
refren
Użytkownik-
Postów
3 901 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez refren
-
polskie napisy [videoyoutube=ixuicqPQY9Q][/videoyoutube]
-
Bzdura. Hans - koleś kompletnie nie ma pojęcia o czym pisze. Wyciąga z rzyci fałszywe tezy i nie umie ich uzasadnić. Policja, biurokracja ani super nowoczesna technika nie jest konieczna do praktycznego stosowania socjotechniki na masową skalę. Właściwie wystarczy jeden kanał radiowy (-> radio Maryja). Jeśli uważasz Rydzyka za manipulatora na poziomie np. totalitarnego Związku Radzieckiego, czy kogoś uprawiającego w ogóle coś na "masową skalę", to nie ma o czym mówić. Inżynieria społeczna próbuje wyrwać człowieka z kulturowych archetypów i wspólnot organicznych (jak rodzina, naród), żeby wstawić na to miejsce swoje własne wzory kultury i wydać człowieka oderwanego od najbliższego środowiska na łup władzy. Nie bez powodu wyśmiewano "świecką tradycję". Inżynieria społeczna wymaga wielu zsynchronizowanych elementów. Zmierza m.in do demoralizacji społeczeństwa, uzależniania go od niskich przyjemności i konsumpcji, żeby nie odczuwał potrzeby myślenia o ważnych kwestiach.
-
Michellea, czy chodzisz na terapię? To forum ma charakter doradczy, natomiast natręctwa i kompulsje to ciężka sprawa i nie wystarczy "terapia" forumowa. Polecam poradnię na Bednarskiej w Warszawie -Stowarzyszenie Psychologów Chrześcijańskich. Mam jak najlepsze doświadczenia. Są też tam księża-terapeuci, z którymi można się konsultować w kwestiach sumienia, duchowych. Moim zdaniem nawet jak się jest spoza Warszawy, ale z nie z krańca Polski, to warto przyjechać raz w miesiącu na konsultację. Dla osób wierzących to jest duża pomoc rozmawiać z księdzem czy psychologiem, który szanuje kwestie sumienia. http://www.opp.bednarska.warszawa.pl/ Co do "sprawdzania" - ja mam swoją metodę "dwóch guzików". Jeśli się na przykład łapie na tym, że komuś źle życzę, to sobie wyobrażam, że mam do wyboru dwa przyciski - jak wcisnę jeden, to moje życzenia się spełnią, a jak drugi, to nie. No i wyobrażam sobie, że muszę w tym właśnie momencie zadecydować i że naciskam guzik. To jest czynność nad którą w wyobraźni mam kontrolę, w przeciwieństwie do myśli, nad którymi mogę nie mieć kontroli. U mnie to działa, nawet nie robię tego już żeby się chronić przed natręctwami, tylko żeby sobie czasem uświadomić co ważne i podtrzymać to, kim chce być, a odciąć się od chęci zła. Uleganie kompulsjom działa na chwilę, niweluje lęk, ale on zaraz wraca, bo nie dostał żadnych sensownych powodów, żeby sobie pójść. Irracjonalnemu strachowi powinien się przeciwstawić rozum.
-
To jest niesamowite, zestawienie eschatologii Biblijnej z hadisami muzułmańskimi. http://www.fronda.pl/a/czy-mahdi-to-islamski-wyslannik-antychrysta,47958.html
-
Myślę, że to się mieści w wolności każdego człowieka, żeby się zastanawiać nad różnymi sprawami i stawiać sobie pytania. Nie jest też tak, że jesteś niewolnikiem każdej swojej myśli, zdania, które Ci się nasunie. Od pomyślenia "chcę być satanistką" nie staniesz się nią, tak samo jak od pomyślenia "chcę być czerwonym kapturkiem" się nim nie staniesz. Problem będzie, jeśli wyrazisz na to zgodę, w sposób wolny i będziesz jakoś za tym podążać.
