-
Postów
2 093 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez scrat
-
To wszystko ma sens - behawioralnie uwarunkowane pobudzenie części mózgu odpowiedzialnej m.in. za odczuwanie lęku. Przemawia to do mnie. Ale nie przemawia ignorowanie powodów, przyczyn. Lucid ma rację, przyczyny trzeba zrozumieć, zracjonalizować, żeby zrozumieć błędy poznawcze, które (być może we wczesnym dzieciństwie) doprowadziły do powstania takiego a nie innego schematu zachowań. Inaczej to będzie wracało. Jedno jest pewne - to wszystko jest wyłącznie w nas, każdy lękowiec to powie - że gdyby jego mózg nie reagował nieadekwatnie do sytuacji to byłoby dobrze. Przynajmniej ja - mam oprócz lęków też inne problemy, ale ze wszystkimi jakoś lepiej lub gorzej sobie radzę - tylko lęki mnie paraliżują. Btw. Amygdala ma swój polski odpowiednik, to ciało migdałowate: http://pl.wikipedia.org/wiki/Cia%C5%82o_migda%C5%82owate
-
U mnie też tak było, najpierw konkretny przedmiot w szkole, potem niestety się pogłębiło. Zresztą teraz już sam nie wiem gdzie kończę się ja a zaczyna działanie leków... Ale funkcjonuję, to jest najważniejsze. Spotkanie ze znajomymi - kiedy jest najgorzej? U mnie wtedy, kiedy muszę na kogoś czekać, choćby chwilę, kiedy wiem że nie mogę się ruszyć bo zawiodę tą osobę. Ogólnie wszystko kręci się wokół chęci spełniania oczekiwań, które (tak mi się w środku wydaje) mają wobec mnie inni. Ktoś na forum polecał metodę Lindena: post162851.html - jeżeli znasz angielski to możesz spróbować. Ja sobie ściągnąłem audiobooka i zamierzam słuchać, zobaczymy czy chociaż trochę pomoże. Z ciekawości - jak jest z sikaniem przy innych? Np. pisuar, ktoś obok się kręci, albo nawet jak jesteś gdzieś z kumplami. Nie jest ci trudno zacząć (i włączają się myśli że jak nie zaczniesz to ktoś pomyśli że masz coś tam nie tak)?
-
Wyczyść cookies.
-
Pewnie z powodu częstomoczu. Ale skoro to występuje tylko w sytuacjach lękowych to raczej nie to... Nie wiem czemu ludzie piszą żeby nie brać. Ja biorę od dawna i prawdę mówiąc tylko to jakoś trzyma mnie na powierzchni, bez nich z domu bym nie wyszedł, a tak pracuję, mam kochającą dziewczynę (przed spotkaniami z którą łykam xanax), jakoś się to kręci. Tylko na studia za słaby jeszcze jestem. A problem mam generalnie identyczny jak ty. Co do psychoterapii - jeżeli już to raczej wyklucza się z lekami. Tzn. psychoterapia uczy cię radzenia sobie z sytuacjami lękowymi, a nie nauczysz się tego nie mając takich sytuacji (bo leki hamują). No - to raczej nie była terapia. Idź normalnie na terapię behawioralno-poznawczą. Ale od razu mówię że łatwo nie będzie, dużo będzie sytuacji kiedy będziesz musiał konfrontować się z lękiem i analizować go w momentach, kiedy najchętniej schowałbyś się gdzieś głęboko i uciekł. Ale inaczej się nie da... Wyjść albo uciec - a jeżeli nie możesz, ale jest dostępna cały czas toaleta? Dla mnie to jest nawet lepsze od ucieczki. Jeżeli wiem że mogę tam siedzieć ile chcę i nikt nie będzie mnie poganiał, czekał w kolejce (bo np. jest kilka toalet), są zamki itd. Sama świadomość tego uspokaja.
-
"scrat, żałuję że cię poznałam. zdychaj w spokoju" miłe.
