Skocz do zawartości
Nerwica.com

eligojot

Użytkownik
  • Postów

    710
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez eligojot

  1. Nie wiem o co takie oburzenie... Przecież która dziewczyna o zdrowych zmysłach związałaby się z facetem, który jest "popularny" w swoim otoczeniu i "znany" z różnych przelotnych romansów? Taki bawidamek też jest "zużyty" i jeżeli jakaś laska uwierzy, że przy niej się zmieni, albo, nie daj Boże, "ożeni to się odmieni" to jest po prostu naiwna/głupia... [Dodane po edycji:] Jednak jest głupia. [Dodane po edycji:] Zgadzam się. To dotyczy obydwu płci.
  2. To co uderza z jasnego nieba, to nie miłość, tylko zauroczenie. Żeby się z kimś związać, trzeba wziąć odpowiedzialność za siebie i za drugą osobę. W pierwszym poście autor pisze, że bardzo uderzają go te informacje o przeszłości, zatem jest to pewna przeszkoda, którą albo pokona albo powinienen poszukać sobie innego obiektu. Życie jest niestety zbyt skomplikowane, aby jeszcze brać na swoje barki taki ciężar, jeżeli ewidentnie widać, że nie jest w stanie go udzwignąć, skoro tak reaguje.
  3. Nie chodzi o rezultat kataru, tylko drobnej infekcji, która zapewne przechodzisz i katar jest jej objawem. Np. mnie się nigdy nie powiększają węzły chłonne przy infekcjach, ale mojemu ojcu zawsze. Czasem wyskoczy jakiś guzek w pachwinie, po dwóch miesiącach znika, nic się innego nie dzieje, badania dobre od jakiś 5 lat, więc jak widzisz tak się dzieje, a nadal żyję.
  4. Dokładnie zaznaczyłem, że chodzi o sytuację jak u autora postu. Nie wdaje się w polemiki, czy 3 x 3 to zużycie. Do stałych związków bierze się poważnych ludzi, niezależnie od płci.
  5. Dziewczyny, chyba każdy intuicyjnie rozumie, co mam na myśli - jak np. w przypadku autora wątku. Wcześniej czy później zawsze padnie pytanie: "Ilu miałaś przede mną". Więc nie oszukujmy się, że jeżeli dziewczyna czy chłopak, którzy ciągle "szukali" robili to z romantycznych pobudek, bo szukali tego czegoś wyjątkowego, szukali i znajdowali wiadomo co...
  6. Prawdziwi faceci do poważnych związków szukają tylko porządnych kobiet. Używane są tylko do zabawy.
  7. eligojot

    Partnerstwo hetero i homo

    Najlepiej wpaść przed ślubem wtedy ma się pewność, że na pewno dzieciątko będzie, ale co z resztą warunków jak np. - brak minimum małżeńskiego poznania - pozbawienie używania rozumu, - poważny brak rozeznania oceniającego co do istotnych praw i obowiązków małżeńskich, Buahahaa
  8. eligojot

    Partnerstwo hetero i homo

    Potępia, potępia. Jak się okażę, że żona czy mąż dzieci mieć nie może, to możesz wystawić ją/jego za drzwi i dostaniesz pełne rozgrzeszenie i unieważnienie związku. "I nigdy cię nie opuszczę". No przeciez Niedziela tego nie nagłośni.
  9. eligojot

    Partnerstwo hetero i homo

    Prosze, oto tolerancja i miłosierdzie kościoła: http://www.fakt.pl/Ksiadz-Ta-dziewczynka-ma-w-sobie-diabla-,artykuly,72997,1.html
  10. eligojot

    Partnerstwo hetero i homo

    Kościół nie mówi wprost, idzcie i piętnujcie homoseksualistów, te nierządne niewiasty usuwające dzieci z ważnych powodów życiowych, używających prezerwatyw w celach niegenerowania kolejnych patologicznych żyć itd... Kościół stosuje demagogię i jest w tym naprawdę dobry. Dla niego miłość to rozmnażanie. No więc i tak wszystko kręci się wokół seksu. Chore. Młodzież wszechpolska... dzieło patriotycznej partii pod auspicjami kościoła, czysta patologia.
  11. eligojot