-
Dopiero wchodzisz w dorosłość, trudno, żeby wszystko co piszesz lub pisałeś w wieku 18-19 lat, było dojrzałe. Poczekaj z takim wymaganiem do 60tki. To też normalne, że z czasem się zyskuje dystans do swoich przeżyć, bo rodzaj problemów z biegiem życia się zmienia. Dla pierwszoklasisty problemem będzie, że się starał, a pani go nie pochwaliła, dla 15 latka, że mu nie pozwolili pójść na imprezę itd. Osoby piszące pamiętnik zwykle mówią, że jeśli czytają swoje wpisy sprzed kilku lat a nawet roku, to wydają im się one sztuczne, egzaltowane, infantylne itp.
-
Jeśli nie wierzysz w niebo, piekło i czyściec, to dla Ciebie pisanie o tym może być głupotą. Jednak to czy katolicy się upajają wizją wiecznych mąk jest faktem do stwierdzenia na bazie doświadczenia, a Ty z tym doświadczeniem się moim zdaniem mijasz, prawdopodobnie nawet z własnym. Dlatego piszę, że coś Ci skrzywia spojrzenie. Co do sofizmatu- zauważyłam, że wszelką sensowną argumentację logiczną, filozoficzną czy psychologiczną nazywa się w tym wątku sofizmatem. Kiedy widzę "sofizmat" to czytam "za trudne dla mnie" lub "nie podoba mi się, bo nie po mojej myśli". A kto Ci powiedział, że Religa nie może być zbawiony? I że ktoś niewierzący nie może? Ateiści są tylko na tym świecie, po drugiej stronie już ich nie ma, jak sądzę. No - koncentrują się na łupieniu 50 baniek z państwowej kasy. Kurcze, chociaż jedną bym chciała złupić. Byłoby by jednak fajnie, gdyby gloszący katolickie prawdy objawione, robili to na własny koszt i w miejscach do tego przeznaczonych (świątyniach), pozostawiająć przestrzeń dla wszystkich innych "błądzących" odmieńców. Byłoby fajnie, gdyby hierarchia kościelna nie mieszała się do zarządzania państwem i nie ingerowała w stanowienie świeckiego prawa. Bo w obecnej chwili KK można postrzegać jako agresywną organizację narzucającą wszystkim jedynie słuszny światopogląd. A to jest sprzeczne z głoszonymi ideami (tak mi się zdaje przynajmniej). Byłoby fajnie, gdybyś mi nie wyznaczał co mogę i gdzie oraz dla kogo jest jaka przestrzeń. I kto Ci powiedział robaczku, że państwo ma być świeckie a hierarchia kościelna ma się nie wypowiadać na temat prawa? Ja bym sobie życzyła na przykład, żeby lobby LGBT przestało się wtryniać w stanowienie prawa oraz działalność publiczną, zwłaszcza że są mniejszością. Jak dla mnie i milionów ludzi agresywną organizacją narzucającą wszystkim swój światopogląd jest Unia Europejska. A fakty są takie, że łupią nas zagraniczne firmy wyprowadzające z Polski miliardy dolarów, na co przyzwalali proeuropejscy "postępowcy". Nauka nigdy nie wyjaśni rzeczywistości, bo nie odpowiada na pytania egzystencjalne ani na pytania o początki, a dzisiejsza, zdehumanizowana, raczej zaciemnia rzeczywistość. Naukowcy nie dadzą nikomu sensu życia, nie uchronią przed depresją, co najwyżej mogą podać strzykawkę, żeby komuś, kto nie widzi sensu "pomóc", przenosząc go na tamten świat. Wizja naukowa świata sama w sobie nie zawiera wartości etycznych ani estetycznych i nie może ani słowa powiedzieć o naszym przeznaczeniu osobistym, o naszym celu ostatecznym. Skąd pochodzę? Dokąd dążę?… Nauka nie ma odpowiedzi na te pytania. - Schrödinger (fizyk, noblista) Jaki jest sens życia ludzkiego albo ogólniej wszelkiego bytu? By poznać odpowiedź na to pytanie, trzeba być religijnym. Zapytacie więc, czy warto je stawiać? Odpowiadam: ktokolwiek sądzi, że jego własne życie lub czyjekolwiek jest pozbawione sensu, jest nie tylko nieszczęśliwy, ale prawie zdyskwalifikowany do życia. - Albert Einstein
-
Edward27, to że masz jakieś przyjemne odczucia, kiedy pomyślisz o byciu księdzem, nie oznacza powołania, liczy się moim zdaniem ogólna tendencja, a ta jest u Ciebie przeciwna. Nerwica wykrzywia zresztą wgląd w siebie, zniekształca, lęk z jakichś cieni, pozorów, okruchów lepi coś dużego. Jak myślisz o życiu ze swoją narzeczoną to z pewnością też masz miłe uczucia, w dodatku jesteś ich pewien i jest to trwała tendencja, pragnienie.
