
refren
Użytkownik-
Postów
3 901 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez refren
-
Kalebx3, zobacz jak to działa- robisz coś nie tak, masz być może niepokój- że to sprzeczne choćby z nauką Kk, więc zaczynasz najeżdżać na księży, żeby sobie ulżyć. Tak działa bardzo wiele ludzi i nie ma sensu do nich dołączać - bo to nie jest racjonalne. Nagonka teraz na księży jest nieziemska - ktoś niedawno na przykład monitorował przez 24 godziny wiadomości na stronie Wyborczej i newsów, które pokazały się w tym czasie i były na temat kościoła było tyle, że można było nimi zapełnić całą stronę główną gw - i ktoś zrobił taką planszę, tylko teraz nie mogę znaleźć. Aktualnie przeciwko Wyborczej jest postępowanie Rady Etyki Mediów na temat tendencyjnego pisania o Radiu Maryja (chyba się przestraszyli, bo wysmażyli nagle kilka arcików poztywnych) Statystycznie na jednego księdza pedofila przypada 40-u pedofilów, którzy są gejami- ale o tym się nie mówi, bo na to nie ma zapotrzebowania. Sprawa gejów którzy znęcali się nad adoptowanym chłopcem ( a pracownicy opieki społecznej nie reagowali, bo bali się być posądzonymi o homofobię) przemknęła cichutko - no bo warto tylko jechać po Kościele i rodzinie. Obejrzyj kolejne okładki Newsweeka z ostatniego roku - ciężko znaleźć coś co nie odnosi się do religii, seksu, Kościoła - ewidentnie widać obsesję. Antykoncepcja to Twoja sprawa, ale nie pielęgnuj w sobie jadu - bo to trucizna dla duszy i nie pochodzi od Dobrego. -- 27 paź 2013, 00:01 -- Jest to też wysiłek, by zachować naturalny seks bez sztuczności. Poza tym seks bez asekuracji zmusza do jakiejś gotowości psychicznej, że może jednak będzie dziecko - nawet jeśli metody naturalne są u kogoś bardzo skuteczne, to jednak nie ma iluzji pełnej kontroli - jak przy innej antykoncepcji. Jeśli ktoś jednak stosuje te metody przez wiele lat i bardzo się asekuruje, żeby czasem nie wpaść, ciągle unika seksu w dni, w których ma choć cień podejrzenia, że może się to skończyć zapłodnieniem - to chyba nie różni się to od postawy kogoś, kto używa gumki czy pigułki (bierze ją kobieta, ale używają jakby oboje). -- 27 paź 2013, 00:05 -- mozesz napisac w jakim sensie bal sie dziecka? Nie wiem z jakich powodów, ale się bał - nie z powodów finansowych myślę, tylko chyba bał się odpowiedzialności i tego czy się nadaje na ojca.
-
kokos84, Uważam, że takie międlenie argumentów w jedną i drugą stronę, jak tu robimy, jest jałowe i w pewien sposób niszczące. To wszystko inaczej wygląda w abstrakcji, a inaczej w życiu - to znaczy ktoś, kto ma 18 lat inaczej patrzy na sprawy niż ktoś kto ma 40, ktoś kto nigdy nie był w związku inaczej niż ktoś, kto ma 15 lat stażu małżeńskiego - pewnych rzeczy trzeba doświadczyć, żeby się określić, a poglądy mogą się zmienić. Poza tym zderzenie seksu i zasad jest dość obciążające - bo seks z natury jest czymś przecież spontanicznym, z kolei poznanie jakiejś "reguły" rodzi bunt, nadaje się fałszywie wielkie znaczenie temu, czego nie wolno - nagle się wydaje, że to jest najważniejsze i niezbędne do szczęścia - co zaburza według mnie naturalne podejście do tematu. Co do metod naturalnych - z doświadczenia moich znajomych wynika, że są raczej skuteczne. Zresztą nie chodzi w nich o 100 procent skuteczności, jeśli ktoś ma raka i bierze chemię, to nie