    Partnerstwo hetero i homo

    Niestety, ale kościół w wielu przypadkach buntuje swoje owieczki, przeciwko ludziom postępujących wbrew jego jedynym-słusznym-prawdom. I jak tak ludzie nasłuchają się co niedziela tych prawd, a niektóre mohery i codziennie, to nietoleracja, nienawiść i tym podobne dobrze w społeczeństwie kiełkują.
  12. Wydaje mi sie, ze ten urlop krotkoterminowy dotyczy sytuacji pozazdrowotnych, jak np. wyjazd na jakies praktyki daleko od uczelni, albo twoja siostra w tym miesiacu bedzie rodzic i musisz sie nia zajac, bo nie ma kto inny... I tego typu akcje. Zdrowie to zdrowie, i jak masz zwolnienie, to musza ci to uwzglednic. Wyobraz wlasnie sobie sytuacje, ze lezysz polamana po wypadku i musisz isc do dyrektora, zeby łaskawie dał ci urlop na podstawie ... no wlasnie czego? Wypis ze szpitala masz po wyjsciu, a nie wiesz do kiedy bedziesz lezec...
  13. Pewnie chodzilo o to, zeby zrobić jakieś ogólne badania: krwi, moczu...
  14. Możliwe, że każda uczelnia sobie inaczej ustala jak ma kwalifikować na urlop. Ale wydaje mi się, że taka procedura jak u mnie jest najbardziej rzetelna, bo po pierwsze dziekan nie jest lekarzem i nie zna się na chorobach czy niedomaganiach, a po drugie po co dokumentacja medyczna (dotycząca leczenia psychiatrycznego!) ma się warlać po jakiś dziekanatach i wszystkie panie mogą mieć w nią wgląd. A tak idę do dzienakatu z karteczką: "Kwalifikuje się na urlop zdrowotny w roku ...". Kangurka, to już jest Twoja decyzja czy wziąć ten urlop czy nie. Wiem, że roku szkoda, ale może ten rok ci bardzo pomoże odnaleźć ... siebie. Nerwice, depresje trzeba zatrzymać we wczesnym stadium, bo potem jest już bardzo z górki.
  15. Nie znam odpowiedzi nt. "urlopu miesięcznego". Musisz o to pytać w dziekanacie. Jeżeli chodzi o roczny, to kserujesz wszystkie papiery, typu wyniki badań, opinie psychologów, opinie psychiatry, kartę leczenia z przychodni, jakieś wypisy ze szpitala jeżeli masz. W poradni musi ci to ostęplować, że jest zgodne z oryginałem, a oryginały wyników badań powinnaś mieć przy sobie podczas tej komisji. Jak już te papiery masz, to idziesz do dziekanatu po skierowanie na komisję i z tym skierowaniem idziesz do miejsca, gdzie jest na nim wskazane, żeby iść. Zwykle to przychodnia danej uczelni, gdzie leczą się studenci i tam się rejestrujesz na najbliższy termin. Taka "komisja" może być co tydzień, a może być raz na miesiać. Sekretarka wyznacza ci termin wstawienia się i tego dnia idziesz na tę "komisję". "Komisja" to rozmowa z psychiatrą albo z psychologiem i on podejmuje decyzję na temat Twojego kwalifikowania się na urlop. Jeżeli masz normalne papiery, czyli jakąś tam historię choroby, którą on przeczyta to na 100% dostaniesz pozytywną opinię. Warto też się przyłożyć i naprawdę wyglądać na znerwicowanego/depresyjnego. Potem z tą opinią idziesz do lekarza co wystawia decyzje i on nie może podważyć opinii psychiatry/psychologa. Więc dostajesz zgodę na urlop zdrowotny i z tym papierem idziesz do dziekanatu i wtedy dziekan też automatycznie musi się na urlop zgodzić. Nie bójcie się iść na ten urlop zdrowotny, tylko w trakcie niego naprawdę podejmijcie jakieś poważne kroki typu szpital albo oddział dzienny. Ja musiałem wziąć urlop na rok, ale teraz już studia ukończyłem (prawie) i jestem na stażu zawodowym bardzo daleko od Polski. Mam jakieś tam problemy, ale ogólnie do przodu i staram się być szczęsliwy. [Dodane po edycji:] Na komisję nie zanosisz jakiegoś tam zaświadczenia, tylko dokumentację medyczną, czyli ksero tych karteczek co lekarz sobie pisze o swoich obserwacjach czy zapisanych lekach. Więc nie liczy się czy prywatnie czy państwowo, tylko co tam zostało napisane.
  16. W innym wątku pisałem o swoim problemem z wymiotowaniem, przekopiowałem tutaj dwa posty, może ktoś ma podobnie: Ja odczuwam szczególne "zagrożenie" wymiotami w miejscach publicznych, wcześniej również w środkach komunikacji. Non stop mam napięty żołądek, prawie odczuwam każdy jego mięsień. Już przeleciałem wszystkie choroby, które mogą powodować nudności i wymioty - *chyba* żadnej z nich nie mam... Oczywiście w domu czuję się w porządku, co by świadczyło o dolegliwościach ze strony dawnej znajomej, oczywiście po benzo nudności przechodzą jak ręką odjął... Kupiłem płyty z autohipnozą, na budowanie pewności siebie, pewnie w tym tkwi pies pogrzebany, może pomoże... Refluks mam - ale biorę na niego tabletki, zwykle przez 2 tygodnie od czasu do czasu (raz na pół roku). Uważam co jem, data ważności musi być conajmniej na tydzień do przodu,a towar pochodzić ze znanego sklepu i chodliwej półki. Mięso jem tylko w weekend, aby *ewentualnie* móc odchorować spożywcze *szaleństwo* jeszcze