Zainspirowałem się dziś słowami tragicznie zmarłego Heatha Ledgera: "Ludzie pytają cię o karierę, czy się pobrałeś, kupiłeś dom... Jakby życie było listą zakupów. Nikt nie zapyta cię po prostu czy jesteś szczęśliwy." No właśnie, w pędzie życie, pod presją obowiązków, czy jest czas na refleksję? Czym jest szczęście? I czy jestem szczęśliwy? Jak się głębiej zastanowię to nie. Nie jestem szczęśliwy. I nie wynika to z zaburzeń psychicznych, czy byciem przegrywem w życiu. Wiele przeszkód pokonałem, wyszedłem z choroby, podejmowałem różne prace, żadnej się nie bałem.. Nie jestem przegrywem. Potrafię walczyć. Pytanie tylko o co? Jaki sens? Co dalej? Macie tak? Czuję się jak trybik w maszynie, myślenie zadaniowe, żadnej przyjemności... To już trwa w nieskończoność... Praca, spanie, praca, spanie. Nie wypoczywam. Nie korzystam z życia. Nie mam na to pieniędzy. Nawet gdy mam, jestem zbyt zmęczony, by się cieszyć. Niedługo będę po 30stce, ale dalej czuję się jak dziecko we mgle. Bez tożsamości, bez kierunku w życiu, bez perspektyw na przyszłość. Pracuję, bo muszę. Śpię, bo muszę. Jem, bo muszę. Dawno nie robiłem czegoś, bo chciałem, bo miałem ochotę. Dla psychiatry sprawa jest prosta... Nawrót depresji, zima idzie sezon depresyjny, leki takie i takie, do widzenia, proszę przyjść za miesiąc... Ale to wraca i będzie wracać. I nie mówię o depresji. To jest coś głębszego... To kryzys tożsamości, kryzys egzystencjalny, którego lekami się nie wyleczy. Co najwyżej załagodzą, wyciszą, ale nie dadzą odpowiedzi. Czy ma ktoś podobnie? Czy jestem sam?