będzie stosował metod naturalnych, stosują je ludzie, dla których dziecko nie jest tragedią - bo mają uporządkowaną sytuację rodzinną i życiową. Co do lęku przed dzieckiem - historia mojej koleżanki to potwierdza, że metody mają znaczenie (czy mogą mieć) - jej chłopak bał się dziecka, ona chciała, zaczęli stosować metody naturalne z pewnych przyczyn pozareligijnych i przestał się bać, metody były skuteczne, ale zdecydowali się świadomie na dziecko, zaszła w ciążę, pobrali się, chłopak jest szczęśliwym ojcem. Moim zdaniem antykoncepcja może być pewną nieakceptacją drugiej osoby - jeśli nie jestem pewna, czy chcę być z kimś przez całe życie, to logiczne, że bardziej boję się dziecka. I działa to w dwie strony - otwarcie na dziecko jest przekroczeniem pewnej granicy i inaczej ustawia cały związek - to inny poziom bliskości. Uważam, że każdy ma prawo by partner traktował go jako potencjalnego ojca/matkę, a nie myślał tylko o swojej przyjemności i poświęcał naturalność seksu dla konieczności zabezpieczenia się. Uważam też, że to co naturalne jest lepsze niż sztuczne. Z antykoncepcją jest jak z żywnością - lepsza jest naturalna niż sztuczna, ale nie zawsze jest możliwość uniknięcia sztucznej- tylko że to nie jest powód, by mówić, że sztuczna jest tak samo zdrowa, jak naturalna. Takie sprawy ludzie regulują w dużym stopniu kierując się własnym sumieniem - i czują, kiedy są w porządku, a kiedy nie - a Kk w praktyce wcale nie ma tak restrykcyjnego podejścia, jak się wydaje. Tak jest zresztą z każdą zasadą - wiadomo, że kradzież jest grzechem, ale jeśli masz umrzeć z głodu, to nie będziesz siebie potępiał za kradzież chleba - ale czy to powód, by zmieniać przykazanie? Albo czy można zacząć ludziom mówić - nie wolno kraść, ale są takie, a takie wyjątki? - To byłoby szaleństwo. Otóż to, ludzie chcą mieć iluzję, że zdobędą pełną kontrolę nad swoim życiem i nie mogą znieść myśli, że mogą się mylić w ocenie dobra i zła i że ich namiętności, przekonania mogą być błędnie ukształtowane. Mogą coś robić z pobudek medycznych, pragmatycznych, egoistycznych i wkładać w to dużo wysiłku - ale nie zrobią tego, kiedy słyszą, że to jest moralne- wtedy to odrzucają emocjonalnie albo im się nie chce - bo to już nie daje tej miłej iluzji kontroli. Tylko że właśnie ta pełna kontrola nad swoim życiem jest iluzją - i ci co w to wierzą, są naiwni. Ludzie, którzy stosują antykoncepcję i mimo to zdarzy im się spłodzić dziecko, czują się często oszukani i skrzywdzeni przez los - bo przecież oni nie chcieli, wykazali się "rozsądkiem", lekarz zapisał, producent obiecał, a tu taka wpadka - nie widzą, ze to konsekwencja ich czynów - z tej agresji rodzi się nieraz chęć aborcji - a wystarczyłoby trochę pokory, którą mieli ludzie przez stulecia - że "nie może człowiek zbadać dzieła, jakie się dokonuje pod słońcem". Bóg zawsze ma rację- ale czasem trzeba wielu trudnych doświadczeń życiowych, żeby się o tym przekonać.
-
Ale dlaczego to kierujesz do mnie, coś sugerujesz?
-
Mają wzrost, bo mają przemysł, a nie mają Tuska i Unii :) -- 26 paź 2013, 15:10 -- U nas też niektórzy zasuwają po 12 godzin dziennie, tylko co z tego, skoro pracują nad strategią marketingową i nikomu niepotrzebnymi raportami czy ankietami, w w tym czasie Chińczycy produkują wszystkie rzeczy, których używamy?