w niedzielę, przed poniedziałkiem. Przez dłuższy czas nie piłem mleka, bo wmówiłem sobie, że robi mi się od niego niedobrze. Wina czy piwa nie piję od nie-wiem-już-kiedy, aby nie *podrażniać* żołądka. Gdy wstaję rano, pierwsza myśl, to czy nie jestem chory oraz czy nie chce mi się wymiotować... Eh, czasem odechciewa się żyć. Wszystko kręci się wokół wymiotów - jadę szybko samochodem, pierwsza myśl - czy od takiej jazdy nie zacznę wymiotować, jem przyprawioną potrawę - czy napewno nie usiądzie mi na żołądk i czy nie będę wymiotować... Czasem boję się nawet napić wody, choć takie picie chłodnej wody mineralnej wyraźnie pomaga na ten rozgorączkowany żołądek. W sumie cała moja nerwica opiera się tylko na problemach z wymiotowaniem, żoładkiem i pochodnymi, w sytuacjach stresowych albo po prostu nieoczekiwanych - pierwsza myśl - to oczywiście... wymioty, sztywnienie gardła, całego przełyku. Dodam, że oczywiście nigdy nie zwymiotowałem, ostatnie wymioty miałem w zeszłym roku - przy grypie żołądkowej, a poprzednie... 7 lat temu, też przy jelitówce. Mam 24 lata, ręcę opadają. Wiesz co, jest to najbardziej upierdliwa z fobii jaka chyba może się zdarzyć ludzkości. I jest w błędzie ten, kto myśli, że ja boję się wymiocin. Nie! Wymiociny obchodzą mnie tyle co inne płyny ciała człowieka, po prostu nie byłoby mi przyjemnie, gdyby ktoś mnie obrzygał, osikał lub zabrudził kałem czy spermą. Więc nie chodzi o to, że mam wstręt do rzygowin czy się ich boję. Boję się możliwości, że zwymiotuję przy innych i chodzi głównie o wstyd z tym związany, i nikt mi nie przemówi, że to wszystko ludzkie, że nic się nie stanie nawet jak zwymiotuję. Nic tutaj nie pomoże podkładanie sztucznych rzygowin, albo konfrontacja z kimś wymiotującym - to nie ta strona tej fobii, może zatem są dwa rodzaje lęku przed wymiotowaniem - 1. cudzym, 2. swoim. Zresztą wiem, że nie zwymiotuję, bo jak miałem tę wspomnianą grypę żołądkową, to ile musiałem się namęczyć nad sedesem, żeby wreszcie sobie ulżyć i zwrócić. Już nawet czasem się zastanawiam, czy to tylko nerwica lękowa, natręctw z tą myślą o wymiotowaniu... Czy to nie idzie dalej, bo po prostu czuję się jak paranoik, obłąkany, ciągle z rzygowinami w głowie... Latem leciałem samolotem, 13 godzin. Oczywiście nie myślałem o tym, czy dolecę, czy samolot się nie rozbije, czy nie spadniemy, czy nie będzie jakiegoś zamachu - tylko ja oczywiście to swoje, czy od nagłej zmiany ciśnień nie będzie mnie zbierało na wymioty. Jak ostatni debil zamiast podziwiać naprawdę przepiękne krajobrazy czy to w dzień czy w nocy, to ja zasłoniłem okno i modliłem się tylko, żebym nie wymiotował... Nie muszę chyba opisać jazd jakie miałem, gdy samolot wpadł w turbulencje... I nawet wtedy nie martwiłem się czy wpadniemy do oceanu, tylko czy od tego bujania nie dostanę nudności, czy wszyscy nie zaczną wymiotować na raz i wtedy ja też będę musiał... - oczywiście nie zwymiotowałem, choć w swoim mniemaniu wielokrotnie byłem blisko... Koszmar jakiś... Non stop też wymyślam sobie różne choroby, które mogą przebiegać właśnie z wymiotami i mdłościami... Czego ja tu już nie miałem... Ciągle myślę, że oto zbiera mi się na migrenę, chociaż nigdy w życiu jej nie miałem, że mam zapalenie opon mózgowych, sepsę... Lęki o wrzody, zatrucia pokarmowe, czy Helicobacter pylori są jakby to rzec... codziennością. Wiem, jak to brzmi, kiedy to sam czytam, ale myśli te są takie realne. Teraz jeszcze rozpocząłem pracę, a raczej staż zawodowy i oczywiście mnóstwo stresu. Kształciłem się w zawodzie, może i dobrze popłatnym, ale strasznie stresującym... tzn. dla mnie, może dla innych nie. Ale teraz już myślę, że nawet jak nie wyjdzie, to trudno, widocznie się nie nadaję, a można i mieć szczęśliwe życie bez tej kasy, wykonując rzeczy prostsze i mniej frapujące, a jak nie, to jeszcze jest jakieś wyjście. A od czego się zaczęło? Banalnie. Jak pierwszy dzień jechałem do LO, to usłyszałem w autobusie jak dzieciaki się śmiały z jakiejś dziewczyny, która kiedyś zwymiotowała w autobusie. I ta myśl, we mnie zakiełkowała, najpierw mdłości w autobusie, ale sporadycznie, potem częściej, potem też w innych miejscach i dalej poszło już z górki... Wiem, z czego to wszystko wynika, z braku pewności siebie, z niskiej samooceny. Jak ją podnieść? Nie wiem. Stosuję autohipnozę, może coś da... A jak nie to benzo. To życie nas nie rozpieszcza. [Dodane po edycji:] Wiecie, ja przetrzymać mogę wszelkie objawy nerwicowe, drżenia rąk, palpitacje serca, mrowienia w stopach, ale na te rzekome nudności jestem bezsilny. Nie wiem czemu sam tak siebie zadręczam, to co pomoże, jaki jest mechanizm, bo jakiś musi być, ucieczka przed czym? W co?
  17. eligojot

