Skocz do zawartości
Nerwica.com

HAniaa

Użytkownik
  • Postów

    95
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez HAniaa

  1. Hej! Musze od razu powiedzieć, że aż tak nigdy nie miałam, choć jest to jeden z moich lęków - taka właśnie sytuacja, jak opisujesz. Psycholog może miec rację - to może być znak, że coś się w Tobie zmienia. Pamiętam swoją terapię - był taki moment przełomowy dla mnie, kiedy wiele zaczęłam dostrzegać i rozumieć. A czułam się fatalnie, po prostu fatalnie. A 2 lata terapii niech Cię nie martwią -ja chodziłam chyba z 8:) Zdaje sobie sprawę, że Twój problem jest mega nieprzyjemnyi kłopotliwy - trzymam za Ciebie kciuki i a Twoją terapię też!)
  2. Nikt nie wyzdrowial, u mnie niedlugo mija rocznica od początku problemów z oddychaniem, i jestem w czarnej dupie:) Oddech jest jaki był. Ja poprostu przestałem czytać by o tym zapomnieć, skończyłem terapie, zazywam juz 3 lek (tym razem dulsevia 60mg), nawet przestałem sie badać i nie widze zadnej poprawy, może pora wrócić i sie poumartwiać :) Pocieszam sie tylko tym ze jesli to rzeczywiscie były by problemy z płucami to po roku bym już chyba umarł dawno;d No dokładnie;) ja na przykład nie mogę przełykać od 11 roku życia, a oddychać jakoś od 18 :) Jakbyśmy faktycznie byli chorzy, to już byśmy o tym raczej wiedzieli:) Acha, mi akurat od czytania o dolegliwościach innych robi się lepiej:) Czasem można nieźle się uśmiać:) Niestety mnie to bawi, jak sobie myślę o tym wszystkim:). Nerwica to niewiarygodna rzecz
  3. No to swoją drogą - tyle się słyszy o chorobach cywilizacyjnych i w ogóle o wszystkich innych i o tym, jaka ważna jest profilaktyka czy wczesne wykrywanie. To raczej nie działa na naszą korzyść...:)
  4. Pracowałam kilka lat w rejestracji w przychodni, wiec wiem, na czym polega praca i jak to jest z pacjentami. W niektórych momentach byłam przerażona, jak musiałam znowu ich obsługiwać - bałam się kolejnej afery. Nie miałam natomiast problemu z koleżankami - nie wyobrażam sobie Anna102, jak musi Ci być ciężko -praca jest dość niewdzięczna, a jak do tego doliczyć nieprzychylnych współpracowników, to już w ogóle. Pracowałam też w banku - prze 2 czy trzy tygodnie na call center. Nie wytrzymałam dłużej - nie mogłam sie odnaleźć, sama praca była fatalna, a ludzie - szkoda gadać (oczywiście nie wszyscy). Mam bardzo złe wspomnienia. Ale pracowałam też w innych miejscach,gdzie miałam fantastycznych przełożonych i kolegów , dlatego uwierzcie mi, że to że sie jest w pracy nie oznacza, że do nowego człowieka trzeba podchodzić z wyższością. Można być cierpliwym, życzliwym i wyrozumiałym i pomóc komuś ogarnąć obowiązki i się zaaklimatyzować. Po 2 dniach pracy nie można ocenić, czy ktoś sie do niej nadaje czy nie, albo obrażać się, że ktoś jeszcze czegoś nie umie. Nie oznacza to oczywiście, że jako nowy pracownik nie powinnam dać z siebie wszystkiego - liczy się postawa obu stron. Fakt faktem, że zależy gdzie się trafi. Można trafić tak jak Anna102 i można trafić w miejsce pełne super ludzi. Anna102, trzymam kciuki! ``
  5. Haha:) Lepiej bym tego nie napisała:) Ja w sumie nie wiem,o co chodziło - chyba o to, że nie można komuś z nerwicą zarzucić symulowania, z czym sie ogólnie zgadzam. JAk ktoś mi powie, że symuluje, to tak jak mówisz: porzygam się z bólu głowy, wyjdzie mi kosmiczne ekg, będę miała obniżone leukocyty albo sto innych rzeczy będzie nie tak - a takie rzeczy to raczej ciężko udawać:)
  6. HAniaa

    Upały a nerwica.

