Skocz do zawartości
Nerwica.com

telimenka

Użytkownik
  • Postów

    270
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez telimenka

  1. Smutna... ja też to czasami przeżywam... nie wiem od czego to zależy - czasami jestem w podobnych warunkach przerażona, czasami na luzie... to i tak lepiej niz kiedys - wtedy caly czas czulam lek i balam sie ze inni mnie oceniaja... Mam nadzieje, ze tez powoli jakos zaczniesz dawac sobie z tym rade! Tez przez dlugi czas czulam sie odrzucona, teraz chyba jest juz lepiej... czas jednak w koncu goi wszystkie rany... Trzymaj sie cieplutko! :)
  2. Ze mnie naprawde jest >dupa wolowa< bo nie zagladalam ostatnio na >miasta< Bardzo chcialabym Was poznac... Mam nadzieje, ze uda sie zorganizowac jeszcze kiedys takie spotkanie...
  3. kurcze, myslalam ze ten problem juz mnie nie dotyczy.. dzis w nocy przebudzalam sie co chwile czujac jak dretwieja mi nogi... to bylo okropne!!!!! :(
  4. Ja dobrze wiem jak to jest... Hmm po pewnym czasie poczułam się wręcz zmęczona myśleniem o tym wszystkim!! (Mysłałam że mam raka, schizofrenię, i jeszcze inne, ciągle analizowałam wszystkie moje objawy i tym samym powodowałam kolejne!) Pomyśl sobie "Gorzej nie będzie, może być już tylko lepiej"! To nie jest łatwe wrócić do normalnego życia, ale nie da się tego zrobić nie próbując
  5. No tak, ale jako dziecko byłam bardzo wrażliwa, (podobnie i dziś, ale już nie tak) nie umiałam się sprzeciwić innym dzieciom, nawet nie umiałam powiedzieć innym, że sprawiają mi przykrość Moze dlatego pozwolilam zrobić z siebie taką "ofiarę" No a ta obawa, że stanę się pośmiewiskiem innych... Nawet jeśli żartują ze mnie moi przyjaciele, których znam bardzo dobrze i wiem, że nie chcą mnie w ten sposób zranić - jest mi bardzo przykro. Nie umiem śmiać się z siebie...
  6. Co do szumów - zdarzały się czasem... duszności miałam dwa razy (na szczęście tylko dwa!) Samo przeszło i nie chcę się juz nad tym zastanawiać. Jeśi chodzi o oderwanie od życia - czułam się tak czasamiu... jakbym żyła poza normalnym czasem. Ale wzięłam się w garść i zaczęłam organizować sobie zajęcia.. no i jest już lepiej.
  7. Dawno się nie odzywałam, bo miałam kilka świetnych dni... wczoraj jednak pewna osoba, która mało mnie zna (choć to rodzina) zachowała się wobec mnie grubiańsko.. a ja nie umiałam normalnie zareagować... Najpierw się wściekłam (atak złości) a potem płakałam chyba z godzinę w obecności tej osoby... nie mogłam uciec bo jechaliśmy autem... nie mogłam nic powiedzieć... Gdy ten ktoś chciał już załagodzić sytuację odzywając się ja reagowałam łzami, nie umiałam się opanowac, choć wiedziałam, że sytuacja jest groteskowa... Zdarzało mi się to już wcześniej - reagowanie płaczem na sytuację, która mnie przerasta... ale tak przecież reagują dzieci! Wiem, że w ten sposób się ośmieszam... że inni przestają mnie traktować poważnie (szczególnie osoby które mało mnie znają)... Nie rozumieją dalczego tak się zachowuję.. ja zresztą sama też nie rozumiem!! Aha po tej chwili zdenerwowania usłyszałam teraz pokazałaś swoje prawdziwe ja i to chyba to mnie najbardziej zabolało... To nie "NERWICA"się zachowała głupio... to "JA"... rozumiecie co mam na myśli...? Jak sobie radzić w takich sytuacjach?? Nie chcę pokazywac swojej słabości w tak żałosny sposób godny przedszkolaka...