-
To ciężki kawałek, zwłaszcza w XXI wieku. Tylko pytanie, co to znaczy "oderwanie od prokreacji" - bo jeśli jednocześnie są możliwe metody naturalne, to jak to interpretować? Jeśli jedno ma być spójne z drugim, to trzeba jakoś szerzej, niż intencja posiadania dziecka w tym właśnie momencie. Myślę, że należy szukać odpowiedzi w uzasadnieniach dopuszczalności metod naturalnych. Chodzi raczej o to, by "forma" seksu nie była podporządkowana wykluczeniu zajścia w ciążę i żeby nie stosować w tym celu sztucznych środków, nie traktować tej możliwości, że dojdzie do zapłodnienia jako absolutnego zła - tylko liczyć się z tym, że to się może stać, jak też, żeby nie unikać dzieci w ogóle - przez całe małżeństwo. Pytanie, co z "otwarciem na życie" kogoś, kto osiągnął prawie 100 procent skuteczności w metodach naturalnych. Ważne jest, że mimo, że się chce przesunąć czas "poczęcia" na kiedy indziej, nie podporządkowuje się "aktu" temu celowi, nie ogranicza się go sztuczną ingerencją. Naturalny seks jest lepszy niż ograniczany sztuczną antykoncepcją, więc jeśli to robimy, jest w tym pewne skąpstwo wobec partnera - czegoś mu żałujemy, bo nie chcemy dziecka. Ogólnie ten temat, to jeden z najbardziej drażliwych - bo jest tu ogromny konflikt między współczesnym podejściem do seksu i życia, a tą częścią nauki Kk - który się emocjonalnie odczuwa - zwłaszcza w młodszym wieku. Kiedyś reagowałam na to alergicznie, z czasem się uspokoiłam i "dojrzałam" do akceptacji - co nie znaczy, że jestem zwolenniczką życia od regułki do regułki - bo tak nie można, jest to niszczące. Reguły nie są dla nich samych, tylko dla czegoś - dla jakiegoś dobra i to dobro jest ważniejsze niż sama zasada. Doceniam coraz bardziej wkład tradycji chrześcijańskiej w kształt wolności w naszej kulturze. Kojarzy się raczej religia z ograniczaniem wolności - ale jeśli np. porzucimy przekonanie, że naturalny seks bez sztucznej antykoncepcji i posiadanie dzieci są prawem każdego małżeństwa - to możemy dojść do coraz silniejszej ingerencji państwa i innych podmiotów, w których interesie będzie ograniczenie dzietności - w Chinach wymusza się na obywatelach antykoncepcję i aborcję i ludzie to przyjmują. Dlaczego? Bo tam nie było chrześcijaństwa.
-
Co do tych namacalnych dowodów - to może masz jakiś na to, że Maryja nie była dziewicą? To, że nie uważali tak od początku, to nie znaczy, że to nie jest prawda. Religia ma charakter objawiony - nie opiera się tylko na dowodach, ale też na objawieniach i prowadzeniu przez Ducha Św - możesz w to nie wierzyć, ale to, że jakiś dogmat się pojawił po pewnym czasie nie obala wiary - bo to nie znaczy, że jest nieprawdziwy. A jeśli wcześniej nie było dogmatu na ten temat, to nie można mówić o zmianie. Problem w tym, że w Ewangelii nie ma za dużo na temat Maryi, dlatego nie jest to tak jasne, jak rzeczy dotyczące Jezusa - i ludzie sobie sami wypełniali tę lukę swoimi wyobrażeniami. W takim razie rozmowa z katolikami nie ma sensu bo oni zawsze mają rację, nawet najbardziej niedorzeczną. Nie przekonają ich dowody historyczne, kroniki historyczne bo przecież po ich stronie jest duch św., zlatuje w postaci ptaszka na głowę i objawia jedyną słuszną prawdę, tymczasem biednych niewinnych Napoleonów trują i zamykają w szpitalach No ale czego oczekujesz, że po przeczytaniu Twoich "rewelacji", w których nawet nie ma żadnych konkretów, pójdę dokonać apostazji? Albo że zacznę mówić, że wiara jest czymś czym nie jest?
-
A nie czasem jakie pozycje są niebezpieczne? wszystko jest dozwolone tylko trzeba konczyc w narzadach rodnych kobiety
-
Co do tych namacalnych dowodów - to może masz jakiś na to, że Maryja nie była dziewicą? To, że nie uważali tak od początku, to nie znaczy, że to nie jest prawda. Religia ma charakter objawiony - nie opiera się tylko na dowodach, ale też na objawieniach i prowadzeniu przez Ducha Św - możesz w to nie wierzyć, ale to, że jakiś dogmat się pojawił po pewnym czasie nie obala wiary - bo to nie znaczy, że jest nieprawdziwy. A jeśli wcześniej nie było dogmatu na ten temat, to nie można mówić o zmianie. Problem w tym, że w Ewangelii nie ma za dużo na temat Maryi, dlatego nie jest to tak jasne, jak rzeczy dotyczące Jezusa - i ludzie sobie sami wypełniali tę lukę swoimi wyobrażeniami.