    Ja kocham wiosnę i lato - nienawidzę zimy. Czasem wydaje mi sie,że już dłużej nie wytrzymam braku słońca i zimna. Latem czasem zdarza mi się poczuć gorzej w trakcie mega duchoty - zawsze wtedy wydaje mi się, że mam problemy z oddychaniem, chociaż wiadomo, że to wina pogody
  7. Pholler, ja też tak mam - coś mi przechodzi, a jak się skapne, że dobrze się czuje, to momentalnie znów wraca:) nie martw się - jakby co, ja też nie wiem, jak wyzdrowieć:) wiejskifilozof - to chyba dlatego jest takie straszne, bo te dolegliwości czujemy naprawdę i teoretycznie one naprawdę mogą oznaczać jakąś dolegliwość:) Nie powiedziałabym, że to symulowanie, bo nie udajemy, że coś nas boli, ściska, dusi itp, tylko realnie to odczuwamy. :)
  8. Ja mam na przykład tak, że 2 dolegliwości potrafią momentalnie się u mnie wymienić - najpierw boli mnie brzuch przykładowo, a potem nagle zauważam, że już mnie nie boli, a za to nie mogę przełykać:) Takie sytuacje zawsze mnie pocieszają, przynajmniej chwilowo, bo przekonuje się, że to kwestia głowy. Ogólnie uważam, że to niesamowite, że człowiek potrafi "wytworzyć" objawy typowe dla danej choroby. No ale niestety czasem łatwiej jest popaść w chorobę, niż żyć
  9. JA też mam czasem dłuższe fazy bez żadnych dolegliwości:) ale jednak prędzej czy później zawsze coś wróci albo pojawi się coś nowego:)
  10. Pholler, ja mam tak samo - niby nie panikuje (chociaż czasem już się tak nakręcę, że to nieuniknione), ale jednocześnie cały czas myślę o objawach. To właściwie niekończąca się historia - jeden objaw ustępuje, pojawia się kolejny i tak w kółko. I głęboko wątpie, że kiedykolwiek mi to minie....:) Chyba nauczyłam się z tym żyć:)
  11. Hej, wybaczcie, że zmienię temat, ale zaglądnęłam tu po latach i korci mnie, żeby ładnie wypisać choroby , jakie sobie w życiu wynalazłam. Kiedy już wydaje mi się, że miałam już wszystko, zawsze pojawi się coś nowego:) - guz mózgu, -rak piersi, -rak jajników - rak jelita grubego -refluks -zator -rak migdałka - schizofrenia -stwardnienie rozsiane - choroby serca - tętniak aorty brzusznej i głowy - wrzody - tężec -białaczka, -rak żołądka -wstrząs anafilaktyczny Tyle pamiętam tak na szybko:) Wszystko oczywiście zawdzięczam całej gamie objawów somatycznych, które bywają różne. Moje hity to: - trudności w przełykaniu do tego stopnia, że po prostu nie jem i chudnę (a zupę popijam wodą) -trudności w oddychaniu -migreny - nieustanne napięci mięśni - szyi, karku, nóg, szczęki, brzucha i innych -gula w garde -kołatanie serca, mocne i przyspieszone bicie, czasem nagłe dodatkowe uderzenia, które aż mnie zatykają -ukłucia i prądy w głowie - drżenie mięśni i mrowienie, a czasem regularne drgawki, -swędzenie skóry - bezsenność - nagłe wybudzenia przy zasypianiu i w ogóle w nocy - budzę się przerażona i ten stan utrzymuje się, dopóki nie ogarnę, gdzie jestem i kim jestem - derealizacja, depersonalizacje - uczucie "znikania" - wydaje mi się, że zaraz stracę świadomość -wrażenie, że nie kontroluje nóg i zaraz upadnę -uczucie ucisku w żołądku i klatce piersiowej -mdłości -uczucie osłabienia, - bóle w klatce piersiowej w okolicy serca -szum w uszach połączony z pulsowaniem -różne anomalie cyklu i zawirowania ze strony okładu pokarmowego -napady gorąca -ataki paniki oczywiście:) Boję się, że się udławię albo uduszę. Boję się kolejnego ataku paniki, omdlenia i zawału. Boję się brać leki czy jeść nowe rzeczy z obawy przed reakcją alergiczną. Boję się, że stracę czucie w nogach i upadnę, boję się, gdy jest mi za ciepło, gdy mam rumieńce albo kiedy jest duszno a dworze. Boję się wszystkich rzeczy, które mogą spotkać mnie nagle, każdego dnia, o każdej porze i w każdym miejscu. Pozdrawiam i życzę spokojne nocki:)