    Mdłości w nerwicy?

    Kitty, a czy nie masz ogólnych problemów z żołądkiem? W sensie nie chorujesz na lekkie zatrucia albo podtrucia żywnościa? Niestety to również mój problem. Teraz mieszkam bardzo daleko od Polski, gdzie kuchnia jest bardzo różna od naszej. Można w hipermarkecie dosłownie za grosze nakupować pysznych przypraw, sosów, których u nas nie ma, albo są bardzo drogie. Do tego chyba z tysiąc różnych wędlin i kiełbas... Wczoraj niedziela, więc sobie pojadłem trochę (naprawdę niewiele) tych różnych smakołyków, trochę mięsa, i co? O 2 w nocy wybudził mnie ból żołądka i ogólne objawy nieżytu (dzięki Bogu bez biegunki i wymiotów). Już myślałem, że mnie ta okropna jelitówka dorwała, ale nie. Wziąłem krople, położyłem się, w miarę przeszło - oczywiście cała noc stracona, i cały dzień - po dziś po tym "zatruciu" nie czułem się najlepiej, non stop obolały żołądek. Postanowiłem, że już kończę z mięsem w każdej postaci, więcej nie tknę - i nawet nie obchodzi mnie czy dostanę anemii czy też nie. Dziś jestem na krakersach i sucharach...
  18. Kasia, niestety, ale Cię rozumiem. Wiem o czym mówisz... Nasza Klasa, FaceBook, Skype, Google Maps... W najgorszych momentach swojego szaleństwa, gdy ktoś zwrócił na mnie uwagę, a potem pozostawił... U mnie to jeden z objawów borderline, zresztą bardzo typowy... Na szczęscie już przeszło. Dobrze zdawałem sobie sprawę, że to co robię jest irracjonalne, ale podczas takich poszukiwań czułem się bezpiecznie, jakby to miało mi ułatwić dotarcie do tej osoby w sensie fizycznym...
  19. eligojot

