, a nie chcę - wynika z braku chęci i kojarzy mi się z lenistwem.
  11. Cały dzień w łóżku, czuję, jak dupa mi rośnie.
  12. terminal

    Samotność

    haha świetne :) -- 07 maja 2014, 18:06 -- Ja to jak mam wisielczy nastrój to żeby nie zrażać do siebie ludzi to zanurzam się w muzykę i ewentualnie coś do czytania. Mnie też koleżanka kiedyś napisała: "Wybacz ale nie mam dziś nastroju na gadki i spadam". I ja to rozumiem. Wolę taką postawę aniżeli ktoś na tobie wyładowuje swoje nerwy i żale. Ja akurat na takie fochy i agresję mało jestem odporny. To jest zawsze niepotrzebny stres i podnoszenie sobie ciśnienia i po co. Choć na innym forum znam takiego chłopaka, który z kolei twierdzi, że ostre zachowania to jego żywioł a nie jakaś "Herbatka u Tadka". hehe Fajnie to ujął. Miałem też kiedyś taką koleżankę, z którą gadało się cały czas w rodzaju sporu politycznego z TV. Często lubiła kontestować czyjeś poglądy i zaostrzać spór do nerwówki prowadzącej nie wiedzieć do czego. Luz a nie tam walka na słowne noże. Tylko jeszcze trzeba było odróżnić jej ten niby normalny stan od takiego, w którym opierd....ała cię na poważnie. Moja mama taka w sumie jest. No niestety Jak powiedziałaś to jest różnica charakterów i Góra z Mahometem się nigdy nie zejdą hehe Mnie takie porywczy charakter irytuje z deko. Miałem kiedyś w szkole sredniej takiego nauczyciela w=fu, który po wojskowemu wydzierał się na chłopaków. I to był u niego stan normalny a jak się wkurzył to dopiero byście widzieli. Nieeee noooo jasne, też jestem zwolenniczką zostawania w domu, gdy humor tak podły, że nie chce się żyć. Po co zamęczac ludzi swoimi problemami, w tym też trzeba mieć umiar. Mówiąc o byciu sobą mam na myśli życie w zgodzie ze sobą, nie podlizywanie się osobom, które Cie mecza lub których nie lubisz, nawet gdy wiele mogą dla Ciebie zrobić. Wyżywanie się na innych i traktowanie ich jak worek jest paskudne i staram się tego nie robić, choć pobiczuję się tu i przyznam że mam taką ofiare pod ręką i tresuję ją czasami Nad charakterem pracuję od lat i jestem coraz mniej paskudna :) Ciekawostką może tu być jednak fakt, że dzieki mojej szczerości - mam stała grupę znajomych z którymi trzymam sie od lat i oni mnie lubią. A ja mam luksus bycia sobą bo nie musze się ukrywać ze swoimi poglądami czy chorobą. Oni zresztą też więc korzyść jest chyba obopólna. Kto nie wyrobił - odszedł, a ja go nie goniłam Gdy ja nie wyrabiałam, bo tak ktoś mi działał na nerwy - ja odchodziłam. Także jak ktoś wyżej napisał - bycie szczerym to luksus. A ja myslę że to jest do zrobienia. -- 07 maja 2014, 18:08 -- Mam podobnie. Coraz mniej mi sie chce, mam wrażenie że wszystko już było i nic nowego mnie nie spotka. -- 07 maja 2014, 18:25 -- W ogóle zaczynam się zastanawiać czy to choroba, czy zwykła świadomość tego, jakie naprawde jest życie. W pewnym momencie życie obnażyło się i ja zobaczyłam, że nie jest takie, jakim je sobie wyobrażałam, jakim je widziałam. Wszystko okazało się złudzeniem, nie tak miało być. Kolejne doświadczenia z ludźmi okazały się takie i takie, wyszło szydło z wora, że coś może być inaczej, ale wyłacznie w okreslonych z góry ramach. Jak nowy facet to inny tylko z wyglądu i może trochę z charakteru, ale problemy te same. Jak nowa praca to fascynująca do czasu, prędzej czy później wieje nudą i wyżej dupy nie podskoczysz. Jak wyjazd do nowego SPA to co innego? Inny wystrój pokoju hotelowego, inni goście, ale też hałaśliwi, inna temperatura wody w basenie? Jak impreza to głośniej lub ciszej puszczana muzyka, inne ale podobne dziunie i kopie Kenów z kołnierzykiem od polo postawionymi a'la wampir, mniejszy lub większy szum w uszach po powrocie do domu? Jak picie alko to kac większy, mniejszy lub zerowy? jak zwiedzanie miast to trochę inny rynek, mniejszy, wiekszy albo w ogóle brak rynku? Ile można??? A jakby tak nowy facet okazał się ufoludkiem z Uranu, nowa praca wiązałaby sie z lotami w kosmos, nowy hotel okazałby sie siedzibą Illuminatów, impreza wprowadzeniem do życia po śmierci, alkohol powodował teleportację na Marsa? Mam wrażenie, że wszystko już jest spenetrowane przez człowieka, odkryte. Wszystko co mnie od pewnego czasu spotyka jest tylko lepsza lub gorszą kopią czegoś już dawno odkrytego i mi znanego.
  13. terminal