  12. O tak, to może być prawda, że specjalnie psycholog tak powiedział. Pamiętam, jak sama miałam ten problem. Na jednym spotkaniu z psychologiem, nie pamiętam już dokładnie wymiany zdań, ale skończyło się na tym, że pani mi powiedziała, że tak, mogę komuś zrobić krzywdę. I było to zdecydowanie coś innego niz chciałam wtedy usłyszeć. Wpadłam w taką panikę, że nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Potem z nią o tym rozmawiałam i przyznała się, że zrobiła to celowo. Człowiek z nn nie jest w stanie zrobić komuś krzywdy-to usłyszałam na kolejnej wizycie;)) I tego się trzymajcie!:))
  13. Aga, ja tak miałam-i myśli mordercze i bluźniercze. Parę lat temu nie mogłam normalnie funkcjonować, całe dnie i nocy trzęsłam się (dosłownie) ze strachu, że zamorduję mamę,brata czy chłopka. Udało mi sie tego pozbyć dzięki terapii. Okazało się, że to chodzi o złość. Człowiek jest cholernie wściekły, ale się cenzuruje i nie dopuszcza złości do świadomości. A ona musi mieć ujście, bo przecież nic w naturze nie ginie:) I przejawia się w takich natręctwach. Pamiętam, jak kiedyś dawno temu czytałam o tym tutaj na forum i zobaczyłam, jak dużo osób coś takiego ma. Wtedy spytałam terapeutkę tak ironicznie (bo jeszcze nie dowierzałam, że rozwiązanie jest takie proste:)), czy niby wszyscy ludzie, co mają takie myśli są po prostu wściekli. A ona na to, że właśnie tak. Oczywiście, nie musisz się martwić, że skrzywdzisz dziecko. Jedno ze zdań, które usłyszałam a terapii i które zapadło mi w pamięć, to to, że ludzie z nerwicą natręctw nie są w stanie nikomu nic zrobić-nie tylko nie chcą, ale nie są po prostu zdolni do takich rzeczy.Wiem, że łatwo się mówi, ale uwierz mi, dokładnie wiem, jak to jest. Jak tylko widziałam nóż w kuchni, to mało zawału nie dostawałam ze strachu, że zaraz kogoś zadźgam. Zresztą każdy przedmiot pod ręką wydawał się dobry. Nie zwariowałaś. Mój mąż w takich gorszych chwilach (które akurat znowu nastały...)zawsze mi mówi,że to tylko moja główka i przecież o tym dobrze wiem. I jak sobie pomyślę, że wszystkie objawy fizyczne i myśli to TYLKO wynik nerwicy, to robi mi się lepiej:) Idź do psychiatry-leki na pewna pomogą:))To na dobry początek:)) Polecam Ci też terapię-moim zdaniem to jedyna możliwość, żeby pozbyć się problemu na dobre. Trzymam za Ciebie kciuki i życzę powodzenia:)NA pewno się uda:)))
  14. No i druga noc z rzędu będzie nieprzespana... O opętaniu tez kiedyś myślałam:) A z najnowszych moich diagnoz, z minionego dnia, jest tętniak aorty brzusznej.
  15. Ja myślę, że to typowe dla nerwicy:) JA z kolei chwilowo noc spędzam na komuterze, bo tylko to odciąga mnie od skupiania sie na przełykaniu i oddychaniu. To jest jedyny sposób, chyba od lat tak robię, który pozwala mi przetrwać ciężką noc. Ostatnio głównie się dławię i duszę, ale mam już też za sobą: zawał serca raka mózgu, raka węzłów chłonnych, raka piersi, białaczkę, psychozy, raka jajników, Większość przechodziłam kilka razy. A teraz mam jeszcze jakies obawy o jelita, żołądek i trzustkę... :) ) PS. Anoreksji jeszcze nie miałam, ale nie zdziwię się, jak kiedyś się pojawi:) A sposób, o którym mówisz, że np. specjalnie idziesz coś zjeść, uważam za dobry. Ja też juz iwele razy w różnych okolicznościach robiłam różne rzeczy na przekór natręctwom. I jak się okazuje, że można coś spokojnie zrobić, to robi się lżej:))
  16. JA mam ten sam problem. Od tygodnia czuje się tak źle, że już nie daje rady. Milion natręctw na sekundę. Dzisiaj na terapii o tym rozmawiałam. No i to oczywiście nie chodzi o sam wypadek, tylko o mnie. Ta sytuacja po prostu w jakiś sposób hmmm uruchomiła, pobudziła we mnie ukryte problemy psychiczne. Np. właśnie ten, że czuje się tak, jakby mi narzucali żałobę i kazali rozpaczać. A ja w ogóle tak nie czuje.I tu jest konflikt, bo uważam, że to, co czuje jest złe i powinnam czuć tak, jak mi każą i jak pokazują w tv. To taki jeden przykład. Tak z ciekawości znów tu zajrzałam, czy będzie cos na ten temat i prosze. Znowu się okazuje, że nerwicowcy reagują dokładnie tak samo ( albo podobnie) na pewne rzeczy. :)