-
A nie czasem jakie pozycje są niebezpieczne? Tego tam nie widziałam.
-
a skad wiadomo ze nie uprawiali? Bo w średniowieczu tak postanowili, że trzeba ich odseksualnić aby nadać im wiecęj 'boskości'. "Odseksualnienie" jest z naszego punktu widzenia, bo żyjemy w kulturze, gdzie seks jest w centrum, ale dla ludzi średniowiecza to akurat nie było odseksualnienie, bo oni mieli inne rzeczy w centrum.
-
Hans, katechizm nie jest zresztą instrukcją, jak przeżywać seks, tylko pokazuje granice- jakie postawy są niebezpieczne.
-
W KKK stoi, że nie może być seksu wyłącznie dla przyjemności, seks ma służyć zawsze rozmnażaniu, czyli no nadal człowiek jak królik, ale o tem potem, bo teraz tak na szybko. No to już według mnie jest interpretacja. Jeśli są dozwolone metody naturalne, to seks może służyć tylko przyjemności (dlatego zresztą nieraz się zarzuca niekonsekwencję, że Kk pozawala na nie, a na inne metody nie). Ma służyć rozmnażaniu o tyle, że nie powinien być oderwany od płodności czyli "zamknięty na życie", ale to nie znaczy, że ma służyć wyłącznie rozmnażaniu. Jeśli ludzie są bezpłodni, to też uprawiają seks, i w małżeństwie to jest ok - chodzi bardziej o to, że seks nie powinien być celowo oderwany od natury- która zakłada płodność.
-
A dlaczego ktoś ma byś stawiany na piedestał z powodu spełniania naturalnej potrzeby fizjologicznej? To każdy potrafi. Stawianie seksu na szczycie hierarchii ważności jest bałwochwalstwem. Współcześnie ludzi tak boli, że Jezus i Maryja nie uprawiali seksu, że sam ten "ból" mówi mi, że te przykłady są potrzebne - a czy gdzieś poza religią podobne znajdziemy? Mam wrażenie, że współczesność jest na etapie obsesji seksualnej, więc jak ktoś pomyśli o Jezusie czy Maryi, to tylko mu wyjdzie na dobre. Co do roli prokreacyjnej - katechizm Kk podaje dwie funkcję seksu - prokreacyjną i umacnianie miłości w małżeństwie.
-
Protestantyzm to wiele odłamów i wciąż powstają nowe, więc sama nie wiem, co oni tam głoszą, ale dlaczego tak przeciwstawiasz podejście do seksu prawosławia i katolicyzmu? Na jakiej podstawie? Bo ja tej opozycji nie widzę.
-
Jezus był Bogiem, a Maryja była, według dogmatu, urodzona bez grzechu pierworodnego - to są szczególne przypadki. Moim zdaniem pokazują ludziom wierzącym (i nie tylko), że wszystko się nie kręci wokół seksu, a Maryja pokazuje, do czego człowiek był stworzony - do tego co nadnaturalne, bo przed grzechem pierworodnym nie było seksu (i śmierci). Tylko że do tego stanu nie ma powrotu, ale jeśliby założyć, że życie bez seksu nie jest możliwe - to przestają się liczyć jakiekolwiek zasady - bo jak można się powstrzymać od czegoś, od czego się nie można powstrzymać? Jezus i Maryja to święci, a świętość ma to do siebie, że jest prowokacją wobec świata, wyzwaniem, niepokoi - bo skoro ktoś mógł żyć heroicznie, to budzi się pewien lęk "a może ja też bym tak mógł, tylko mi się nie chce?" - i dlatego jest właśnie potrzebna świętość też jako skrajność, radykalne odrzucenie tego, co mówi świat - żeby pokazać, że można inaczej. "Tylko w małżeństwie" - a to naprawdę tak mało? Czy to nie jest konieczne, do istnienia rodziny, "ograniczenie" seksu do małżeństwa?