-
Samo z siebie to będzie tylko gorzej. Na jaki rodzaj terapii chodziłeś? Próbowałeś behawioralno-poznawczej? Jest najskuteczniejsza w takich przypadkach. Nie wiem skąd ta symbolika i dwuznaczności. Jelita są dosyć mocno unerwione i po prostu każdy lęk wyzwala reakcje przystosowawcze - w tym biegunkę. Temat jest dobrze poznany od strony medycznej i psychiatrycznej i jakiekolwiek interpretacje typu "chcesz pozbyć się problemu nie podejmując konfrontacji z nim" są dla mnie niedorzeczne. Nigdy nie myślałeś że to może mieć podłoże społeczne? Czekasz na coś, nie możesz wyjść w tym czasie - bo wstydzisz się tego przed innymi? Ja tak mam jak wchodzę na salę tuż przed egzaminem - bo jak już kartki są rozdane to mogę wyjść ("usprawiedliwiając się" przed grupą że nic nie umiem), konsekwencje niespołeczne (że nie zdam egzaminu) tracą wtedy znaczenie.
-
Brzmi, miałem chodzić, ale jednak okazało się że to nie dla mnie...
-
Nie każdy jest akceptowany społecznie, różni są ludzie - i jeżeli nie odpowiada nam ich towarzystwo to nie musimy się z nimi zadawać. Ale nazywanie tego przyjaźnią... Jak dla mnie mocne nadużycie. Koleżanka z ławki i tyle. Przyjaciel będzie przy kimś nawet jak wszyscy się odwrócą, taka prawda.
-
Życie jest ciężkie i nikt nie mówił że sprawiedliwe...
-
Odpoczynek od niej mógłby według mnie sprawić że spojrzysz trochę z dystansem. Zobaczysz że może być inaczej...
-
Spróbuj spojrzeć na to wszystko z dystansem. Jakby twój najlepszy przyjaciel byl w takiej sytuacji, obiektywnie, co byś mu doradził? Wszystko oczywiście zależy od ciebie... I nie będzie łatwo. Ale - lepiej coś bez przyszłości skończyć szybciej niż później - a jeżeli ktoś stawia takie ultimatum teraz... To ja nie widzę tego przyszłości...
-
Tylko administracyjnie - wydzieliłem posty: problem-z-on-t15442.html
-
Nie mówię że gówniarskie, po prostu tak się czasami życie układa... Mówię ci jak to wygląda z zewnątrz. Jak można w ogóle takie ultimatum komuś postawić... Wygląda to tak że ona będzie cię terroryzowała przez resztę życia.
-
Nawet napięcie przed okresem nie usprawiedliwia wszystkiego... Musisz być silny...
-
Stary, dla swojego zdrowia psychicznego uciekaj od takiej kobiety, ona ci zrobi z życia piekło.
-
O kompromisy chodzi. Musisz się zastanowić - czy ważniejsza jest dla ciebie znajomość z nią, czy to że inni cię odrzucą dlatego, że ją odrzucają. Nie nazywałbym tego przyjaźnią - gdyby to była przyjaźń, to w ogóle nie byłoby takiego dylematu.
-
Chyba mylicie przyjaźń z ...nie wiem, trzymaniem z kimś.
-
I to podporządkowanie całego swojego życia łatwemu dostępowi do toalety, co? Doszłaś już do tego etapu? Jeżeli nie, to postaraj się zrobić wszystko, żeby nie dojść. Ja bywanie w miejscach, gdzie nie mam łatwego i szybkiego dostępu, ograniczam do minimum - i wtedy jest tylko gorzej, uciekanie zamiast konfrontacji jedynie pogłębia lęk. Właściwie czytając to co napisałaś mogę się pod tym podpisać. Z ZJD żyję już z 10 lat, pojawił się jakoś pod koniec podstawówki (mam 24 lata). Bo niestety jelita są mocno unerwione, reakcja na silny lęk jest gwałtowna i automatyczna - zmniejszenie masy ciała przez biegunkę, żeby móc szybciej atakować lub uciekać. Taka zaszłość z czasów kiedy jeszcze nie byliśmy cywilizowani. Jak taka reakcja będzie powstawała w normalnych sytuacjach (bo odbieramy je jako groźniejsze niż są w rzeczywistości) to z czasem może rozwinąć się lęk przed lękiem, wtedy mamy takie samonapędzające się koło - jeżeli lęk dotyczy jakiejś wstydliwej reakcji organizmu na lęk albo takiej, którą czasami trzeba powstrzymać. I witaj nerwico. Druga rzecz która się rozwija to poczucie bezpieczeństwa, kiedy jesteś w toalecie. Jeżeli