  17. Też mam takie natręctwa :) Boje sie śmiać i cieszyć, bo myślę, że ktoś z tego powodu umrze.
  18. Ja przede wszystkim nie moge przełykać, czasem nie moge oddychać, boli mnie głowa, wydaje mi się , że zaraz upadnę. :))
  19. Giani, czemu uważasz , że psychoterapia, to tylko prywatnie?Ja od 4 latach chodze normalnie do przychodni. Moja terapeutka ma też prywatny gabinet, ale po co mam za to płacić, skoro moge mieć za darmo? Kobieta jest świetna, bardzo mi pomaga. Absolutnie mam odmienne zdanie w tym temacie, trzeba tylko dobrze poszukać. Zanim trafiłam na tę osobę, chodziłam do innych. Niestety, nie pomogli mi. Ale to chyba wina metody. Widze spore różnice między sposobami prowadzenia terapii. W każdym razie myślę, ze dobry terapeuta nie jest jednoznaczne z prywatnym. Nigdy nie brałam pod uwagę opcji , ze będę się leczyć prywatnie. Bo to nie idzie się raz na 3 miesiące, tylko raz w tygodniu. Zresztą, chyba wielu terapeutów ma i prywatne gabinety i pracuje w NFZ:)
  20. Też tak uważam Mafju:) Mi terapeutka mówi, ze takie stany kiepskie, kryzysy, lęki, w sensie, kiedy jest no naprawde kiepsko, są potrzebne, bo one o czymś świadczą. Wtedy zawsze to analizujemy i coś z tego wychodzi. W tym czasie można dużo zauważyć. A leki np. hamują emocje i wyciszają je, więc w pewnym sensie troche terapie utrudniają. Ja czasem mam wrażenie, ze terapeutka się cieszy, jak mi jest źle:) To wtedy interesuje i od razu drąży problem:)
  21. Nie wystarczy sobie uświadomić. Trzeba jeszcze te emocje przeżyć. A co masz na myśli, mówiąc, że sobie uświadomiłas? W żadnym razie się do nich nie przyzwyczajaj! Z doświadczenia w terapii wiem, że nie wystarczy WIEDZIEĆ, skąd jest problem. Nie wystarczy wiedzieć i rozumieć. Nie potrafie tego opisać słowami. Moja sytuacja była podobna do Waszych wyżej opisanych. Pamiętam, przez jakie etapy przechodziałam na terapii. Najpierw nie wierzyłam w to, co mówiła terapeutka. Potem wierzyłam, ale nie byłam do tego przekonana. Potem już zaczynało do mnie dochodzić: wiedziałam co i jak, ale nie czułam tego. A potem przychodził jakiś przełom. Ja złość uświadomioną czułam jako coś we mnie, coś fizycznego, taka jakby zbita kula we mnie siedziała i czekala, aż się wydostanie. I jakoś to się stało. Mówisz o autoterapii. Jasne, ze tak, bez własnego zaangażowania żadna terapia nie ma sensu. Ale jednak nie jesteśmy specjalistami , żeby samemu się leczyć. To terapeuta powinien prowadzić terapie i kierować Tobą, zeby wszystko szło w dobrym kierunku. Czasem wystarczy jedno zdanie terapeuty i nagle coś Ci świta, coś się dzieje. Trafia do Ciebie coś i zmienia Twój pogląd, podejście do czegoś. Ale widzę, że jesteś na dobrej drodze! To już coś, że sie wie, skąd się ma nerwice:))) Brawo:) Powodzenia:)
  22. No pewnie, że idź do lekarza! Po co się męczyć, na dobry początek leki pomogą:) Warto też pomyśleć o terapii:)