    Mdłości w nerwicy?

    Wiesz co, jest to najbardziej upierdliwa z fobii jaka chyba może się zdarzyć ludzkości. I jest w błędzie ten, kto myśli, że ja boję się wymiocin. Nie! Wymiociny obchodzą mnie tyle co inne płyny ciała człowieka, po prostu nie byłoby mi przyjemnie, gdyby ktoś mnie obrzygał, osikał lub zabrudził kałem czy spermą. Więc nie chodzi o to, że mam wstręt do rzygowin czy się ich boję. Boję się możliwości, że zwymiotuję przy innych i chodzi głównie o wstyd z tym związany, i nikt mi nie przemówi, że to wszystko ludzkie, że nic się nie stanie nawet jak zwymiotuję. Nic tutaj nie pomoże podkładanie sztucznych rzygowin, albo konfrontacja z kimś wymiotującym - to nie ta strona tej fobii, może zatem są dwa rodzaje lęku przed wymiotowaniem - 1. cudzym, 2. swoim. Zresztą wiem, że nie zwymiotuję, bo jak miałem tę wspomnianą grypę żołądkową, to ile musiałem się namęczyć nad sedesem, żeby wreszcie sobie ulżyć i zwrócić. Już nawet czasem się zastanawiam, czy to tylko nerwica lękowa, natręctw z tą myślą o wymiotowaniu... Czy to nie idzie dalej, bo po prostu czuję się jak paranoik, obłąkany, ciągle z rzygowinami w głowie... Latem leciałem samolotem, 13 godzin. Oczywiście nie myślałem o tym, czy dolecę, czy samolot się nie rozbije, czy nie spadniemy, czy nie będzie jakiegoś zamachu - tylko ja oczywiście to swoje, czy od nagłej zmiany ciśnień nie będzie mnie zbierało na wymioty. Jak ostatni debil zamiast podziwiać naprawdę przepiękne krajobrazy czy to w dzień czy w nocy, to ja zasłoniłem okno i modliłem się tylko, żebym nie wymiotował... Nie muszę chyba opisać jazd jakie miałem, gdy samolot wpadł w turbulencje... I nawet wtedy nie martwiłem się czy wpadniemy do oceanu, tylko czy od tego bujania nie dostanę nudności, czy wszyscy nie zaczną wymiotować na raz i wtedy ja też będę musiał... - oczywiście nie zwymiotowałem, choć w swoim mniemaniu wielokrotnie byłem blisko... Koszmar jakiś... Non stop też wymyślam sobie różne choroby, które mogą przebiegać właśnie z wymiotami i mdłościami... Czego ja tu już nie miałem... Ciągle myślę, że oto zbiera mi się na migrenę, chociaż nigdy w życiu jej nie miałem, że mam zapalenie opon mózgowych, sepsę... Lęki o wrzody, zatrucia pokarmowe, czy Helicobacter pylori są jakby to rzec... codziennością. Wiem, jak to brzmi, kiedy to sam czytam, ale myśli te są takie realne. Teraz jeszcze rozpocząłem pracę, a raczej staż zawodowy i oczywiście mnóstwo stresu. Kształciłem się w zawodzie, może i dobrze popłatnym, ale strasznie stresującym... tzn. dla mnie, może dla innych nie. Ale teraz już myślę, że nawet jak nie wyjdzie, to trudno, widocznie się nie nadaję, a można i mieć szczęśliwe życie bez tej kasy, wykonując rzeczy prostsze i mniej frapujące, a jak nie, to jeszcze jest jakieś wyjście. A od czego się zaczęło? Banalnie. Jak pierwszy dzień jechałem do LO, to usłyszałem w autobusie jak dzieciaki się śmiały z jakiejś dziewczyny, która kiedyś zwymiotowała w autobusie. I ta myśl, we mnie zakiełkowała, najpierw mdłości w autobusie, ale sporadycznie, potem częściej, potem też w innych miejscach i dalej poszło już z górki... Wiem, z czego to wszystko wynika, z braku pewności siebie, z niskiej samooceny. Jak ją podnieść? Nie wiem. Stosuję autohipnozę, może coś da... A jak nie to benzo. To życie nas nie rozpieszcza. [Dodane po edycji:] Wiecie, ja przetrzymać mogę wszelkie objawy nerwicowe, drżenia rąk, palpitacje serca, mrowienia w stopach, ale na te rzekome nudności jestem bezsilny. Nie wiem czemu sam tak siebie zadręczam, to co pomoże, jaki jest mechanizm, bo jakiś musi być, ucieczka przed czym? W co?
  20. eligojot