to się będzie powtarzało to w mózgu zakoduje się, że jeżeli czujesz się zagrożona to wywołanie biegunki finalnie doprowadzi do znalezienia się w toalecie i zniwelowania zagrożenia. Na pewno potrzebujesz psychologa a nie psychiatry? Bo według mnie twój problem jest dosyć jasno określony, tu jest potrzebny psychiatra a nie psycholog. Masz opcję - to cię trochę nie uspokaja? Że co by się nie stało, czy nie pójdziesz na egzamin czy z niego uciekniesz, zawsze jest wyjście - warunek. Zresztą jakąś opcję mamy zawsze. Poczucie że sytuacja jest bez wyjścia jest tylko w nas, w spanikowanej, zapędzonej w ślepą uliczkę psychice. Co do egzaminów (mój najgorszy koszmar, razem z czekaniem na kogoś) - u mnie schiza dotyczy jeszcze momentu między wejściem do sali a rozdaniem pytań. Co reszta grupy pomyśli. Bo jak już pytania są rozdane to można wyjść dając do zrozumienia znajomym, że się nic nie umie i to olewa. Albo skupić na pytaniach, wtedy lęk trochę mija. Ogólnie to się często u mnie obraca wokół relacji społecznych, tego że kogoś zawiodę, że ktoś będzie miał do mnie żal o coś, czego nie zrobiłem z powodu biegunki, co ktoś o mnie pomyśli itd. Np. jadąc do kogoś jest dużo gorzej niż wracając od niego - mimo że w obu przypadkach nie ma dostepu do toalety. Bo wracając od kogoś nie muszę być na konkretną godzinę w domu, mogę wysiąść, iść do kibla - gdzie tylko chcę i ile tylko chcę (pomijając sytuacje typu toaleta w supermarkecie czynnym np. do danej godziny, bo to osobny temat - podobnie jak np. jedna toaleta na dużą ilość osób, czy toaleta bez możliwości zamknięcia się w niej). Mam nadzieję że na terapii grupowej (za tydzień idę pierwszy raz) chociaż w tym temacie trochę pójdzie do przodu. U ciebie też to jest trochę uwarunkowane społecznie? Jakby ludzie zniknęli, nie widzieliby cie, nie miałabyś wobec nich zobowiązań - nie zmniejszyłoby się trochę? Tyle się rozpisałem o sobie a nie napisałem najważniejszej rzeczy - rokowania w takich przypadkach. Lekarze generalnie dają nadzieję chociaż nikt nie mówi że będzie łatwo. Da się wyleczyć pod warunkiem systematycznej i ciężkiej pracy nad sobą. Są różne podejścia terapeutyczne, skuteczne (ale też bolesne i wymagające dużo samozaparcia) jest behawioralno-poznawcze. Chociaż terapie i nadzieje to swoją drogą, miałem okresy w życiu kiedy się poddawałem, miałem już tego wszystkiego dosyć, żyłem szybko i ryzykownie z cichą nadzieją, że w końcu coś zakończy to marne, pełne lęku i biegunek życie - ale nic nie zakończyło, jedyne co zostało to blizny po różnych wypadkach, bójkach, sfrunięciu z okna po pijaku itd. Ostatnio coś mi się przełączyło i znowu chcę walczyć, zobaczymy co z tą terapią grupową wyjdzie. Odpoczywaj, Sayuri...
-
A ile tys. km przejechałeś? Pytam bo po jakimś czasie te znaki zauważają się same, nie myślisz już o tym, robisz to instynktownie.
-
Też nie do końca wierzę, ale spróbuję - w końcu co mi szkodzi. Tyle że zapisuję się też na terapię grupową, nie wiem czy to nie będzie ze sobą kolidowało...
-
Jeździ się jak się jeździ - ja też po mieście nie będę katował się samochodem (teraz śmigam na skuterze). Ale w trasie... To daje ci jakąśtam wolność. Zawsze prawko warto mieć...
-
Kasa rzecz nabyta - a prawko to nie jest niemożliwa rzecz do zdania. Chociaż mnie stres tak zżera że teraz 4 raz będę zdawał i nie wiem czy zdam
-
Jeżeli wszystko jest OK to właściwie co za różnica? Takie to życie jest. Ale chyba warto kraść szczęście? Ty 1500, on 1500, to macie 3k, to nie jest mało. Na wynajęcie mieszkania i życie na w miarę normalnym poziomie starczy. Masz jakieś powody żeby tak myśleć?
-
Może sen jakiś miałeś, snu nie pamiętasz ale nastrój został?