    Samotność

    Myślę że szczerość,czy bycie sobą,to luksus,na którzy rzadko kiedy można sobie pozwolić. I w niewielkim gronie ludziów. Mówiąc szczerze gdybym był taki szczery do bólu jak wy tu piszecie to straciłbym wiele znajomości. I też ja straciłam. Ale nie potrafię udawać, no nie potrafię. Nie potrafię sie też kontrolować 24 h/dobę i miec sztucznie przyklejonego do twarzy usmiechu gdy mi ktoś nie pasuje i sprawia, że zle sie czuję. Trudno, cos kosztem czegoś. W tym przypadku niektórych znajomosci. Ale to chyba kwestia charakteru, nie choroby.
  14. Piotr Wrześniewski http://www.znanylekarz.pl/piotr-wrzesniewski/psychiatra-lekarz-medycyny-pracy/gdynia
  15. terminal

    Samotność

    1. Kobiety maja taryfę ulgową? Noooo, polemizowałabym :) Nie wymaga sie od nas posiadania "jaj" ale na samotna kobietę z dzieckiem jak na to pochyłe drzewo - wszystkie wredne kozy skaczą :) 2. Nie ma idealnego towarzystwa. Sorry, jest, w filmach komediowo-sensacyjnych gdzie zgrana paka robi skoki na banki :) 3. Na wszystko przychodzi czas. Może pewnego dnia poczujesz, ze jesteś w stanie odnaleźć się w tzw. normalnym towarzystwie (cokolwiek to normalne znaczy, bo wiesz, czy ten "normalny" kolega nie jest zakompleksionym dupkiem, a tylko udaje macho?) Zwróć uwagę, że jak piszą o jakimś seryjnym mordercy czy gwałcicielu, pedofilu itd. to często jest opinia pani Zosi z parteru: - "A taki był miły! Pani Basi z 3 pietra pomagał wnosic zakupy". Tylu ludzi ma zryty beret, że byłabym ostrożna z kwalifikowaniem siebie do chorych, a ICH do zdrowych. Nigdy nie wiesz, co w człowieku siedzi, a moze on tez udaje...? :)
  16. terminal