  23. Konewkaa, to chyba każda z nas uważa, że wmawia sobie miłość:)Nie tylko Ty:) Ile razy mnie to dobijało:) Ale teraz powiem, to co wszędzie i przy każdej okazji mówię. To, że boimy się, że nie kochamy, to tylko objawy naszej nerwicy. Nie mają one nic wspólnego z rzeczywistymi uczuciami. Nerwica maskuje uczucia i nie dopuszcza ich do głosu. To, ze mamy takie natręctwa nie oznacza tego, że naprawdę nie kochamy. To tylko symptom jakiegoś problemu psychicznego. Tak jak np. ja się kiedyś bałam, ze zamorduję mamę albo brata. I co? Przecież nie chciałam ich zabić, a okazało się, że to tłumiona złość. I tak samo jest w tym przypadku. Tak więc głowa do góry:) Wiem, jak to jest, wiem, że łatwo mówić, jak się ma takie myśli. Ale wiem też, ze te myśli to tylko symbole. Sama przez to przeszłam, na własnym przykładzie mówię, więc prosze mi uwierzyć:) I nie dawać za wygraną dziewczyny:))) O, prosze, Oliwka ładnie napisała:) Dokładnie to potwierdza to , co napisałam:) I to kolejny przykład na to, ze terapia jest niezbędna i jest podstawową i jedynie skuteczną na zawsze ( moim zdaniem) metodą leczenia:)
  24. Dlaczego nie porozmawiać o tym z psychologiem?Nie rozumiem. Niektóre z Was piszą, jak długą męczą się z tym problemem. Przecież to samo nie minie! Trzeba sobie odrobinę dopomóc;) Miałam to samo. Bałam się patrzeć na innych, bo jeszcze by mi się ktoś spodobał, a jak już sie spodobał, to był koniec. Strasznie sie bałam, ze nie kocham...Wyszukiwałam wady itp itd. A to strach przed uczuciami i nieakceptowanie ich, uznawanie za złe itd. Teraz patrze na ładnego chłopaka na ulicy i myślę, ze superowy i ok. TAką mamy nature, nie możemy sie pozbyć uczuć. One nie zależą od nas. Po prosu są. :)Pozdrawiam:)
  25. HAniaa

    WAZNE

    Żeby była jasność:) Paktofonikaz, tabletki biorę po to, żeby normalnie funkcjonować: nie trzęść się ze strachu itp. I biorę je tylko wtedy, kiedy czuję, ze naprawdę musze. Ale tez wiadomo, ze się ich nie bierze jak Ritinoscorbinu. Nie można jednego dnia brać a drugiego odstawić. Poza tym, tabletki nie likwidują natręctw, tylko lęk, strach ( w moim wypadku). Natrętne myśli nie znikają, mam je bez względu na to, czy biore leki, czy nie.To po pierwsze. Po drugie, już też pisałam że 4 rok chodzę na terapię i to mi pomaga. Wielu problemów już się pozbyłam. Oprócz tego chodzę na terapie grupowe, raz na jakiś czas- to też pomaga. To, o czym mówisz, ze Ci pomogło, to tzw. terapia behawioralna. Ta metoda nie usuwa przyczyn natręctw. Zwykle pomaga tez na krótko. Tyle wiem na ten temat. I nieraz już próbowałam takiego czegoś, o czym piszesz. Uważam, że nie ma jednak sensu, żebym walczyla z natręctwami i się im przeciwstawiała. Bo to TYLKO objaw innych problemów. I to niemi trzeba się zająć, a nie objawami. Nie chcę jednak przez to powiedzieć, że natręctwa do Ciebie wrócą; mam nadzieję, ze nie i że faktycznie jesteś już zdrowa! Tego Ci życzę:) Chciałabym tylko zapytać, jak długo już jesteś zdrowa i jak długo się tego pozbywałaś?:) I proszę, nie mów, że nie robię wszystkiego. Robię wszystko to, co mi pomaga. Wiem też, co jest przyczyną mojej nerwicy: uważam, ze to najważniejsze, bo powoli będę mogła się jej pozbywać. Kiedys sama właśnie nawet pytałam psychologa o terapię behawioralną, bo byłam tym zainteresowana. Dowiedziałam się tego, co napisałam wyżej. Może włąśnie różnica między nami polega na innej przyczynie nerwicy?Bo u mnie to sprawy z dzieciństwa, z którymi muszę się uporać...:) Pozdrawiam:)
×