  8. Wiem jak się czujesz... Też bardzo boję się, że nagle ich nie będzie... i jak ja dam sobie radę? Tak naprawdę to nigdy nie jest się gotowym na ich odejście.. więc po co o tym rozmyślać? Kiedyś myślałam, że dorośli ludzie, którzy pozakładali swoje rodziny są już przygotowani emocjonalnie do tego, że oni muszą odejść i że to naturalne... ale tak chyba nie jest... Myślę, jednak że bycie z kimś kogo się kocha - z mężem, dziećmi pomaga przetrwać ten ból... daltego mam nadzieję (choć to może zabrzmi egoistyczne), że nie będę sama, gdy nadejdzie ten dzień... -ale to tak na marginesie. Jeśli poczujesz się na siłach zainwestuj trochę w jakąś znajomość, wyjdź do ludzi... - to pomoże Ci oderwać się od mysli o utracie rodziny.. 3maj się!
  9. oj zmienia, zmienia... czasami czytam stare pamiętniki i zastanawiam się... "To naprawdę było moje życie? JA to napisałam...?" Wciąż piszę pamiętnik... ale już nie o życiu... o udawaniu, że wciąż jestem tą samą osobą...
  10. witaj, na początku też długo się zastanawiałam czy dołączyć........ jak widać...jestem. I nie żałuję! :)
  11. Pamiętam to drętwienie rąk, wystąpiło u mnie na początku... przerażało mnie... na szczęście nie pojawiło się już nigdy więcej! (i mam nadzieję, że już nie wróci)
  12. Witaj! Myślę, że osobom niewierzącym trudniej jest stawić czoła myśli o śmierci. Kiedyś czułam niesamowitą więź z Bogiem. Byłam pewna, że nic w moim życiu nie dzieje się przypadkiem, że wszystko ma jakiś głębszy sens niezrozumiały dla mnie. Obecnie, po wielu przeżyciach moje refleksje na ten temat są podobne do Twoich... A co jeśli Życie, Wszechświat, to że coś "jest" w ogóle zamiast "nie być" to jakiś wielki kosmiczny przypadek, tragiczne i zarazem śmieszne zrządzenie losu, które nie ma wcale żadnego znaczenia...? Bardzo chcielibyśmy wierzyć, że tak nie jest... że to wszystko ma sens, że naszym praraprzodkiem nie były jednokomórkowce a koniec świata będzie początkiem nowego życia a nie nicości... Człowiek jest jedyną istotą na ziemi, która zadaje pytanie "dlaczego jestem?" Myślę, że to ta samoświadomość istnienia nas przeraża. Zdajemy sobie sprawę z tego, że "jesteśmy" i nie umiemy sobie wyobrazić jak to jest "nie być"... nie chcemy przestać "być". Religia i wiara w życie po śmierci na pewno ogranicza więc nasz strach przed nią... Może dlatego człowiek od zawsze (od kiedy jest "człowiekiem" w dosłownym znaczeniu tego słowa) wierzy w coś (bóstwa, siły nadprzyrodzone) zamiast nie wierzyć w nic.... Życie z wiarą jest łatwiejsze, daje siłę, odporność, czujemy że należymy do jakiejś wspólnoty, czujemy że życie ma sens! Gdy umiałam bezgranicznie zawierzyć Bogu (Gdy w ogóle nie przychodziło mi do głowy, że Jego może nie być!) byłam szczęśliwa ... chciałabym uwierzyć na nowo, naprawdę... chciałabym nie mieć tych wszystkich wątpliwości, nie snuć takich refleksji... ale nie wiem, czy po postawieniu pewnych pytań jest to jeszcze możliwe... Mam nadzieję, że tak!!