-
Żeby ocenić natrętną myśl, trzeba się od niej zdystansować. Czyli przeczekać etap napięcia, lęku, dopóki kiedy one miną, można mieć znów naturalną, niezmąconą ocenę (co nie znaczy, że wcześniej mamy się dać zwariować). Natomiast przekonywanie się "czy mi się to podoba" spełniając daną rzecz, to brnięcie w sytuację lękową. Natręctwo polega na tym, że czujesz przymus do czegoś, co ci się nie podoba. Jednak to, że to coś ci się nie podoba, nie jest wystarczającym argumentem, by się tym nie przejmować, bo szuka się drugiego dna. Więc dokładnie tak samo się dzieje, jeśli się sprawdza robiąc to coś - może ci się to nie podobać, ale to nic nie zmienia, bo "nerwica" od początku jest na to nieczuła. Co do satanizmu, to z tym nie ma żartów i nie eksperymentowałabym w żaden sposób.
-
Zasłużył przez odrzucenie Boga, tak samo jak na niebo, przez przyjęcie miłości Boga. Nie przez same uczynki. Zwróć uwagę na łotra z krzyża, całe życie robił źle, ale w ostatniej chwili jakby doznał oświecenia. I Jezus obiecał mu miejsce w raju. Bóg ma dla wszystkich miłosierdzie, tylko nie każdy jest w stanie je przyjąć. Szatan sieje w sercach ludzi nienawiść do Boga, odwraca wartości, siebie stawia na piedestale lub jakieś zamienniki (np. pieniądze, seks), a Boga przedstawia jako najgorszego tyrana odpowiedzialnego za zło, które szatan sam uczynił. I ta nienawiść jest groźna, bo zatwardza serce, pielęgnowana przez całe życie może prowadzić do tego, że ktoś odrzuci Boga na wieczność.
-
Odbierasz rzeczywistość w sposób zdeformowany, a nie rzeczywisty. Nikt się nie upaja wizją wiecznych męczarni, ani w tym wątku, ani ogólnie w chrześcijaństwie. Coś Cię zaślepia, jakieś emocje. Na forum wątek piekła poruszają osoby walczące z katolicyzmem, a nie katolicy. Katolicy nie koncentrują się na piekle, to ludzie dalecy od Boga mają moim zdaniem z tym problem i ciągle to rozdrapują. Po prostu jako człowiek odpowiedzialny nie mogę twierdzić, że piekła nie ma, bo to kłamstwo, które może wyrządzić szkodę, więc jeśli ktoś twierdzi, że piekła nie ma albo że nikt nie będzie potępiony przez całą wieczność, to z tym się nie mogę zgodzić, mimo że kogoś to będzie irytować. Lepiej zresztą założyć, że istnieją wieczne męki, być w porządku z Bogiem, żeby ich uniknąć i potem się przekonać, że wszyscy i tak będą zbawieni, niż założyć, że na pewno ich nie ma, drwić z Boga całe życie i potem trafić do piekła. A Biblia nic nie mówi o powszechnym zbawieniu.