    Mdłości w nerwicy?

    Ja odczuwam szczególne "zagrożenie" wymiotami w miejscach publicznych, wcześniej również w środkach komunikacji. Non stop mam napięty żołądek, prawie odczuwam każdy jego mięsień. Już przeleciałem wszystkie choroby, które mogą powodować nudności i wymioty - *chyba* żadnej z nich nie mam... Oczywiście w domu czuję się w porządku, co by świadczyło o dolegliwościach ze strony dawnej znajomej, oczywiście po benzo nudności przechodzą jak ręką odjął... Kupiłem płyty z autohipnozą, na budowanie pewności siebie, pewnie w tym tkwi pies pogrzebany, może pomoże... Refluks mam - ale biorę na niego tabletki, zwykle przez 2 tygodnie od czasu do czasu (raz na pół roku). Uważam co jem, data ważności musi być conajmniej na tydzień do przodu,a towar pochodzić ze znanego sklepu i chodliwej półki. Mięso jem tylko w weekend, aby *ewentualnie* móc odchorować spożywcze *szaleństwo* jeszcze w niedzielę, przed poniedziałkiem. Przez dłuższy czas nie piłem mleka, bo wmówiłem sobie, że robi mi się od niego niedobrze. Wina czy piwa nie piję od nie-wiem-już-kiedy, aby nie *podrażniać* żołądka. Gdy wstaję rano, pierwsza myśl, to czy nie jestem chory oraz czy nie chce mi się wymiotować... Eh, czasem odechciewa się żyć. Wszystko kręci się wokół wymiotów - jadę szybko samochodem, pierwsza myśl - czy od takiej jazdy nie zacznę wymiotować, jem przyprawioną potrawę - czy napewno nie usiądzie mi na żołądk i czy nie będę wymiotować... Czasem boję się nawet napić wody, choć takie picie chłodnej wody mineralnej wyraźnie pomaga na ten rozgorączkowany żołądek. W sumie cała moja nerwica opiera się tylko na problemach z wymiotowaniem, żoładkiem i pochodnymi, w sytuacjach stresowych albo po prostu nieoczekiwanych - pierwsza myśl - to oczywiście... wymioty, sztywnienie gardła, całego przełyku. Dodam, że oczywiście nigdy nie zwymiotowałem, ostatnie wymioty miałem w zeszłym roku - przy grypie żołądkowej, a poprzednie... 7 lat temu, też przy jelitówce. Mam 24 lata, ręcę opadają.
  21. eligojot

    Mdłości w nerwicy?

    A nie pomyśleliście czy może na wasze mdłości nie ma wpływu refluks... Ja niestety się tego nabawiłem i okresowo muszę wziąć tabletki na neutralizację kwasów żołądkowych - niestety mocno nasila się pod wpływem nerwów...
  22. Bierzesz mocne benzodiazepiny... A może powinieneś zmienić na jakiś czas miejsce spania, w sensie przeprowadzić się do innego pokoju, budynku, miejsca...
  23. Boshe, człowieku, po co zakładać wątek, skoro nie umiesz panować nad emocjami. Masz tę dysleksję, ale na Boga piszesz wszystko dokładnie na odwrót, nawet w firefoxie podkreśla błędy ortograficzne.
×