    Samotność

    Jak byłam bez pracy to wychodziłam z założenia, że im więcej osób wie tym lepiej, bo w razie czego dadzą mi o nowej pracy cynk. Nie wiem, jak długo jesteś bez pracy (bo to też ma wpływ na twoje poczucie własnej wartości, i wtedy kumam opór na opowiadanie o swoim bezrobociu) Nie wiem też jakiego typu byli to znajomi. Konfrontacja: Ty bezrobotny od 5 lat VS prezes spółki giełdowej i milioner - może być rzeczywiście stresujące. To prawda, ludzie są wredni i potrafią wykorzystać przeciwko Tobie Twoje słabości, sama tego doświadczyłam. Ale wiesz co wtedy zrobiłam? Odcięłam się od tych ludzi. W życiu staram się nie robić nic wbrew sobie, gdy źle się czuję - od razu uciekam. Zresztą po co tkwic w chorych relacjach? Byłam chora i nie ukrywałam tego, ani w pracy (gdy juz ją znalazłam) ani w związku. Oczywiście nie gadałam na prawo i lewo że leczę się psychiatrycznie, bo i po co? Chyba mam prawo do intymności, prywatności? Ci co mieli wiedziec wiedza i fakt, że wiedzą bardzo mi pomógł. Jedna osoba załatwiła mi świetnego psychoterapeute za darmo (nie mam ZUS), kilka przyznało, że też biorą SSRI lub brali i wymienialiśmy sie doświadczeniem. Choroba zbliżyla mnie do paru osób i ich do mnie. Myślę, że trzeba wyczuć, komu i co można powiedzieć, ale nie jest to przecież jednoznaczne z kłamaniem na swój temat. Wiadomo, że wrednemu gnojowi nie ma sensu mówic nawet tego, że dostałes podwyzke, a co dopiero, ze jestes chory. Ale w swoim najbliższym otoczeniu warto. Moja najbliższa rodzina wie, moj facet wie, moi znajomi wiedza, a ostatnio nawet poznałam w autobusie do Warszawy dziewczyne i od slowa do sloowa okazalo sie, ze ona tez jest chora i branie tego samego leku - Mozarinu - tylko nas zblizylo.
  17. Nie zagmatwałaś, bardzo dobrze to ujęłaś. A mama od zawsze uderza we mnie, a teraz we mnie i w moją córkę. Do lata powinnam juz mieszkać sama z córką. Już nie mogę się doczekać normalnego życia bez wiecznie kwękającej matki. Człowiek stara się wyjść z depresji, chodzi na psychoterapię, żre latami leki, a cała praca idzie na marne, wystarczy, że wstanie rano i zejdzie do kuchni. czasem nawet nie musi schodzić, wystarczy że moja córka zejdzie i już jest kwękanie, narzekanie, darcie japy (bo kredki zostały na stole albo zniknął ostatni wafelek w czekoladzie) Litości :)
  18. 1. Jest zajebiście zimno i mam lodowate kończyny. Wkurwia mnie to, bo nie mogę normalnie pracowac ani funkcjonowac. 2. Moja matka doprowadza mnie do kurwicy. Ona pali i myśli, że będę latała dla niej po fajki. Po 1: nie mam zamiaru nikomu kupowac fajek, nie jestem chłopcem na posyłki, nie mam zamiaru zmieniać swoich planów zeby zjeżdżać do sklepu i szukać LD różowe cienkie. Po 2 jestem wrogiem palenia i nie mam zamiaru uczestniczyć w hodowaniu czyjegoś raka. Po 3: nie palę i nie kumam dlaczego mam kupowac fajki?? Po 4 moja matka nie jest chora, nie kuśtyka, nie leży przykuta do łożka i sama może iść sobie kupić fajki, skoro tak ją pili do palenia. Po odmówieniu zakupu fajek moja córka usłyszała od babci (w ramach komentarza w kwestii odmówienia kupienia jej fajek), że "dzieci wysysają całą krew z matki" - tak jakbym umierającej i przykutej do łożka matce odmówiła zakupu chleba na śniadanie. Nie mam zamiaru robić nic wbrew sobie i ni będę palaczowi kupowała fajek, alkoholikowi wódy, a narkomanowi ćpania. Jak ktoś ma nałóg to niech go sobie hoduje bez mojego udziału.
  19. terminal

    Samotność

    To już zbyt idealizujesz na forum są wątki zlotowe a nie pomyśleliście ,że tutaj ludzie z tego wątku samotni też mogliby się spotkać na swój zlot?wiem są z róznych miast ale może akurat ...to taka moja luzna myśl czytając ten wątek. W czym idealizuję? Że nie udaję kogoś kim nie jestem? Takie wydaje się to wyidealizowane? Straszne, że proste rzeczy wydają się idealizowaniem :)
  20. terminal