-
Nędza, to kiedy osoby o wykoślawionym pojęciu o wierze, które nie doświadczyły jej w normalnej formie, rzutują to pojęcie na innych. Zauważ, to ateiści i sataniści tego forum ciągle wymyślają Bogu i zarzucają mu tyranię. My, wierzący, jesteśmy od tego wolni, bo poznaliśmy miłość Boga. Tylko miłość daje wolność. Nie jestem terroryzowana, jestem wolną osobą kochaną przez Boga, za którą Bóg umarł na krzyżu. Więc czego mam się bać? Jeśli Bóg jest miłością, to kto mnie potępi? Infantylne jest uparte trzymanie się swojego egoizmu, który nie pozwala dostrzec obiektywnej sprawiedliwości oraz niemożność wykroczenia poza własny, ograniczony punkt widzenia. Nie jestem bałwochwalcą, czczę Boga, który jest, który się objawił Izraelowi i objawił się w Jezusie Chrystusie i który jest więcej warty niż wszystkie skarby świata i żądze. Bałwochwalstwem jest oddawanie czci bożkom, których mieszkaniem jest ten świat, tak jakby były najwyższym dobrem, stawianie ich na miejscu Boga. Czczenie tego, co jest liche i przemijające, co służy tylko do tego, żeby sobie dogadzać, jest bałwochwalstwem i umniejsza człowieka. Poza tym pamiętaj, że jaką miarą sądzisz, taką zostaniesz osądzony. Przykładowo, jeśli nazywasz mnie bałwochwalcą, a przypadkowo się okaże, że w małym stopniu na to zasługuję, to Ty nim możesz być uznany sto razy bardziej, biorąc taką miarę. Inny przykład, jeśli ktoś nazywa złodziejem osobę, która ukradła bułkę w sklepie, a sam ukradł miliony, to sam już nie jest sądzony jako złodziej, ale jak ktoś gorszy od złodzieja na tyle, na ile sam jest gorszy od tej kobiety. Nie twierdzę, że jestem od Ciebie lepsza, w wielu sprawach pewnie gorsza, ale tylko Cię ostrzegam, że osądzanie innych jest mocno ryzykowne, zwłaszcza w złej wierze. Nie tylko ja i Ambaras się trzymamy uparcie wiary w sąd, piekło niebo lub czyściec, ale Kościół Katolicki, o którego nauce nie za wiele, sądząc z Waszych wpisów wiecie, a niektórych rzeczy nie rozumiecie, bo mieliście spartaczoną edukację, poza tym nie chcecie się nawracać i to jest powód, że Wam się wizja piekła nie podoba, a nie przesłanki rozumowe.