-
W tym przypadku aspektu religijnego nie mieszam Ateistką nie jestem, ale z instytucjonalizowaną religią mi nie po drodze. a poza tym, o ile pamiętam, jeszcze jakiś czas temu chyba własnie Ty pisałaś (jeśli nie, to sie pomyliłam), że my, ze środowiska lgbt, prawdziwych uczuć nie posiadamy i tylko seksem się kierujemy więc cóż tu mówić o boskiej mocy? Myślę, że ciężko by było wierzyć, że zinstytucjonalizowana religia - czyli instytucje kościelne - pomogą ułożyć sobie życie prywatne, jeśli się oczekuje jakiejś pomocy, to od Boga - choć ta pomoc jest według mnie nieraz czymś innym niż to, czego oczekujemy. Co do prawdziwych uczuć, to raczej tak nie pisałam, uczucia są zawsze prawdziwe, pisałam, że według mnie na czym innym oparta jest miłość między kobietą a mężczyzną, a na czym innym między ludźmi tej samej płci - i że ta druga jest według mnie mniej trwała, bo nie ma spoiwa, które wynika z uzupełniania się dwóch płci - na różnych poziomach, a do tego uzupełniania się zaprojektowała nas biologia (czy Bóg- jak kto chce). Co do mniejszej trwałości takich związków, tak też mówią statystyki - choć statystyki nie dają interpretacji, czemu tak jest. Ale to, że według mnie jest oparta na czymś innym, to nie znaczy, że nie można jej silnie przeżywać - stratę przyjaciela się mocno przeżywa, a co dopiero kogoś, z kim się żyje.
-
Nie rozumiem i nie daj mi to spokoju
refren odpowiedział(a) na MalaMi1001 temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Prawdziwy powód zna tylko on, albo i to nie (bo może sobie czegoś nie uświadamiać), Ty możesz tylko gdybać, my na forum też, wiem, że męcząca jest taka niejasność, ale na Twoim miejscu już bym odpuściła zastanawianie się nad tym, ewentualnie możesz poprosić go o rozmowę - ja bym tak nie zrobiła, ale to też jakieś wyjście i masz do tego prawo, byle tylko nie skończyło się kolejną fazą "romansu", bo nie wygląda raczej na to, żeby Cię czekało z nim coś dobrego. -
Jakoś nie zauważyłam takiej tendencji u siebie. Osoby, do których coś czułam, albo miały niewiele ze mną wspólnego, albo miały, ale i tak ich jakoś do mnie nic nie ciągnęło, więc chyba u mnie ta tendencja nie działa I jeszcze trzeba spotkać te osoby, które by na tych samych falach nadawały, a u mnie skala odbioru chyba niewielka. Kurcze, to już nie wiem, co tu powiedzieć. My, wierzący, jeszcze mamy od takich rzeczy Boga, żeby tak zdziałał, żeby się odpowiednie osoby spotkały w odpowiednim miejscu i żeby nam się poukładało życie (Boże, jesteś tam?...) zakochujemy sie oczami wiec maja.. wspolny gust Ja akurat nie oczami, choć sama nie wiem czym... Rozumem raczej nie -- 26 paź 2013, 01:42 -- haha, no byś mogła go opindalać za to całe życie Taaa, żeby gadał, że przez moje opindalanie nie może się otworzyć w łóżku?
-
Tak, to byłaby duża pociecha. Taka na całe życie. Niby tak, ale mam mały wybór, niestety. A z tym poznawaniem dużej liczby ludzi, to trochę jak z totolotkiem: im więcej grasz, to tym częściej dajesz sobie szansę na jakąkolwiek wygraną, ale nie masz pewności, ze choć raz trafisz 5-tkę, o 6-tce już nie mówiąc. A ktoś może zagrać raz albo kilka i zgarnąć całą pulę. Oczywiście, w aspekcie towarzyskim jest pewnie większe prawdopodobieństwo, ale działanie dość podobne. No ale chyba ludzie się zakochują w sobie, bo coś mają ze sobą wspólnego, więc jeśli Cię do kogoś ciągnie, to może jego do Ciebie też, bo nadajecie na tych samych falach. Oczywiście nie zawsze tak jest, ale taka jest tendencja.