    Samotność

    Po co Ci ludzie, przy których musisz udawać kogoś innego, niż jesteś? Przecież to bez sensu. Nie kłam, bądź sobą i miej wokół siebie ludzi, którzy lubią Cię za to jaki jesteś, a nie za to kim myślą, że jesteś. Ja nikogo nie udaję i nie mam z tym problemu, mam grupkę znajomych którzy lubią mnie za to, jaka jestem, a jeśli ktoś mnie nie lubi to nie wyrywam sobie z tego powodu włosów z głowy i kończę z nim znajomość z poczuciem ulgi. Zresztą to normalne, że nie wszyscy lubią nas tak jak normalne jest to, że my nie lubimy każdego. Nie uważam także, żeby bycie sobą było luksusem. No chyba że biegasz po mieście z karabinem, strzelasz do ludzi i oczekujesz, żeby to zaakceptowali, bo Ty właśnie jesteś sobą. Jeżeli bycie sobą nie przekracza ogólnie przyjętych norm współżycia - to dlaczego nie być sobą? Jeżeli przekracza - to może warto się nad sobą zastanowić, a nie nad tymi ludźmi.
  21. Tzn. ciężka depresja może powodować zmiany w strukturze mózgu widziane przez PET ale ja podejrzewałbym skutek uboczny działania lekarstw. Przeczytałbym uważnie ulotki lekarstw , które zażywasz. Jeśli w skutki uboczne wpisano halucynacje to może... To może być kwestia zbyt dużej dawki lekarstwa.(?) tzn. to optymistyczna wersja, pesymistycznych wersji nie rozpowszechniam Mam nadzieję, że sprawa skonsultowana już z psychiatrą? -pozdrawiam nomorewords43 Ja po zbyt dużej dawce SSRI gadałam sama ze sobą.... Normalnie godzinne konwersacje, pytania i odpowiedzi jak w profesjonalnym wywiadzie w TiVi.
  22. W 2011 roku, kiedy było juz ze mna tak źle, że kolega zaproponował, że da mi kase na psychiatrę. Z troska to powiedzał, nie złosliwie. napady leku panicznego miałam od dziecka, ch.. wie skąd to dziadostwo sie wzięło. Napady powtarzały się zanim skończyłam 20 lat, później było różnie, raz lepiej raz gorzej. Myślę, że doszła do tego depresja, gdy mój ojciec zachorował na raka. Wtedy chyba nie zdawałam sobie jeszcze sprawy z tego, że jestem chora, bo zawsze byłam silna i dawałam sobie radę z nie takimi rzeczami. Zaczęły się nocne lęki, spanie przy świetle, raz nawet obudziłam się i przy swoim łózku zobaczyłam twarz faceta. Trudno stwierdzić, czy był do mnie nastawiony zle czy dobrze. Jakby przyczajony ale czy do skoku? Raczej nie. Dziwne było to, że w pokoju było ciemno, a jego twarz była jasna, jak w dzień, ale tylko twarz. Nigdy więcej go nie zobaczyłam, ale zaczeły mi sie snic pająki. Najpierw zrywałam się z łożka, zapalałam światło, zwalałam pościel i szukałam gdzie się schowały. Po chwili docierało do mnie, że to był sen. Pająki śniły mi się coraz częściej, później już nie było nocy bez nich. Krótko przed śmiercią ojca snił mi sie już tylko jeden pająk. Im bliżej było smierci taty, tym pająk był powolniejszy i niezgrabnie chodził. Nie bałam sie go, myśle nawet że się ze sobą zaprzyjaźnilismy. Ja się budzilam gdy on przechodził obok mnie i patrzyłam jak wchodzi na ścianę, wielki, srebrny, mechaniczny i jak rozpływa się pod sufitem. Ojciec zmarł w sobote w południe, to była pierwsza noc po jego śmierci gdy pająk nie przyszedł. Od tamtej pory minęło 7 lat, pająki nie wróciły. Po smierci taty rzuciłam się w wir pracy i zupełnej zmiany swojego zycia. Wydawało mi się że dobrze funkcjonowałam - do 2009 roku. Wtedy też zmieniłam prace która okazała sie ściemą, a facet z którym wiązałam nadzieje - biseksualnym seksoholikiem. Rok bez pracy i codzienne picie alkoholu zrobiły swoje. Na początku alkohol sprawiał mi przyjemność. Było mi wesoło i wyluzowywałam się. Po jakichś 7 miesiącach popijania doszłam do momentu w którym po alko było tylko gorzej i gorzej. Płakałam dzien i noc. Płakałam nad nieszczęściami tego świata, swoimi, smiercią taty, niesprawiedliwością w zyciu, zawaliłam nową pracę. Z łozka wychodziłam praktycznie tylko po to, zeby zawiezc corke do szkoły i odebrac. Zawoziłam ją i odbierałam w piżamie albo w dresie w którym spałam. Nie miałam siły sie wykąpać, siedziałam w wannie nie mając