-
Sorry, ale żaden teolog klasy nie tylko światowej, ale i marsjańskiej ani żadne fundacje i koła wzajemnej adoracji nie podważą mi tego, co Bóg nam objawił. Jetodik, kiedy Cię czytam, to tylko przypomina mi się Kohelet: "Bóg uczynił ludzi prawymi, lecz oni szukają rozlicznych wybiegów." Ja polecam naukę Kościoła: < Tylko Bóg jest sędzią. Nie do nas należy osądzanie bliźnich. Miłosierny Pan chce, abyśmy kochali braci i nie wydawali sądów potępiających, gdyż nigdy nie znamy całkowicie ich serc. Tego, kto nie kocha i nie okazuje miłosierdzia, czeka sąd bez miłosierdzia. Jeśli żałujemy za nasze grzechy i przebaczamy naszym winowajcom doznane krzywdy, niesprawiedliwości, Bóg przebaczy nam nasze winy i obdarzy wiecznym szczęściem.>>
-
Powołanie to nie jest jakieś przelotne uczucie, chęć czy myśl. To jest rozeznanie swojej drogi życiowej, używa się do tego rozumu oraz rozeznaje się swoje pragnienia. Przez to że mówi się o natchnieniu Bożym, to wydaje się, że to jest jakaś sprawa magiczna, ale to jest jak z każdym innym wyborem, Bóg może nam w nim pomagać, ale nie robimy czegoś tylko dlatego, że usłyszeliśmy głos z Nieba, wbrew rozsądkowi i chęciom, Bóg działa dyskretnie i integralnie. Bóg dał nam przede wszystkim rozum do rozpoznawania tego co mamy robić i podejmowania decyzji (a do rozpoznawania obiektywnego dobra i zła sumienie, ale wybór drogi życiowej to wybór subiektywnego dobra). Wybór kapłaństwa to jak wybór kierunku studiów, jeśli masz zdolności matematyczne i chcesz być programistą, to nie pójdziesz na polonistykę, bo przechodziłeś koło tego wydziału i spodobała ci się dachówka albo dlatego że boisz się, że może powinieneś. To byłoby absurdalne. Nawet osoby, które wstępują do zakonu czy seminarium mają jeszcze dużo czasu, żeby zobaczyć, czy rzeczywiście to jest droga dla nich, przymierzają się do tego, sprawdzają. Niektórzy rezygnują. Jest w tym też pomoc innych osób, przełożonych, którzy patrzą na to, czy dana osoba się nadaje. Ktoś tu pisał, że nie chce iść do zakonu, bo bardzo lubi seks. Jest to jak najbardziej istotna przeszkoda, rozbudzenie seksualne nie sprzyja utrzymaniu celibatu. Nie jest tak, że powołanie jest zupełnie od czapy, nikt się nie zmieni nagle o 180 stopni, zwykle ludzie powołani są pobożni, gorliwi, jakoś rozwinięci w kierunku duchowym, a na pewno nie jest to dla nich udręka tylko możliwość, którą rozważają w sposób wolny.
-
Powinni. Zajęło mi dużo czasu, żeby o tym zapomnieć. Oczywiście przeczytałam dziesiątki artykułów na katolickich stronach czym jest powołanie i jak je rozpoznać. Raczej ze "zmęczenia materiałem" i złych wspomnień związanych z tym czytaniem, niż z obawy, że natręctwa wrócą. Choć ja bardziej miałam lęk dotyczący tego, że przyrzekam Bogu zostać zakonnicą i jak to pomyślę, to już koniec, będę musiała zostać. No niby wiem, że są pokusy, ale z drugiej strony przeraża mnie perspektywa tego, że coś może mi wkładać myśli do głowy. Co do opętania itp., to również mam lęk z tym związany, kiedyś myślałam, że jestem opętana. A to wszystko zaczęło się od tego jak ksiądz na lekcji religii o tym opowiadał, np. jak to dziwne rzeczy mogą się dziać w domu. Do dziś czasem wraca mi lęk, że jakiś odgłos, który usłyszę w nocy to coś złego... No i parę razy przeczytałam, że nerwica może tak naprawdę być efektem działania diabła, co mnie strasznie wystraszyło. Jak mi się to przypomni od czasu do czasu, to zaczynam szukać na ten temat informacji, żeby się uspokoić. Efekt jest oczywiście odwrotny. Teraz też tak zrobiłam (czemu Bóg nie może jakoś uleczyć tej mojej głupoty? ). Za każdym razem kończy się to myślami, że wielbię szatana, chcę być satanistą itp. A jak się zatrzymam nad tą myślą, żeby sprawdzić czy to mi się podoba albo po prostu dam przejść tej myśli, to potem mam schizy, że tak naprawdę tego chciałam. Najgorsze jest to, że pomyślałam, że chciałabym spróbować, żeby się przekonać jak to jest, może by mi się spodobało (i znowu, jak mogłam tak pomyśleć?) To ja już