-
jetodik, zapomniałam dopisać, że wtedy by już było dla mnie za późno, ostatni moment na ucieczkę, to przed nocą poślubną - bo jak jest małżeństwo nieskonsumowane, to chyba jeszcze można unieważnić. Bo nawet jakby był tak kiepski, że by było dalej nieskonsumowane, to liczy się sama próba - nie wnikałam w to, ale obstawiam, że tak jest. Chyba, że celowo ukrył, że jest kompletnym impotentem - to wtedy też można unieważnić ślub.
-
chyba romantyczką no a jakbyś trafiła na miłość odwzajemnioną i w nocy poślubnej okazał się słaby bo niedoświadczony, wtedy konsekwentna byś była w swoim podejściu? pytanie czysto dydaktyczne zaznaczam :> Tak, jak napisałam wcześniej, pewne rzeczy można wyczuć i bez seksu. Ale dla mnie bycie słabym w łóżku, to nie to samo, co bycie niedoświadczonym. To kwestia wrażliwości erotycznej i braku blokad, zaburzeń, kwestia otwartości na bliskość, empatii. Doświadczenie się z czasem nabywa, każdy kiedyś zaczyna. Nie chcę zaczynać nowej dyskusji, ale osobiście wolałabym kogoś, kto nie ma żadnego doświadczenia (o ile nie wynika to z jakichś zaburzeń seksualnych) niż kogoś, kto ogląda pornografię - zwłaszcza w dużych ilościach. Romantyczką nie jestem, nie roztkliwiam się za bardzo nad każdym uczuciem tkliwym i serca wzruszeniem - ani swoim, ani cudzym, odrzucają mnie nawet bardziej skrajni romantycy czy "romantycy", bo mam wrażenie, że myślą życzeniowo i nie potrafią wyjść poza swój punkt widzenia i swoje pragnienia - stąd żale do całego świata. Ale może mam uprzedzenia. Kiedyś na portalu randkowym robiłam test na osobowość i wyszło mi, że z romantyzmem u mnie słabo, bo nie kieruję się uczuciami. Trochę mnie to zdziwiło, ale jak pomyślałam, to doszłam do wniosku, że coś w tym jest. Co nie znaczy, że ich nie mam, przeżywam wszystko intensywnie i czasem mam sto różnych uczuć w jednym momencie.
-
Ale doczekać się w wieku np. 50/60 lat, to też żaden szał:) Akurat miłość nieodwzajemniona ma to do siebie, że tej drugiej strony do miłości zmusić nie można, ale już nawet takie doświadczenie byłoby dla mnie do przyjęcia, bo przynajmniej ja bym coś odczuwała. I nie o kolekcjonowanie jakichkolwiek doświadczeń seksualnych mi chodziło, ale po prostu o normalne życie, w którym seks może być jednym z rozrywkowych elementów, prowadzących do zaspokojenia wielu potrzeb. Nie jestem pewna: bardziej nie wierzysz, że ktoś Ciebie pokocha czy że Ty kogoś - bo masz problem z odczuwaniem?
-
Ja mam swój własny, prywatny podział, pewnie każdy ma inaczej, a większość w ogóle tego nie analizuje. Ja mam analityczne zboczenie zmęczona_wszystkim, Czy ja wiem, może jak ktoś czeka, to się doczeka? I według mnie nie są specjalnie budujące doświadczenia przy miłości nieodwzajemnionej, jakieś to smutne mi się wydaje. Wręcz przygnębiające. Pytanie pewnie, jak ważne dla kogoś jest posiadanie jakichkolwiek doświadczeń seksualnych. Dla mnie "jakiekolwiek, byle były", to nie jest żaden szał, no ale jestem konserwatystką :)
-
Jasne, że to niezależne, ale w miarę jak się starzeję, to coraz bardziej wydaje mi się, że bardziej niezależne w tę stronę, że nie można się zakochać na siłę niż w tę, że nie można się nie zakochać, kiedy jest "chemia". Mam wrażenie, że w zakochaniu też jest jakiś moment wyboru - czy się w to wkręcam czy nie - przynajmniej na początku - tylko że "chemia" torpeduje rozum i nawet jak rozum protestuje, to często się jednak poddaje albo pozwala się oszukiwać. Ale jakiś wybór jest. Może jeszcze parę lat i osiągnę doskonałość
-
milosc moze tak ale nie zakochanie Bo z chrześcijańskiego p. w. miłość to nie zakochanie. Zakochanie jest tylko tworzywem miłości, ale z kolei miłość trwa dłużej niż zakochanie.