siły sięgnąc po gąbkę. Mycie zębów sprawiało mi wielki wysiłek, serce waliło mi jakbym przebiegła kilometr. Duzo spałam, ale w nocy budziłam sie z atakami paniki, serce stawało mi w miejscu, myślałam wtedy: "To już. Teraz właśnie umieram." często mówiłam bez zastanowienia, że nie chcę żyć. Po zastanowieniu jednak doszłam do wniosku, że chcę życ, ale chcę, żeby moje życie było lepsze. Wymyslałam sposoby na wyjście z dołka. Ubzdurałam sobie, że ktoś rzuciła na mnie urok i znalazłam szeptuchy na podlasiu. Kombinowałam żeby pojechac 500 km odczyniac uroki. Myslałam, że opetał mnie diabeł, bo nic mi sie nie udawało. Do lekarza poszłam bez wiekszej nadziei, ale on poświęcił mi chyba 2 h na rozmowę i za pierwszym razem zdiagnozował mnie bezbłędnie. Okazało się, że mam depresję, lęk przed lękiem i agorafobię. Bałam sie zamkniętych pomieszczeń, samolotów, pociągów, sklepów, oddalania sie od domu, dalszych wycieczek, bezpiecznie czułam się tylko we własnym łożku. Dostałam Mozarin i nie mogłam trafić nim do ust. Bałam się, że po nim umrę, że będzie jeszcze gorzej. Dobry miesiąc od wizyty u lekarza i wykupienia leków przymierzałam się do rozpoczęcia leczenia. Ustaliłam że najlepszym momentem będzie połowa grudnia, przed świętami, więc jak coś mi odbije to nikt sie nie dowie bo będe w domu. 30 stycznia leciałam juz do Londynu, co prawda wspomagając się Sedamem i Xanaxem ale poleciałam. bałam się, ale wiedziałam, że to moja ostatnia szansa żeby w końcu zacząc życ jak normalny człowiek. Mialam 37 lat i nigdy nie byłam za granicą z wyjątkiem małego epizodu w 1994 roku. Odkąd zaczęłam brac leki zaczęło mi się układac życie. Ludzie zaczeli byc inni, świat był inny, nikt nie rzucił na mnie uroku, poznawałam nowych ludzi i oni lubili spędzac ze mną czas. Zebrałam się w sobie, znalazłam nową pracę, później następną i jestem tu, gdzie jestem: 2 miesiące po odstawieniu leków po 2,5 rocznym leczeniu. Jestem inna osobą, po psychoterapii, zrozumiałam wiele rzeczy które wydarzyły sie w moim zyciu. Polubiłam siebie, a nawet pokochałam. Zaakceptowałam wiele swoich wad za które się nienawidziłam. Zrozumiałam, że często to inni mają z czyms problem, a nie ja i to ze oni mają z tym problem - nie jest moim problemem. Czasem mam huśtawki nastrojów, nie wiem sama czego chcę, motam się, ale myślę że w życiu wiekszośc się mota. Lęk czasem wraca ale w 5% siły, a nie w 100% jak kiedyś. Staram się myslec pozytywnie, choc to trudne bo jestem malkontentką i dla mnie trawa zawsze jest zielona gdzie indziej, niż tam, gdzie jestem ja. Staram się byc bardziej wyrozumiała dla ludzi; po psychoterapii zrozumiałam i zobaczyłam, jak inni mają zryty beret i wspólczuje im. Podsumowując: decyzja o leczeniu był jedną z najlepszych w zyciu. Jesli choroba wróci znów zawalczę o siebie, pójdę do mojego zajebistego lekarza i zajebistego terapeuty (miałam wiele szczęścia że na takich trafiłam, jednak musze przyznać że sama ich znalazłam bo ich mocno szukałam) i znów zacznę leczenie. Na razie planuje życie bez antydepresantów. W zapasach mam Sedam i Xanax i sięgam po nie gdy czuje lęk. Bo lęk nigdy mnie nie opuści, wiem o tym i staram się z nim życ.
  23. Brałam 2,5 roku, 2 miesiące temu skończyłam leczenie. Przytyłam parę kg ale ja wiem czy to od Mozarinu, żarcia czy zmian hormonalnych..? Wcześniej nigdy nie brałam SSRi ani benzo, to było moje pierwsze leczenie.
  24. Wpadłam na genialny pomysł, żeby grzać kopyta poduszką elektryczną, zamiast męczyc się i godzinami czekać, aż rozgrzeją się w skarpetach. Teraz szukam patentu na rozgrzanie lodowatych dłoni.
  25. terminal

    Samotność

    Normalnie Mam przyjaciółkę, bardzo pozytywna dziewczyna. Wyciągnęła mnie z domu jak było ze mną źle Jakbym miała przyjaciółkę ponurą jak ja wtedy to pewnie razem popełniłybyśmy samobójstwo Tak jest, grunt to pozytywni ludzie obok nas. Od pewnego czasu odcinam się od ludzi ciągnących mnie w dół. Trudno, całego świata nie uratuję, ale mogę uratować siebie.
×