miałam dziś totalnie zryty dzień, jutro musi być lepiej bo są moje urodziny. niby 18ste, ale założe się, że będą najbardziej zryte pod słońcem. nie chcę mieć tylu lat i nie chce tej całej dorosłości. oznacza to same problemy, a ja mam już ich za dużo. nie poradze sobie, nie wiem nawet na jakie iść studia. nie mówiąc o tym, że nie znajde pracy. no i nie mam w ogóle nikogo. nikogo po za "rodziną", ale ciężko ją tak nazwać. szczególnie moją zrytą matke, niestety nią jest, żałuje że od niej pochodze. nienawidzę jej, nie mogę z nią gadać, ona jest straszna, Jezu zabierz ją ode mnie. Kiedy w końcu się stąd uwolnię? mam nadzieje że niebawem... bo dłużej tego nie wytrzymam... potrzebuje przyjaciela, musze mieć kogoś.. życie bez przyjaciół jest szaleństwem... a ja żyje w tym szaleństwie już 18 lat, no może z przerwami na nieudane znajomości. codziennie jestem tak osamotniona, że chociaż mam dom, czuje się jak bezdomny na ulicy. jeśli mogę mieć jakieś życzenie, Boże ulecz mnie, uzdrów moje życie i zmień, żeby stało się wartościowe i szczęśliwe, bo na razie jest koszmarem.