wolałabym być zakonnicą (A tak naprawdę, to wolałabym mieć męża, Boże :) ) Może w złym kierunku poszła ta rozmowa, bo nie ma co się koncentrować na myśleniu o diable i rzeczach budzących lęk, ale do Jezusa przyszedł szatan na pustyni i go kusił, choć z pewnością nie był On opętany ani nie był satanistą. Tak samo kiedy powiedział "Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił". Jak dla mnie destrukcyjne czy depresyjne myśli typu "nic mnie już dobrego nie czeka" czy "moje życie nie ma sensu, to jedynie pasmo cierpień" są albo mogą być pokusą, a to nie znaczy, że ktoś jest opętany czy że zaczną się dziać z nim dziwne rzeczy albo w jego mieszkaniu. Działanie diabła to często podtykanie takich myśli, i z tym styka się każdy i nie ma przy tym nadzwyczajnych zjawisk, to taki mały wewnętrzny jątrzyciel, któremu można powiedzieć "spieprzaj dziadu", ale czasem się za bardzo rozpanoszy. Tak samo jak mamy dobre natchnienia, mamy i złe. Nie wszystkie zresztą pokusy pochodzą według teologii od diabła, pochodzą także od nas samych (z naszej słabości, cielesności) i od świata (bo jest zmysłowy, a nie duchowy). Ale jeśli czytanie o czymś budzi Twoje lęki, to lepiej unikaj takiej tematyki. I słusznie. Katolickie strony... Naprawdę wiele zadziwiających rzeczy można tam przeczytać... Trzeba mieć dystans, a jeśli się nie ma, to omijać, choć są też wartościowe strony i artykuły.
-
Nie chodzi mi o jakieś niesamowite moce czy opętanie, jako osoba wierząca widzę rzeczywistość duchową tak, że człowiek każdego dnia spotyka się z pokusami, przez całe życie, a dążeniem złego ducha jest uczynić nas nieszczęśliwymi, przez to zawsze będzie nam podsuwał różne myśli destrukcyjne, namawiał do tego co złe, nieodpowiedzialne i szukał drogi, aby nas zniechęcić do wiary, stosując różne podstępy. Będzie tak dopóki żyjemy na tym świecie. Na jednego będzie działać namawianie do pobłażania sobie i lekceważenia grzechów, na innego wpędzanie w nadmierne poczucie winy i np. zamęt na tle rzekomego powołania. Co nie znaczy, że nie można tego zracjonalizować, bo posługując się rozumem też jesteśmy zwykle w stanie ocenić, co dla nas jest destrukcyjne, a jeśli nie (bo jesteśmy na przykład zaburzeni przez lęk), to może nam ktoś w tym pomóc. Powinni się zacząć zastanawiać pisząc takie rzeczy, bo zbyt wiele osób ma potem jazdy.
-
Pójście do psychologa to niekoniecznie branie leków, a zdrowie nie polega na tym, że się nie pójdziesz do lekarza, ale że się będziesz dobrze czuć. Może lepiej się dzielić problemami z psychologiem, który je rozumie, nie ocenia, stara się udzielić jak najlepszej pomocy, niż z rodziną - bo rodzina raczej nie zrozumie do końca problemu, a poza tym nie ma dystansu, Twoi bliscy pewnie martwią się o Ciebie, może irytują swoją bezradnością albo myślą, że mogłabyś sobie poradzić ze swoim problemem, tylko nie chcesz. To znaczy dobrze, że rodzina i chłopak tak ogólnie znają Twoje problemy, ale w natręctwach jest pewien przymus ciągłego dzielenia się swoimi wątpliwościami z kimś z zewnątrz, żeby nam je rozwiał i żeby poczuć ulgę. A rodzina i chłopak niekoniecznie mają do tego siłę i widzą sens rozmawiania ciągle o tym samym. To znaczy nie wiem czy tak robisz, ale ja wiem, że kiedy byłam w lęku, to próbowałam ciągle z kimś rozmawiać, nawet jeśli reakcje drugich osób były różne. To znaczy nie mogę powiedzieć, że np. rozmowy z mamą mi nie pomogły, bo nieraz tak, wręcz były zbawienne, ale też nieraz było to bezprzedmiotowe - było tak, że na dwoje babka wróżyła, raz to pomagało, a innym razem prowadziło do nerwów. Moim zdaniem ważne tylko, żeby psycholog nie naruszał Twoich wartości i żebyś się z nim rozumiała, czuła bezpiecznie. Z lekami jest tak, że pomagają, ale potem trudno jest je odstawić i miewają różne skutki uboczne, więc trudny wybór, ale jak się jest na takim etapie, że nie można zupełnie wykonywać swoich obowiązków, uczyć się czy pracować, to może to być ratunek, zawalone życie nikomu nie pomoże wyjść z nerwicy.