  13. To przykre, ale niestety tak jest! Lekarze maja ogromna wladze... a ludzie zwykle sa niczego nieswiadomi...
  14. Wiem co czujesz! Też bardzo się boję, że nie dam sobie bez nich rady... w ogóle nie umiem sobie tego wyobrazić!! Niestety, nie umiem dać sobie z tym rady... inni ludzie raczej nie zastanawiają się godzinami "Co będzie jeśli..."
  15. Witaj!!! :) Szczegolnie to ostatnie daje w kosc! Wiem cos o tym... Jeśli chcesz poczytaj, co napisalam na ten temat w "Krokach do wolności" Trzymaj sie!
  16. Z przyjemnością czyta się takie posty! To wspaniałe, że są ludzie, którzy naprawdę chcą pomóc innym! Zgadzam się, że do sukcesu trzeba dochodzić małymi krokami. Mi również pomagają różnego rodzaju zajęcia.. Brak czasu mnie uzdrawia... nadmiar pogrąża. Nic mnie tak nie wycisza jak basen - czuję się od razu innym czlowiekiem: Spokojna, zrelaksowana... no i towarzystwo przyjaciół nastraja pozytywnie :) Ale z drugiej strony ważna jest samodzielność - kto powiedział, że samemu nie można pójść w różne ciekawe miejsca - lodowisko, zakupy - nie można uzależniać się od innych!!! . Do niedawna, gdy ktoś odrzucał moje propozycje załamywałam się i spędzałam dni płacząc w domu... ("Nikomu na mnie nie zależy")Powiedziałam sobie: dość! Jeśli ludzie nie chcą się świetnie bawić, to ich strata! Samemu również można wiele zdziałać i przy okazji poznać nowe osoby (No i w dodatku ćwiczyć przełamywanie lęku ) pozdrawiam.
  17. Ja rowniez lepiej czuje sie zima, latem denerwuje mnie nadmiar slonca Jednak zachody slonca latem do dla mnie wrecz magiczne chwile - kazdy cieply wieczor staje sie niepowtarzalny... czuje wtedy, ze chce byc z kims - wlasnie w tym momecie! Jesli pojawia sie smutek to dlatego... ze zwykle jestem sama...
  18. Ja również ma ten problem, ale to wina tylko i wyłącznie wrażliwej skóry, nie nerwicy :)
  19. A wiesz ze 'inny specjalista' najczesciej wysyla do psychologa...?
  20. kochajacy i virginia - zgadzam sie z wami. Samoocena i stosunek do ludzi sa baaardzo wazne. Wiem, ze to nienaturalne, ze do tego stopnia przejmuje sie opinia innych, ale zupelnie nie daje sobie z tym rady! Virginia - masz racje, za granica ludzie tak bardzo nie przejmuja sie swoim wygladem, tym co nosza... Mentalnosc naszego spoleczenstwa niestety mi nie sluzy. Mysle, ze to zaczelo sie juz w dziecinstwie, kiedy nie ubieralam sie tak jak inni... teraz przypominam sobie ze ubior nie byl dla mnie taki wazny, dopoki nie zauwazylam, ze inne dzieci wysmiewaja sie ze mnie. Co gorsza - ubieralam sie w takie, a nie inne rzeczy bo podobaly mi sie, (mama szyla mi sliczne spodniczki!) a nie dlatego, ze nie stac mnie bylo na inne... Moze stad ten lek przed byciem soba i opinia innych (to o czym pisze Malpka - przyjmowanie poz) venom - jesli widze post ktory mnie nie dotyczy, np. o lekach przed wychodzeniem z domu albo jazda autobusem... to po prostu nie zabieram glosu, bo wiem ze piszac, ze 'tego nie rozumiem' moge sprawic komus przykrosc...
  21. Również moim zdaniem lepiej by było, gdybyś nie przestawała chodzić do psychiatry. Tak naprawdę rzadko umiemy pomóc sobie sami.. nawet jeśli bardzo chcemy.
×