-
Lub przyczyną. (opcja edytuj już nie działa)
-
Brawo dla księdza. Mi się zdarzyło swojego czasu przy ostrych natręctwach, że jeden ksiądz tak powiedział: to jest pokusa, nie myśl o tym więcej, biorę na siebie za to odpowiedzialność. To mnie wtedy uratowało, miałam jazdy po tym, jak byłam na modlitwie wstawienniczej i poprosiłam o "słowo", czyli fragment Pisma Św specjalnie skierowany dla mnie (mam do tej praktyki teraz bardzo mieszane uczucia i nie polecam nikomu z natręctwami). Zinterpretowałam je tak, żeby potwierdzić moje lęki i szaloną koncepcję na temat "przeznaczenia" (to było wiele lat temu i z całą pewnością mogę powiedzieć, że było to absurdalne). Ksiądz już niestety nie żyje. Zastanawiam się nieraz, dlaczego tak mało księży potrafi tak postąpić, mimo że mają do czynienie z ewidentnie udręczonymi osobami. Ksiądz ma inne zadanie niż psycholog, jest od pomocy duchowej i podpowiedzi, nieraz rozstrzygnięć w kwestiach sumienia. Jest też od tego moim zdaniem, żeby rozpoznawać udręczenia diabelskie (zło nieraz się podszywa pod dobro, czyli np. "powołanie", aby kogoś wpędzić w depresję, zniechęcić do życia i wiary) i pomóc komuś się od nich uwolnić. Dla wielu osób sam fakt, że ktoś ma lęki na temat wiary oznacza, że wiara jest bez sensu. Wiedzą lepiej, że ich ateizm jest słuszny, wręcz niezbicie udowodniony, co raczej moim zdaniem wynika z wąskich horyzontów niż z rzetelności wobec swojego umysłu, a na pewno jest niemożnością wyjścia poza swój subiektywny punkt widzenia czy emocje - bo przeżycia, doświadczenia, przekonania kogoś innego na temat wiary mogą być zupełnie inne. Bo dla innych osób wiara ma wartość, nieraz doświadczały, że ma sens i nie chcą z niej rezygnować, nawet jeśli przychodzą w niej trudne doświadczenia. Osobiście uważam, że te doświadczenia prowadzą do czegoś lepszego, nikt nie powiedział, że życie zawsze musi być łatwe, nieraz tani komfort nie prowadzi do prawdziwego szczęścia i rozwoju, natomiast przetrwanie trudnych chwil i nadzieja w Bogu tak, bo te chwile kiedyś się kończą i wszystko jest lepsze niż było wcześniej. To nie wiara jest według mnie objawem nerwicy, jak niektórzy twierdzą. Objawem nerwicy jest raczej to, że ktoś zaczyna mieć problemy z praktykami religijnymi, które wcześniej wykonywał. Większość na przykład ludzi, która chodzi na mszę, czuje się normalnie albo jest to dla nich dobre, budujące przeżycie. Jeśli komuś nie sprawiało to trudności, a w pewnym momencie zaczyna odczuwać w trakcie mszy lęki, natrętne, np. bluźniercze myśli, to dla mnie jest logiczne, że problemem jest niemożność spokojnego praktykowania wiary, a nie sama wiara.
-
"Zauważmy, że jest tam również użyty jeszcze inny czasownik w drugiej części tego wersetu: apollymi, który nie zawsze oznacza zabijanie i unicestwianie. Oczywiście w takim znaczeniu ten czasownik jak najbardziej występuje w Biblii (np. Mt 2,13), ale w przeciwieństwie do apokteino, które zawsze wiąże się z zabijaniem, apollymi może oznaczać zniszczenie, zatracenie, zagubienie, które nie musi się wiązać z unicestwieniem. Dobrym tego przykładem jest następujący werset: „Lecz On odpowiedział: «Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły (gr. apollymi) z domu Izraela»„ (Mt 15,24 – BT). Podobne przykłady możemy znaleźć w wielu miejscach Biblii (np. Łk 15,4.6; Mt 9,17; Mk 1,24 itp.)" No rzeczywiście jak byk ... Poza tym jeśli się powołujesz na słowa Jezusa, to czemu pomijasz wiele innych Jego wypowiedzi, które mówią o piekle? np. : "Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie. " Mat 25.41
-
Nawet jeśli, to możesz przeprogramować go z powrotem. Myślę, że oglądanie filmów porno może jak najbardziej zwiększyć myślenie o seksie i sprawić, że potrzebujemy nowych bodźców, ale jakoś nie sądzę, żebyś już potrzebowała aż tak nowych, jak pedofilia i zoofilia, to skrajności. Raczej stoi za tym lęk.
-
Bawienie się słówkami, to raczej takie naciągane interpretacje, a to jest analiza językowa oparta na wiedzy. Z kontekstu wynika coś dokładnie przeciwnego. Czym jest to, czego ludzie nie mogą unicestwić, a co miałoby ulec zniszczeniu w piekle? Trafienie do piekła jest niczym śmierć, ale jest jeszcze groźniejsze, jest to zatracenie, przeciwstawione śmierci zwykłej. Poza tym kontekstem jest cała Biblia. Możesz czytać sobie świadków Jehowy, ale ich analizy nie mają za wiele wspólnego z tekstem źródłowym i lepiej uważaj, bo oni lubią sobie czasem np. przestawić przecinek w zdaniu w kluczowym miejscu.
-
Objawienie - > http://www.opoka.org.pl/biblioteka/K/kat_dla_nie3.html streszczając: Jezus Chrystus jest dla nas (katolików) Słowem Bożym. Napisałam powyżej "Chrześcijaństwo opiera się zarówno na rozumie, jak i objawieniu, które potwierdzają się nawzajem.", więc to chyba nie do mnie pytanie.
-
A tu są fragmenty Ewangelii mówiące o piekle, np. "Wówczas zapytają i ci: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie? Wtedy odpowie im: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego." http://www.gloria.tv/?media=361886 Wygląda więc na to, że Jezus też uległ wpływom Platona. :) Ale to raczej Platon uległ wpływom prawdy. Chrześcijaństwo opiera się zarówno na rozumie, jak i objawieniu, które potwierdzają się nawzajem. Teologia jest to uzasadnianie treści Objawienia drogą rozumową, jest to więc chrześcijańska filozofia i tu dużo zawdzięczamy tradycji greckiej, jedna i druga opierają się na rozumie, więc się dogadują. Platon rozświetlił nam temat, a filozofia grecka dała podstawy metody teologii, czyli narzędzia. Było wiele ścieżek filozofii greckiej i można powiedzieć, że św Augustyn oddzielił ziarno od plew i też genialnie rozwinął teologię chrześcijańską, to nie było tylko coś odtwórczego.